Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nie czuję tego, czy tylko sobie wmawiam

Forum o nerwicy natręctw i jej objawach.
Omawiamy tutaj własne doświadczenia z życia z tym jakże natrętnym zaburzeniem.
Ale także w tym temacie można podzielić się typowymi natrętnymi lękowymi myślami, które pełnią rolę straszaków i eskalatorów lęku w zaburzeniu.
ODPOWIEDZ
Mari4234
Nowy Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 1 lutego 2024, o 11:02

1 lutego 2024, o 12:21

Hej. Jest to mój pierwszy post na tym forum, choć nie wiem czy mój problem jest na tyle poważny, żeby go tu poruszać, ale od czegoś chcę wyjść. No właśnie. NIE WIEM.
Mam 20 lat. W październiku poszedłem na studia i po jakimś czasie spodobała mi się dziewczyna z mojej grupy dziekańskiej. Nazwę ją Kinga. Zacząłem "kręcić" się koło niej, wyczekiwać codziennych spotkań i, z racji tego, że wracając pociągiem do domu jeździmy w tym samym kierunku, wspólnego czasu spędzonego choćby w pociągu. Podczas powrotu świetnie się bawiliśmy, rozmawialiśmy, na jej stacji, na której wysiadała, a ja się przesiadałem, przytuliliśmy się. Kiedy już wracałem sam, myślałem tylko o niej i nie przejmowałem się jakimiś niedogodnościami podróży. Taki sam stan miałem podczas tygodniowego pobytu w domu i wspólnego powrotu do naszego studenckiego miasta. Zaobserwowałem, że ona też się mną interesuje i zaczyna wysyłać tego sygnały. Zauważyłem to, lecz w mojej głowie pojawiło się multum myśli, że "nie ten czas, początek studiów, jesteśmy w jednej grupie, a jeśli coś nie wyjdzie?". Różnimy się trochę politycznie, więc wątpliwości co do dogadadania się na tej płaszczyźnie również się pojawiły. Widziałem, że zakochuje się we mnie i... zamknąłem się. Im bliżej mnie chciała być, tym ja dalej się odsuwałem. Bałem się. Chodziłem ciągle z myślami, że siedzi ona na mi na głowie i osacza mnie, choć z zewnątrz wcale tak nie było. Podczas powrotu pociągiem zaprosiłem ją do siebie, do mieszkania, jednak po tych myślach żałowałem i nie chciałem tego spotkania. Jednak nie odwołałem tego, przyszła, rozmawialiśmy wspólnie, powiedziałem jej, że nie chcę póki co żadnych związków. Widziałem smutek na jej twarzy, ale przyjęła to do wiadomości. Później spotykaliśmy się na zajęciach i po nich i mówiła mi, że dalej o mnie myśli, lecz ja dalej mówiłem jej, że nie chcę, jednak nie mówię całkiem nie na przyszłość, bo jest fajną dziewczyną. I tak mijał czas, rozmawialiśmy po przyjacielsku, wszystko było w porządku. Jednak pewnego razu dowiedziałem się, że była u naszego wspólnego kolegi, któremu pomagała w nauce. Poczułem się zazdrosny. Jako, że ma ona problem z jelitami i trawieniem, zaprosiłem ją do siebie i przygotowałem lekkostrawne rzeczy. Oglądaliśmy film, wypiliśmy wino, i było bardzo fajnie. Potem spotkałem ją z tym samym kolegą w studenckiej knajpce, gdzie się uczyli. Myślałem, że wyjdę z siebie i stanę obok. Znów ją zaprosiłem do siebie. I ta noc skończyła się już w łóżku. Przytulaliśmy się, całowaliśmy. Jednak, gdy Kinga poszła, do mnie przyszło milion myśli "co ja robię". W głowie i czynach znów się odsunąłem, poczułem znów strach. Widziałem po niej później, że jest szczęśliwa i chce ze mną być. A ja - strach, niechęć, odsunięcie i zamiast satysfakcji - smutek i jakieś przygnębienie. Po tygodniu zaprosiła mnie do siebie. Powiedziałem jej o swoich uczuciach; ona również powiedziała, że nie jest jeszcze wszystkiego pewna, jednak dobrze się przy mnie czuje i chciałaby to rozwijać. To spotkanie znów skończyło się w łożku, tym razem mocniej, jednak bez seksu - taka gra wstępna. Byłem mega podniecony, jednak znów ten strach i smutek przyszedł do mnie. Dzień później miałem jakieś załamanie, płakałem, bo mając przy sobie dziewczynę o wymarzonych cechach ja się nie cieszę i jestem smutny. Umówiłem się do psychologa, jednak nie poczułem ulgi po tym spotkaniu. Poźniej zadzwoniłem do niej (dziewczyny, nie psycholog) i mówiłem jej, że chyba jej nie potrafię kochać. Ale robiło mi to sieczkę w głowie, że mając koło siebie naprawdę dobrą dziewczynę ja jestem smutny i nie czuję nic. Dała mi do zrozumienia, że się naprawdę we mnie zakochała, ale jeśli nie chcę to to zrozumie. Sama też przechodziła już kryzys z ChAD-owcem, więc potrafi sobie poradzić z rozstaniem. Jednak ja nie chciałem tego, chciałem walczyć, bo czułem, że to, co nawmawiałem sobie na początku relacji nie pozwala mi się otworzyć. Dała mi czas na przemyślenie, czy coś do niej czuję, czy nie. Dodam jeszcze, że kiedyś też miałem sytuację, że podobałem się jednej dziewczynie i na samą myśl o związku robiło mi się słabo i gorąco z nerwów. To też skończyło się w łóżku, i stan jaki miałem po nocy z tamtą dziewczyną, był podobny do dwóch tych samych stanów po nocach z Kingą.
Nie wiem. Naprawdę nie wiem co robić, co myśleć. Nie wiem, czy nawmawiałem sobie, że nie chcę z nią być na początku znajomości i mózg dalej mi to prezentuje, czy naprawdę nie chcę. Czuję, że trafia mi się okazja i życiowa szansa w postaci Kingi i jednocześnie przechodzi koło nosa. Teraz mam stan obojętności. Kiedy na nią patrzę, odsuwam się od niej, nawet jako od koleżanki, a nie od dziewczyny. I nie wiem, czy to przez to ciągłe myślenie o niej mam jej dość w głowie, czy naprawdę straciłem uczucia. Czuję, że ten schemat, że inna się mną interesuje i trochę próbuje być bliżej nie będzie się powtarzał przy następym. Kinga dała mi czas, więc nie chcę działać pochopniei potem żałować straty tej dziewczyny. Na początku relacji czułem zakochanie, jednak zblokowałem to w sobie, potem przed wspólnymi nocami również czułem uczucie. Czy to nerwica i wmawiam sobie i zaczynam wierzyć w to, że jest dla mnie nieodpowiednia, czy naprawdę tak jest. Czy zablokowałem się na uczucie, czy naprawdę jej nie kocham?
Przepraszam, że się tak rozpisałem, jednak chcę dobrze przedstawić istotę tej sprawy.
Czekam na odpowiedzi i zdanie kogoś kto widzi to, po przedstawieniu tego, z zewnątrz.
Awatar użytkownika
takemylootbro
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 23
Rejestracja: 15 grudnia 2023, o 23:15

1 lutego 2024, o 18:57

Nie wydaje mi się, aby była to nerwica. Chyba że masz/miałeś jeszcze jakieś inne objawy o których nie napisałeś. Zauważyłam w twoim poście co chwile pojawiające się dwa manewry: podejmowanie relacji, a następnie przeskakiwanie do unikania jej. Z opisu wynika, że nie masz głębszych problemów osobowościowych wchodzisz w związki, nawiązujesz znajomości, jednakże nagle z niewiadomych dla ciebie powodów wycofujesz się. Ciężko powiedzieć, ale wydaje się, że to borderline albo cechy osobowości unikającej. Warto też pamiętać, że jeżeli coś jest na rzeczy, jeżeli to rzeczywiście zaburzenie osobowości, to prawdopodobieństwo pełnego rozkwitu, to często kwestia jeszcze przynajmniej kliku lat. Wydaje się, że przyczyną twojego unikania nie jest jak w przypadku osób typowo unikających czysty strach przed odrzuceniem czy dezaprobatą, a bardziej wrogie impulsy płynące z wnętrza. Powodów takiego unikania może być naprawdę wiele, oto niektóre z nich:
- Samokrytyka wynikająca z potępienia samego siebie poprzez poczucie winy z powodu pragnień i własnych słabości
- Masochistyczne pragnienie bycia zranionym przez cierpienie w relacji
- Strach przed tym, że akceptacja i bliskość będą przeszkadzać w robieniu rzeczy, które "ja" takiej osoby naprawdę chce robić i które sprawia jej przyjemność
- Idealizm relacyjny polegający na pogardzie dla relacji, które wydają się niedoskonałe wynikający z nadmiernych oczekiwań wobec siebie i innych
- Strach przed wyczerpaniem, wynikający z obawy przed dopuszczeniem do siebie innych, aż do znacznego roztrwonienia własnej energii życiowej
W przypadku borderline występuje coś na wzór miłości do innych, przeceniania ich znaczenia, a potem nagle niedoceniania ich i pogardą dla nich. Ludzie rozwijają bliskie więzi, uwodzą, a następnie impulsywnie porzucają bez ostrzeżenia. Czyli mowa o naprzemiennej idealizacji i dewaluacji. Jednego dnia osoby z pogranicza (borderline) czują się samotne, łakną kontaktu i nieustannie dzwonią i przychodzą, a następnego dnia pozostają zdystansowane, odrzucając zaproszenia do odwiedzin, nie oddzwaniając. Są nieustępliwymi poszukiwaczami miłości i uczuć, nieświadomie boją się samotności i porzucenia. Kiedy są zaangażowani w związki, marzą o tym, jak cudownie było być samemu i narzekają. Następnie, gdy postanawiają być sami, marzą o tym, jak cudownie było być zaangażowanym w relacje i też narzekają. Osoby z borderline łączą się z innymi i odcinają się od nich w celu zaspokojenia swoich potrzeb, natomiast osoby unikające dystansują się, aby poradzić sobie z lękiem związanym z bliskością. Jeżeli chodzi o osobowości unikające (oczywiście mowa o tych wysoko funkcjonujących) to wiele z nich (które posiadają głęboki wgląd w siebie) obawia się, że jeśli spróbują się do kogoś zbliżyć, to ich impulsy wybuchną, zalewając ich i zagrażając ich bezpieczeństwu emocjonalnemu i integralności ich struktury osobowości. Tak więc są niespokojne nie tylko o możliwość odrzucenia, ale także o możliwość akceptacji, dlatego aranżują odrzucenie czasami wybierając odległych, niedostępnych ludzi. Bierze się to z tego toku myślenia: "boję się, że mnie odrzucisz" dlatego "odrzucam cię, aby uniknąć odrzucenia przez ciebie". Zamiast zadomowić się w relacji (podobnie jak ludzie z borderline) robią to i wycofują się, a następnie próbują ponownie albo z tą samą osobą, albo z kimś innym i tak w nieskończoność. Można powiedzieć, że osoby unikające to "porzucacze" którzy nagle rezygnują, gwałtownie odrzucając nieprzygotowaną do tego ofiarę, wyrzucając z siebie coś w rodzaju: "chcę mieć trochę czasu dla siebie", "potrzebuję przerwy", "chcę być wolny" lub nie mówiąc nic, po prostu znikając na zawsze z życia drugiej osoby, nawet wtedy, gdy związek wydawał się działać. To co jest jeszcze istotne w rozpoznaniu, to fakt że osoby unikające paradoksalnie wykazują cechy zarówno neofilii, jak i neofobii. Neofile zawsze szukają nowych ludzi, ponieważ łatwo nudzą się starymi. Neofobowie nie mogą inicjować relacji, ponieważ boją się nowego jako czegoś nieznanego. Oczywiście tak jak wspomniałam wcześniej wszystkie te cechy nie muszą stanowić konkretnego zaburzenia osobowości. Poza tym coraz częściej osobowość unikająca jest kwestionowana jako odrębna kategoria diagnostyczna przez niektórych autorów, którzy utrzymują, że diagnoza ta najczęściej ukrywa głębszą konstelację osobowości. Czyli cechy osobowości składające się na unikające zaburzenie osobowości, sugerują nie jedną, a kilka diagnoz. To co możesz zrobić to kopać dalej wewnątrz siebie i być może ostatecznie wspomóc się terapią psychodynamiczną. Skoro chodzisz do psychologa zaczerpnij jego opinii.
ODPOWIEDZ