Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

nowa, zdezorientowana

Dział poświęcony depresji, dystymii, stanom depresyjnym.
Zamieszczamy własne przeżycia, objawy depresji i podobnych jej zaburzeń.
Próbujemy razem stawić temu czoła.
kasik
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 10
Rejestracja: 3 grudnia 2013, o 13:39

15 grudnia 2013, o 23:23

Vitaminac każdy jest inny i nie ma tu niestety jednej wspólnej recepty.
Masz oczywiście racje, że nastawienie chorego jest najważniejsze i jego wola wyzdrowienia ma decydujące znaczenie i na tym najbardziej skupiam się w rozmowach z moim chłopakiem. Właśnie na tym, żeby to jego negatywne nastawienie zmieniać i podkręcać jego wiarę w to że każde działanie ma sens i że małymi krokami wejdziemy na ten Mont Everest a nie zawrócimy przy pierwszym szałasie. Ale.... ale Vitaminac mój chłopak jest chory lecz nie jest idiotą, więc nie mogę mu wmawiać rzeczy które są sprzeczne z rzeczywistością. Nie mogę mówić że jest pięknie skoro nie jest. Ja straciłabym do takiej osoby zaufanie i jej rady nie byłyby dla mnie wiarygodne.

Staram się go bardzo motywować, wspierać i nie wyręczać tylko pomagać. Powiedziałam mu wprost, że nie chcę być niańką, matką, pielęgniarką tylko partnerką i przyjaciółką.Nie mówię oj ty biedny,biedny, ale muszę być bardzo ostrożna z tym umownym "brakiem litości" Pamiętaj, że każdy reaguje inaczej.Ty się złościłaś i wściekałaś, a on zareaguje wycofaniem się z powodu nadmiernego lęku. Muszę umiejętnie balansować między wymaganiem a odpuszczaniem. Nie jest to łatwe, bo tak jak mówiłam, jest to dla mnie całkowicie nowa sytuacja. Kieruję się intuicją, obserwowaniem reakcji i na moje duże szczęście rozmowami. W całym tym nieszczęściu dobre jest to że mój facet nie chowa się za milczeniem. Potrafi mówić o swoich odczuciach.
A co do tego o czym mówiłaś, o tych codziennych sprawach to dokładnie tak jest. Nie odpuszczam. Razem robimy zakupy i on na mięsnym prosi o schab, nie wyręczam go w tym. Robimy sprzątanie, on odkurza. Gotujemy wspólnie. Zmywamy na zmianę. Spacery. Rower. Praca w ogródku. Jakieś odwiedziny u jego cioci (dla mnie chyba większa masakra niż dla niego, nienawidzę wizyt które odbywają się przy włączonym TV:-) Proszę go, żeby to on zrobił mi kawy i tysiąc innych drobnych spraw. Naprawdę staram się, część rzeczy wymaga dłuższego motywowania, z częścią idzie szybciej...jest różnie. Podstawowym problemem jest lęk przed ludźmi, chęć całkowitego wycofania się, zamknięcia się w czterech ścianach, przeczekania. Jeśli zbyt mocno będę naciskać, może się tym skończyć.

Pamiętaj też o tym, że ciebie wspiera mąż, jesteście pewnie ze sobą już parę lat, znacie się lepiej, wiąże was więcej spraw. Myślę, że z pozycji męża może też bardziej naciskać. My znamy się z przed choroby parę miesięcy, a ten czas z chorobą trwa już prawie cztery... więc jak widzisz moje pole działania (znajomość osoby) jest trochę bardziej ograniczona. Ciągle się czegoś nowego uczę.

A terapia? no cóż... szczerze.... to ja nie widzę, w tym jak ona jest prowadzona, większego sensu.
Była tam w końcu, to ja zaproponowałam pomoc, chęć rozmowy, odpowiedzi na pytanie itd. Okazało się że mają dużo wątpliwości z diagnozą, bo poprzednie wpisy w karcie pacjenta co innego, a oni widzą co innego. Rozmawiałam z panią psycholog i podobno rozmowa ze mną pozwoliła odpowiedzieć im sobie na parę pytań. Zastanawia mnie tylko, że sami nie wpadli na to, że w takim wypadku należałoby porozmawiać z kimś kto ich pacjenta zna i potrafi podać im jakieś informacje...
I zastanawia mnie w takim razie, dlaczego całkowicie i diametralnie zmienili leki poprzedniego lekarza, nie mając pewności co do diagnozy zwłaszcza że chłopak im zgłaszał że po zmianie leków czuje się fatalnie, ale cóż... psychiatra jest na oddziale 1 raz w tygodni(!) a psycholog mówi, że w sprawie leków to nie do niej(!) więc pytam: KOMU zgłosić że działanie lekarstw ma tak fatalne skutki?

Dobra, przestaje już marudzić, bo mnie tu zbanujecie, ale mam wrażenie że całe to leczenie stoi na głowie i nic nie jest tak jak powinno.....
My walczymy dalej, a co z tego wyjdzie to ja nie mam zielonego pojęcia.

Borabora - może żona próbowała? tylko nie dałeś jej szans albo chociaż sygnału, że tej pomocy chcesz, że doceniasz? pamiętaj proszę, że dla partnera jest to cholernie trudna przeprawa i potrzebuje czasami potwierdzenia, że to co robi ma sens. Ja mam to szczęście, że mój chłopak, mimo tego że jest mu ciężko o tym myśleć (teraz myśli głównie o sobie, to podobno taki chorobowy objaw, taki rodzaj egoizmu) i pamiętać, stara mi się okazywać czułość i docenia to co dla niego robię, a przede wszystkim ROZMAWIA ze mną:-)
Rozmowa to cudowny środek na większość problemów:-)
Dziękuję za życzenia
Wiedźma
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 59
Rejestracja: 8 listopada 2013, o 09:18

16 grudnia 2013, o 00:00

Witaj kasik,
Nie napiszę nic mądrego, ani nie dodam żadnych rad, bo nie mam ani doświadczenia ani kwalifikacji :D . Powiem tylko, że dla chorego OGROMNIE ważne jest wsparcie bliskiej osoby. Twój facet wie, że starasz mu się pomóc najlepiej jak potrafisz, widzi Twoje zaangażowanie w jego leczenie, czuje Twoją opiekę i miłość. Nie uciekłaś od jego zaburzenia, nie bagatelizujesz go ani nie demonizujesz, nie przylepiasz mu etykietki. Bierzesz aktywny udział w jego walce o zdrowie psychiczne- starasz się o terapię, radzisz się psychiatrów, zarejestrowałaś się na tym forum, niejako prowadzisz go przez życie pomagając w codziennych zmaganiach, jesteś przy tym delikatna i wyrozumiała. Jestem pod wrażeniem tego, jak mocno trwasz przy swoim facecie mimo trudności i piętrzących się problemów. Z mojej strony życzę Ci, żebyście oboje wygrali. By Tobie nie zabrakło motywacji, siły i determinacji, jemu - by wreszcie stanął na nogi. Powodzenia :hercio:
Just below my skin I'm screaming
kasik
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 10
Rejestracja: 3 grudnia 2013, o 13:39

17 grudnia 2013, o 23:17

Dziękuję Ci Wiedźma za słowa otuchy. Bardzo dziękuje:-)
Rzeczywiście potrzebne tu jest mnóstwo siły, determinacji i chyba ufności, że jednak będzie lepiej.
Nie wiem na jak długo mi tego wystarczy, jak długo dam jeszcze radę z cierpliwością i spokojem czekać, aż życie będzie mogło potoczyć się dalej...

A wszystkim tym, którzy chorują doradziłabym, z punktu widzenia tej drugiej strony, nie odrzucajcie bliskich, bo oni na pewno chcą pomóc, tylko często nie wiedzą jak... powiedzcie im czego oczekujecie, czego w danym momencie potrzebujecie, jakie są wasze odczucia i... dajcie im od czasu do czasu do zrozumienia, że są wam bliscy i potrzebni:-) Nawet jeśli nie macie na to siły i ochoty, wysilcie się i okażcie odrobinę uczucia, podarujcie odrobinę czułości, bo....nawet baterie Duracell trzeba czasami naładować:-)
Pozdrawiam
ODPOWIEDZ