Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Objawy derealizacji?

Forum dotyczące derealizacji i depersonalizacji.
Dzielimy się tutaj naszymi historiami, objawami, wątpliwościami oraz wszystkim co nas dręczy mając derealizację.
Dopisz się do istniejącego tematu lub po prostu jeśli chcesz stwórz nowy własny wątek.
majk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 21 lutego 2013, o 15:10

21 lutego 2013, o 18:49

Witajcie ;)

Nazywam się Szymon i uczęszczam do 3 klasy technikum rolniczego, mam prawie 19 lat. Opowiem Wam moją historię z tamtego felernego, jak się później okazało dnia.
Otóż w sylwestra po raz pierwszy zdarzyło mi się zapalić marihuanę. Nie dość, że robiłem to po raz pierwszy to jeszcze samotnie.. Przedtem wypiłem jeszcze sobie 2 piwka na "lepszą fazę" i do dzieła. Po pierwszej lufie nic mi nie było, więc stwierdziłem, że prawdopodobnie potrzebuje przyjąć tego trochę więcej żeby coś poczuć. Jakąś godzinę później wypaliłem tą 2-gą lufę i położyłem się do łóżka z nadzieją, że tym razem mnie coś kopnie. Nie rozczarowałem się, ponieważ już chwilę później poczułem, że jestem na haju :D Nie powiem, bo początkowo dziwne było to przejście ze stanu normalnej percepcji na tą po trawce, ale po takim pierwszym "szoku", wszystko było ok. Włączyłem sobie film, oglądając lekko zamulony, później włączyłem sobie muzykę. Wszystko by było pięknie, gdyby nie to, że po chwili jakoś dziwnie zacząłem odczuwać swoje bicie serca. Nie doświadczony w bojach, zapomniałem, że na fazie człowiek wszystko wyolbrzymia i jest bardzo podatny na sugestię.
No i się zaczęło.. począwszy od szybkiego bicia serca, po płytki oddech z poczuciem, że zaraz się uduszę. Na prawdę się tego wystraszyłem i już chciałem budzić rodziców, żeby dzwonili po karetkę, ale ostatecznie się wstrzymałem.. po kilku minutach nie było już tak źle, a ja głupi, w ramach odstresowania się, postanowiłem, że zrobię sobie "dobrze".. Odczucia były wspaniałe, zupełnie inne niż bym to robił na trzeźwo, ale po skończeniu roboty nie przyszedł zwykły wytrysk, tylko poczułem, jakby w kulminacyjnym momencie zatrzymał się i odbił, nie gwarantując przy tym pełni rozkoszy. Poszedłem do łazienki żeby się ogarnąć i poczułem dziwne uczucie jakby mój członek mi ścierpnął, jakbym stracił nad nim kontrolę, a to wszystko z uczuciem takiego buchającego ciepła -,- Wytłumaczyłem sobie, że normalną rzeczą jest napływ krwi do penisa podczas wzwodu, a mój odbiór tego był wyolbrzymiony przez marihuanę. Postanowiłem położyć się spać, bo tego było już za wiele. Niestety nie mogłem zasnąć przez co chwilę jeszcze musiałem walczyć z tym tzw. bad tripem, ale po jakimś czasie w końcu się udało. Nazajutrz jakby wszystko wracało do normy, czułem się trochę dziwnie zmęczony, ale stabilnie :D

Zaczęła się szkoła, normalne obowiązki, ten cały rytm i nic nie wskazywało na to, że coś jest nie tak. Pierwszy niepokojący objaw pojawił się chyba 8 stycznia. Byłem wtedy na lekcji kiedy przeszył mnie, taki dziwnie niezidentyfikowany lęk, który uznałem za zwyczajny objaw poddenerwowania (godzinę wcześniej wychowawca mnie lekko wpienił), więc to zbagatelizowałem. Z perspektywy czasu zauważyłem, że byłem wtedy taki lekko rozkojarzony i niekiedy poddenerwowany, ale w żaden sposób nie wiązałem tego z sylwestrem. Mam wrażenie, że te wszystkie emocje były uśpione, nawarstwiały się, tylko czekając na odpowiedni moment, żeby się ujawnić.
We wtorek następnego tygodnia, zauważyłem u siebie nieregularny oddech, miałem wrażenie, że mam jakąś blokadę w nosie, która uniemożliwia mi wykonanie satysfakcjonującego wdechu. Chciałem to jakoś unormować, doprowadzić do normalnego stanu, ale chyba im więcej próbowałem tym było gorzej, a przez to jeszcze więcej o tym myślałem. Wieczorem poszukałem w necie coś na ten temat i dowiedziałem się, że to może być nerwica, co jakby natychmiast mnie skonsternowało i przepełniło jeszcze większym lękiem. Pamiętam, że czułem silną potrzebę przebywania z kimś bliskim, byleby nie być sam. Postanowiłem wraz siostrą obejrzeć film, podczas którego miałem wrażenie, że zaraz dostanę palpitacji serca, tak szybko mi biło, że myślałem, że jedyne co mnie za chwilę czeka to zawał. To był chyba pierwszy, taki "oficjalny" atak. Najsilniejszy jak to zwykle bywa na początku. Najgorsze było to, że okres kiedy to wszystko się zaczęło, akurat przypadł na czas moich ferii zimowych, więc miałem aż za dużo czasu na analizowanie wszystkiego i przesadną rozkminkę. Czułem się wtedy naprawdę tym wszystkim przytłoczony, jakiś niepokój z dupy mnie trzymał w ciągu dnia, a w nocy miałem problemy z zaśnięciem. Wolałem nie przebywać sam (szczególnie gdy robiło się już ciemno), a i uczucie złego oddychania ciągle mnie prześladowało. Były momenty, że czułem się dobrze i prawie o tym zapominałem. Jednak gdy tylko pojawiały się jakieś objawy somatyczne, od razu sprawdzałem co to może być i jeszcze bardziej się przez to nakręcałem. Błędne koło- teraz o tym wiem, ale wtedy niestety nie miałem pojęcia o takiej zależności. Doszło do tego, że prawie całe dnie spędzałem w internecie, dopasowując do siebie wszystkie pasujące objawy. Jakoś chęć do życia zmalała, a i z łóżka się nie chciało jakoś wstać, tam czułem się bezpieczny wraz z telefonem w dłoni. Szukanie przyczyn w pewnym sensie mnie uspokajało, ale tylko chwilowo, ponieważ pozwalało zająć myśli (o ironio karmiąc przy tym jeszcze bardziej wszystkie lęki). Najgorsze było wstawanie rano, ze świadomością iż nie jestem taki jak przedtem; że coś jest nie tak i nie wiadomo ile to jeszcze potrwa. Ciągle ta myśl zaprzątała mi głowę i nie dawała spokoju. W ostatni piątek, będąc jeszcze w tym ciągu karmienia lęków, zacząłem sobie czytać o schizofrenii. Nazajutrz w sobotę czułem taki dziwny ucisk w głowie, którego nie było dzień wcześniej. Oczywiście ten stan rzeczy od razu skojarzyłem, z tym, że prawdopodobnie są to początki schizy. Taki ucisk w okolicach skronii i dziwna ciężkość towarzyszy mi do teraz.
Zauważyłem, że wraz tym pojawiły się inne objawy jak:
-bardzo słaba zdolność koncentracji (przez to najprostsze czynności nie raz sprawiają mi kłopot)
-brak jakichkolwiek uczuć (!)
-smutek, apatia i zobojętnienie
-snucie kiepskiej wizji przyszłości
-kiepska pamięć krótkotrwała (sama nauka czegoś przychodzi mi z trudem, a jak już się czegoś nauczę to i tak 2-gi dzień mało co z tego pamiętam)
-poczucie zmiany jaka zaszła w moim postrzeganiu rzeczywistości
-poczycie bycia imbecylem
-poczucie pustki
-brak chęci konwersacji i trudności z jej utrzymaniem, często zdarza mi się też pogubić w tym co mówię
-wyraźny spadek pewności siebie
-problemy ze snem (o ile teraz raczej zasypiam szybko, to często budzę się rano jeszcze przed budzikiem i w jakiś sposób trudno mi znowu zasnąć)
-pisk w uszach (ale to rzadko, może raz dziennie i to przeważnie wtedy gdy leżę nic nie robiąc)

I tu rodzi się moje pytanie, bo widzę jak bardzo różnił się stan, w którym byłem na początku, a jak jest teraz - czy początkowo mogłem nie mieć wcale żadnej derealizacji, ale na skutek długotrwałego zalewania umysłu szitem, w końcu się włączyła? Z samymi lękami teraz jakoś nie mam problemu, raczej się nie pojawiają, pozostaje tylko to dziwne uczucie "zmiany" jaka podziała się w umyśle.
rofe
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 156
Rejestracja: 15 lutego 2013, o 18:21

22 lutego 2013, o 01:07

Nie jestem na tyle doświadczony żeby powiedzieć dokładnie co Ci jest, ale myślę że jeżeli chodzi o ten zmieniony odbiór postrzegania świata to właśnie derealizacja. U mnie również wszystko zaczęło się po sylwestrze, jestem już na lekach około 4-5 tygodni i jest poprawa (jednak nie ma co przechwalać, wolałbym żeby było normalnie :)) ). Kłopoty ze snem również u mnie występowały, również budziłem się przed budzikem, nie mogąc później zasnąć, ale to minęło po okresie 2-3 tygodni :) Teraz dzięki Bogu śpię normalnie :) Twoje stany tzn. smutek, apatia i zobojętnienie mogą właśnie wynikać z tej derealizacji, z niewiedzy co Ci jest, wątpię żeby było to coś poważniejszego :) Zerowa koncentracja to również objaw DD. Po prostu, niesie to za sobą takie a nie inne skutki :) Jeżeli chodzi o uczucia - również to samo.. Mimo iż się śmiejesz, tarzasz się ze śmiechu to tego nie czujesz, ponieważ jesteś tak jakby "oderwany" od swojego ciała przez tą całą derealizacje. Nie chciałbym Ci stawiać diagnoz, ponieważ moja wiedza o tym jest po prostu zbyt płytka. Jednak mogę Ci powiedzieć, że większość objawów wskazuje właśnie na derealizację. Na forum udziela się wielu doświadczonych użytkowników, którzy Ci pomogą :) Byłeś już u psychiatry lub u psychologa?

-- 22 lutego 2013, o 02:36 --
Zapoznaj się z treścią linku którą wklejam niżej :)
viewtopic.php?f=14&t=7
majk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 21 lutego 2013, o 15:10

22 lutego 2013, o 16:53

Witaj :D

Poki co chyba najbardziej przerazaja mnie te luki w pamieci i niekiedy, doslowna niemoznosc nauczenia sie czegos, bo np. po przeczytaniu dwoch zdan, juz po chwili gubilem watek i zapominalem o czym to bylo ;o Zauwazylem, ze trudnosci sprawia mi tez wypowiadanie sie, nie raz gadac mi sie nie chce, a co dopiero jakbym mial zaprezentowac jakas dluzsza rozkminke. Ogolnie mam wrazenie, ze moj mozg ostatnio ode mnie odpoczywa :D Bardzo mi to ostatnio przeszkadzalo w takim normalnym, szkolnym funkcjonowaniu i na razie jakos nie wplynelo specjalnie na moje oceny, ale jest to nad wyraz uciazliwe. Jak tak dalej pojdzie, to chyba bede musial pojsc po jakis specyfik na skupienie i lepsza pamiec.

Jezeli chodzi o samo diagnoze, to poki co sam sie diagnozowalem, ale chyba raczej z miernym skutkiem, bo potem czlowiekowi robi sie jeszcze wiekszy metlik w glowie ;)
Wiec na poniedzialek umowiony jestem na wizyte u pani psycholog :P
I tu rodzi sie pytanie, bo potrzebuje jeszcze jakiegos swistka od zwyklego lekarza -
czy po wziecie takowego, musze sie zarejestrowac na wizyte? i czy koniecznie musi to byc moj lekarz rodzinny, czy moze byc kto inny?

Sorki za brak polskich znakow, ale szlifuje tego posta z telefonu. Pozdro
Wojciech
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1939
Rejestracja: 10 kwietnia 2010, o 22:49

25 lutego 2013, o 17:53

Jakiego swistka? Chodzi o skierowanie ? To zalezy ja spotkalem sie ze musialem przyniesc skierowanie od psychiatry kiedys a innym razem wymagalo tylko do lekarza rodzinnego.
A to czy swistej od lekarza rodzinnego dostaniesz bez zapisu na wizyte do niego to juz pytaj w jego poradni czy cie wcisnie bez zapisu :)
Luki w pamieci, brak mozliwosci uczenia sie, gubienie watkow itp sam przerabialem przy dd i nerwicy.
Ale dobrze robisz, przede wszystkim udaj sie do specjalisty.
Nerwicowiec - Ten typ tak ma.
http://www.imtech.com.pl
rofe
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 156
Rejestracja: 15 lutego 2013, o 18:21

25 lutego 2013, o 18:41

Wojciech, a Ty stan DD masz już za sobą? :)
U mnie sytuacja wyglądała tak, że nie potrzebowałem żadnego świstka, prywatnie umówiłem się do psychiatry, następna wizyta za mniej więcej 2-3 tygodnie. A w czwartek wybieram się do psychologa na drugą wizytę ;)
majk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 21 lutego 2013, o 15:10

18 marca 2013, o 19:20

Witajcie ponownie.

Napisze co u mnie słychać, bo chociaż nie zmieniło się zbyt dużo to odczuwam lekką poprawę ;)

Po pierwsze tak jak już wspominałem byłem u specjalisty, konkretnie u pani psycholog, na wizycie wstępnej. Z moich opowieści wywnioskowała to, że na pewno nie mam żadnej derealizacji czy depersonalizacji, o których wspominałem. Powiem szczerze, że później jak się nad tym zastanawiałem to jednak zgadzam się z jej opinią, ponieważ wydaje mi się, że nie do końca zdawałem sobie sprawę czym tak naprawdę d/d jest. Zarówno cierpiący na tą przypadłość jak i Ci, którzy już się z niej "wyleczyli" piszą o uczuciu całkowitego oderwania się od ciała, jakby w ogóle nie należało do nich, poczuciu patrzenia na siebie z boku itd. Myślę, że to musi być straszne przeżycie, szczególnie na początku kiedy człowiek nie do końca wie co się z nim dzieje. Tak więc wiem już, że to raczej nie d/d. To co się u mnie zmieniło to m.in to, że: nie mam już problemów z zasypianiem, budzeniem się kilkadziesiąt minut przed budzikiem i takim wierceniem się z niemożnością ponownego zaśnięcia, rozmyślaniem cały dzień o moim stanie i nakręcaniem się na różne choroby, zarówno natury fizycznej jak i psychicznej (wiem, że to bujda, a wszystkie objawy, które by na nie wskazywały ja sam produkowałem..), odczuwaniem nieuzasadnionego przed niczym lęku (szczególnie mi to doskwierało gdy robiło się ciemno a ja, np. siedziałem sam w pokoju - co zresztą nie wiem czy nie było związane z tym bad tripem po mj), znikł też sporadycznie bo sporadycznie, ale pojawiający się w pisk w uszach.

Ciągle jednak nie jestem jeszcze do końca sobą, bo cały czas odczuwam tą zmianę jaka zaszła w sposobie mojego myślenia, że tak to ujmę. Trafiłem na post, który bardzo trafnie oddaje stan, w którym przyszło mi teraz być. Pozwolę sobie zacytować kolegę z tego forum, który pisał w temacie o d/d po marihuanie.
Wieczorem, gdy zawsze dużo rozkminiam, mam praktycznie natłok myśli, wyobrażam sobie różne ciekawe rzeczy, przypominam se przyjemne wspomnienia, akurat w dzień ten sam dzień, po tej sytuacji nie mogłem wyobrazić sobie nic, po prostu starałem się bardzo ale nie umiałem sobie wyobrazić nawet kwadratu w myślach, dziwna sprawa, ponieważ już 4 dzień moja wyobraźnia jest strasznie słaba, bardzo się pogorszyła, nie tylko wyobraźnia, w trakcie dnia robię wszystko z automatu nad niczym się nie zastanawiam oraz nie myślę prawię o niczym, zawsze podziwiałem okolice siedząc w szkole, gdziekolwiek, dużo myślałem, wspominałem a teraz nic. Nie potrafię się cieszyć żadnym wspomnieniem, nie potrafię przypomnieć sobie jak się czułem w danej sytuacji, lecz pamiętam, że coś kiedyś przyjemnego, lub nie, miało miejsce. Ogarnia mnie bardzo duża apatia, ale nie odczuwam w ogóle d/d, powiem więcej czuję, że kompletnie zniknęła, nie ogarniają mnie pytania "czemu ja istnieje?", "czemu wszystko jest nie realne?", "czy ja w ogóle żyję?", tylko wręcz bardzo przeciwnie, wszystko jest bardzo normalne, i nawet nie umiem myśleć czemu tak jest. Teraz codziennie ćwiczę aby wyjść z tego stanu, próbuje myśleć sobie coś na siłę i wyobrażać, dużo rysuję i próbuje tak rozkminiać ale nie potrafię uzyskać takiej wyobraźni jak tydzień temu. Ogólnie wyobraźnie rozumie jako jakąś przestrzeń w mózgu, w której możemy wszystko, ja powiem tak, że mi jej właśnie zabrakło. Chciałbym wrócić do stanu sprzed kilku dni. Jestem ciekawy czy ktoś ma podobnie oraz czy coś takiego jest gdzieś wytłumaczone? Dodam, że towarzyszy temu apatia. Pozdrawiam was. :)
U mnie pojawiło się to jakiś miesiąc temu, po tych moich ostrych początkach nakręcania się, a towarzyszyło temu pojawienie się takiego uczucia ucisku w skroniach, jakby ciężaru, który ciąży na mojej głowie. Właściwie to nie wiem jak to dokładniej określić :) Tak jak ten ziomek, wszystko robię tak jakby mechanicznie, z automatu nie przykładając do tego jakiejś większej uwagi, zdarza mi się być zdekoncentrowanym przez co zapominam np. zabrać śniadania do szkoły czy zamknąć drzwi do domu, zdarzają mi się też momenty, że łapie się na tym, że mógłbym w ogóle o niczym nie myśleć, czuję jakby moje myśli były przytłumione czy coś, bo do myślenia zdolny jestem, lecz jest ono dziwne i wyraźnie nie oddaje 100% moich możliwości. Do tego przytłumione uczucia czy to do bliskich czy do codziennych sytuacji, nie kiedy zdarzy mi się zaśmiać z czegoś (ale i tak często wydaje mi się to takie sztuczne i wymuszone - jak śmianie się z nieśmiesznych dowcipów) i ogólnie jestem bardzo apatyczny i prawie nic mnie nie cieszy, przez co jeszcze bardziej nie mam na nic ochoty, bo skoro prawie nic nie sprawia mi radości to po co robić cokolwiek? Czy to możliwe, że to wszystko jest efektem szeroko pojętego bombardowania swojego umysłu różnymi czynnikami stresującymi?

Jeżeli chodzi o dolegliwości fizyczne, to ciągle odczuwam dyskomfort, jakbym miał blokadę w nosie, przez co nie mogę zaczerpnąć nim tak dużo powietrza jak kiedyś, lecz nie mam uczucia jakbym zaraz miał się udusić czy coś z tych rzeczy, po prostu czuję, że nie oddycham tak jak kiedyś. Nie raz mam tylko wrażenie jakbym się zapowietrzał podczas mówienia XD
Btw. mógłby ktoś napisać w jaki sposób winna wyglądać odpowiednia wymiana gazowa i jak ew. znowu się jej nauczyć? Jest na to jakiś sposób ? :D
psychokropka
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 17
Rejestracja: 24 marca 2013, o 22:59

25 marca 2013, o 00:06

z tym nosem mam tak samo. Obecnie przechodzę przez nawrót nerwicy. Gdy ostatnio ją zaleczyłam, oddychanie powróciło do normy. Po prostu w trakcie leczenie, nie myśląc o tym, nawet nie wiem kiedy, znów zaczęłam normalnie oddychać. Podczas nawrotu nerwicy, wróciła niemożność pełnego oddychania (ja to tak sobie tłumaczę). A teraz, gdy ona się trochę uspokaja, ja znów zaczynam oddychać normalnie. Z tego, co wiem takie uczucie związane jest z napięciem towarzyszącym schorzeniom nerwicowym i tym podobnym.

ps. to że nie masz już jak kiedyś wrażenia, że się udusisz świadczy o tym, że pewne rzeczy sobie zracjonalizowałeś (wiesz już, że to objaw somatyczny etc). Jak Twoja głowa przetrawi te informacje do końca, będziesz mógł swobodnie zaczerpnąć powietrza:)
i będę miała zielone oczy...
majk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 21 lutego 2013, o 15:10

29 marca 2013, o 11:38

Czesc.
W sumie pisze w watku nieadekwatnym do tego co mi jest, bo d/d nie mam, ale nie chce zakladac specjalnie nowego tematu. Chodzi o to, ze od zawsze mialem wieksze czy mniejsze sklonnosci do zbytniego przejmowania sie roznymi rzeczami (najczesciej zlymi) i teraz zauwazam pewna zaleznosc, ze od poczatku tego wszystkiego, gdy przeczytalem o tym, ze to moze byc nerwica, zaczalem sie nakrecac na to wszystko, wystraszylem sie tego, ze rzeczywiscie to moge miec. Na poczatku gdy jeszcze sie tak zle nie czulem, mialem nadzieje na to, ze jakos sie ogarne, ze to moze potrwac, ale odzyskam spowrotem swoje zycie. Moj problem glownie polegal na tym, ze zamiast zaczac dzialac, biernie zaczalem sie temu wszystkiemu przygladac i oczekiwalem, ze to wszystko predzej czy pozniej minie. Zaczalem zyc tym wszystkim, nie mogac tak naprawde sie na niczym skupic, ani realnie przezywac zycia, bo caly czas meczyly mnie mysli, ze cos mi jest, ze zmarnowalem sobie zycie. Caly czas porownuje i mysle jakby to bylo, gdybym czul sie normalnie - jak to bylo jeszcze rok temu w czasie swiat, ktore teraz dodatkowo mnie dobijaja, bardzo zaluje i wrecz nie moge sie pogodzic z tym co sobie zrobilem.. Kompletnie na nic nie mam ochoty, bo nie potrafie wyluzowac z tym ciaglym mysleniem o moim stanie, przez co jest mi jeszcze gorzej. Wlasciwie to przestalem widziec jakiekolwiek rozwiazanie tego problemu, wydaje mi sie, ze za daleko to wszystko zaszlo ;( Nie chce sie juz tak tym wszystkim zamartwiac, ale juz normalnie nie mam sily..
Awatar użytkownika
ddd
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 2034
Rejestracja: 9 lutego 2012, o 20:54

29 marca 2013, o 21:44

to nie badz bierny i zacznij teraz cos robic. nigdy nie jest za pozno. a nerwicy i derealizacji nie ma sie co bac. ja jestem juz zdrow z tego a tez bylo bardzo ciezko ale to prawda nie wolno byc biernym to znaczy tak w sumie to wolno byc biernym w stosunku do nerwicy i dd bo wtedy wlasnie ono zanika bo nie przejmujesz sie tym. najwazniejsze zeby zadne objawy nie powodowaly ze jestesmy bierni co do naszego zycia i obowiazkow.
a ty chodzisz do szkoly teraz czy siedzisz w domu i ciagle myslisz?
(muzyka - my słowianie)

Zaburzeni wiemy jak nerwica na nas działa, wiemy jak DD nam w bani rozpi***ala. To jest taa nerwica i lęk, to jest teen depersony wkręt!

Autor Zordon ;p
majk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 21 lutego 2013, o 15:10

29 marca 2013, o 22:39

Tzn. teraz aktualnie nie chodziłem do szkoły ze względu na inne obowiązki, zresztą ostatnio nawet było dużo wolnego, więc miałem od szkoły lekką przerwę, ale to co mnie niepokoi to to, że mam taką pustkę w głowie, która przeszkadza mi w normalnym funkcjonowaniu i w ogóle nie czuję się normalnie - nie odczuwam prawie żadnych emocji ani uczuć, jestem apatyczny :grr: więc do szkoły mi też będzie trudniej się wybrać.
Derealizacji nie mam, bo nie odczuwam tego i nawet nie wiem czy tak naprawdę mam tą cholerną nerwicę czy nie (póki co nikt jeszcze nie postawił takiej diagnozy, bo byłem na razie jedynie u jednej pani psycholog) - bo niby objawy somatyczne są, zdarza mi się słabiej czuć, nie raz ściska mnie w brzuchu i kołacze serce, a oddech wydaje się płytki, lecz to chyba jeszcze nie wystarczający dowód. Muszę jeszcze zrobić badania zarówno ogólne jak i pod kątem neurologicznym i wtedy coś powinno się rozjaśnić, bo na razie najbardziej denerwuje mnie właśnie ten stan nieświadomości co tak naprawdę mi dolega, co jeszcze dodatkowo nakręca strach.
Dżejkob
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 18
Rejestracja: 26 marca 2013, o 19:32

30 marca 2013, o 00:45

Na poczatku gdy jeszcze sie tak zle nie czulem, mialem nadzieje na to, ze jakos sie ogarne, ze to moze potrwac, ale odzyskam spowrotem swoje zycie. Moj problem glownie polegal na tym, ze zamiast zaczac dzialac, biernie zaczalem sie temu wszystkiemu przygladac i oczekiwalem, ze to wszystko predzej czy pozniej minie. Zaczalem zyc tym wszystkim, nie mogac tak naprawde sie na niczym skupic, ani realnie przezywac zycia, bo caly czas meczyly mnie mysli, ze cos mi jest, ze zmarnowalem sobie zycie. Caly czas porownuje i mysle jakby to bylo, gdybym czul sie normalnie - jak to bylo jeszcze rok temu w czasie swiat, ktore teraz dodatkowo mnie dobijaja, bardzo zaluje i wrecz nie moge sie pogodzic z tym co sobie zrobilem.
Gratulacje, odpowiedziałeś sobie sam, co Ci dolega. Marihuana, tak jak głosi propaganda, jest używką bezpieczną, jeśli chodzi o ludzi, którzy nie mają predyspozycji do paniki.
Nabawiłeś się leciutkiej nerwicy, cały czas o tym myślisz, tworzysz sobie scenariusze zniszczonego życia. To Twoje poczucie "zmiany" w psychice, to nic innego, jak derealizacja, póki co delikatna, subtelna zmiana wynikająca z Twoich tendencji do paniki.

Palenie ma zadziwiające zdolności "wyciągania" wszystkiego z człowieka, jestem prawie pewny, że te same objawy wystąpiłyby u Ciebie podczas jakiegoś dość nieprzyjemnego przeżycia, typu pobicie, czy coś takiego. Różnica polega na tym, że byś tego nie analizował, bo byś był skupiony na swojej roztrzaskanej twarzy i po kilku dniach samo by przeszło.

Zrób sobie te badania dla świętego spokoju i przestań się przejmować, nic Ci nie jest, prócz ciągłego lęku przed tym, że mimo wszystko coś Ci się stało. Im szybciej to zrobisz, tym szybciej wyzdrowiejesz i jak dla mnie, żadna wizyta u lekarza nie jest tutaj konieczna, a już broń Cię przed jakimiś farmaceutykami. Oczywiście, jeśli to Ci pomoże to pójdź sobie gdzie chcesz, na 90% usłyszysz to samo.
rofe
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 156
Rejestracja: 15 lutego 2013, o 18:21

30 marca 2013, o 00:59

Marihuana sama w sobie zła nie jest, ale jeżeli człowiek nie ma to tego główki to bywa gorzej. Oczywiście nie namawiam nikogo do palenia itp, bo znam przypadki gdzie znajomi wychodzili z uzależnienia i mieli tak przepalony mózg, że łapała ich DD.

Moim zdaniem nie powinieneś się niczym przejmować. Kiedyś Derealizacja napisał mi, że w tych czasach każdy człowiek ma nerwice i to jest prawdą. Bóle brzucha przed egzaminami, jakaś suchość w jamie ustnej przed czymś tam jeszcze i wgl, no. Gdyby każdy człowiek się tak na to nakręcał to popadał by w to jeszcze bardziej. Także nie martw się, chłopie. Przecież już nawet gorączka, czy biegunka są od tego groźniejsze.

Przestań tym żyć, zadawać sobie pytania typu "co mi jest? chciałbym już wiedzieć co to." Owszem - może i byś chciał, ale potem byś o tym czytał i czytał, a strach ma wielkie oczy i to napędzało by lęk, nerwy i prosta droga do pogorszenia stanu, do pogrążania się w tym. Przeszkadza Ci to w normalnym życiu, funkcjonowaniu? Jeżeli nie, to żyj życiem! Wiem, że nie jest łatwo sobie to przetłumaczyć, ja akurat mam DD już prawie 4 miesiące. No i czytałem o tym, zagłębiałem się dokładnie jak Ty w pytaniach typu "chciałbym dokładnie wiedzieć co to.", czytałem ile się da tylko żeby się dowiedzieć, ale pewnego dnia przetłumaczyłem sobie, że to i tak nie ma sensu, że to durne. Teraz, po tych 3 miesiącach ciągłe czytanie o tej derealizacji itp, już mnie po prostu nudzi, znudziło mi się to. Kiedyś czytałem literka po literce, a teraz gdy w ogóle zdarzy się że będę czytał to przeskakuje po linijkach.

Jeżeli czujesz się z tym źle, to wybierz się do lekarza, czy jak mówiłeś na te badania. To zredukuje Twoje lęki i może tak Ci pomoże. Albo przetłumacz sobie sam, że to nic groźnego, że możesz to po prostu olać. Co do leków, też kiedyś wyczytałem, że to podobno 10% sukcesu. Marne 10% przy 90% własnego nastawienia :) Także każdego dnia trzeba nad sobą pracować, po prostu olewając to wszystko. Żyj życiem jak żyłeś kiedyś - ja też staram się tak robić. Wiadomo, że nie ma tak, że nie myślę o swoim DD. Myślę, bo przecież nie myśleć się nie da, ale da się zmienić nastawienie do tych myśli :)

-- 30 marca 2013, o 01:09 --
Już dwa lata temu miałem przygodę z DD. Wiesz ile trwała? Dzień.. Może nawet i nie cały. Miałem tak podłego bad tripa, że głowa mała. Wymiotowałem, leciało jak z kranu, no mniejsza :) Na następny dzień automatycznie włączyło się DD - klasyczny przypadek. Pamiętam że wtedy miałem zawalony dzień obowiązkami. Czułem się dziwnie, pamiętam jak mówiłem kumplom 'czuję się jak w śnie, ale mam masówkę" itp. Oni tylko kręcili bekę i mówili, że pewnie jeszcze jestem na bombie. I ja z tą świadomością przestałem analizować ten stan. Poszedłem do szkoły zanieść papiery, potem fotograf, pokopałem w piłę, poszedłem do dziewczyny i sam nie wiem kiedy - wszystko zniknęło.

Również było po bad tripie, czyli "nerwica, a może to, a tamto?". Na tym to polega, na zaprzestaniu kontrolowania tego wszystkiego co napędza u Ciebie lęk. Ja nie doszukiwałem się tego co mi jest, po prostu myślałem, że nadal jestem na bombie i minęło... W ciągu jednego dnia. Wtedy oczywiście nie wiedziałem że to DD, dowiedziałem się dopiero teraz, przy tym drugim epizodzie. Wpędziłem się w błędne koło lęku i bach - gotowe :)
majk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 21 lutego 2013, o 15:10

30 marca 2013, o 11:08

Jakby to bylo takie latwe chlopaki to bym nawet tu nie pisal.. Rozchodzi sie o to, ze ja chyba od zawsze mialem sklonnosci do tego, ze jak sobie wbije juz cos do glowy to to tak latwo z niej nie wychodzi, przewaznie siedzi tam do czasu rozwiazania/skonfrontowania sie z danym problemem, co w tym wypadku troche sie przeciagaa. Jednak najgorsze sa te objawy, na ktore trudno nie zwracac uwagi, a ktore caly czas odczuwam. Kurde musialbym tez juz w koncu zaakceptowac to, ze co sie stalo to juz sie nie odstanie i tyle, bo czesto mam takie mysli typu "ooo jakbys wtedy nie sciagal tyle tych buchow to by ci nie odjebalo, wszystko bylo by spoko", "po co to robiles", "trzeba bylo zostac przy samym alko" itd. a one pomagaja mi sie tylko dodatkowo dolowac, bo duzego pozytku z nich nie bedzie, chyba zeby udalo mi sie wynalezc teleporter :D Macie sposoby na jakies racjonalizowanie i odpedzanie tych mysli? wiem, ze najlepiej jest byc czyms zajetym, ale chodzi o to, ze nawet jak sie czyms zajmuje to one caly czas gdzies tam sie przewijaja w tle.
Chyba najlepiej byloby po prostu zaczac cos dzialac w tym kierunku, bo juz zbyt dlugo z tym zwlekalem, a takie dalsze umartwianie nie ma sensu, bo i tak prawie juz 3 miechy z zyciorysu wyciete :P
rofe
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 156
Rejestracja: 15 lutego 2013, o 18:21

30 marca 2013, o 12:14

Mnie też napadają takie myśli, też czasami czuję się gorzej, ale zawsze przechodzi.

A myśli? Ja się z nimi nie tłukłem. Po prostu są to są, same mi się znudziły :)
Dżejkob
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 18
Rejestracja: 26 marca 2013, o 19:32

30 marca 2013, o 12:30

chyba od zawsze mialem sklonnosci do tego, ze jak sobie wbije juz cos do glowy to to tak latwo z niej nie wychodzi, przewaznie siedzi tam do czasu rozwiazania/skonfrontowania sie z danym problemem, co w tym wypadku troche sie przeciagaa.
Hehe, jakbym czytał o sobie. Może to dziwnie zabrzmi, ale dobrze, że Ci się stało takie coś. Masz szansę się zmienić, przestać się przejmować złymi rzeczami, co baaardzo ułatwi Ci dalsze życie, bo śmiem twierdzić, że do tej pory miałeś dość dużo błahych problemów, które zatruwały Ci umysł.

Moja historia też jest trochę podobna do Twojej, otóż przez dość nieprzyjemne wydarzenia w dzieciństwie nabawiłem się też zdolności analizowania wszystkich złych rzeczy, co wpieprzyło mnie w derealizacje. I tak z nią żyłem (rzecz jasna nieświadomy tego, że coś takiego istnieje i mnie w dodatku dotyczy, byłem zbyt zajęty przejmowaniem się problemami, żeby dostrzec, że świat jest jakiś nierealny) przez bagatela, 7 lat. Przez 2 ostatnie lata wrzucałem w siebie wieeele rodzajów dragów (które koiły nerwy), w końcu mój stan się pogorszył (przez bardzo "przyjemne" przedawkowanie fety, a później dobiciu się 2 tygodniami codziennego palenia :) ). Wtedy też zacząłem myśleć "no to pięknie, psychiatryk, schizofrenia, psychozy, koniec" :D Na forum natrafiłem 3 dni temu może. W końcu uświadomiłem sobie, skąd wynika ten stan i jak bardzo nie jest groźny. Od owych 3 dni nie jestem wiecznie przemęczony, zniknęła apatia, nie biorę wszystkiego do siebie, śpię o 2 godziny mniej, a co najważniejsze mam wizje w końcu życia BEZ żadnych problemów :DD

Paradoks, gdyby nie ćpanie, to bym latał znerwicowany i zderealizowany przez nie wiadomo ile czasu. Nie skłoniłoby mnie nic do poszukania przyczyny.

Tak więc
Chyba najlepiej byloby po prostu zaczac cos dzialac w tym kierunku
Tak, przestań żyć problemami, bo przy pierwszej lepszej traumatycznej sytuacji będziesz miał przerąbane. I NIC Ci tutaj nie pomoże, to Twoja walka, Twoje problemy. Pamiętaj, że w czasie stresu będziesz myślał nad wszystkimi tragicznymi scenariuszami, to naturalne.

Tak na pocieszenie Ci powiem, skoro mi się nic nie stało, to Tobie tym bardziej nic nie jest.
ODPOWIEDZ