Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica a religia - szukam rady, osób które zrozumieją

Tutaj znajdziesz wszystkie forumowe materiały (wpisy, nagrania) dotyczące zaburzeń lękowych, depresyjnych, obaw, wątpliwości i rozmaitych lęków, które pozwolą Ci poszerzyć własną świadomość.
A także treści dotyczące własnego rozwoju i przede wszystkim odburzania!
ODPOWIEDZ
Anilorak
Nowy Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 19 listopada 2023, o 18:00

19 listopada 2023, o 18:20

Cześć wszystkim.

Jest to mój pierwszy post, mimo że jestem na forum od około roku. Przeczytałam już wiele różnych wątków związanych z tym tematem, ale jednak każdy problem jest nieco inny, więc chciałabym napisać konkretnie o swojej sytuacji.

Najlepiej zacznę od początku. Jestem studentką lingwistyki. To jest kierunek i uczelnia, które sama wybrałam i o których marzyłam. Mam dom, kochających rodziców, finansowo nie jest może najcudowniej, ale dajemy radę. Generalnie materialnie mam czego potrzeba.

Odkąd pamiętam byłam nieśmiała, małomówna, wrażliwa, emocjonalna. Słabo radziłam sobie z krytyką, nie miałam za bardzo znajomych, byłam na boku klasy, czułam się gorsza, głupsza.

Wychowywała mnie babcia, która nie bardzo rozumiała moich potrzeb emocjonalnych (bo sama nie miała ich zaspokojonych), ale za to wymagała ode mnie osiągnięć. Rzeczy musiały być po jej myśli, nawet to czy litery w moim zeszycie nie są zbyt wąskie lub szerokie, a w przeciwnym wypadku było obwinianie i krytyka.

Chłonęłam każde ich słowo. Długo bezwzględnie słuchałam się babci, chciałam żeby i ona i mama były ze mnie zadowolone, przez co dążyłam do bycia wręcz idealnym dzieckiem. Kiedy mi to nie wychodziło, płakałam, miałam myśli samobójcze (były dwie sytuacje które bardzo dobrze pamiętam: raz chciałam wyjść na ulicę i rzucić się pod samochód (miałam chyba mniej niż 10 lat) a raz chciałam wbić sobie nóż w klatkę piersiową (byłam bliżej gimnazjum), bo nie radziłam sobie z matematyką.

Zawsze czułam się też gorsza od brata, który od małego wykazywał zdolności umysłu ścisłego, był według mnie inteligentniejszy (nawet mimo że nikt nas do siebie nie porównywał). Do tej pory jest między nami różnica, bo on bardziej kieruje się rozumem, jest baardzo małomówny i znacznie bardziej opanowany, a ja jestem bardziej wylewna i emocjonalna. Znaczy to nie tak, że nie używam rozumu, ale wiecie o co chodzi.. Mimo że nie chcę, porównuję się do niego.

Rodzina też się rozwaliła, bo mama nie dogaduje się z siostrami (już za dziecka były poróżnione przez babcię). Mama jest taka jak ja – cicha i spokojna, a ciocie – wygadane, szybkie i głośne. Boli mnie ta sytuacja, szczególnie mocno przeszyłam ostatnią kłótnię mamy z jedną ciocią, gdzie doszło nawet do rękoczynów i wrzasków. O ile do tej pory czułam się przy ciociach niekomfortowo, tak teraz zaczęłam się ich bać.

A właśnie odnośnie strachu. Jako dziecko bałam się różnych rzeczy, ale taki najgorszy strach, który pojawił się w moim życiu był związany z piekłem. Pamiętam jak jako młoda nastolatka mówiłam mamie że na pewno będę potępiona (tutaj pokazuje się też moja tendencja do katastrofizacji, która ciągnie się po dziś dzień). Ponieważ chciałam uniknąć tego losu coraz częściej i częściej desperacko szukałam odpowiedzi na różne pytania. Z czasem pojawiły się u mnie pierwsze obsesje. Nie miałam ani grama tolerancji dla jakiejkolwiek wątpliwości, musiałam wiedzieć na 100% czy coś jest złe czy nie. Potrafiłam przesiadywać godzinami na internecie szukając jakiejkolwiek wypowiedzi na dany temat, tylko po to żeby zyskać chwilową ulgę, a potem pod wpływem cienia wątpliwości wpaść w tę samą spiralę. Wtedy to pojawiły się jasno moje perfekcjonistyczne tendencje. Czułam na sobie ogromną presję, żeby żyć idealnie. Dużo płakałam, chodziłam niczym tykająca bomba, która cały czas albo analizuje to co zrobiła 5 minut temu/dzień temu/tydzień temu albo myśli do przodu czy zrobienie czegoś będzie dobre czy nie. Nie umiałam jednak tego określić tak, żeby być całkiem pewna, co prowadziło do problemów z tym, co powiedzieć na spowiedzi. Żeby uniknąć jakichkolwiek wątpliwości zaczęłam rezygnować po kolei ze swoich pasji: przestałam rysować, usunęłam z widoku w swoim pokoju wszelkie ilustracje, obrazki, słuchałam w kółko tej samej muzyki religijnej (potem nawet tego zaprzestałam bo wątpliwości też mnie tutaj dopadły), stresowałam się posiłkami (bo może akurat powinnam pościć), czytaniem lektur szkolnych (bo nie były związane z Bogiem), czułam przymus nawracania wszystkich dookoła, próbowałam głosić ewangelię na internecie (ale zrezygnowałam bo tutaj też dopadł mnie lęk że ktoś mnie źle zrozumie i pójdzie przeze mnie do piekła), bywało że pyszniłam się swoją „relacją” z Jezusem, święta były dla mnie katorgą, bo czułam szczególny przymus „idealnej” spowiedzi (były dwie sytuacje które dobrze pamiętam: jedna Wigilia przeszła mi prawie w całości nad głowieniem się czy mam jakiś grzech przeciwko DŚ czy nie, kiedy udało mi się w końcu osiągnąć jakiś pokój, to zabawa zaraz zaczynała się na nowo a do komunii poszłam z wielkim trudem; druga sytuacja: w Wielką Sobotę przeraziłam się że mogę mieć jakiś grzech ciężki i po naście razy próbowałam „idealnie” przeprosić za niego Boga, aż w końcu z trudem poszłam do komunii). Takich sytuacji było więcej. Przeszłam istne piekło.

Teraz jest niby lepiej, a dlatego że dowiedziałam się że mam nerwicę, na którą biorę leki już sporo czasu (choć to nie objawy nerwicy zaprowadziły mnie do lekarza, ale epizod depresyjny, wszystko przygniotło mnie tak bardzo, że przez miesiąc leżałam w łóżku mając ochotę umrzeć; oprócz beznadziei, wzmożonego apetytu, płaczliwości było też drętwienie kończyn, ataki lękowe, kołatanie serca, uczucie że zaraz zwiariuję). Pamiętam że w tamtym roku w styczniu moja nerwica mocno nasiliła się, byłam dwa razy w ciągu dwóch tygodniu u spowiedzi (baaardzo długich spowiedzi, tak długich że zmęczony kapłan wysłał mnie do lekarza a mi kazał pójść do następnej spowiedzi za miesiąc).

Na dodatek źle znoszę duże życiowe zmiany, których ostatnio jest bardzo dużo: obawy o przyszłość, dużo różnych obowiązków, ogarnianie praktyk, dawanie korepetycji, nadgadatliwa współlokatorka, moja wrażliwa i emocjonalna natura… jestem tym coraz bardziej zmęczona zmęczona. Chociaż i tak jest lepiej bo w ostatnie wakacje co tydzień spotykałam się z psycholożką, która pomogła mi wyprostować wiele rzeczy, dzięki czemu łatwiej sobie radzę z trudnościami.

Próbuję trzymać jakiś kontakt z Bogiem, modlić się chociaż parę sekund rano i wieczorem, pójść na mszę… ale po Biblię nie potrafię sięgnąć, bo boję się że znowu zacznę fiksować na punkcie jakiegoś fragmentu… boję się iść do spowiedzi, bo tak naprawdę potrafię widzieć zło gdzie się da i wychodzi z tego cała litania... boję się że zacznę doszukiwać się grzechu po spowiedzi. Z komunią nie mam już takiego problemu, choć nieraz już miałam postrzępioną psychikę przez głowienie się czy mam grzech ciężki czy nie, ciągłe analizowanie i doszukiwanie się tylko po to, żeby dla pewności do tej komunii nie iść, bo mimo że cały tydzień się starałam, to wolę nie ryzykować świętokradztwa. Żyję w ciągłym poczuciu potępienia, lęku, żalu.

Teraz znowu zaczynam fiksować się na punkcie gry Minecraft (obsesja która już się pojawiała wcześniej), w którą lubię grać z bratem w celu budowania naszej lepszej relacji. Wiem że źle na nas nie wpływa, uczy współpracy i rozwija wyobraźnię, ale z tyłu głowy krążą mi myśli dotyczące pojawiających się w grze potworów i eliksirów. Osobiście mogłabym i z niej zrezygnować, ale naprawdę jest to jedyny punkt zaczepny między mną a bratem, z którym kontakt mam bardzo nikły. No i nie chcę też słuchać się tych wszystkich lęków.

Nie mam już do tego siły. Najchętniej położyłabym się i nigdy już nie wstała z łóżka. Aktualnie jestem w domu, bo wróciłam na weekend.. nie chcę tam wracać na te studia. Kocham je, ale przez chaos w głowie nie umiem skupić się na nauce.

Co robić? Czy ktoś miał choć podobną sytuację?

Z góry dziękuję za przeczytanie.
znawca84
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 46
Rejestracja: 17 października 2022, o 14:02

20 listopada 2023, o 10:11

Cześć Karolina - tak wywnioskowałem z Twojego nicku, bo moje imię od drugiej strony to lorak :D

i od razu Ci chciałem napisać, że widzę koleżankę nakrętkę/perfekcjonistkę. Ileż razy śmiechłem jak czytałem o np. kwestiach ze spowiedzią i jakimiś rozterkami "ale czy na pewno" głównie dlatego, że sam miałem wiele podobnych sytuacji. Może nie aż do takiego stopnia, ale duża część mojego początkowego życia (jako nastolatek) polegała na takich właśnie wiecznych rozterkach. Tam gdzie ja miałem x różnych problemów i analiz, moi koledzy pukali się w czoło i mówili mi, że jestem pierdzielnięty, że tak to rozkminiam. No i może to złe słowo, ale trochę pierdzielnięty byłem, bo pozwalałem sobie się nakręcać. Nieświadomie, ale jednak pozwalałem.

Dużym krokiem u Ciebie jest to, że masz tego świadomość, że za bardzo się nakręcasz. Na tym też powinnaś się skupić pracując nad wyjściem z tego zaburzenia.

Pierwszym krokiem, który polecam Ci zrobić jest przeczytanie materiałów Victora i Hewada, czyli założycieli tego forum, którzy zmagali się z tym wszystkim i wyszli z zaburzenia, znajdziesz je tutaj:
spis-tre-autorami-t4728.html

Dodatkowo możesz też zajrzeć na nagrania Divovic - tam chłopaki zrobili mały podcast i opowiadali o tym, jak to u nich z tym wszystkim było, bardzo ważne jest to, aby zrozumieć czym jest pielęgnowanie swojej postawy wobec zaburzenia:
https://www.youtube.com/watch?v=HmO9OaC ... xvDOyHAEL7

Puść sobie te nagrania w tle, np. 1 dziennie i powoli słuchaj. Z czasem, nawet nieraz za 2-3 razem będziesz rozumieć więcej :)

Polecam również ostatnie wpisy Cypriana94, który nadał nowego życia temu forum i przez ostatnie tygodnie tworzył tutaj świetny cykl z podziałem na dni. Bardzo utożsamiam się ze wszystkim o czym tam napisał i uważam, że zrobił kawał dobrej roboty! Jego wpisy znajdziesz tutaj:
materia-ytkownikow.html

To jest fundament i właściwie pełna wiedza, która jest Ci potrzebna, aby wyjść z tego zaburzenia, bez leków, a z własną pracą nad sobą. Gdybyś miała jakieś dodatkowe pytania, pisz na PW. Trzymam kciuki i wiem, że sobie poradzisz. Pamiętaj, że naprawdę da się z tego wyjść! :)
Anilorak
Nowy Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 19 listopada 2023, o 18:00

21 listopada 2023, o 19:52

Jestem ci bardzo wdzięczna za słowa otuchy i radę. Wiele to dla mnie znaczy.

Kiedy przeczytałam słowa "widzę koleżankę nakrętkę/perfekcjonistkę" to w głowie miałam tylko "oto cała ja", hah.

Taak, jak ja znam taką sytuację, że podczas gdy inni mają coś koło czterech liter, to ja się nakręcam i doprowadzam do kryzysu egzystencjalnego w najgorszym przypadku.

No, nie powiem że ta świadomość bardzo dużo mi dała. Gdyby nie ona dalej bym siedziała w tym po uszy (znaczy było by jeszcze gorzej, bo i tak trochę się nauczyłam to hamować.

Mega dziękuję za linki do materiałów. Postaram się do nich zajrzeć.

Co prawda na lekach na razie jestem i nie chcę popełnić poprzedniego błędu, że przerwałam branie prawie natychmiast, co nie wyszło mi na dobre, ale będę starała się nad sobą pracować.
Awatar użytkownika
Taki_Michał
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 25
Rejestracja: 8 grudnia 2019, o 20:14

23 listopada 2023, o 11:06

Cześć,
To, co opisujesz brzmi faktycznie jak depresja i zab. lękowe, z nadwrażliwym sumieniem. Jeśli bierzesz leki to może warto zasugerować lekarzowi zmianę? Albo czy masz możliwość pójść na dobrą terapię? Ogólnie przyda Ci się praca nad depresją, jeśli nie terapia to własnymi siłami, może jakaś nowa pasja, więcej kontaktu z dobrymi przyjaciółmi, skupienia się na swoich mocnych stronach, więcej zaopiekowania się sobą i zadbania o dobrostan. Moim skromnym zdaniem potrzeba Ci wzmocnienia poczucia własnej wartości i pewności siebie. Wtedy nie głowiłabyś się tyle nad grzechami, tylko pomyślała, że jesteś tylko człowiekiem, który popełnia błędy i to nie powód do wstydu czy kary, i że absolutnie każdy jest nieidealny. To, co napiszę może nie jest poprawne politycznie i wyraża tylko moją prywatną opinię: religia w depresji to nienajlepszy pomysł, kiedy człowiek jest umęczony samokrytyką i potrzebuje otuchy i dobrych słów, w kościele usłyszy, że jest grzesznikiem, takim maluczkim puchem marnym, a to tylko go pogrąża. No ale duchowość to sprawa indywidualna.
Pozdrawiam i życzę dużo wiary w siebie, jeszcze będzie dobrze
DepresyjnaOna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 107
Rejestracja: 23 listopada 2023, o 13:29

23 listopada 2023, o 14:06

Ja cię rozumiem, bo jestem do ciebie podobna. Również zmagam się z zaburzeniami depresyjnymi od dziecka. Dużo by wymienić, szkoda czasu. Nie jestem idealna. Jestem samotniczka i dobrze mi z tym. Nie umiem komuś radzić ale moim zdaniem to zagłębianie się w depresję to tylko brak akceptacji samego siebie. I wiara w słowa innych a nie we własne siły. Trochę optymistycznych myśli i wszystko się ułoży
Anilorak
Nowy Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 19 listopada 2023, o 18:00

5 grudnia 2023, o 22:29

Jeszcze raz dziękuję za pomoc.
Potrzebuje jednak napisać do was drodzy z inną sprawą.
Właśnie siedzę i panikuję nad kolejną rzeczą.. nad swoimi zębami. W okresach kiedy jestem atakowana przez lęki i gorzej funkcjonuje, zaniedbuje mycie zębów. Strasznie. W wakacje byłam dwa razy u dentysty i fajnie fajnie, coś zaczęłam działać, ale teraz mamy rok akademicki, dużo do roboty, nie ma gdzie wcisnąć dentysty, a ubytki w zębach coraz większe, bo oczywiście przez ostatnie tygodnie pocieszałam się słodyczami. Co ja mam robić?
Miałam wybrać się gdzieś w okresie Bożego Narodzenia, ale to dość daleko, a zęby dają się we znaki.
Strasznie mnie to dołuje. W dodatku boję się pójść do tego dentysty z uwagi na złośliwe uwagi albo coś w tym stylu..
Może powinnam go gdzieś wcisnąć w poniedziałek albo czwartek do południa..
Awatar użytkownika
Sauron10
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 190
Rejestracja: 7 listopada 2023, o 14:51

5 grudnia 2023, o 22:44

Anilorak pisze:
5 grudnia 2023, o 22:29
Jeszcze raz dziękuję za pomoc.
Potrzebuje jednak napisać do was drodzy z inną sprawą.
Właśnie siedzę i panikuję nad kolejną rzeczą.. nad swoimi zębami. W okresach kiedy jestem atakowana przez lęki i gorzej funkcjonuje, zaniedbuje mycie zębów. Strasznie. W wakacje byłam dwa razy u dentysty i fajnie fajnie, coś zaczęłam działać, ale teraz mamy rok akademicki, dużo do roboty, nie ma gdzie wcisnąć dentysty, a ubytki w zębach coraz większe, bo oczywiście przez ostatnie tygodnie pocieszałam się słodyczami. Co ja mam robić?
Miałam wybrać się gdzieś w okresie Bożego Narodzenia, ale to dość daleko, a zęby dają się we znaki.
Strasznie mnie to dołuje. W dodatku boję się pójść do tego dentysty z uwagi na złośliwe uwagi albo coś w tym stylu..
Może powinnam go gdzieś wcisnąć w poniedziałek albo czwartek do południa..
Nić dentystyczna porządnie https://www.happydental.pl/elgydium-den ... biala.html - ta bardzo dobra, dokładnie czyści, moja higienistka mówiła że rok temu jak u niej byłem było gorzej, teraz miała mniej roboty...
i pasta z serii natura siberica - https://naturasiberica.com.pl/pl/produc ... tTEALw_wcB
bardzo dobra, lepsza niż te gówniane colgate i itp.
Awatar użytkownika
Sauron10
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 190
Rejestracja: 7 listopada 2023, o 14:51

5 grudnia 2023, o 22:48

Sauron10 pisze:
5 grudnia 2023, o 22:44
Strasznie mnie to dołuje. W dodatku boję się pójść do tego dentysty z uwagi na złośliwe uwagi albo coś w tym stylu..
Też tak miałem, ja nie mam jednego zęba i mam je krzywe i ogólnie miałem od cholery ubytków... nikt tego nie komentował...
Poza tym moja higienistka to śliczna dziewczyna i widziała moje żółte, pełne kamienia zęby i nic nie było... i też widziała że zęba nie mam i nic nie komentowała...
to są twoje MYŚLI NA BAZIE WYPARTEGO STRACHU...
ODPOWIEDZ