
Pojawiły się kolejne myśli autodekstrukcyjne (samobójcze), których bardzo się boję. Ja zawsze bałam się śmierci swojej czy rodziny. Cięzko mi w dalszym ciągu zaakceptować, że umrę, zawsze sama myśl przyprawiała mnie o smutek, strach, ja źle reaguję jeśli ktoś mówi o raku albo o ciężkiej chorobie (od razu jest mi nie dobrze), bałabym się również operacji, bo bałabym się, że się nie wybudzę. Więc dlaczego nerwica znowu atakuję mnie tej sferze, której się boję i podpowiada mi, że może ja naprawdę chcę co sobie coś zrobić.
Poszłam do psychiatry w środę (po raz pierwszy) na NFZ. Rozmawiałam z Panią doktor może 15 minut, ale ona po dwóch minutach stwierdziła, że to raczej OCD nie jest (dziwne), że to na pewno nerwica i zaburzenie osobowości. Ale jakie zaburzenie osobowości to ja nie wiem, spytałam się o to zaburzenie osobowości o co w tym chodzi a ona powiedziała, że mam sobie poszukać w internecie.:/ Powiedziała mi również, że jeśli mnie ma to uspokoić to raczej depresji nie mam, a potem mi mówi o zaburzeniu nerwicowo-depresyjnym mieszanym...więc ja się o to pytam: "Dlaczego Pani mówi o tym zaburzeniu jeśli wcześniej Pani mówiła, że nie podejrzewa Pani u mnie depresji", a ona na to "że mam jej nie chwytać za każde słowo". Więc ja tak naprawdę dalej nie wiem co mi jest, psycholog powiedziała, że zazwyczaj ludzie jeśli się dowiedzą od psychiatry co im jest, uspakajają się, u mnie było zupełnie odwrotnie dostałam paniki, był płacz i silne bóle serca i żołądka.
Pscychiatra mnie wystraszył, Pani doktor powiedziała, że jest przerażona, że ja nie chcę leków, ale potem powiedziała, że do niczego mnie zmuszać nie będzie. Za jej namową zgodziłam się na receptę i przepisała mi "Cital", ale powiedziałam, ze się zastanowię czy wykupię ten lek czy nie. Psychiatra powiedziała jeszcze, że jestem tak zafiksowana na swą nerwicę, że jej zdanie powinnam częściej chodzić do psychologa a nawet pomyśleć o oddziale dziennym. A ja myślę, że w moim przypadku to nie były dobry pomysł, a się jeszcze bardziej nakręcam na nerwicę im bardziej czytam o tym, więc słuchanie opowieści innych ludzi mogłoby nie wpłynąć dobrze na mnie.
Psychiatra również powiedziała, że słuchając mnie serce jej się kraję a jak jej się spytałam, czy jestem sobie w stanie coś zrobić przy tej nerwicy ona powiedziała: "Ja nie jestem w stanie powiedzieć czy Pani sobie coś zrobi czy nie" :/
Wyszłam z gabinetu zamiast być uspokojna, wyszłam roztrzęsiona, kupiłam ten lek, ale jak tylko przeczytałam ulotkę i poczytałam skutki uboczne, że może nawet powodować myśli i czyny samobójcze, powiedziałam, sobie, że ja tego nie chcę brać, nie chcę żeby mi się jeszcze pogorszyło, tym bardziej, że przed pójściem do psychiatry pojawiły się te myśli.
Pojechałam do domu i po prostu byłam załamana, rozmowiałam z mamą płakałam i mówiłam dlaczego ja muszę być nienormalna, pojawiły się bardzo mocne bóle serce i żoładka (tak silnych przy nerwicy nie miałam) i nasilliły się myśli samobójcze, siedziałam akurat w kuchni, wzięłam nóż ale od razu go rzuciłam (przecież ja nie chciałam umierać, chociaż myśli mówi, że może jednak tak, żeby sobie ulżyć). Będąc w takim stanie próbowałam zrobić obiad i kroiłam warzywa i znowu pojawiły się myśli i teraz komplsje, chciałam sprawdzić jak się mogę posunąć i czy nie wbiję sobie noża do ręki, naciskałam na palce nożem, ale nic nie zrobiłam (tak już kiedyś sprawdzałam), ale jednak zawołałam mamę żeby mi pomogła pokroic, bo powiedziałam jej, że się boję noży. ale i tak nie dałam rady nic zjeść.
Na szczęście i o dziwo śpię dobrze, spanie jest jak moje lekasrstwo wyciszam się i uspokajam, jestem bez lęków i bez bólu serca. Ale ja przez ostatnie dni mam ciągle bóle serca i już z tym nie mogę, biorę magnez, piję melisę, ale to za bardzo nie pomaga. Mam ciągły lęk przed zwariowaniem, przed depresją, boję się, że sobie coś zrobię, że jeśli nawet teraz sobie nie chcę nic zrobić chociaż mam myśli, że może chcę, to jeśli wpadnę w depresję to może wtedy zupełnie zmienie zdanie bo będę w takiej rozpaczy is sobie coś zrobię, popełnie samobójstwo

W ogóle mój problem jest taki, że ja za dużo czytam o nerwicy, depresji, o samobójstwach, zakręciłam się w tym wszystkim, a jeszcze się boję, bo czytałam, że przy zaburzeniach lękowych występuję ryzyko samobójstw i tym bardziej się nakręcam.
Przez to, że poszłam do psychiatry zaczęłam się strasznie bać depresji i zamiast te myśli autodekstrukcyjjne ignorować ja z nimi walczę, chociaż znam cały mechanizm nerwicowy jak działają myśli, oglądałam kilka filmików Divina i Victora.
Jednak przy takich myślach często myśleć racjonalnie, bo ja się ich boję, a z drugie strony boję się, że one mogą być prawdziwe, że ja może chcę sobie ulżyć i sobie coś zrobię i jestem jeszcze bardziej przygnębiona

Kochani forumowicze pomóżcie mi, ja spotkanie z psycholog ma dopiero we wtorek. Jej się też pytałam ostatnio czy przy takich myślach, mogę sobie coś zrobić, a ona też mi nie dałą odpowiedzi tylko powiedziała: "jak Pani czuję?".
Ogólnie psycholg uważa, że moich natręctaw jestem silną osobą, żę nawet sobie z tego nie daję sprawy. Kiedyś bałam się ludzi, bałam się występować na środku, bałam się być oceniana, a teraz pracuję jako Lektor języka w Szkole językowej i mam kontakt z ludźmi i o dziwo nie boję się, lubię kontakt z ludźmi, uwielbiam poznawać ludzi z zagranicy, podróżować i poznawać ludzi z internetu nawet jadąc do innego kraju żeby ich poznać, a to jest takie dziwne, to jest ryzykowane, ale się tego nie boje, jak to mówię "raz się żyję"

Ale chciałabym Was zapytać czy ten mój wywód (przepraszam, że tak chaotyczny) to kolejna wkrętka nerwicowa, czy może ja jestem sobie wstanie coś zrobić?
