To już mój kolejny post tutaj w ciągu kilku miesięcy, nie radzę sobie z moim OCD

Chciałbym prosić Was prosić o poradę co robić i jak z tego wyjść, coraz bardziej się zamartwiam,bo doszły mi niedawno nowe objawy, których nie miałem nigdy wcześniej...
W skrócie jednak chciałbym przedstawić moją sytuację: mam 27 lat i cierpię na OCD od czasów licealnych, nigdy nie miałem kompulsji za to masę myśli natrętnych - zaburzenie zaczęło się od myśli, że mógłbym skrzywdzić bliskich, potem oczywiście atakowały mnie natręty, że na pewno jestem chory psychicznie i ciągle miałem wizję siebie zamkniętego w psychiatryku. Psychiatra w tamtym czasie zdiagnozował nerwicę lękową i zalecił leki SSRI, których jednak nie brałem - z czasem nerwica wyciszała się i były okresy całkowitej reemisji, trwały czasem nawet rok lub dłużej. Niestety od ok. pół roku nerwica znowu mnie męczy, natręty głównie dotyczą myśli, że jestem chory psychicznie albo że rozchoruję się psychicznie od tego ciągłego stresu i lęku, który w sobie mam... Praktycznie nie ma lepszych dni, które miałem kiedyś, gdy nerwica odpuszczała - cały czas jest tak samo, czyli niezbyt dobrze... Dwa miesiące temu znowu odwiedziłem psychiatrę (u którego btw. na zaburzenia lękowe leczyła się też moja babcia, ciotka i mama - wręcz rodzinny lekarz

Wracając do powodu, dla którego założyłem ten temat - od kilku tygodni mam nowe objawy w nerwicy, których nigdy wcześniej nie miałem i chciałbym Was prosić o poradę czy nic złego ze mną się nie dzieje i jak sobie z tym radzić...

Zauważyłem też, że przez to, że te myśli nerwicowe nie odpuszczają mi od tak długiego czasu jest mi praktycznie cały czas smutno, mam sporo negatywnych myśli egzystencjalnych, że to wszystko nie ma sensu, nie potrafię się zrelaksować i praktycznie z niczego nie czerpię przyjemności - czy to mogą być objawy depresji? Bardzo zawsze się obawiałem, że od tej nerwicy rozwinie mi się jakaś choroba psychiczna albo depresja...

Na koniec chciałbym dodać, że w życiu ogólnie jestem osobą bardzo sceptyczną, do wszystkiego staram się podchodzić evidence - based, staram się zawsze potrafić uzasadnić swoje poglądy (nawet sam przed sobą), dlatego ciągle pojawia mi się myśl w głowie "a może to jednak nie nerwica, tylko coś gorszego?"... Jestem też ateistą... Bardzo to smutne, ale podejście ateistyczne nie pomaga mi odnaleźć w tym wszystkim sensu, niestety nie potrafię też inaczej... Zabawne jest to, że w przypadku nerwicy jest odwrotnie tj. boje się o niej czytać, że znajdę gdzieś w internecie informację, że może powodować jakaś chorobę psychiczną i potem zacznę to sobie wkręcać. Cierpię na to OCD, a nigdy nie wziąłem żadnego opracowania naukowego, które o nim traktuje, bo boję się co tam przeczytam (np. coś w stylu, że 30% osób chorych na OCD dorobiło się psychozy itd.). Moja siostra ma podręcznik do psychiatrii, bo właśnie kończy studia medyczne, ale z lęku nigdy nie wziąłem go do ręki...
Mam do Was prośbę kochani - jak w końcu na 100% przekonać samego siebie, że to tylko nerwica... Jak sobie z tym radzić, czy objawy których doświadczam są normalne, czy mogą wskazywać na jakieś inne, gorsze zaburzenie? Wiem, że niby upewnianie się na dłuższą metę nie działa, ale chciałbym w końcu przekonać samego siebie, że nie dzieje się nic złego i wyjść z tego cholerstwa...
Z góry dzięki,
Pozdrawiam,
Michał
PS Bardzo bym Was prosił o pomoc drodzy - nie daję już sobie rady...