samotnosc

Tutaj rozmawiamy na tematy naszych partnerów, rodzin, miłości oraz zakochania.
O kłopotach w naszych związkach, rodzinach, (niezgodność charakterów, toksyczność, zdrada, chorobliwa zazdrość, przemoc domowa, a może ktoś w rodzinie ma zaburzenie? Itp.)
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Andrzej
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 48
Rejestracja: 21 czerwca 2010, o 23:22

18 lipca 2011, o 15:15

Witam pisze w dziale o związkach ale w zasadzie to chce pisac o braku zwiazku. Jestem sam, nie z wyboru, po prsotu nie wiem jak z kimś być, jak i gdzie kogośpoznać. Zawsze miałem z tym problem. Zawsze byłem sam nawet jak mi sie juz udało z kimś krótko byc. Miałem jeden poważny zwiazek któy skonczył się jednak katastrofą. Mam obsesję na punkcie mojej samotności. Mam wrażenie że jestem jedyną osobą która nikogo nie ma. Nawet jak ktos jest sam to z wyboru i gdyby chciał to by zaraz kogos pozanł. A ja nie. Wydaje mi sie że nie ma wlasciwie już wyjscia. Myslę o smierci o zabiciu się nienawidzę siebie nienawidzę świata. Wszystko mi przypomina o mojej samotnosci czuje sie presję bycia z kimś i bycia szczesliwym. A ja nie jestem szczesliwy i nie uważam żeby zycie było piękne. Mam już 30 lat każdy juz kogoś ma rodzine dzieci a ja nadal nie każdy ma cos co sie rzuca cieniem na jego nowe zwiazki. Nie ma juz szans by przezyci młodzienczą niewinną miłość zauroczenie by przezywać z kimś coś od poczatku. Staram sie kogos poznać ale nikt nie odpowiada na moje próby. Nie wiem co robić to nie moze tak trwać to koszmar coś musi nastapić. Jak jest z wami macie kogoś? To pomaga? Może ktos czuje podobnie jak ja?
Obcy w obcym świecie szuka pocieszenia we snach
Nerwica
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 375
Rejestracja: 7 lipca 2010, o 15:59

18 lipca 2011, o 22:13

Samotność czuję i ja. Ja jestem już po 30 stce i jestem samotna i czuję tą samotność bardzo dobitnie a zarazem jednak myśl o związku mnie trochę przeraża. Tyle że ja swój dawny związek i jego rozpad bardzo przeżyłam i może dlatego.
Wiesz co, wydaje mi sie że dla Nas osób które maja problemy psychiczne i to mocne problemy, to dobrze jest znaleźć sobie kogoś kto zna takie problemy, kto sam takie miał bądź nadal ma. Uważam że wtedy jest o wiele łatwiej i łatwiej jest się nawzajem zrozumieć.
Przede wszystkim andrzeju to 30 lat wcale nie oznacza że jeszcze nie przeżyjesz wielkiej miłości, to akurat nieprawda i wcale być tak nie musi.
Ja miałam kogoś jak zachorowałam na nerwicę i nie pomogło mi to w niczym bo ta osoba nie pojmowała moich problemów. Nie chciała być wsparciem, więc jak znaleźć to kogoś kto będzie potrafił być wsparciem i chciał tego, kogos kto naprawdę będzie kochał.
O smierci i zabiciu się nie myśl, to nie jest rozwiązanie i zawsze o tym pamiętaj.
Awatar użytkownika
Andrzej
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 48
Rejestracja: 21 czerwca 2010, o 23:22

19 lipca 2011, o 16:00

Ja własnie też doszedłem do wniosku że tylko ktoś kto tego doswiadczył bedzie mógł mnie zrozumieć i z taką osobą będe mógł być. Moje wszystkie partnerki miały depresję i rzeczywiście można powiedizęc że to ta choroba nas połaczyła ale problemy zamiast się wykluczać to się nawarstwiały. Teraz jestem sam od 2 lat. Próbowałem poznać kogoś bez problemów egzystencjonalnych ale trafiałem na brak zrozumienia albo brak jakiegokolwiek ainteresowania. Nie wyobrażam sobie że bęe z kimś kto nie ma w ogóle zielonego pojęcia o pewnych zaburzeniach, ludzie nie chca brac na siebie czyichśproblemów, gdy tylko o tym słyszą uciekają. Nie wiem więc jak i gdzie mam kogoś poznać. Wydaje mi się to prawie niemożliwe.
Obcy w obcym świecie szuka pocieszenia we snach
Nerwica
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 375
Rejestracja: 7 lipca 2010, o 15:59

19 lipca 2011, o 16:51

Andrzeju a może własnie na tego typu forach szukaj kogoś z kim mógłbys dzielić te problemy ale pamiętaj że też nalezy wysłuchiwać tej drugiej strony :)
Bo skoro decydujemy się na kogoś z problemami psychicznymi to trzeba też samemu dać wsparcie i swoją obecność.
Problemy to zawsze się nawarstwiają czy samemu czy z kimś.
Więc może z kimś zacznij kontakt pisemny na forach czy czymś takim i dopiero powoli się zaczniecie zbliżać.
DyingBride
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 29 grudnia 2012, o 12:30

31 grudnia 2012, o 00:20

Wygrzebuję temat:) Rozumiem co czujesz pisząc, że żal Ci tego co mogłeś przeżyć w młodości, ja dla nerwicy(a potem depresji) poświęciłam kupę lat ze swojego życia, najlepszych lat... Dla mnie najgorszych niestety. Byłam już w związku z kimś z podobnymi problemami i myślę, że to nam bardzo pomagało, jednak bycie ze sobą tylko dlatego nie jest najlepszym rozwiązaniem... Niestety większość ludzi nie jest w stanie wyobrazić sobie tego co czujemy i nawet nie próbuje(wręcz odrzuca wszystko co tym związane)... Związek z jednej strony pomaga jeśli ma się kogoś kto chce w tym uczestniczyć, z drugiej strony może pogłębić problemy jeśli jest na nas presja żeby być zawsze fajnym, uśmiechniętym i gotowym na "normalne życie". Mi jakieś pół roku temu ktoś powiedział, że za dużo na siebie biorę i to skończy się źle... Przepowiednia zaczyna się sprawdzać, jest coraz gorzej a pomocy drugiej strony brak... Już nawet nie próbuję rozmawiać bo druga strona nie chce... Jestem sama ze swoim problemem i sama muszę sobie z nim poradzić niestety.
mariusz87sk
Gość

31 grudnia 2012, o 01:27

Moze to za duzo niezmieni dla Ciebie ale zawsze mozesz pogadac tu na forum z kims odnosnie pewnych problemow.Ja jestem tu od niedawna ale juz sie przekonalem ze jest tu sporo wartosciowych osob.Wiadomo ze wszystkich problemow nieda sie zalatwic za pomoca tego forum i pisania ale napewno znajdziesz tu wsparcie u niejednej osoby :) Kazdy z nas tutaj boryka sie z jakims problemem i staramy sie tu sobie jakos pomagac :)

Pozdrawiam i trzymam kciuki za szybkie pozbycie sie wszystkich problemow :)
Awatar użytkownika
Ego Trip
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 29 kwietnia 2013, o 21:20

30 kwietnia 2013, o 20:35

I ja czuje się samotna,nie mam do kogo gęby otworzyć. :(
Przewodnik rzekł:
"Twe imię to BADTRIP...krzywa halucynogenna jazda...Jesteś niczym,ale zapamiętaj wszystko...-Będziesz świadkiem.Byłaś czym jesteś-Jesteś czym byłaś...TY."
Awatar użytkownika
TakJestZawsze
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 75
Rejestracja: 22 października 2012, o 09:32

30 kwietnia 2013, o 20:58

Tutaj na forum zawsze możesz do kogoś napisać przecież nie musimy cały czas zadręczać się o chorobach :)
Czy to nie smutne, że większość ludzi musi zachorować, by zdać sobie sprawę z cudowności życia?
Jostein Gaarder
Awatar użytkownika
Ankoku Butoh
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 4 stycznia 2014, o 17:16

6 stycznia 2014, o 09:40

Przepraszam, że odgrzewam stary wątek. Nie chciałam zakładać nowego, gdyż wydaje mi się, że ten będzie odpowiedni, by napisać o tym, co mnie gryzie.
Czuję się okropnie wyobcowana i samotna. Brakuje mi bratniej duszy, kogoś, z kim mogłabym szczerze porozmawiać, kto rozumiałby mnie a ja rozumiałabym jego. Jak długo żyję, nigdy nie poznałam nikogo takiego. Czuję się wśród ludzi jakbym była nie na miejscu. Nie potrafię znaleźć z nikim wspólnego języka. Bardzo brakuje mi bliskiego kontaktu z drugim człowiekiem, właściwie zawsze tak było. Nawet jako dzieciak spędzałam czas samotnie, zagrzebana w książkach i zabawach w pojedynkę sama ze sobą. Ludzie unikają mnie, być może wyczuwają jakąś ponurą aurę wokół mnie. Jestem smutnym, apatycznym i zakompleksionym człowiekiem. Od 9 lat walczę bezskutecznie z depresją, mam niskie poczucie własnej wartości. Tracę już kontakt z rzeczywistością. Przesypiam nieraz kilkanaście godzin na dobę. Śni mi się, że mam przyjaciół, że kogoś kocham i ktoś kocha mnie. Gdy budzę się, chce mi się płakać. Mam ochotę natychmiast odwrócić się na drugi bok i spać dalej, bo w tych snach nie jestem samotna i zdana tylko na siebie. Boję się, że tak jak jest teraz, będzie już zawsze. Od kilku dni biorę zwiększoną dawkę leków. Jestem otępiała, zagubiona i potwornie zmęczona. Czuję, że samotnie nie dam sobie z tym wszystkim rady. Obecnie nikt nawet nie wie, co się ze mną dzieje. Kto miałby wiedzieć? Rodziców nie chcę obciążać moimi problemami, gdyż wiem, jak bardzo martwiliby się i cierpieli z mojego powodu. Mam też jednego wspaniałego przyjaciela - mieszka setki kilometrów ode mnie, więc kontaktujemy się tylko via internet, ale jego też nie mam serca obciążać. On wie, że ostatnio nie dzieje się u mnie najlepiej, ale sam też nie może nic zrobić. Nie zdradziłam mu, że od jakiegoś czasu jest tylko coraz gorzej.
Zaczął się kolejny dzień. Znów spędzę go w łóżku, próbując zasnąć, byle nie truć się myślami i nie czuć.
Wiedźma
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 59
Rejestracja: 8 listopada 2013, o 09:18

6 stycznia 2014, o 10:11

Witaj Ankoku Butoh,
Poczytałam coś na temat Twojego intrygującego nicku. Taniec Ankoku Butoh to taniec ciemności, w których chodzi o odnalezienie siebie, wpływ na relację ze światem, to silny przekaz emocji. Wydaje mi się, że od 9 lat właśnie tego Ci brak- siebie samej. Jak sama piszesz brak Ci poczucia własnej wartości, poziom Twojej samooceny leży i kwiczy. Więc teraz pomyśl- skoro sama czujesz się źle w swojej skórze, cierpisz przez własny umysł, który podsuwa Ci jedynie skrajne negatywne obrazy, jak w tej sytuacji mogłabyś wyjść do ludzi? Mówią, że żeby kogoś poznać/polubić/pokochać, trzeba najpierw odnieść to do siebie. To siebie sama najpierw musisz poznać i polubić, by potem szukać kogoś, z kim będziesz mogła się tym podzielić. Kiedyś pewien bardzo mądry i wrażliwy facet powiedział mi, że depresja to "kraina cienia". Cień ten okrywa jedynie nas, podczas gdy inni wygrzewają się na słońcu. W depresji stajemy się egoistami, widzimy tylko siebie, własny żal, smutek, czujemy jedynie nasz ból. I tak naprawdę nie dostrzegamy nikogo wokół. Liczymy się tylko my. Z jednej strony ciąży nam samotność, brak towarzystwa, a z drugiej... przesypiamy całe dnie, nie sięgamy po telefon żeby do kogoś zadzwonić, nie napiszemy maila... Często wydaje się nam, że nasz stan nikogo nie obchodzi, że ten czy ów nas wyśmieje, że nie zgodzi się wkroczyć do tej "krainy cienia" w której jesteśmy. Dlatego nie próbujemy w ogóle, lub wycofujemy się po kilku nieudanych próbach.
Samotność boli. Nie tylko nas, zaburzeniowców, ale każdego, kto nie ma wokół siebie nikogo, z kim mógłby chociażby szczerze porozmawiać, dotknąć. W depresji pojawia się błędne koło- nie mam nikogo, bo jestem chora na depresję, jestem chora, bo nie mam nikogo. Kluczem byłoby wyjście z "krainy cienia", ale sama wiesz jakie to trudne. Może na początek staraj się żyć, funkcjonować efektywnie pomimo depresji? Wiem jak to jest nie móc zwlec się z łóżka, a kiedy już się wstanie, człowiek marzy jedynie o ponownym zaśnięciu. Ale trzeba to przerwać! Nie jakąś wielką rewoltą, nie przewrotem. Raczej pomalutku, małymi kroczkami. Obierać sobie zupełnie osiągalne cele, a z czasem podnosić poprzeczkę. Spróbuj co wieczór wybrać sobie jedno zadanie które postarasz się zrealizować w ciągu dnia. Nieważne czy będzie to wyjście do sklepu, wejście na czat, ugotowanie obiadu, wyjście z psem/kotem/świnką morska na spacer. Cokolwiek, co odwróci Twoją uwagę. Nastaw swój budzik o godzinę wcześniej i staraj się wstać właśnie o tej porze, łóżko to wróg w walce z depresją ;) A kiedy poczujesz choć jeden maleńki przebłysk radości/nadziei/pewności siebie zrób coś, żeby nawiązać z kimś kontakt. Z rodzicami, szkolnymi znajomymi, czy całkiem obcymi ludźmi, choć przez internet. Szukaj kogoś, kto chciałby Cię wysłuchać, nie zrażaj się niepowodzeniami. I pamiętaj że setki ludzi zmagają się z takimi samymi problemami jak Twoje, tysiące ludzi jest samotnych i tylko czekają aż ktoś zwróci na nich uwagę. Tylko że to się nie stanie, o ile sami nie będą działać. Siedź w kacie a znajdą cię, nie sprawdza się zupełnie. Ani w karierze ani w sferze osobistej. Tylko akcja wywołuje reakcję.
Co jeszcze- dobrym pomysłem dla Ciebie byłaby terapia grupowa, jeśli jeszcze nie brałaś udziału, to zachęcam do tego sposobu walki z depresją. No i powodzenia, pamiętaj że nie jesteś sama. ;ok
Just below my skin I'm screaming
zagubiona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 3 lutego 2014, o 15:52

19 lutego 2014, o 15:29

Hej

Ja też byłam samotna!
Po zakończeniu 10-letniego związku (a było to ponad 7 lat temu) nie udawało mi się nikogo znaleźć. Tzn znalazłam dwa razy, na bardzo krótko i były to żenujące próby z mojej strony uniknięcia samotności wszelkimi sposobami.
Nikomu się nie podobałam, nikt na mnie nie zwracał uwagi. Mężczyźni traktowali mnie jak powietrze. Założyłam konto na sympatii i w sumie do tej pory nie mam pojęcia dlaczego nikt, ale to nikt nie zwracał na mnie uwagi bo zdjęcia wrzuciłam tam dość ładne. Zaczęłam mieć straszne jazdy dotyczące swojej urody. Jako kobieta czułam się okropnie brzydka i nieatrakcyjna.
Plus to że samotne weekendy i wieczory, święta i sylwestry spędzane w wieku 30 lat z rodzicami... to wszystko mnie dobijało i zalewało falą rozpaczy. Czułam się dosłownie jak w czarnej dziurze.

W końcu coś się stało. Na tejże samej sympatii poznałam kogoś. Spotkaliśmy się i zaiskrzyło. To było szaleństwo, miłość jak grom z jasnego nieba, nie mogliśmy uwierzyć w to szczęście że się odnaleźliśmy, że jesteśmy od siebie tak inni a jednocześnie tak podobni, wychowani na tych samych bajkach itd itp. Patrzyłam na świat przez różowe okulary, nawet to, że on właśnie stracił pracę i ogólnie jest trochę dziwny mi nie przeszkadzało.
Bardzo szybko zaczęło się psuć - niestety przez moją chorobliwą zazdrość. Niestety tak jak kompulsywnie i obsesyjnie myślę, jem lub nie jem, palę, myję ręce - tak samo kompulsywna była moja zazdrość. Dochodziło do gigantycznych awantur. Sama nie wiem jakim cudem się ten związek nie rozpadł. W międzyczasie poznaliśmy się lepiej i okazało się że on od lat cierpi na depresję a ja również ujawniłam się ze swoimi zaburzeniami.
Awantury zrobiły z nami to, że mój partner, który już wcześniej dużo pił, zaczął wpadać w alkoholowe ciągi.

Teraz oboje staramy się siebie poskładać - każde z osobna i oboje razem. Nie chcę tego kończyć, na pewno nie w tej chwili kiedy jestem w kiepskim stanie i nie umiem podjąć dobrej decyzji. Nie wiem czy go kocham bo w ogóle nie wiem co to znaczy kochać, kiedy uczucie można nazwać miłością a kiedy to tylko przywiązanie albo lęk przed samotnością.

Ale po co to piszę.... ku przestrodze. Dlatego kochani że chcę powiedzieć że samotność boli i zabija, powoduje rozpacz i myślenie "co jest ze mną nie tak" ale jej brak, tzn. związek.... tak samo. Już nie wiem co jest gorsze. Wydaje mi się że pewne osoby nie powinny się z nikim wiązać. Mówię tu o sobie: człowiek z tak zaburzonymi emocjami jak ja powinien się trzymać z daleka od związków. Pech chciał że nie trafiłam na radosnego, pozytywnego, łagodnego "anioła" a również na trudną osobę. I razem się męczymy, ciągniemy w dół a jednocześnie wiemy że kiedy byliśmy sami, też było strasznie. I oboje nie wiemy co już z tym wszystkim zrobić :( A tak bardzo chciałam kogoś kochać i być kochana, kiedy spotkałam jego myślałam że wszystkie moje problemy zniknęły. Czułam się uskrzydlona a teraz, po 4 latach czuję jakbyśmy oboje spadli na samo dno.
ODPOWIEDZ