Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Ciężka nerwica od pół roku, potrzeba pomocy!

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
aeiouy13
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 32
Rejestracja: 26 października 2016, o 09:06

1 stycznia 2017, o 12:47

Mogę tylko powtórzyć za rozmówcami. Puść te myśli. Niech Cię straszą. To działa!
Ja aktualnie mam całe mnóstwo myśli. Lecą jak samoloty. A absurdalne są kosmicznie.
Tak. To na początku wydaje się ciężkie. Moja psycholog radziła żebym wyobraziła sobie drzwi. Jedne koło jednego ucha a drugie obok drugiego. I te myśli tak idą. Jak Ci się jakaś zatrzymuje to jej pokazujesz wyjściowe. Ja osobiście nie stosuje tej metody, ale może Tobie pomoże.
Jak u mnie pojawia się myśl to sobie na nią patrzę. Nie gadam z nią. Po prostu jest. No co zrobię? Nic. Przecież jest moja. Nie wytrę jej gumką. Jest.
To długa droga.
Druga rzecz - zajęcie. Ja mam przewspaniałe dziecko. Zajmuje mi czasu sporo.
Wczoraj miałam u siebie domówkę na Sylwestra. Przygotowania, sałatki itd. Musiałam to wszystko sama naszykować, próbować. A wiesz co? Mam natręctwo, że się uduszę jedzeniem. I zobacz- siedzę dziś i do Ciebie piszę.
A jadłam. I na drinku zatrzymało mi się picie w gardle. Bo mam taką somatykę. I przeszło dalej. I żyję. Dasz radę chłopie. I pewnie nie jeden kryzys nas dotknie. Pewnie nie raz będę szukać tu pocieszenia.
Zaraz idę zrobić sobie kawę i wiesz co - błysnęło mi w głowie, że się uduszę tą kawą(taka moja relacja na żywo co się u mnie dzieje). Tak nerwrica wygląda u każdego z Nas. Nie bój się. Poradzisz sobie. Poczuj ten lęk.
radiohead_
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 69
Rejestracja: 25 grudnia 2016, o 17:21

3 stycznia 2017, o 14:16

Cześć!

Dziękuję Wam za odpowiedzi. Serdeczności w Nowym Roku.

Ja Was dobrze rozumiem, chociaż to wszystko wydaje mi się kosmicznie trudne. Wspomniałem o lęku i napięciu, które trwają cały dzień. Właściwie to jest najgorsze. Nawet jak próbuję się czymś zająć, to nie przynosi ulgi (może troszeczkę zmniejsza poziom lęku), a im więcej czasu w ciągłym napięciu mija, tym ja staję się bardziej zrezygnowany i zmęczony próbami zajmowania się czymś na siłę. Im dalej w las tym gorzej. Przychodzą wtedy myśli, że ja tak nie dam dłużej rady, że z tym się nie da żyć, że nie "zaprzyjaźnię się" z tym uczuciem. Jak mam przeżywać z tym cały dzień? Ignorować natrętne myśli i działać pomimo ciągłego lęku, niepokoju itd?
W pracy jest ciężko, ale jest jeszcze gorzej w domu gdy mam wolny dzień. Zajmę się jedną rzeczą - okej, drugą - lęk powoli narasta, później jest już tylko gorzej i puszcza dopiero wieczorem. Im dłużej mam to wszystko ignorować tym jest trudniej... Narasta lęk, narasta rezygnacja, narastają natrętne myśli (to nie jest wykonalne, nie uda się, pomysł na samobójstwo?)
Tłumaczę sobie, że to dla mojego dobra, że to może zająć wiele tygodni, albo nawet miesięcy i bezsensu jest myśleć JAK DŁUGO JESZCZE, CZY DAM RADĘ ITD. Tłumaczę sobie, że muszę uspokoić mój skołatany system emocjonalny, pokazać, że nie ma zadnego zagrożenia... pokazać, że nie ma zagrożenia właśnie poprzez ignorowanie i robienie normalnych rzeczy. Jak mam to ignorować przez CAŁY DZIEŃ?

Jest jeszcze kwestia samobójstwa. Rozmawiałem wczoraj o tym z moją terapeutką. Nie myślę po prostu, że chcę umrzeć, nie chcę już żyć itd. U mnie pojawiają się myśli jak to zrobić, gdzie to zrobić, kiedy to zrobić - wyobrażam sobie ulgę.... Moja terapeutka powiedziała, że to brzmi faktycznie groźnie, ponieważ to nie jest już tylko myśl "chce przestać żyć", a seria myśli dotycząca konkretnych działań. Co jeśli pewnego dnia powiem, że już mam dość i się zabiję? Zabiję się zanim faktycznie sprawdzę czy dam radę z tego wyjść (ba, zawsze jest opcja by z tego wyjść.) Chciałbym powiedzieć, że boję się samobójstwa, ale to nie jest do końca tak (część mnie tego bardzo chce). Racjonalizacja przegrywa z faktem, że lęk utrzymuje się cały dzień i niszczy wszystko... Wciąż brak u mnie akceptacji najwidoczniej.
Nowy7
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 390
Rejestracja: 28 maja 2016, o 09:33

3 stycznia 2017, o 17:22

Samobójstwo to jest u Ciebie natrętna myśl. Ty chcesz się zabić, bo masz zaburzenie z którym Ci holernie ciężko i nie dajesz rady. Wszystko wydaje Ci się niemożliwe w tym stanie i uważasz że jest tylko jedna droga.. Co jest błędnym myśleniem. Bo Ty nie chcesz się zabić, chciałbyś się uwolnić od zaburzenia bo powiedzmy sobie szczerze bardzo ciężko jest z nim żyć jak żle do tego podchodzimy. Gdybyś nie dostał nerwicy, tej całej szopki to nigdy byś pewnie nie pomyślał o samobójstwie. I to jest bardzo kluczowe. Ty chcesz żyć, ale bez zaburzenia a zaburzenie wywołuje u Ciebie utratę nadziei na poprawę stanu a widząc jak się męczysz uważasz samobójstwo za jedyną drogę od uwolnienie się. A to wszystko to jest guzik prawda, bo to nic innego jak pierdolenie nerwicy. Jak myślisz dlaczego ja np. mam natręty że chce kogoś zabić, bądź sam siebie. To jest taki sam potężny i trudny natręt jak Twój. W ogóle dlaczego tak dużo osób na forum ma też natręctwa ? Bo tak działa nerwica, atakuje wartości na których nam zależy. I dla mnie jako bardzo wrażliwego człowieka zabicie kogoś to jest coś okropnego, w ogóle sobie tego nie wyobrażam. A nerwica teraz tak działa że niby chce kogos zabić, że to moje pragnienia jakieś. Wie że się tego cholernie boje i nie chciałbym tego robić dlatego to mi podsuwa te myśli akurat bo wie że będę się tego bał potwornie. Bo przecież niedawno to coś nie do pomyślenia a teraz coś bardzo prawdopodobnego. Tak samo u Ciebie te niby chęci żeby to zrobić to jest te pierdolenie nerwicy. Żeby Cię straszyć w najlepsze że Ty niby chcesz itd. A to gówno prawda jest, nie wierz w to i nie analizuj tego.

Ja też się męczę z natrętami dlatego nic innego Ci nie powiem jak przestać analizować, olać, zajmować się czymś, ośmieszać te myśli, nie nadawać wartości. I tak ja bynajmniej uważam żeby uwierzyć że w natrętach myśli o zabijaniu kogoś itd. traktować jako normalne myśli jak zdrowy człowiek myśli np. o tym że ma iść do pracy.
aeiouy13
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 32
Rejestracja: 26 października 2016, o 09:06

4 stycznia 2017, o 09:01

I widzisz - koncentrujesz się na tym. Ja miałam/mam mordercze myśli dotyczące mojego dziecka. Ale wiem, że mam nerwice, że takie myśli są. Pojawiają się coraz nowsze "wersje". No są. Co poradzę? Przychodzą patrzę sobie na nie i co? Nic.
Miałam różne natręty - dla poprawy humoru - bałam się nosić fioletowe ubrania albo wycierać się we fioletowy ręcznik :-)
P.S. Odnoszę wrażenie, że terapeutka Cię niepotrzebnie nakręciła.
radiohead_
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 69
Rejestracja: 25 grudnia 2016, o 17:21

12 lutego 2017, o 15:22

Moi drodzy, dziękuję za wczesniejsze wsparcie. Muszę obiektywnie rzec, że ostatni miesiąc był dla mnie najłatwiejszym i najlżejszym miesiącem jaki przeżyłem od lipca (czyli od kiedy nastąpiło poważne załamanie i nerwica ruszyła "z kopyta"). Nie jest wciąż dobrze, wciąż męczą mnie wszelakie obawy (te same o których pisałem wcześniej), ALE jest... lepiej. Było znacznie więcej dni lepszych niż gorszych, ba, czasem.miałem nawet i dni całkiem przyzwoite. Do tej pory proporcje były odwrotne - ciężkie i masakryczne dni i... dzień - dwa lepszych. Pierwszy raz poczułem postęp, ale wiem, że droga przede mną długa.
Terapeutka mówi, że lęk u mnie zręcznie przykrywa depresję... Gdy puszczają lęki, pojawia się dużo smutku, poczucie pustki... brak celu do którego mógłbym dążyć. Jest to bardzo ciężkie do zniesienia, nie wiem jak sobie z tym radzić. Poczucie pustki i brak celu połączone z obawami nerwicowymi to coś co ciężko przełamać.

Aktualnie dorwałem pracę dorywczą w Multikinie (w miedzyczasie szukam czegoś bardziej zawodowego), gdzie pracuje od miesiąca jakoś na pół etatu. Jakoś daję sobie radę. Wciąż zmagam się z samotnością. Poznałem cudowną dziewczynę, z którą spotykałem się prawie miesiąc, ale najprawdopodobniej nic z "tego" nie będzie. Jestem mega zauroczony, ale dziewczyna ostatnio zaczęła mnie w niemiły sposób ignorować. Nie wiem jak sprawa się dalej potoczy, ale raczej bez happy endu :) Jestem smutny i rozgoryczony z tego powodu. Zacząłem trochę kumplować się z dziewczyną z poprzedniego miejsca pracy i trochę mnie cieszy, że mam chociaż jedną osobę, z którą mogę się spotkać. Niemniej, mój pesymizm mi podpowiada, że "jedna jaskółka wiosny nie czyni" i dalej czuję się bardzo samotny... Mam dalejproblem by otworzyć się na ludzi i nie wiem również jak to zrobić.

ALE ogólnie jest lepiej. W końcu to poczułem. Chciałem Wam to powiedzieć. Moi drodzy, jak poradzić sobie z wewnętrzną pustką, poczuciem braku celu? Jak Wy sobie radzicie?
radiohead_
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 69
Rejestracja: 25 grudnia 2016, o 17:21

12 września 2017, o 13:01

Cześć,

miło się do Was odezwać po pół rocznej przerwie. Miałem znaczną poprawę na kilka miesięcy: od lutego do końca kwietnia czułem się coraz lepiej. Następnie udało mi się zmienić pracę na lepszą. Ale zaczęło się wtedy pogarszać. W skrócie - byłem bardzo niezadowolony z tej pracy i odczuwałem wielkie napięcie i lęk przed powrotem do niej każdego dnia. Zdawałem sobie sprawę wówczas, że treść moich myśli jest nieracjonalna i starałem się z tym mierzyć. Treści były w stylu "już będę miał chujową pracę całe życie"; "w każdej pracy będę się źle czuł", "nie chcę tego robić", dominowała potrzeba ucieczki itd. Bardzo nakręcałem się lękowo, ale z czasem było trochę lepiej.

W międzyczasie poznałem w kwietniu cudowną dziewczynę w której się zakochałem z wzajemnością. Od października razem mamy zamieszkać. Duży krok dla nas obojga. Od czterecj tygodni mam nową pracę, która mi się podoba. Ciężko mi znaleźć coś do czego mogę się w chwili obecnej przyczepić. Właściwie to nie mogę się przyczepić do niczego w moim życiu. Dziewczyna, praca, przeprowadzka, zarabiam tyle, że nawet będę mógł pozwolić sobie na oszczędzanie.

Pierwszy tydzień pracy był stresujący i ciężki, w drugim zacząłem się czuć nieźle, choć wciąż byłem w napięciu, z wątpliwościami itd - ale było znośnie. W trzecim tygodniu pojawił się nieokreślony lęk, napięcie, depresyjne uczucie braku nadziei na lepsze jutro (chociaż wszystko jest okej), poczucie beznadziei, codzienne napady płaczu. Napięcie jest bardzo silne, ale co ciekawe w pracy je znoszę i robię swoje, natomiast gdy tylko wychodzę z pracy wszystko jeszcze bardziej się nasila. Nie wiem dlaczego, nie mogę w żaden sposób zmniejszyć napięcia ani wyjaśnić przyczyny lęku. Jedyne czego naprawde się boję to tego, że to nie minie.

Od roku czasu chodze na terapię pozn - beh, moja terapeutka uważa że lęk zawsze był dla mnie przykrywką dla depresyjności, a pod spodem coś się za nią kryje - tylko pytanie co? Jak zaczęły się moje problemy ponad rok temu, odczuwałem lęk przed samotnością, nie usamodzielnieniem się, przed brakiem dobrej pracy, przed brakiem dziewczyny. Gdy terapeutka pytała kiedy poczułbym się bezpiecznie, to wymieniałem obecność tych rzeczy. Teraz to wszystko mam, ale nie wiem czym jest dla mnie bezpieczeństwo. Nie wiem co jeszcze mógłbym teraz zrobić.

Staram się przyzwalać na lęk, moje stany depresyjne, ale jest to ciężkie. Zwłaszcza jak napięcie po pracy rośnie i nagle wybucham płaczem. Wtedy wydaje mi się, że świat się wali. No i nie potrafię się nawet uspokoić. Wcześniej było łatwiej kiedy miałem powód odczuwania lęku, nawet jeśli był "z dupy" i myśl dotyczyła niechęci wobec pracy. Teraz jest pustka, sam czysty lęk, napięcie i depresyjność...

Po pracy jestem tak wyczerpany i czuję się tak źle, że często nie potrafię się do niczego zmusić nawet. Zwłaszcza jeżeli po wyjściu z pracy mam napad płaczu przez 1,5h...

Czy macie jakieś sugestie? Nie wiem co sobie mówić w takiej sytuacji w myślach? Staram się mówić "to minie", "to są tylko emocje", "mam to w dupie", "jestem bezpieczny i wszystko jest w porządku, a to co czuję to tylko emocje, nic złego się nie dzieje" itd. Ale nie wierzę w te uspokajające myśli... Nie działają. Do tego w głowie mam ciągłą nawałnice myśli związanych z monitorowaniem tego jak bardzo się źle czuję. Staram sie by były te myśli na drugim planie, bo wiem, że to jest ważne. Jednak nie odczuwam poprawy...
SCF
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 888
Rejestracja: 1 grudnia 2013, o 09:57

13 września 2017, o 10:42

Jesli cos sie kryje za depresyjnoscia a nie wiesz co to sprobuj nurtu psychodynamicznego bedziesz mial szanse to wywlec na wierzch i wtedy z tym próbował pracować. Nie jestem specjalistą ale jesli cos podswiadomego nie gra to to będzie non stop generować stany nerwicowe i terapia PB niewiele tu pomoże. Tzn pomoże o tyle że nie bedziesz podtrzymywal tych objawów ale ro też zależy na jakiego terapeute trafisz i jak nasilona masz tr nerwice. Jesli nerwica jest mało nasilona to wystarczy cos poczytac obejrzec tv czy wyjsc na spacer i pomaga. Jak jest super nasilona to nic nie pomaga. Jak ci sie tez taki terapeuta jak mi sie trafiła - tępe niedpuczone krówsko to tylko ci dodatkowo zaszkodzi. Mowi sie ze terapia PB jest krótkoterminowa. Chodzisz rok a wiec jak dla mnie jest to nieskuteczne dla ciebie. Zmien terapeute albo nurt. Z reszta ta PB to se mozna samemu robić szkoda kasy marnować.
ODPOWIEDZ