WartaMarta pisze:Tez mam podobnie. Boje się ze nie będę umiała się cieszyć związkiem i nie będę szczęśliwa. Mogę problemy pojawiły się od kiedy ustaliliśmy datę ślubu z narzeczonym i od tamtej pory miały czy ja go kocham, lęki, strach czy ja go nie skrzywdze swoim gderaniem i wyrzutami o wszystko.. Ze go nie zaakceptuje, zaczęłam szukać dziury w całym.
Najgorzej jest jak zostaje sama z tymi myślami. Przy narzeczonym jest lepiej choć myśli się klebia i zawsze przypominają mi się jakiś gorsze nasze momenty i na nich bazuje i się nakrecam. Potrafilam mieć napady paniczne gdzie chciałam odwoływać ślub itd. Po rozmowie z narzeczonym na chwile jest dobrze. Tetaz biorę leki na lęki i jest trochę lepiej ale ahedonia nadal mnie twardo trzyma...ciesze się ze tu trafilam bo okazuje się ze nie tylko ja jestem sama z takim przypadkiem.. Jakby miał ktoś jeszcze taki problem to warto pisać bo może sobie nawzajem tym pomożemy.
Mam to samo...Do tego dochodzą problemy z zaakceptowaniem wyglądu mojego narzeczonego.jego stopniowe wczesne łysienie ( które jest genetyczne i o którym wiedziałam że nastąpi i jakoś sobie radzilamm z tym) strasznie mnie odpycha od niego. Pojawiły się natrętne myśli wokół sfery seksu - że za mało, że nie tak jak bym chciala. Mój poprzedni facet był świetny w łóżku i wyczuwal moje potrzeby. Był spontaniczny i nieokrzesany. Brakuje mi tych cech u mojego narzeczonego. Mimo że wiedziałam i akceptowalna, że ma inny bardziej spokojny charakter i nie jest tak napalony na mnie na każdym kroku. Jesteśmy razem 4 lata. Problem zaczął się jakoś rok 1,5 roku temu z przerwami...Decyzja o ślubie tak wyczekiwana kiedyś przeze mnie teraz pobudza moje negatywne myśli.
Walczę każdego dnia...Ale ciągle pojawia myśl że z kimś innym nieusialabym mieć tych wszystkich rozkmin. Wiem że to nie jest bo nikt nie jest ideałem. Ale mój umysł jest taki przebiegły, i przekonujący...
Może jest też tak że nie umiem pogodzić sie że strata miłości i sama siebie oklamuje...