Wrzucam może ktoś się przytuli.
Jestem zaburzona. To wiem. Rozumiem moje lęki moje schematy i pułapki zaburzenia. Mam większą wiedzę o psychoterapii niż mój terapeuta (żarcik) i widzę czarno na białym jak działam. Ale i tak ta francowata tęsknota za tym „ idealnym” życiem sprzed zaburzenia, za tą beztroską ignorancją za życiem tylko dla swojego komfortu. Bo już nie ma powrotu za dużo przeżyłam. Za dużo strachu i przerażenia przeszło mi przez duszę by czuć się jak przed tem. Chociaż wiem że w tym magicznym WTEDY byłam już w mega zaburzeniu ale lęku jako takiego nie było, bardziej depresja i zmęczenie spowodowanym wieloletnim tłumieniem emocji. Ale nie było tematu lęków nieprzespanych nocy ciągłego napięcia i wiecznej analizy.
Mimo tego …. Ta wyjąca tęsknota za tym iluzorycznym wtedy, poczucie że życie się skończyło i podobne majaczenia. I ta ciągła walka by się temu nie poddać i nie uwierzyć.
Czy ktoś się tak bejcował się z tym podobnie?
Dlaczego tak trudno jest odpuścić i iść do przodu? Dlaczego tak trudno się z tą francą pogodzić?
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?