Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Duży progres, pytania co do wewnętrznych konfliktów

Tu dzielimy się naszymi sukcesami w walce z nerwicą, fobiami. Opisujemy duże i małe kroki do wolności od lęku w każdej postaci.
Umieszczamy historię dojścia do zdrowia i świadectwo, że można!
Dział jest wspólny dla każdego rodzaju zaburzenia lękowego czyli nerwicy/fobii.
ODPOWIEDZ
PiotrNazwisko
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 105
Rejestracja: 23 lipca 2015, o 12:12

29 grudnia 2015, o 14:11

Witam. Jak pewnie większość z Was mnie kojarzy, od lipca zmagałem się z tematem derealizacji i depersonalizacji, która objawiała się głównie odcięciem od uczuć i myślami natrętnymi skierowanymi na moją byłą już dziewczynę. Chciałem zauważyć, że przez te pół roku zauważyłem w sobie duży progres. Jestem na etapie wypracowania odpowiedniego podejścia do tych stanów, które mimo wszystko się utrzymują, raz mniej, raz bardziej. Konflikty, które ująłem w tytule tematu to w dużej mierze pytania, na które chciałbym otrzymać odpowiedź lub wsparcie od Was, które pomogłoby mi wypracować lepsze podejście do siebie, do życia ;)

Moja dziewczyna zerwała ze mną półtora miesiąca temu. Powodem rozstania były w dużej mierze moje natrętne myśli (a raczej moje podejście do nich), ale także spora różnica w charakterach, która powoli, ale jednak była coraz bardziej zauważalna (obecnie jest widoczna jak na dłoni). Ciężko jest mi teraz określić mój stan. Początkowo bardzo rozpaczałem, bywały momenty, w których znowu wracało mi odcięcie od uczuć i sam zmuszałem się do płaczu, zdając sobie sprawę z beznadziejnej sytuacji, jaka mnie spotkała. Kontakt po rozstaniu utrzymywaliśmy, była dziewczyna (jak to później sama określiła) zdawała sobie sprawę, że nie będzie już jak dawniej, ale chciałaby normalnie ze mną rozmawiać. Początkowo targały mną różnorodne stany, od chłodnego podejścia do wszystkiego po stopniowe uspokajanie się (dużo pomogła rozmowa z bliskim przyjacielem).

Mijały dni, zauważałem w sobie przemianę. To progres, o którym mówiłem. Starałem się pogodzić z faktem, że nie mam już dziewczyny. Tutaj pojawia się jeden z pierwszych konfliktów - nawarstwianie myśli dotyczących podejścia do sprawy. Wszystko, co przeżyłem przez prawie rok znajomości z byłą dziewczyną będzie mi się teraz kojarzyło z tym okresem. Dlatego wszelkie zagadnienia dotyczące całowania, przytulania itp. wolę omijać szerokim łukiem. Pierwszy związek, z pierwszą dziewczyną, najprzyjemniejszy okres w moim życiu przepadł. Dlatego też raz sobie myślę - straciłeś fajną dziewczynę. Była dla ciebie wszystkim i wracają mi pozytywne wspomnienia, po których czuję skruchę, żal i inne negatywne emocje. Jednak podejście, do którego dążę, już zaczyna się we mnie objawiać - pozytywne wspomnienia staram się zastępować tymi negatywnymi - nagle przypominam sobie, jak dziewczyna traktowała mnie w okresie, kiedy chciała się rozstać, jak wyglądały wówczas jej rozmowy ze mną (podczas kłótni jej odpuszczałem, nie chciałem by sytuacja okazała się jeszcze gorsza, w zasadzie pozwalając się bić po twarzy) i starając się powoli patrzeć na świat przez różowe okulary uświadamiam sobie, że są ludzie, którzy mieli gorzej niż ja, ale z tego wyszli. Intensywny związek z pierwszą dziewczyną? OK, inni są w związkach parę LAT, a nie miesięcy i to dopiero musi boleć. Oczywiście nie pocieszam się w ten sposób, chodzi tu tylko o wypracowanie sobie podejścia. Doszedłem do wniosku, że prędzej czy później i tak byśmy się rozstali. Obecne podejście jest tylko podsycane przez naszą obecną sytuację, każda rozmowa z nią, przeczytanie czy usłyszenie jej imienia i nazwiska powoduje we mnie negatywne emocje. W jej obecności nie potrafię się uśmiechać, ją smuci fakt, że żywię do niej takie a nie inne emocje.

Kolejne dwa konflikty. Przeczucie, że ona nie zasługuje na szczęście oraz masa negatywnych emocji do niej. Oczywiście, że zasługuje na szczęście, choć przyznam, że widok jej z innym facetem nie spowodowałby u mnie stoickiego spokoju i podejścia "Gratuluję". Jeszcze nie teraz. Co do negatywnych emocji, konflikt polega na tym, że to, do czego dążę mija się z moim postrzeganiem sprawy. Mianowicie w miarę upływu czasu zauważam w sobie stany wyraźnego spokoju, zatroskania i pozytywnego myślenia. (odniosę się do tego szczegółowo niżej). Są to momenty, których jestem PEWIEN i z których się cieszę. Czasami przejawiają się intensywniej, czasami mniej, chwilowo wypierając te stany ciągłego rozdrażnienia. W czasie tych momentów zdarzało mi się pomyśleć, że nie mam żalu do byłej dziewczyny i że mogę jej to wybaczyć. Rana pozostanie, sytuacja może będzie napięta, byleby podejść do tego z odpowiednim nastawieniem :) Niestety, sytuacja między nami wygląda tak, że obecnie nie rozmawiamy ani nie utrzymujemy kontaktu. Jak już mówiłem, powoduje to we mnie negatywne emocje, a rozmowa w niczym nie przypomina przyjacielskich pogadanek z początku znajomości. Nie chcę, by przerodziło się to w toksyczną znajomość (o ile już się tak nie stało). Mimo wszystko chcę móc powiedzieć jej "cześć" w przypadku niespodziewanego spotkania, ale nie chcę by wywoływało to we mnie te złe uczucia. Rozdrażnienie, nienawiść itp. Dlatego spytam - czy pragnienie odczuwania obojętności do byłej dziewczyny jest dobre? Jeżeli nie, to czy już lepiej odczuwać jest to napięcie, urazę w jej kierunku?

Następny konflikt to moje obawy. Stan niepewności - co, jeżeli dopiero zacznie się cała jazda dotycząca rozstania? Co, jeżeli dopiero zacznę odczuwać ten ból po jej stracie? Co, jeżeli pozytywne podejście, które w sobie wyrabiam, jest tylko przyćmione przez napięcie, które jest między nią a mną? Tutaj pojawia się też jeden z moich największych strachów - że nie zakocham się już szczęśliwie. Nie ukrywam, że nawet teraz moim marzeniem (na przyszłość!) jest związek z dziewczyną, która byłaby moją najlepszą przyjaciółką, z którą świetnie bym się dogadywał, z którą mógłbym być na dobre i na złe, z którą założyłbym szczęśliwą rodzinę.Czy to jest marzenie ściętej głowy? Patrzę na szczęście ludzi, którzy są w szczęśliwych związkach, ale przecież i oni musieli przeżyć wiele złego. W związku na pewno będzie pełno wyrzeczeń, konfliktów, kryzysów, ale najważniejsze by była ta miłość i chęć bycia ze sobą. Między innymi takich podejść do bycia w związku uczyłem się gdy jeszcze walczyłem z odcięciem od uczuć do byłej już dziewczyny, przestałem się przejmować chwilowym odcięciem od tego stanu zauroczenia i zakochania. Mówię, że to marzenie na przyszłość, ponieważ teraz, co chyba powinno być oczywiste, nie chcę wchodzić w związki tylko skupić się na naprawie siebie i spełniania celów, które podam poniżej. Jednak mimo wszystko ten strach, że wszystkie bóle i cierpienia po rozstaniu wrócą i uderzą mocniej, a ja będę już zawsze człowiekiem, który nie zazna szczęścia i miłości. Zdaję sobie sprawę, że przede mną długa droga do wyleczenia z tego związku, ale jednak obawy są silne.

Wracając do tych stanów spokoju - łączą się one z moimi marzeniami. Poza moim skrytym marzeniem, które napisałem wyżej pragnę być przede wszystkim wyluzowanym, dobrym człowiekiem. Wyluzowanym - który ma stoickie podejście do życia, który będzie potrafił olać fakt, że stracił ukochaną dziewczynę oraz dobrym - który pomaga ludziom. Chcę stać się człowiekiem zajebistym. Ponadto, chcę, by moje życie było zajebiste. Bym miał się z czego cieszyć. Chcę spędzać dużo czasu z przyjaciółmi, ale też skupić się na sobie samym (poprawa wyglądu, dodam że ostatnio zacząłem biegać). Co do samego progresu, to bardzo pomogła mi w tym szkoła. Kontakt z rówieśnikami często poprawiał mi humor, a stany błogości i wesołości, które towarzyszyły mi w szkole a nie mogły towarzyszyć w domu często były lekarstwem.

Tyle z mojej strony. Przekaz długi, ale moim zdaniem wymowny. Na pewno ludzie kojarzący mnie z forum zauważą, że nie zawiera on w sobie mojego stałego narzekania, które pojawiało się przez cały czas ciągnięcia i pieprzenia się z tym tematem. Sam fakt założenia tego tematu świadczy o tym, że jest już jakiś progres. Oczywiście zapraszam do dyskusji. Jeśli ktoś mógłby podzielić się opiniami i spróbować wyjaśnić ze mną te konflikty i obawy, byłbym wdzięczny.

Peace :)
Nothing worth having comes easy.
Overthinking kills your happiness.
Rusty
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 29
Rejestracja: 25 października 2013, o 21:24

29 grudnia 2015, o 23:02

Przeczytałem Twojego posta i pierwsze, co rzuca się w oczy: bardzo dużo analizujesz.
Wiesz, pamiętam to wszystko u siebie, kiedy jeszcze byłem małym, przerażonym całym światem człowieczkiem (czyt. nerwica rozwinięta w pełni). ;-) Pamiętam rozmyślania w stylu: czy to normalne, że czuję teraz akurat to, co czuję?
Gościu, bardzo wrażliwy i pozytywny z Ciebie osobnik. Zamiast zastanawiać się nad tysiącem różnych spraw, zastanów się nad rzeczami, które naprawdę Cię ograniczają lub są dla Ciebie z jakiegoś względu problemami. Od siebie polecam terapię, bardzo pomogła mi pozmieniać destrukcyjne schematy w moim zachowaniu i nauczyła mnie kochać samego siebie. :-D
Co do miłości i związków: jestem właśnie świeżo po rozstaniu. I gen. mimo dość skromnego doświadczenia w branży, mogę powiedzieć Ci jedno - najszęśliwsze związki tworzą ludzie, którzy są szczęśliwi sami ze sobą. Także nie twórz sobie celu w życiu w stylu "wziąć ślub, a potem mieć kochającą żonę, gromadkę dzieci i być szczęśliwym". Raczej postaw na "być szczęśliwym w swoim własnym towarzystwie". Reszta powinna przyjść sama. A co do emocji: jak najbardziej masz prawo mieć żal czy czuć się rozczarowanym zachowaniem partnerki. Mało tego, masz prawo nawet mieć ochotę roztrzaskać jej głowę metalową pałką, albo wypruć wnętrzności bez znieczulenia. Byłabyś tylko nie robił tego w rzeczywistości, a wszystko będzie dobrze. :-D I nie chcę nic mówić, ale wciąż Twoje życie kręci się wokół Twojej EX. Rozumiem, że ją bardzo kochałeś i chciałeś dla niej wszystkiego co najlepsze, ale gościu: ona już nie jest z Tobą. I chyba najwyższy czas zaakceptować to i zająć się w końcu tym, co najważniejsze - samym sobą.

PS. Im bardziej jestem odburzony, tym widzę u siebie coraz mniejsze pokłady empatii i cierpliwości dla innych. :-D
ODPOWIEDZ