Nerwica? A może niezdolność do kochania?

Tutaj rozmawiamy na tematy naszych partnerów, rodzin, miłości oraz zakochania.
O kłopotach w naszych związkach, rodzinach, (niezgodność charakterów, toksyczność, zdrada, chorobliwa zazdrość, przemoc domowa, a może ktoś w rodzinie ma zaburzenie? Itp.)
ODPOWIEDZ
DillyDally
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 68
Rejestracja: 27 września 2014, o 10:47

26 marca 2015, o 21:17

Witajcie.
Być może część z Was pamięta mnie z poprzednich postów. Kilka miesięcy temu przechodziłam kryzys związany z brakiem uczuć względem mojego chłopaka. Było mi bardzo ciężko, kilkakrotnie z nim zrywałam i po chwili wracałam. Miotałam się, miałam myśli samobójcze, depresyjne nastroje. Wróciłam na terapię, po której czułam się jeszcze gorzej -moja terapeutka wchodziła we wszystkie najczarniejsze scenariusze. Doprowadzała mnie do ataków paniki. To nie tak, że jest złym terapeutą - wręcz przeciwnie, niesamowicie cenię jej wiedzę i empatię. Po prostu jej rady kompletnie kłóciły się z tymi, które uzyskiwałam na forum. Miałam wrażenie, że nie do końca zna mechanizmy nerwicowe. Być może po prostu nie myślała w sposób, w jaki JA chciałam. Sugerowała mi, że jestem uzależniona od mojego chłopaka i z jakiegoś powodu po prostu boję się od niego odejść, mimo że go nie kocham. Ja potakiwałam głową, beczałam jak dziecko, wchodziłam na forum, a Wy mówiliście mi coś zupełnie innego: że to normalne w nerwicy, że wielu z Was przez to przechodziło, że nie mogę się nakręcać. W końcu postanowiłam uwierzyć, że to nerwica. Dużo czytałam o relationship ocd, w racjonalnej części mózgu wszystko się zgadzało, a ja na dłuższy okres czasu się uspokoiłam. Wróciłam na terapię i o wszystkim jej powiedziałam, jednak ona znów kilkoma słowami wpędziła mnie w niepewność i panikę. Wtedy postanowiłam zrezygnować z terapii. Do teraz zastanawiam się, czy moja rezygnacja przez przypadek nie była ucieczką od stawienia czoła prawdzie (tak twierdziła terapeutka).
Poszłam do pracy, zaczęłam myśleć o nowych pasjach (na razie myśleć, bo potrzebuję NIESAMOWICIE dużo mobilizacji, żeby zacząć coś robić), czytałam książki o nerwicy i rOCD, a moja relacja z chłopakiem ustabilizowała się i mam wrażenie, że weszła na odrobinę wyższy poziom. Jednak... zaczęłam zauważać w sobie pewne schematy zachowań. Jeżeli nie dostanę odpowiedzi na smsa przez kilka minut, od razu czuję całą gamę negatywnych emocji - od złości, przez smutek, po rezygnację. Szybko czuję się zaniedbana i wykorzystywana, mimo że w racjonalnej części mózgu wiem, że te emocje są absurdalne. Mam takie etapy, że czuję się niedopieszczona i zignorowana przez chłopaka, choć on po prostu żyje normalnym życiem i nie poświęca mi 200% swojej uwagi, co jest absolutnie normalne i ZDROWE. Jednak ja w takich stanach mam milion wizji zdrady i w ogóle najgorszych rzeczy. To wszystko popchnęło mnie do tego, by po raz setny poczytać o neurotycznej miłości... i skończyło się półgodzinnym atakiem płaczu. Większość objawów potrzeby zaspakajania deficytu miłości widzę w sobie, w swoim związku. Nie lubię siebie, nie ufam sobie, nie kocham siebie - czy to znaczy, że nikogo nie kocham? Nie kocham swojego chłopaka? Swojej mamy? Siostry? Przyjaciół?
Na rodzinnym spotkaniu przecholowałam z alkoholem i postanowiłam wszystkich poinformować o moich wątpliwościach. Czy to jest cholera jasna normalne? Czy ja wyolbrzymiam i mam się trzymać bezpiecznej wersji - to nerwica, walcz z tym jak z nerwicą, czy mam zaakceptować fakt, że po prostu nie potrafię kochać?
Już nie wiem co robić, całkiem się pogubiłam.
Awatar użytkownika
Thori
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 226
Rejestracja: 23 stycznia 2015, o 13:24

27 marca 2015, o 00:19

Niska samoocena, nie akceptujesz siebie. Zacznij od pokochania siebie, poznania siebie, zaufania sobie. Zobaczysz, że wtedy jest o wiele łatwiej i spojrzysz na problem - kocham go czy nie kocham - z innej strony. Będąc pewną siebie, znając siebie i swoje możliwości łatwiej ci będzie określić czy jesteś z kimś bo go kochasz, czy też tkwisz w układzie bez przyszłości.
Awatar użytkownika
Zordon
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 432
Rejestracja: 13 marca 2014, o 16:03

27 marca 2015, o 01:13

Zaciekawił mnie ten temat, bo ogólnie mam podobny charakter i podobne zachowania, tylko o mniejszej intensywności :) Po za tym u mnie koniec końców wyglądało to trochę inaczej i moje lęki nie były do końca nieuzasadnione. Jutro odpiszę coś od siebie albo tu albo Tobie na PW.
"The value of life can be measured by how many times your soul has been deeply stirred"
Soichiro Honda
Awatar użytkownika
Lipton
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 437
Rejestracja: 26 maja 2014, o 23:24

27 marca 2015, o 01:47

Ta psycholog rzeczywiście Ci nawkręcała ;D

Jak poczuć miłość gdy czuje się przede wszystkim pierwotne emocje jak lęk? Gdybyś nie kochała chłopaka to byś tak się tym nie przyjmowała. Po prostu przestałabys się nim interesować. Więc wszystko jest okej, poza tym lękiem.

Sam na codzień nie odczuwam miłości względem niemal nikogo. Też mnie to kiedyś nakręcało. Ale z czasem zrozumiałem że nie jesteśmy w stanie odczuwać tylu emocji jednocześnie. Mimo wszystko gdzieś w środku czujesz ta miłość :)
Najczęstszą przyczyną niepokoju jest poszukiwanie spokoju
DillyDally
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 68
Rejestracja: 27 września 2014, o 10:47

27 marca 2015, o 09:13

Lipton - od dłuższego czasu nie czuję już lęku. Zaczęłam brać leki, które uspokoiły zarówno mnie, jak i natrętne myśli. I nagle takie załamanie, które uznałam za "objawienie". Że mój związek to iluzja, żę boję się prawdy i tak dalej, i tak dalej...

Thori - Bardzo łatwo jest o tym mówić. Tylko że ja kompletnie nie rozumiem, jak się za to zabrać. JEst to dla mnie wręcz niewyobrażalnie niemożliwe ;p
melisa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 109
Rejestracja: 23 sierpnia 2013, o 02:12

27 marca 2015, o 09:39

Dilli dla mnie to są zwykłe nerwicowe rozkminki. Bo to że wzięłaś leki i minęły lęki nie zmienia
faktu że wszystko analizujesz, kontrolujesz.
Cechy neurotyka można dopasować do większości osób i nie ma sensu przyklejać sobie takiej
kolejnej łatki.
To co opisujesz, taki sposób reagowania na zachowania partnera, niepewność to zupełnie normalne
u kogos kto nie zaznał poczucia bezpieczeństwa w dzieciństwie (ale i nie jest to jakaś reguła że tak musi być)
i wcale nie musi oznaczać czegoś złego.
Poza tym u mnie ta sprawa się zmieniła jak nabrałam pewności siebie i poczucia wartości,
uznałam że jeśli będzie sam chciał to będzie ze mną, będzie do mnie wracał, jeśli nie to nie ma nic
na siłe, świat mi się nie zawali.
Przestałam wtedy kurczowo trzymać sie partnerów, zaczęłam więcej żyć swoim życiem a facetów kochać
bez kontrolowania, za to że są po prostu.
Dlatego uważam że to nie jakaś rozhasana neurotyczność a zwykły lęk i brak mocnego poczucia siebie.
I wcale nie była mi do tego potrzebna terapia dla neurotyków;)
DillyDally
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 68
Rejestracja: 27 września 2014, o 10:47

27 marca 2015, o 09:54

O jezu, Melisa, właśnie to chciałam teraz usłyszeć... Dziękuję Ci za ten post. Odzyskałam wiarę w to, że może się ułożyć. Światełko w tunelu, wiesz? :) Więc nie muszę się biczować za to, że taka jestem?
Kiedy "puszczam" ten związek, pozwalam mu żyć i jakoś sobie funkcjonować, to jest naprawdę dobrze. Jesteśmy dla siebie wsparciem, jesteśmy dobrymi przyjaciółmi i ufamy sobie. Znam go i wiem, że nigdy by mnie nie zdradził/nie zostawił bez powodu, jednak wystarczy jedno źle skontruowane zdanie, żeby ta wiara się we mnie zachwiała. Myślę jednak, że lekiem na to jest po prostu obserwowanie swoich emocji. Zawsze im ulegam i jestem potem cholernie nieszczęśliwa.
melisa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 109
Rejestracja: 23 sierpnia 2013, o 02:12

27 marca 2015, o 11:09

No bo jesteśmy takie emocjonalne babki i czasem ulegamy emocjom.
I pewnie też za tą emocjonalność nas faceci kochają bo to ma swój urok
patrząc na to męskim okiem.

Oczywiście że da sie z tego uleczyć i nawet nie wiem czy ten termin jest tu właściwy.
Bo nie chodzi tak o uleczanie co zmiane nastawienia do siebie i facetów, związków.
Żeby zmienić poglady czy zdanie wcale nie trzeba się terapeutyzować latami.

Mnie w sumie z ogromnęgo lęku, napadów wielkiej zazdrości i potrzeby kontrolowania
wyleczył wywiad z aktorem Janem Nowickim.
I to wyleczył mnie w 1 dzień pare lat temu i zostało mi to do dziś, bez żadnej terapii.
Nowicki powiadał w tym wywiadzie o swojej byłej żonie sprzed lat i o tym że
miał skłonnośc do alkoholu i znikania z domu.
I tak raz zniknął na chyba 2 lata, bez słowa. Po czym wrócił po tych 2 latach,
żona jakby nigdy nic spytała czy zrobić mu herbatę?
A on zaintrygowany usiadł w kuchni i pyta "a co ty nawet nie spytasz gdzie ja byłem przez 2 lata!?"
Na co ona odpowiedziała "widocznie miałeś jakieś swoje sprawy do załatwienia, więc uznałam że jak będziesz
chciał to sam sie odezwiesz"
I to mnie kompletnie zachwyciło. Bo to był zupełnie inny sposób podejscia do tematu
niż moje lęki i zazdrość itd.
Postanowiłam spróbować pomyśleć o tym własnie w ten sposób.
Przestałam kontrolować facetów, zaakceptowałam ich takimi jacy są, z zaletami i wadami.
Przestałam się bać zdrad, bo uznałam że jeśli facet naprawde mnie kocha to nie muszę go pilnować
a jeśli będzie chciał zdradzić albo odejść do i tak to zrobi.
Od tego czasu w ogóle rzadko dzownie i piszę do faceta, ale często dostaje smsa albo telefon
"nie odezwałaś się cały dzień, nie interesuje cie co robie? co sie ze mną dzieje?"
Odpowiadam zawsze że "uznałam że jak będziesz chciał to sam sie odezwiesz:)"
I nie robie tego jakoś celowo, to nie jest wyrachowanie ani żadna gra.
Po prostu przestałam w ogóle być zazdrosna. I nie interesuje mnie ile i jak pieknych kobiet
mój facet spotyka w pracy, u znajomych itd... bo taka jak ja jest tylko jedna.
I jeśli taka własnie go interesuje to i tak wróci:)
Bo podobać się może wiele osób, ale bliska sercu jest tylko jedna.

ALe doskonale rozumiem co znaczy brak ojca i ten lęk przez zdradą, porzuceniem.
Jednak na swoim przykładzie mogę powiedzieć że bez terapii da sie zmienić myslenie
i to z czasem wchodzi w nawyk, cały ten lęk i obawy znikają.
Także daj sobie spokój z tą neurotycznością bo to naprawdę można dopasować do każdego
kto czuje zazdrość czy lęk;)
Awatar użytkownika
Wilku
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 130
Rejestracja: 14 marca 2015, o 21:06

27 marca 2015, o 13:46

DillyDally doskonale Cię rozumiem. Odkąd dostałam ataku paniki, miałam to samo i dalej trochę mam. Trzy miesiące się z tym męczę, bo bałam się napisać na jakimkolwiek forum. Gdziekolwiek coś przeczytałam, pisali : "Tzn. że go nie kochasz, to nie ten facet, nie podnieca Cię, znajdź sobie innego, przy innym nie miałabyś takich myśli". Przeczytałam raz zdanie na tym forum, by zablokować sobie google w przeglądarce. I to jest naprawdę dobry pomysł, bo wpisywałam co mi do głowy wpadło i te myśli mi ciagle do głowy przychodziły i przychodzą. Ale przestałam i jedynie jestem w stanie zaufać temu forum, bo widzę, że ludzie tutaj chcą najlepszego dla siebie nawzajem, dlatego też sama zdecydowałam się dopiero teraz napisać.
Gdziekolwiek taką myśl przeczytałam, wpadałam w ogromną depresję, płakałam całe dnia, na myśl i widok męża. Miałam ogromne wyrzuty sumienia. A w głębi duszy wiem, że go bardzo kocham i potrzebuję i wiem, że mnie podnieca, tylko się przed nim zablokowała.

Na Twoim miejscu ja bym do takiej terapeutki drugi raz nie poszła. Niektórzy potrafią człowiekowi jeszcze bardziej namieszać w głowie, szczególnie gdy ktoś jest podatny na wpływy - a ja taka jestem i to bardzo.
Też mam takie myśli jak Ty,że się nie lubię, nie mogę nawet patrzeć na siebie czasem bo nie rozumiem swoich emocji. W jednej chwili potrzebuje czułości a w drugiej mnie irytuje ta czułość i wtedy powstają pytania w głowie. Ciągłe analizowanie, przypominanie sobie przeszłości. Myślę, że rzeczywiście rozwiązaniem jest puszczenie tych myśli i niesłuchanie oraz nieczytanie takich wypowiedzi negatywnych. Mi od wczoraj jest lepiej, zaczęłam trochę z dystansem do tego podchodzić. Serce mi się uspokoiło, ale nie wiem na jak długo...Terapii się boję, właśnie z takich powód wyżej opisanych.
ODPOWIEDZ