No to lecę na pierwszy ogień

1. Pectus Excavatum - czyli wklęsła, słaba budowa klatki piersiowej. Dzięki niej mam znacznie mniejszą pojemność klatki, mniej wydajne płuca, no i gorszą kondycję. O problemach z paskudnym wyglądem ciała i kompleksami z tym związanymi nie wspominam. Operować można, ale metalowych elementów w ciele raczej nie chcę mieć.
2. Niedomykalność zastawki trójdzielnej serca. Rzecz dość powszechna, na szczęście tylko lekka. Ale od dziecka często odczuwałem dziwną pracę serca i niepokój z tym związany. Zdarza się też dzisiaj oczywiście, ale przynajmniej wiem teraz, co na to wpływa.
3. Progenia - wystająca, niewłaściwie ustawiona szczęka. Od najmłodszych lat myślałem, że to tylko problem z dziwnym i nieestetycznym wyglądem twarzy - rodzina w sumie do dzisiaj się z tego podśmiewuje. Ale wczoraj u laryngologa dowiedziałem się, że ma to wpływ na niewłaściwe rozdrabnianie pokarmu, problemy z trawieniem oraz ścieraniem zębów/odsłanianiem dziąseł, złym napięciem mięśni twarzy, które mogą prowadzić do częstych bólów głowy. Słodko. Oczywiście rodzina na to, że nie umiem łykać, jestem głupi, psychiczny i wymyślam.
Można to naprawić na NFZ, ale operacja masakryczna związana z paroma miesiącami jedzenia przez słomkę. No cóż.
4. Krzywa przegroda nosowa. Również zdiagnozowana niedawno: albo wcześniej na to nie zwracałem uwagi, albo to po jakimś urazie (którego nie pamiętam), albo po prostu teraz tak wyrosła mocno. Nie wiem. Nigdy dużo nie chorowałem, ale jak już to zatoki zawsze. Bezdechy nocne i budzenie ze zmęczeniem na porządku dziennym, słaba kondycja. Nerwica też mocno do tego ostatnio dołożyła.
5. Tutaj to już typowe kompleksy: niski wzrost, małe stopy. Czasami się czuję głupio przez to, a zakup butów to totalna masakra i ból

Czemu o tym piszę? Chciałem to po prostu z siebie gdzieś wyrzucić. Rodzina nigdy mi w tym nie pomagała za bardzo, nawet się śmiała z tego i bagatelizowała. Na wszystkich bilansach w szkole za dzieciaka to wiadomo - piękny i zdrowy oczywiście... Jasne. Mam teraz żal do boga/stwórcy za to wszystko, do rodziców za kiepską pulę genów, do środowiska, że tak wpływa na geny. No generalnie do wszystkiego mam żal za to, ale sobie muszę z tym radzić i żyć w tym paskudnym, zepsutym ciele.
Wiem, że pewnie większość z Was mi powie, że "inni mają gorzej, ktoś tam nie ma nóg, bla bla" - ale po to założyłem ten temat, żeby każdy mógł się wyżalić tylko o sobie. No i poza tym jesteśmy nerwicowymi egocentrykami, nie?
