
Dotychczas tylko obserwowałam forum, nie pisałam o swoich objawach, cierpię już w końcu tyle lat i jakoś ostatecznie dawałam radę. Teraz doszłam już do granicy, końca i albo z tego wyjdę albo nie wiem...co zrobię... Mam mnóstwo natręctw ale takim najgorszym jest natręctwo, że w nocy wstanę i nie kontrolując się wyjdę z mieszkania i kogoś zabiję. Aby zabezpieczyć sąsiadów przez samą sobą wykonuję "procedury", które obejmują zawalenie drzwi pokoju, w którym śpię róznymi rzeczami, cyknięcie fotki i rankiem porównanie czy ta pryzma zgadza się z tym co na zdjęciu, chowam też mój klucz w różne zawiniątka, robię zdjęcie i to samo rankiem - porównywanie. Ostatnio jednak wykonałam w ramach schodzenia z tych procedur troszkę mniej skomplikowana procedurę. Coś co jest poza moją kontrolą to klucze, które ma mój wspólokator w swoim plecaku.
No i teraz przedmiot schizu: zwykle jest tak że coś mi się wydaje, mgliście coś pamiętam, etc a tym razem pamiętam doskonale, że zabierałam różne swoje rzeczy z drugiego pokoju, w tym sweter, następnie, że częśc rzeczy rzuciłam na krzesło u siebie w pokoju a ten okropny sweter przewiesiłam przez oparcie krzesła, a także to, że mój kot w nocy łaził po meblach i przez ten sweter przewieszony przez ramię krzesła nie widziałam go do dokładnie bo ten sweter przesłaniał mi go. A NASTĘPNEGO DNIA sweter był w drugim pokoju! a przecież wykonałam różne procedury (zawaleni drzwi pokoju różnymi rzeczami i zrobienie zdjecia), co prawda nie aż tak skomplikowane, więc mogłam z tego pokoju wyjść przez sen zabrać sweter, wyjśc delikatnie żeby nie zniszczyć tak bardzo tej pryzmy przy drzwiach, wejśc do pokoju współlokatora i (TO JUZ PAMIETAM MNIEJ DOKŁADNIE< JAK PRZEZ MGŁĘ) wyjąć z jego plecaka klucz, otworzyć drzwi, wyjść na korytarz wejść do jednego z mieszkań na klatce (klatka u mnie w bloku jest jak w hotelu długi korytarz i chyba z dziesięć drzwi) i w tym mieszkaniu podejść do łóżkajakiejś babci i przyłożyć jej poduszkę do twarzy, babcia owa się poruszyła, więc mocniej przycisnęłam tę poduszkę ale tylko chwile po czym opuściłam to mieszkanie i szłam zadowolona przez korytarz że wreszcie to zrobiłam, wreszcie nie musiałam się kontrolować, przed samymi drzwiami pomyślałam, że tak nie można ale zaraz sobie pomyślałam dobra tam i weszłam do mieszkania, zamknęłam drzwi, odłożyłam klucz do plecaka współlokatora rzuciłam sweter bo ciężko byłoby mi odnowić procedurę w moim pokoju z tym dyndającym swetrem, wróciłam do swojego pokoju, naprawiłam procedurę - pryzmę przy drzwiach - uspokoiłam kota, wzięłam go do łóżka i poszłam spać. Czyli moim zdaniem zabiłam człowieka. Nie umiem sobie tego wyjaśnić, przestać o tym myśleć, bo ten sweter był nie na swoim miejscu! Miałam już czasem takie skomplikowane wyobrażenia ale nigdy tak że to pamiętałam tak swoje imie. Nie mogę sie uspokoić, mam ochotę skończyć to wszystko. Możecie zadzwonić po policję, sama boję się tego zrobić, takim jestem tchórzem.
pomóżcie
