Cześc, zastanawiam się czy ktoś ma podobny problem. Jedną z wątpliwości nakręcającej moje obawy jest to, że przysparzam zmartwień moim najbliższym. Moja mama i babcia są z tych "przeżywających" (z czego po części wynika moja nerwica), a jak mam "wizje" siebie w psychiatryku to widze nie tylko koniec mojego życia ale też jak wszyscy nade mną płaczą i się martwią. Czy ma ktoś podobnie? Jak to sobie przetłumaczyć skoro wiem na pewno, że oni bardzo się o mnie martwią i to jest prawda a nie moj wymysł?
Ostatnio miałam bardzo złe dni i powiedziałam mamie (zwykle staram się nie mówić ale nie mogłam wytrzymać) i od tej pory co chwila pyta mnie czy już lepiej, a ja się nakręcam i boje odpowiedzieć że nie..
Moj chłopak tez wie i chyba się nie martwi, ale i tak mi go w pewnym sensie "szkoda" że ma mnie taką uszkodzoną bo chciałabym być dla niego najlepsza..
Czy ktoś ma podobnie?
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
"Nie chcę żeby się martwili"-ogromna obawa
- bbea
- Forumowy szyderca
- Posty: 413
- Rejestracja: 11 lutego 2018, o 11:25
Pewnie, ze tak. Myśle, ze dużo osób.carlaw pisze: ↑23 lipca 2018, o 15:04Cześc, zastanawiam się czy ktoś ma podobny problem. Jedną z wątpliwości nakręcającej moje obawy jest to, że przysparzam zmartwień moim najbliższym. Moja mama i babcia są z tych "przeżywających" (z czego po części wynika moja nerwica), a jak mam "wizje" siebie w psychiatryku to widze nie tylko koniec mojego życia ale też jak wszyscy nade mną płaczą i się martwią. Czy ma ktoś podobnie? Jak to sobie przetłumaczyć skoro wiem na pewno, że oni bardzo się o mnie martwią i to jest prawda a nie moj wymysł?
Ostatnio miałam bardzo złe dni i powiedziałam mamie (zwykle staram się nie mówić ale nie mogłam wytrzymać) i od tej pory co chwila pyta mnie czy już lepiej, a ja się nakręcam i boje odpowiedzieć że nie..
Moj chłopak tez wie i chyba się nie martwi, ale i tak mi go w pewnym sensie "szkoda" że ma mnie taką uszkodzoną bo chciałabym być dla niego najlepsza..
Czy ktoś ma podobnie?
Ja z rodziny to tylko mężowi się czasem wypłakuje. I chociaż nie robię tego za często to i tak mam takie myśli. Ze mógłby mieć „normalna” żonę i takie tam jojczenie.
Wiec staram się dawać mu ile mogę i właśnie może to jest plus tej sytuacji. Bo to nie znaczy ze na sile się uśmiecham i udaje ze nerwicy nie ma. Ale staram się żebyśmy mieli jak najwiecej miłych chwil razem, robili coś fajnego. Nie zawsze przecież jestem w dole totalnym, ze tylko siedzieć i płakać.
- atypowy
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 51
- Rejestracja: 2 maja 2018, o 17:59
Też jestem podobnego zdania. Najbliżsi zawsze się będą o Ciebie martwić. W końcu od tego ich masz. Też byś się martwiła na ich miejscu. Nie ma w tym nic niezwykłego.
Wróg, którego nie widać, zawsze wydaje się najbardziej przerażający.
Jeśli cel przyświeca, sposób musi się znaleźć.
Jeśli cel przyświeca, sposób musi się znaleźć.
- Zestresowana
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 457
- Rejestracja: 6 listopada 2014, o 07:22
Oczywiście, że tak:) Nie chcę przysparzać kłopotu czy to rodzicom, czy przyjaciołom, a chłopakowi już zwłaszcza. Również mam/miałam wkrętkę, że marnuję mojemu chłopakowi życie. A wiesz, co jest najlepsze? Że dla niego to jest normalne i ludzkie, że każdy ma czasem gorsze dni i on to tylko w takich kategoriach traktuje. Myślę, że lękowcy, jak to lękowcy, nadają pewnym sytuacjom zbyt dużego znaczenia.carlaw pisze: ↑23 lipca 2018, o 15:04Cześc, zastanawiam się czy ktoś ma podobny problem. Jedną z wątpliwości nakręcającej moje obawy jest to, że przysparzam zmartwień moim najbliższym. Moja mama i babcia są z tych "przeżywających" (z czego po części wynika moja nerwica), a jak mam "wizje" siebie w psychiatryku to widze nie tylko koniec mojego życia ale też jak wszyscy nade mną płaczą i się martwią. Czy ma ktoś podobnie? Jak to sobie przetłumaczyć skoro wiem na pewno, że oni bardzo się o mnie martwią i to jest prawda a nie moj wymysł?
Ostatnio miałam bardzo złe dni i powiedziałam mamie (zwykle staram się nie mówić ale nie mogłam wytrzymać) i od tej pory co chwila pyta mnie czy już lepiej, a ja się nakręcam i boje odpowiedzieć że nie..
Moj chłopak tez wie i chyba się nie martwi, ale i tak mi go w pewnym sensie "szkoda" że ma mnie taką uszkodzoną bo chciałabym być dla niego najlepsza..
Czy ktoś ma podobnie?
Dodatkowo dawno temu miałam wkrętkę, że on mnie przeciez na pewno w końcu zostawi, co okazało się być bzdurą totalną. Zastanów się, czy nie wymagasz od siebie po prostu za wiele, czy pozwalasz sobie na gorsze dni i czy nie boisz się odrzucenia, kiedy okażesz słabość. U mnie tak powychodziło, że te rzeczy są ze sobą powiązane.