Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Popsułem się i nie wiem co dalej

Forum dotyczące problemu jakim jest fobia społeczna oraz inne fobie specyficzne.
Umieszczamy tutaj swoje historie, pytania i wątpliwości.
ODPOWIEDZ
Kociakowski
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 13 czerwca 2022, o 14:32

13 czerwca 2022, o 16:11

Cześć,

Wpadłem tu troszkę się wyżalić. Nie powodzi mi się ostatnio zbyt dobrze i boję się jak to się skończy.

Ale od początku.

Lata temu wpadłem w poważną depresję i fobię społeczną. Winię moją kochającą, ale lekko toksyczną rodzinę. Zero funkcjonowania, tylko szara egzystencja. Skończyło się na próbie S i pobytem w szpitalu. I w sumie cieszę się że tak wyszło, bardzo dużo w tym okresie nauczyłem się o sobie i innych. Z perspektywy czasu wydaje mi się że najwięcej pomógł mi jakiś bezdomny który w szpitalu był tylko po to żeby się przezimować. Niby nic, ale jak zobaczył jak kiepsko tam wyglądam to podszedł, zagadał i pocieszył(a nie biadolił jak mieli w zwyczaju moi bliscy). Zrobił tym samym więcej niż ktokolwiek w tej całej sytuacji.

Ze szpitala wyszedłem i życie fajnie mi się układało. Praca, nowi znajomi itp. Cały czas pewne złe myśli we mnie siedziały ale nauczyłem się z nimi żyć. I cały czas pamiętałem tego bezdomnego. I stwierdziłem że też tak chce. Nadal uważałem że moje życie jest warte tyle ile zrobię dla innych. Okazało się że umiem, i to całkiem nieźle. Dobrze czytam emocje innych i jak widzę że coś jest nie tak to staram się pomóc. I się udawało. Wiele razy słyszałem "dziękuje". Wiele razy słyszałem że zrobiłem dla kogoś coś wielkiego mimo małego nakładu pracy z mojej strony. I żadna zdobyta góra czy awans w pracy nie dawał takiej satysfakcji jak ludzka wdzięczność. Plus nauczyłem się wielkiej cierpliwości do ludzi i potrafiłem pokojowo rozwiązać każdy konflikt.

Sam byłem zawsze dość samowystarczalny więc swoimi problemami nie dzieliłem się z nikim poza poza jedną przyjaciółką, a potem jeszcze z moją partnerką. I w sumie to mi starczało. Dalej robiłem swoje i starałem się żeby ludzie do okoła mnie byli szczęśliwi. I mi to wychodziło.

No i niestety zapomniałem troszkę o sobie i wylądowałem w związku który może nie był toksyczny, ale na pewno odbierał mi siłę zamiast dodawać. Skończyłem go po 7 latach z ogromnym trudem, poobijany jak kibic legii po wizycie w łodzi, i na jakiś czas przeprowadziłem się do wspomnianej przyjaciółki tylko po to by po 2 tygodniach usłyszeć że mnie kocha, a po następnych 2 tygodniach wróciła do byłego który się odezwał.

Przyjaźń tego nie przetrwała, a ja miałem coraz mniej siły. Emocjonalnie byłem na granicy

W międzyczasie pracowałem w miejscu w którym nic a nic nie dogadywałem się z ekipą (zdradzający żony kłamco-sprzedawcy, imo lekkie śmiecie niewarte uwagi ludzi kulturalnych) Więc do tego wszystkiego musiałem jeszcze szukać pracy.

Poprosiłem o pomoc rodzinę.

-Pomożecie mi proszę z A?
-Jasne, super pomysł, jasne że do dla Ciebie zrobimy
A po 2 tygodniach
-No nie wyszło, sorry.
-To może pomożecie z B
-Jasne, super pomysł.
No i znów nie wyszło.
Zawsze coś stało na drodze, nigdy ich wina oni chcieli dobrze tylko nie wyszło. Przez ostatnie 2 lata w stosunku do mnie nie wyszło im nic. Zamiast w jakikolwiek sposób mnie odciążyć to przechodzimy powtórkę z ich niepewności, unikania odpowiedzialności i kłamstw-tylko po to by nie wyjść na złego rodzica. Dawali nadzieję że będzie lepiej tylko po to by potem dalej wracać do starych zwyczajów. Ja sypię się coraz bardziej.

Łażę na terapię, biorę leki, jestem teraz na l4 od kilku miesięcy. I nie wiem po co się starać. Skupiałem się na innych licząc że kiedy ja będę potrzebować pomocy to ktoś będzie dla mnie. I nigdy nie chciałem wiele, odrobina zrozumienia i szacunku. Niestety okazało się że w trudnych chwilach nie mam na kogo liczyć, a moja codzienność tylko pogarszała sprawę. Czuję się jakby dojony przez osoby które wydawało mi się troszczą się o mnie. Generalne miałem odczucie moje potrzeby nikogo nie interesują i ze wszystkim zawszę zostanę sam.

No i teraz jestem gdzie jestem. Z jednej strony jestem cholernie boli mnie samotność, brak ludzi dla których mogę coś zrobić. Z 2giej strony boję się do kogokolwiek zbliżyć, boję się że znów ktoś mnie oleje kiedy będę potrzebować pomocy. Próbuję czasem to zmienić, spotykam się czasem z kimś, ale jest to dla mnie sytuacja traumatyczna. Jasne, śmiejemy się, jest teoretycznie fajnie. Ale w środku panika, wracam potem tylko do domu i odsypiam 12 godzin.

Mówiłem też że jestem spokojny i bezkonfliktowy. No już nie. Jak ktoś mi nastąpi na odcisk to nie łagodzę sytuacji tylko eskaluje na początek wyciągając ciężkie działa. Prawdę mówiąc chce mam ochotę sprowokować 2ga osobę do ataku żeby w samoobronie połamać mu nogi. Niestety jeszcze nie wyszło.

A najgorsze jest to że nie wiem ile dalej pociągne. Jasne, terapia i leki postawiły mnie troszkę na nogi, jestem w stanie pracować i egzystować w społeczeństwie, nikt postronny nic nie zauważy. Świetnie udaję człowieka bez fobii. Tylko do tego społeczeństwa nie chcę wracać, albo nie mam siły wracać. Nie chcę mieć do okoła siebie wielu ludzi bo w większości się zawiodłem na homo sapiens sapiens. Dla samego siebie żyć nie widzę sensu( wiem że to sprzeczne z nauką psychologii, tylko ta nauka nic mi jeszcze nie pomogła i moim zdaniem opiera się na chwiejnych wartościach moralnych ) Tylko że nikogo poza Kotem nie mam. Kocham go pewnie mocniej niż większość ludzi jest w stanie cokolwiek pokochać i ostatnio ten futrzak to jedyny powód dla którego potrafię się uśmiechnąć. Ale to ciągle tylko kot. Wypalanie złych emocji na rowerze też jakoś słabiej ostatnio działa.

Nie mam żadnych planów na robienie głupot, ale czuje że dopiero po śmierci będę w stanie odpocząć od ludzi, rodziny i samego siebie i od tego pięknego świata pełnego złych ludzi. Dopiero wtedy poczuję spokój którego brak mi od lat.

I boję się że kiedyś nie dam rady i zawiozę kota " na weekend" do kumpla.

Leki, terapia, lata walki a ja przed sobą widzę tylko smutek i cierpienie.

Pewnie cały ten post to jeden wielki chaos, co dobrze oddaje to co się we mnie dzieje

Peace, love and Rocka & Roll.
Coucb
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 24
Rejestracja: 18 czerwca 2022, o 13:03

18 czerwca 2022, o 14:35

Cześć, dużo ważnych wątków zostało tu poruszonych, ważne aby mieć z kim pogadać w tych gorszych chwilach. Jeśli masz potrzebę porozmawiania z kimś zapraszam na anonimowy czat Coucb.pl można tez do nas zadzwonić pod numer 58 500 88 85 jesteśmy dostępni od poniedziałku do niedzieli w godzinach od 12 do 20
PijanyRycerz
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 14 grudnia 2022, o 22:51

26 grudnia 2022, o 17:35

Cześć mam podobnie tylko jeszcze nerwice lękową, a i tak szacun ze 7 lat w zwiazku wytrzymales u mnie maks rok jak zaczely mnie bardzo poznawać to musielismy sie rozstać pozdro
ODPOWIEDZ