Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Skomplikowane relacje rodzinne - sprawy finansowe

Być może miałeś jakieś nieciekawe przeżycia, traumę i chcesz to z siebie "wyrzucić"?
Albo nie znalazłeś dla siebie odpowiedniego działu i masz ochotę po prostu napisać o sobie?
Możesz to zrobić właśnie tutaj!

Rozmawiamy tu również o naszych możliwych predyspozycjach do zaburzeń, dorastaniu, dzieciństwie itp.
ODPOWIEDZ
Krys
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 14 marca 2017, o 16:39

29 marca 2024, o 18:02

Szukam jakiegoś wsparcia bo od jakiegoś czasu nawarstwiają się we mnie emocje i stresy a ten jest największy. 
Mianowicie szykuje się duży konflikt pomiędzy mną a rodzicami, ja nie daję wiary że oni mi to robią a oni mają mnie za psychola że coś od nich chcę.
Szukam kogoś kto może to jakoś z zewnątrz ocenić bez emocji jakie ja w sobie mam. 

Sprawa ma swoje korzenie dobre 20 lat temu, kiedy mój ojciec kupił pewien biznes (po tym jak zbańczył jego wcześniejszy).
Nie mieliśmy na nic forsy, on z mamą próbowali coś tam rozkręcać, ja akurat wyjeżdżałem na studia, mój brat (młodszy o 2 lata) kończył średnią szkołę.   
Przez pierwszy rok na studiach dostawałem od nich 500 zł z czego 250 zł miałem na opłacenie czynszu, ze 100 na rachunki a reszta na przeżycie. 
W wakacje po pierwszym roku wyjechałem do UK do pracy, tam coś zarobiłem, za te zarobione pieniądze kupiłem nagrywarkę do płyt CD, też za resztę zapisałem się na drugi płatny zaoczny kierunek studiów, pierwszy był dzienny, zamieszkałem też w akademiku i dostałem stypendium socjalne. 
Od pierwszych dni mieszkania w akademiku nagrywałem płyty, handlowałem różnymi rzeczami, częściami komputerowymi etc i moja sytuacja już była dobra a czasami nawet bardzo dobra. 
W tym czasie mój brat skończył szkołę średnią, poszedł na studia ale nawet nie dotrwał do semestru, raczej nigdy się nie chciał uczyć ani nie miał do tego cierpliwości. 
Ojciec załatwił jemu dosyć dobrą pracę, u znajomych, pilnował biznesu, dostał od rodziców samochód, od tych ludzi od tego biznesu dostał dom w którym mógł mieszkać. 
Zaczął kręcić tam lody, lewe interesy, wszystko co zarobił to przehulał, powiedzmy że ma bardzo drogie hobby niech będą to drogie rowery i potrafi na nie wydawać raz na jakiś czas 10-20 tyś zł. 
Też zaczął mieć dosyć duże poczucie własnej wartości, co to nie on, zarabia duże hajsy, imprezy, znajomości.
Ale zaczęło się robić dosyć gorąco, okazało się że dosyć często imprezuje, nadużywa alku, podobno przewalili tam też czegoś dużo na lewo, wszystko co tam zarobił wydał na hobby. 
Ojciec jak się o tym dowiedział zabrał go i załatwił jemu pracę u innego znajomego.
W sumie podobna funkcja, brat pilnował tam biznesu, człowiek miał firmy rozsiane po kraju a brat był jego jakby kierownikiem w jednym z nich.
Miał pomóc w rozwoju tego biznesu, jak się okazało była to harówka ponad siły, brat po roku się poddał.
Wtedy wrócił do rodziców i miał pomóc ojcu w biznesie, urodził się jemu syn, dostali od rodziców mieszkanie, zamieszkał tam z żoną. Ja się uczyłem, dwa kierunki, robiłem swoje małe biznesy, przyjeżdżałem do rodziców raz na jakiś czas, coś tam pomagałem.
Też się okazało że mają tam taki uszkodzony samochód 4x4 który jak się okazało mój brat chciał oddać znajomemu za tysiaka, ja jak się dowiedziałem zrobiłem awanturę, wrzuciłem szybko ogłoszenie na allegro ze sprzedam na części, od razu jakieś telefony i przez 2-3 lata sprzedawałem ten samochód na cześci i udało mi się na tym zarobić 20-30 tyś zł. 
Niestety ojciec z bratem za nic w świecie się nie umieli dogadać, wieczna wojna. 
Brat się zabrał i wyjechał za granice do pracy, jego żona tam jeszcze chwile mieszkała u rodziców, trochę u swoich, ale jak brat zaczął coś zarabiać zaczął budować dom (40 km od rodziców). 
W tym czasie ojciec cały czas rozkręcał swój biznes ale szło jemu coraz gorzej, na tyle gorzej że popadł w problemy zdrowotne. 
Odezwałem się do brata żeby jemu jakoś pomóc, mówię że może ogarnąć trochę forsy, może ja wyjadę do pracy za granicą, ale brat że nie ma szans, jeszcze zabrał jemu coś co tam jemu pożyczył wcześniej. 

Ja za zarobioną kasę z tych części samochodowych wyjechałem po studiach do USA na work&travel, tam zapierniczam dobre 5 miesięcy, udało mi się nieźle zarobić. 
Po powrocie do Polski, całość zainwestowałem w ziemię rolną, kupiłem 50h ziemi, zalesiłem, zrobiłem tam jeszcze inne rzeczy ale zacząłem dostawać z tej ziemi realne profity typu 50-100 tys zł rocznie.
Przy całej tej inwestycji pomagał mi ojciec, bez niego bym pewnie tego nie zrobił.
Co roku ta cała forsa z tej ziemi zasiała biznes ojca (co istotne zapisany na mnie i brata) ale to nie było tak że dawałem to forsę ojcu tylko pożyczałem. 
Ale doszło do tego że robił sobie z nią co chciał, traktował tak jakby to była jego i pomimo tego że zabrał z tego jakieś 300-400 tyś zł ja nie mogłem się doprosić 50 tyś na to żeby mi oddał żebym miał na wkład własny na moje pierwsze mieszkanie, na chwile przed tym jak rodził się mój syn. Musiał od kogoś pożyczyć żeby mi dać. 
No ale tak, dzięki tej forsie odbił się od dna, zaczęliśmy robić coraz więcej rzeczy wspólnie, ja ogarnialem załóżmy jakieś papierkowe rzeczy zdalnie (mieszkam w dużym mieście), jeździłem po różnych urzędach, on był na miejscu. Mój brat cały czas za granicą, raz w Finlandii, raz we Francji, przyjeżdżał do rodziców w odwiedziny raz na pół roku czas, wszystko co zarobił inwestował w chatę, samochody, kupił w pewnym momencie z 4 szt (jeden musi mieć on do pracy, żona swój, coś do jeżdżenia w terenie i suv do wyjazdów do znajomych ;). Ja nawet nie miałem żadnego samochodu.
Moja sytuacja zaczęła się też komplikować, frustracja z pracy, problemy osobiste, kredyt na mieszkanie. 
Zacząłem szukać nowej pracy, udało się znaleźć taką w której zarabiałem ponad 2x więcej, wiązało się to z relokacja, bliżej rodziców.  Wyjechałem do nowego miasta, mieszkanie w poprzednim mieście udało mi się wynająć, w nowym z z kolei ja wynajmowałem. 
Po pewnym czasie też sobie kupiłem własne, również na kredyt.Relacje z rodzicami miałem super, odwiedzałem ich co chwile, pomagałem we wszystkim, tematów z ich biznesem miałem tak często na 1h dziennie. 
Czasami nawet więcej, różne zakupy, negocjacje, szukanie rozwiązań, ciągłe telefony od nich w różnych sprawach. 
Moja forsa cały czas tam zasila ich biznes, oni stanęli na nogi, zaczęli sobie budować nowy dom. 
Generalnie niby wszystko co tam się działo, działo się jakby na moją firmę czyli ja byłem i jestem właścicielem wszystkiego co tam się dzieje, może poza głównym zakładem bo mam współwłasności z bratem. Ja byłem pod ręką, więc jakieś banki, konta, itp wszystko była na mojej głowie. Ojciec ze względu że bankrut nie mógł mieć nic na siebie. 
Ja trochę zaczął podupadać na zdrowiu, nowa praca, dużo pracy, stresy, nawet byłem przez chwile na dłuższym L4. 
Mój ojciec miał jeszcze taki problem że do tego zakładu należała taka inna działka, na której jest niezbędna infrastruktura umożliwiająca działanie biznesu mojego ojca. 
Niestety ta działka była w rękach prywatnych innej osoby, która ojca cały czas szantażowała. 
Niby się kumplowali ale facet go ciągle szantażował.Wtedy kiedy ja byłem dosyć mocno chory, facet przyszedł do niego i powiedział że sprzedaje to wszystko ale daje jemu czas do końca tygodnia bo chce nam dać możliwości pierwokupu.
Ojciec wtedy przyszedł do mnie, ja ledwo co żywy, on że musimy to kupić, on nie ma forsy ale wie że ja mam, było na to potrzebne grube setki tysięcy zł.
Ojciec już wtedy wisiał mi kilkaset tyś, plus przyszedł po jeszcze, powiedział że ja to kupię ale on mi połowę odda z tego zakupu. Zgodziłem się. 
Kupiliśmy, trochę się jeszcze zapożyczyłem, zorganizowałem forse.
Na tych nowych terenach był zaniedbany dom, rodzice pomogli mi go wyremontować, jak tylko udało się ogarnąć to wynająłem go. 
Też nie chcieli się na to zgodzić żeby się nikt nie kręcił ale postawiłem na swoim. 
Po dwóch latach ojciec mi zaczął oddawać forsę, ja to co dostawałem zacząłem wrzucać w nieruchomości jeszcze jak były w miarę tanie. 
Połowę miałem swojego, reszta kredyt, kupowałem chaty jedna po drugiej.
W sumie tak kupiłem 8 mieszkań, mam na to jakiś mln kredytu ale wszystko się kręci. Brat, rodzice jak zobaczyli że żyje mi się coraz lepiej bo tu jakieś dotacje, tu te mieszkania, tu podwyżki w pracy wszędzie zaczęła pojawiać się mega zazdrość. 
Brat przestał się praktycznie odzywać, zaczęło go na maksa denerwować że w biznesie ojca, w którym jesteśmy wspólnie niby właścicielami (terenu) to ja praktycznie o wszystkim decyduje.
On coraz bardziej sfrustrowany, życie na obczyźnie, rodzina w Polsce, jego sytuacja zawodowa, finansowa od lat bez zmian. 
Ciągłe jego zarobki i żony są na wysokim poziomie i oscylują pomiędzy 10-20 tyś zł ale do utrzymania wielki dom, samochody ale też nie ma żadnych kredytów.
Ja pomimo że kupiłem 8 mieszkań, sam mieszkam w małym mieszkaniu z 50m2, z lat 90, jeżdzę 10 letnim samochodem. 
Fakt marzę żeby w końcu kupić coś dla siebie, kiedy jak nie teraz, już nie mam 30 lat. 
Rodzice postawili sobie super chatę, brat też ma super chatę ogród etc a ja mieszkanie 50m2.
Planuje coś szukać, ale teraz mieszkania takie z 80 m2 w jakieś fajnej okolicy, czy nawet dom w mieście, z garażem to ponad mln zł. 
Ojciec zawsze mi coś tam obiecał że mi odpali ale na końcu już nie chcę go męczyć, ma swoje lata. 
Ostatni rok to zwalnia trochę w biznesie, robi dużo mniej, może 1/3 tego co kiedyś, ma emeryturę. 
W mojej branży szukają ludzi, biorę drugi etat pracuje jednocześnie, mówię pociągnę tak chwile, coś tam uzbieram, ogarnę sobie chociaż połowę na chate resztę w kredyt. 
Też te wynajmy idą spoko ale stopy procentowe wysokie, raty wysokie więc szału nie ma. 
Brat się dowiaduje że ja mam drugi etat, rodzice też. 
Mój brat zaczyna im płakać jak jemu ciężko i namawia ich żeby znowu wznowili produkcję bo on uwaga marzy żeby kupić mieszkania dla swoich dzieci i znowu coś chce władować w swoje hobby i potrzebuje forsy. 
Ojciec dzwoni do mnie że trzeba wspólnie porozmawiać ze wszystkimi, co my planujemy robić dalej z tym biznesem bo mój brat chciałby wrócić do kraju i się tym zająć. Ja mówię ok. Nagle temat rozmowy cichnie ale ojciec wznawia produkcję, mój brat zaczyna się tam regularnie pojawiać, gdzie wcześniej był tam raz na kwartał lub pół roku. Pytam się ojca czy to dla niego, zaczyna kręcić że niby, nie ale co miał jemu powiedzieć, co miał zrobić. 
Ja jestem wk... że mieliśmy rozmawiać ale olali mnie, uważają że mi odwaliło że mam z tym problem, że to nie moje sprawy, bratu trzeba pomóc skoro prosi.
Jak mówię że dlaczego jemu trzeba pomagać, skoro nie ma żadnych kredytów, chatę za ponad mln, 4 samochody, od 15 lat pracuje za granica, żona pracuje i wszystko co zarobią od razu wydaja więc o co chodzi?
Mama że o co mi chodzi, że ja mam tyle mieszkań, mam dwa etaty, tyle mi pomogli i mam spadać.
Ja mówię że to ja im życie tam uratowałem, od 15 lat pomagam i nie dostałem za to ani grosza a cały czas mi coś obiecali, mieszkam w mały mieszkaniu, mam mase kredytów.
Oni że mam się wstydzić, że pomogli mi kupić ten teren, a ja że to ja im pomogłem kupić, że to oni mnie prosili.
Jest kosa. 

Trochę długa historia, choć dla mnie to jest  wierzchołek góry.
Ojciec jest trochę toksyczny, przy każdej okazji podkreśla że wszystko zawdzięczam jemu, gdyby nie on to bym marnie skończył.
Też od zawsze faworyzuje mojego brata bo są bardzo podobni do siebie z charakteru i zainteresowań. 
Nie wiem czy komuś udało się dotrwać do końca. Jakieś pomysłu? Czy moja frustracja jest uzasadniona? Czy źle oceniam tą sytuacje? 
ODPOWIEDZ