Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Rok po pierwszej wizycie u lekarza. wyleczona

Tu dzielimy się naszymi sukcesami w walce z nerwicą, fobiami. Opisujemy duże i małe kroki do wolności od lęku w każdej postaci.
Umieszczamy historię dojścia do zdrowia i świadectwo, że można!
Dział jest wspólny dla każdego rodzaju zaburzenia lękowego czyli nerwicy/fobii.
ODPOWIEDZ
Z. Magdalena
Świeżak na forum
Posty: 2
Rejestracja: 8 listopada 2014, o 16:33

13 listopada 2014, o 22:54

Rok temu trafiłam do psychiatry w strasznym stanie. Było to 10 miesięcy po zaobserwowaniu pierwszych objawów zaburzeń DD i stanów lękowych, 10 dni po popadnięciu w okropną obsesję i prawdopodobnie 10 lat po pojawieniu się newricy natręctw. Miałam wtedy 18 lat. Tydzień przed wizytą nie czułam głodu, potrzeby snu. Poziom adrenaliny w mojej krwi utrzymywał się na tak wysokim poziomie, jak to się dzieje w przypadku walki o przetrwanie. Mój chroniczny stan gotowości do obrony trwał ok. 7 dni, dopóki nie został (częściowo) przerwany mocnymi środkami uspokajającymi.
Lekarz nie podjął się leczenia mnie prywatnie, bał się, że pod nieuwagę rodziny odbiorę sobie życie, i skierował natychmiast do szpitala. Przez trzy miesiące żyłam w koszmarze własnej wyobraźni.
Listopad był straszny. Nie wierzyłam, że kiedykolwiek wyzdrowieję. Odnosiłam wrażenie, że trwam w potwornym śnie, z którego nic mnie nie może wybudzić. Grudzień był straszny. W styczniu już chodziłam do szkoły, ale codziennie płakałam i byle myśl wytrącała mnie z równowagi. W lutym coś drgnęło. W marcu uwierzyłam, że jest lepiej. W kwietniu czułam się jeszcze lepiej. W maju stwierdziłam, że jestem już prawie zdrowa. W czerwcu uznałam się za zdrową. W lipcu okazało się, że może być jeszcze lepiej, o czym nie wiedziałam. W sierpniu doznałam miłego zaskoczenia, że może być JESZCZE lepiej niż w lipcu. We wrześniu było jeszcze lepiej niż w sierpniu. W październiku było lepiej niż we wrześniu. Teraz, w listopadzie jest BOSKO.
Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że czuję się o niebo lepiej, niż w ciągu ostatnich 10 lat. Pozbyłam się nerwicy, z którą żyłam przez połowę swojego życia i byłam do niej tak przyzwyczajona, że uznawałam natrętne myśli za normę.

Koszmar minął.
Pozbyłam się strachu.
Pozbyłam się natrętnych myśli.
Wreszcie wyszłam do ludzi.
Przestałam się bać życia.
Codziennie się śmieję.
Nawet nie stresuję się, mam dystans do małych ,,katastrof".
Wreszcie mogę tworzyć.
Cieszyć się światem.

Jestem PRZESZCZĘŚLIWA. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi.
whyisthat
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1027
Rejestracja: 28 września 2013, o 23:45

13 listopada 2014, o 22:57

jak
Reap what you sow!
weronia
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 385
Rejestracja: 16 sierpnia 2013, o 16:45

13 listopada 2014, o 23:06

Ciesze sie twoim szczesciem, mam nadzieje jedynie ze po szpitalu nie zostaly ci w spadku leki do wziecia na dobranoc :D

Jesli nie to zyj i raduj sie dalej :)
Zycie jest tego zwyczajnie warte.
Awatar użytkownika
N-e-r-w-u-s
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 891
Rejestracja: 28 lutego 2014, o 17:36

13 listopada 2014, o 23:13

Gratuluje :)
;witajka W chwili obecnej bardzo rzadko zaglądam na forum z powodów osobistych. Co za tym idzie brakiem czasu.... Na PW w miarę możliwości odpowiem ;)
Awatar użytkownika
elala73
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 439
Rejestracja: 5 listopada 2014, o 09:44

14 listopada 2014, o 08:43

miło przeczytać takie wiadomości z samego rana. Czekam na więcej .
Awatar użytkownika
Ciasteczko
Administrator
Posty: 2682
Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01

14 listopada 2014, o 19:35

Z. Magdalena pisze: Koszmar minął.
Pozbyłam się strachu.
Pozbyłam się natrętnych myśli.
Wreszcie wyszłam do ludzi.
Przestałam się bać życia.
Codziennie się śmieję.
Nawet nie stresuję się, mam dystans do małych ,,katastrof".
Wreszcie mogę tworzyć.
Cieszyć się światem.

Jestem PRZESZCZĘŚLIWA. Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi.
Fantastyczna przemiana, cudownie pozytywna energia :DD Serdecznie gratuluję Ci tej transformacji i cieszę się czytając takie słowa. Chciałabym żeby każdy uczestnik tego forum w końcu napisał taki post. 'xxdd
Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy. :hercio:
Z. Magdalena
Świeżak na forum
Posty: 2
Rejestracja: 8 listopada 2014, o 16:33

14 listopada 2014, o 23:35

Leki które zażywałam: zoloft (przede wszystkim), rispolept (podejrzewano u mnie zaburzenia psychotyczne, urojenia), lamitrin + silne leki na lęki i na sen.
Spędziłam 2 miesiące w szpitalu. Pomogło mi poczucie więzi z innymi chorymi, całodobowa opieka, przyjaciele, rodzina i w bardzo dużym stopniu - osoby obce.
Terapia szpitalna prowadzona przez psycholożkę i mojego psychiatrę - terapeutę (wg mnie) nie pomogła. Tak naprawdę, czułam się tylko gorzej.
Wyszłam ze szpitala chora, z niewielką poprawą. Wróciłam do prywatnego psychiatry, który jednak zapewnił mnie, że leki są jak najlepiej dobrane. Miesiąc później odczułam znaczną różnicę - coś zaczęło się zmieniać. Wkrótce rozpoczęłam prywatną psychoterapię. Psycholog okazał się rozsądny, inteligentny. Zaufałam mu. Pomogło. Od razu zrozumiał w czym jest problem, świetnie pamiętał wszystkie szczegóły z moich opowiadań o obsesji, życiu itd itd. Był dla mnie podporą.
Nie napisałam jeszcze o głównym źródle wsparcia.
Będąc w kryzysie chodziłam na rozmowy do osób duchownych (wykształconych, teologów, osób kompetentnych, rozsądnych). Nie znałam ich wcześniej osobiście, ale przez wiele lat słuchałam ich wykładów, rekolekcji, kazań itd. Szczególnie jedna osoba była i jest dla mnie wielkim autorytetem i podporą. Zaburzenia DD wiążą się z problemami egzystencjalnymi, obsesje - z poczuciem, że moje życie to katastrofa, nic nie da się naprawić. To właśnie dzięki ludziom, wobec których miałam i mam ogromny respekt, udało się mnie wyciągnąć z chorych wyobrażeń o świecie i o sobie. Poczułam swoją wartość i uwierzyłam w to, że Wielkie Katastrofy Których Nie Da się Naprawić nie są prawdziwe, że to wygłupy mojego umysłu.

Ludzie, ja byłam przecież w ciężkiej żałobie - żałobie po sobie samej. Traktowałam swoje odbicie w lustrze jako obraz zmarłej, bliskiej osoby. Przeglądałam swoje zdjęcia sprzed miesięcy i okropnie tęskniłam. Nie wierzyłam, że kiedykolwiek będę szczęśliwa, że będę sobą. Życie było dla mnie czymś przegranym. Poruszałam się bardzo wolno, jak na spowolnionym filmie. Żadna czynność nie miała już sensu. Oglądnijcie sobie filmiki o leniwcach (ten sam sposób wykonywania ruchów). Dzień przed trafieniem do specjalisty siedziałam w pokoju na podłodze i nie miałam motywacji, żeby się ruszyć. Byłam tak nieszczęśliwa, że obojętne mi było, czy drgnę palcem, czy nie, czy będę siedzieć tak wiecznie. Już nic mi nie przeszkadzało. Nic mnie nie bolało. Mogło się dziać cokolwiek. Koniec już nastąpił. Stałam się posągiem.
Pamiętam, jak którejś nocy spędzonej w szpitalu siedziałam na posadzce w toalecie. Płakałam i przytulałam się do kaloryfera.
Innym razem chowałam się pod łóżko albo ściskałam pluszaki z dzieciństwa i żądałam od nich pomocy, wsparcia, wołałam do nich w myślach: ,,Ratunku! Pomóżcie mi!" . (osoba mająca 18 lat). Nic nie dawało ulgi, bez przerwy żyłam w chronicznym strachu, poczuciu, że gdziekolwiek jestem, nie jestem bezpieczna.
Moje myśli przerastały mnie do tego stopnia, że zaczepiałam obcych ludzi, opowiadałam im czego się boję i czy myślą, że mi się coś stanie.
Nie zdradzę treści tych obsesji, ale było to mniej więcej tak, jakby zaczepił was jakiś nieznany człowiek i powiedział coś w stylu: Czy myśli pan, że porwą mnie kosmici? Znalazłem na swojej głowie zielony włos, ale nie jestem pewien, czy to rzeczywiście zielony włos. Proszę powiedzieć mi, czy to zielony włos. Ale jeżeli rzeczywiście jest, to chyba mnie nie porwą, prawda?!!! Proszę powiedzieć! Błagam!!!"
Wiele nocy spędziłam trzęsąc się. Nie mogłam zapanować nad swoim ciałem. Moja matka myślała, że mam atak padaczki.
W dodatku lęki sprawiły, że nie mogłam swobodnie oddychać, momentami czułam, że się duszę, serce mi kołatało. Podczas wakacji ubzdurałam sobie, że jeden (zupełnie nieznajomy, nic na jego temat nie wiedziałam) człowiek chce zabić mnie i całą moją rodzinę, gdy będziemy spać. I to nożem.
Bałam się też, że wpadnę w zupełną panikę i nikt nie będzie wstanie mnie uspokoić.
W następnych miesiącach, przygnieciona obsesjami miałam ochotę wrzeszczeć i uciekać, gdzie mnie nogi poniosą. Raz o mały włos tego nie zrobiłam. I jeden jedyny raz naprawdę rozważałam pożegnanie się z życiem.
Wrażenie absurdalności istnienia czegokolwiek towarzyszyło mi cały czas, dlatego nawet gdy obsesje przycichały nie potrafiłam kontynuować swoich pasji, pogłębiać zainteresowań. Sam fakt, że żyję i jestem człowiekiem był dla mojego mózgu czymś nierealnym, fantastycznym. Były dni, w których każda minuta stawała się udręką.

Prawda jest taka: zanim zachorowałam nie wyobrażałam sobie, że w ogóle takie stany rozpaczy istnieją. I takie stany lęku. Ludzie, którzy nigdy nie chorowali po prostu nie mogą wiedzieć, co to jest.

Wiele tu jeszcze można napisać, ale się powstrzymam. W tym poście chodziło mi tylko o zarysowanie sytuacji, więc przepraszam za ten tasiemcowy opis różnych objawów.
Chciałam Wam uzmysłowić, że po roku leczenia z czegoś takiego jestem kompletnie zdrowa i uważam się za najszczęśliwszą osobę na Ziemi.
Tak właściwie, to nie cofnęłabym czasu. Ta choroba była jednym z najważniejszych doświadczeń życiowych, jak dla mnie. W dodatku, przebyłam ją w wieku 18 lat, czyli na wstępie w (teoretycznie) dorosłe życie. Na starcie mam bagaż doświadczeń.
Jeżeli ktoś przebywa w Krakowie, ma mniej więcej te same problemy i szuka pomocy na oślep, to służę wsparciem. Mogę np. przyjść odwiedzić w szpitalu, zrobić cokolwiek. Skoro mi pomagali ludzie obcy, przypadkowi, nie mający z psychologią nic wspólnego, to może ja się komuś przydam?

PS Literatura, która mi pomogła NAPRAWDĘ: 1. Tove Janson, Córka Rzeźbiarza - książka autobiograficzna - opowiadania o dzieciństwie Tove. Ze wszystkich króciutkich opowiadań pulsuje poczucie bezpieczeństwa, miłości, ciepła, jakimi była obdarzona mała Tove. To jest po prostu piękne!
2. Musierowicz Szósta klepka (ogólnie seria Jeżycjada) NIESAMOWICIE pomogła mi w przywróceniu poczucia rzeczywistości, spokoju i bezpieczeństwa. Lek w literkach. Po prostu świetne!
3. Tove Janson - Muminki - maksymalnie skupić się na tekście, inaczej mnóstwa perełek się nie zauważy.
4. Oskar i Pani Róża - Schmitt - o sprawach egzystencjalnych, niezwykle ciepła, kochana książka

Na razie wrzucam tyle. Jak chcecie, to wyszperam więcej :) Podczas mojego kryzysu w ogóle nie mogłam czytać, ale po wytrwałej walce zdobyłam tę umiejętność. Warto próbować.
pomarancza
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 43
Rejestracja: 15 maja 2014, o 13:19

21 listopada 2014, o 11:19

Gratuluję!
A najlepsze jest to, że piszesz, że czujesz się o niebo lepiej niż nie tyle przed atakiem już samej nerwicy,ale niż 10 lat wcześniej!
Ja mam tak samo,czuję się nie lepiej niż kilka miesięcy temu przed pierwszym atakiem, ale lepiej niż kiedykolwiek wcześniej;)

Dlatego uważam, że nerwica ma swoje plusy..:)

Powodzenia!
ODPOWIEDZ