jestem tu nowa więc tym bardziej wszystkich serdecznie witam. Nie będę Was wprowadzać w moją historię, bo to nie w tym rzecz, powiem tylko tyle, że od ponad dwóch lat jestem w zaburzeniu lękowym, były lepsze i gorsze momenty jak u każdego z Was. W pewnym momencie nawet myślałam, że nerwica odeszła w ogromnym procencie, bo kilka ładnych miesięcy, może i nawet z rok była w bardzo łagodnej wersji i uwierzyłam, że chyba zdrowieje ;D Oczywiście samo nic nie przejdzie i wystarczyła kumulacja stresów, żeby wszystko wróciło. I tak właśnie od chyba półtora tygodnia coś wróciło, znowu trochę natrętnych myśli, znowu jakaś lekka derealka i te różne inne cuda na kiju, które wszyscy doskonale znacie.
No więc wkurzyłam się już na dobre, bo ileż można w tym bagnie tkwić. Kilka dni temu pierwszy raz tak w pełni na poważnie podjęłam decyzję o tym, że chcę wejść wreszcie na drogę odburzania. Motywujące nagrania naszych administratorów na YT bardzo mi w tym pomogły i faktycznie od tych paru dni cokolwiek do mnie nie przyjdzie, jaki stan, ból, emocja czy cokolwiek co jest oczywiste, że jest stricte nerwicowe, staram się spychać na dalszy plan i śmiać się z tego, dystansować. Udaje mi się to mniej lub bardziej, ale jestem i tak zadowolona, że już te pare dni dało jakikolwiek efekt. Nawet pojawiły mi się parę dni temu natrętne myśli dotyczące tego, czy ja aby na pewno kocham mojego chłopaka

Natomiast od wczoraj próbują dręczyć mnie nowe myśli. I są bardziej natarczywe i momentami wręcz, choć próbuję je olewać, no wkurzają mnie co tu dużo mówić

Już sam fakt, że te myśli gdzieś tam z tyłu głowy wywołują we mnie lęk wskazuje na to, że to czysto nerwicowe natręty. No i właśnie dziś pozwoliłam sobie na to, aby chwilę o tych myślach pomyśleć (oczywiście to błąd przy odburzaniu, ale zajmę się tymi myślami, żeby odeszły

