Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica - nasze historie

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Ciasteczko
Administrator
Posty: 2682
Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01

27 grudnia 2013, o 14:09

Jagoda pisze: Zawsze gdy podczas wywiadu mówiłam,że leczę się psychiatrycznie z góry zakładano,że wszystkie moje dolegliwości są spowodowane nerwami.I jak tu nie oszaleć?!to wskazywałaby na to,że ludzie cierpiący na depresję nie mogą chorować na nic innego.
Myślę, że w naszym kraju istnieje wciąż spory problem w rozumieniu, że ktoś, kto "leczy się psychiatrycznie" nie jest czubkiem latającym po ulicy z nożem albo widzącym różowe słonie... Dlatego proponowałabym nie wspominać, a jak lekarz chciałby wypisać nieznany ci lek, to mogłabyś powiedzieć dopiero wtedy co bierzesz i zapytać o możliwe interakcje. Nie sądzę, żeby w przypadku każdej wizyty konieczna była wzmianka o tym. :)
Jagoda pisze:Znalazłam tu artkuł/post o działaniu muzyki relaksacyjnej na walkę z atakiem paniki,lęku i szczerze zaczęłam w to wierzyć.Szukałam w necie jakieś konkretnej, ale tyle tego było,że nie wiedziałam na co się zdecydować.Może ktoś poleciłyby jakąś muzyczkę dla początkujących próbujących medytować.
Polecam bardzo cały kanał na youtubie: http://www.youtube.com/playlist?list=PL48627FA5F1896833 . Muzyka tworzona specjalnie do relaksacji, moim zdaniem poprawia samopoczucie. :)
Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy. :hercio:
Awatar użytkownika
Sagem
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 535
Rejestracja: 11 maja 2013, o 12:47

27 grudnia 2013, o 14:23

O widzisz teraz tak patrze i ten kanał też fajna sprawa więc chyba również czasami z niego skorzystam ;thx
Jeżeli ktoś nie kocha Cię tak jakbyś tego chciał, nie oznacza to, że nie kocha Cię on z całego serca i ponad siły.
Strach boi się odważnych.
Per Aspera Ad Astra - Przez ciernie do gwiazd.
Nigdy nie wiesz jak silny jesteś, dopóki bycie silnym nie stanie się jedynym wyjściem jakie masz.
Awatar użytkownika
Ciasteczko
Administrator
Posty: 2682
Rejestracja: 28 listopada 2012, o 01:01

27 grudnia 2013, o 15:17

sagem96 pisze:O widzisz teraz tak patrze i ten kanał też fajna sprawa więc chyba również czasami z niego skorzystam ;thx
No to się bardzo cieszę! ^^
Odburzanie, to proces - wstajesz, upadasz, wstajesz, upadasz... ale upierasz się, że idziesz do przodu.
Każdy ma tę moc. Nie odkładaj życia na później. Nigdy. :hercio:
Jagoda
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 12
Rejestracja: 26 grudnia 2013, o 18:57

27 grudnia 2013, o 19:15

Mam wrażenie,że im bardziej staram się nie myśleć o lęku, tym bardziej jest mnie bliżej...staram się z nim oswoić, przeczekać,odwrócić uwagę ale nawet własny głos staje się jakby obcy, dziwny.
Strasznie się boję powrotu do stanu początkowego...
Nigdy nie próbowałam psychoterapii a i szczerze nigdy mój lekarz mi jej nie zaproponował-wciąż tylko leki, których mam dość.
Chcę żyć normalnie bez obawy,że właśnie umieram, zemdleję itd.,a tu wciąż to samo...
Dzięki za link-na pewno się przyda w tym moim kryzysie...
Awatar użytkownika
manquegriot
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 43
Rejestracja: 17 listopada 2013, o 19:27

29 grudnia 2013, o 09:35

No to ja też może opiszę swoją historię, mimo iż forum odwiedzam od kilku miesięcy i pewnie znajdą się osoby, które wiedzą, co mi dolega. :-)
Zaczęło się z dwa miesiące temu, podczas oglądania filmu "Piękny umysł". Film opowiada o genialnym matematyki ze schizofrenią. No i nagle do mojej mózgownicy dostała się myśl: "A co, jeśli ja też mam schizofrenię?"... serce zaczęło kołatać, pot oblewać, oddech przyspieszył, prócz tej jednej konkretnej myśli o schizo pustka w głowie, lęk nieopanowany. Po jakimś czasie trochę się uspokoiłem, po dwóch dniach poszedłem do psychiatry, dostałem Cital. Później trafiłem na te forum, bardzo dużo poczytałem, zacząłem stosować techniki relaksacji i afirmacji. Natrętne myśli, które pojawiły się ok miesiąc temu i nieubłaganie trwają do dzisiaj, wyśmiewam i dostając konkretnej myśli lękowej, zaczynam wyobrażać sobie daną myśl w zabawny sposób (pomaga :D). Zacząłem też chodzić na spotkania ze znajomym psychoterapeutą, dzięki któremu zrozumiałem, że tak na prawdę moje lęki zaczęły się już we wczesnym dzieciństwie, a w zasadzie to towarzyszyły mi od zawsze... ojciec nie okazujący uczuć, którego nie rozumiałem i lekko się go bałem, do tego od czasu do czasu popijał sobie i robił w domu rozruby... w tym czasie zawsze chowałem się z mamą w łazience lub innych pomieszczeniach. Ojciec zmarł na raka płuc gdy miałem 8 lat. Mam też brata schizofrenika, który najbardziej zniszczył mi umysł. Przez całe życie obserwowałem jego zachowanie, nie rozumiejąc go, bałem się go. Moja mama ciągle kłóciła się z bratem... w tym momencie z dzieciństwa pamiętam głównie kłótnie. Do tego odkąd stałem się świadomy, mam wyrzuty sumienia, że robię źle, że nie robię tak, jak chce moja mama (jestem indywidualistą i staram się iść za tym, czego ja chcę, co najczęściej nie godzi się z wizją mojej mamy). Wszystkie te odwieczne lęki, wyrzuty sumienia i konflikty wewnętrzne spowodowały u mnie nerwiczkę. :-)
I już miałem nadzieję, że poprawa, która się niedawno zaczęła, utrzyma się... ale niestety, po powrocie na święta do domu rodzinnego, lęki powróciły ze zdwojoną siłą. W tej chwili staram się zajmować nauką do kolokwium, oglądaniem anime, umawiam się ze znajomymi (mimo niesamowitych lęków przed ludźmi) i jakoś funkcjonuje. Cały czas robię na przekór zaburzeniu - widuję się z ludźmi, staram się zajmować samorozwojem, obserwować objawy i wyciągać wnioski, co zrobić, aby minęły. Walka trwa, i mam nadzieję, że gdy wrócę do Szczecina na studia, będzie mi łatwiej. :-)
"Cogito ergo sum."
mimi31
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 20
Rejestracja: 29 grudnia 2013, o 10:38

29 grudnia 2013, o 11:16

Witam. Moja historia zaczęła sie w tym roku w maju. przez ostatnie 2 lata to pasmo fatum. w ciagu jednego tygodnia rozchorowali mi się Rodzice. Nagle zmarł tata , przy którego smierci byłam (obraz mam ciągle przed oczami)a mama zachorowała na raka. Na szczęście ona walkę wygrała ale szczęście nie trwało długo.Straciłam prace- fakt w niej to ciągły stres. wstawałam rano i zastanawiałam się za co tym razem dostane ochrzan. ledwo minął rok od śmierci Taty zmarł kochany wujek a zaraz po nim kochana babcia. pomyślałam,że wszystko przetrwam. nadchodził długi weekend majowy- czas relaksu. Pojechałam na spotkanie ze znajomymi.nagle w trakcie rozmowy zaczęłam odczuwać jakbym odpływała. ręcę odmawiały posłuszeństwa, drętwienie policzków, dziwny ból głowy. wylądowałam na pogotowiu. ciśnienie 130/80 czyli książkowe. Diagnoza- nerwica. nie uwierzyłam. Stwierdziłam ,że to na pewno tetniak- mój tata miał mając 30 lat to pewnie ja tez mam. Kolejne wizyty u lekarzy, podstawowe badania neurologiczne, krew, tarczyca, usg jamy brzusznej.... ciągle słyszę to samo- nerwica.nie umiałam się pogodzic z tym faktem ,że mam nerwice. Tyle w życiu przeżyłam to niczemu się nie dam! :dres: Nerwica?? nie możliwe. :no w końcu pogodziłam się z tym faktem (tak mi sie wydaje) ataki mam mniej więcej co 3 miesiące. ale już nie powtórzył sie tak silny jak ten w maju.
Ciągle mam wrażenie ,że coś jest nie tak. nagle czuje zawoty w głowie, uczucie jakbym zaraz miała zwymiotować. trzęsę się w środku choć naprawdę niczym się nie stresuje!
Poszłam w końcu do psychiatry od grudnia biorę Escitil po pół tabletki na noc. ale czasami ciągle mam niepokój w sobie. może za mała dawka. oprócz tego chodzę na psychoterpaię- dopiero 3 spotkania ;ok Mam nadzieję ,że z tym sobie poradzę
Przepraszam ,że tak się rozpisałam....
życie jest jak pudełko czekoladek nigdy nie wiesz na co trafisz...
Awatar użytkownika
Daron115
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 16
Rejestracja: 26 listopada 2013, o 21:33

3 stycznia 2014, o 02:26

To i ja się pochwalę ;).
Otóż z chorobą tą zapoznałem się rok temu w listopadzie(23.11.2012) W szkole. W czasie przerwy zaczęło mi się robić gorąco i duszno co było objawem ataku lęku. Kompletnie nie wiedziałem co się ze mną dzieje, myślałem, że umrę, albo dostane jakiejś psychozy, więc zdecydowałem się zadzwonić po mamę by po mnie przyjechała.
Już w drodze powrotnej objawy mijały i czułem się dobrze.
Na drugi dzień atak załapał mnie w autobusie co poskutkowało tym, że musałem wysiąść o przystanek bliżej niż miejscowość w której znajduje się szkoła.
Mama zdecydowała po rozmowie ze mną, że trzeba iść do psychiatry( w dzieciństwie leczony byłem na nerwicę natręctw i objawy były podobne ).
Tak więc po umówieniu(prywatnie bo wytrzymać nie mogłem) w ten sam dzień wieczorem pojechaliśmy do lekarza. Już w drodze do niego miałem stany podlękowe i byłem silnie zestresowany.
No i po dojechaniu zaczęła się rozmowa. Lekarz pytał o urazy i czy w rodzinie zdarzały się choroby na tle psychicznym.
Potem zaczął mówić o shizofrenii i daj Bóg żeby nie było to to. Zapisał mi leki (fluoksetyne, oraz xanax jako lek doraźny)
W domu dostałem jeszcze mocniejszego ataku niż w szkole. Myślałem że zwariuję, to było straszne, najmocniejszy atak w moim życiu. Mama nie wiedziała co robić, kazała mi wziąć xanax,mam też lekką arytmię to ze względu na to zdecydowała się jechać ze mną do szpitala.
Już w drodze do szpitala lek zaczynał działać i czułem sie błogo i szczęśliwie( od tamtej pory nie biorę xanaxu :P ).
Lekarz uspokajał mnie i mówił, że to typowe przy ataku paniki i jestem pod opieką i nic mi się nie stanie.
Wróciłem do domu i zasnąłem, na drugi dzień miałem potworne DD które trwało miesiąc i do tego te myśli o schizofrenii mnie dobijały.
Na następnej wizycie u psychiatry (już NFZ) lekarz był prawie pewien że to zaburzenia lękowe, a ja kwiestionowałem i pytałem o schizofrenię, lecz psychiatra stanowczo to zanegował tym bardziej, że już kiedyś chorowałem na nerwicę ( a ja zczaiłem że pierwszy psychiatra mówiąc o schizofrenii chciał zobaczyć u mnie efekt w postaci lęku przed tą chorobą co ułatwiło by mu diagnozę, sam wiedział że to nie schizy bo nie miałem omamów, halucynacji itp.) zapisał mi trochę inne leki moim zdaniem lepsze ( fevarin i hydro doraźnie) Miesiąc w sumie byłem wyłączony z życia i czułem się obcy sam sobie. Nie chodziłem do szkoły bo każda próba kończyła się fiaskiem.
Razem z lekarzem doszliśmy do wniosku że rzeczą która przyczyniła się do nawrotu choroby była i tu uwaga MARYCHA ponieważ podczas 'haju' miałem już atak lęku( uważałem to jako badtrip), oraz dziewczyna która mnie rzuciła po 2 latach.
Teraz po roku czuję się o niebo lepiej, chodzę normalnie do szkoły ( ataki lęku się zdarzają w autobusie, ale radzę sobie z nimi), mam dziewczynę którą kocham i która wie o mej chorobie, akceptuje ją i mi pomaga.
Chodzę na siłownię, gram na gitarze i piszę wiersze.
Czuję że choroba ta przyczyniła się w pewnym stopniu do mego rozwoju duchowego i postrzegania świata.
Mam niecałe 20 lat a czuję się jakbym miał wiele więcej.

Pozdrawiam!
Proszę jeszcze tylko byście strzegli się każdego psychoaktywnego środku a taka marihuana na pozór nie szkodliwa, zniszczyła mi kilka miesięcy życia :(.
"Nie lubię ludzi, myślę że są głupi" - Daron Malakian.
Nineczkapl
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 8 stycznia 2014, o 22:58

8 stycznia 2014, o 23:21

Nazywam się Nina, mam 50 lat i już dłużej tego nie wytrzymam, męczę się się z tym paskudztwem od malutkiego dziecka, silne lęki , panika, wszystkie fobie, nadwrażliwość na hałas, światło, lęk o wszystko i zawsze, leki biorę od 20 lat ale działają słabo, jak tylko wydarzy się nieszczęście , jakiś wypadek, np te po świąteczne w Polsce koniec , nie mogę funkcjonować, pryszcz, ból, jakieś badania, to jest koniec, mam dość życia i często myślę o samobójstwie, chodziłam do psychologa na tzw terapię ale ona jak się uchwyciła pierwszego wypowiedzianego słowa w gabinecie to było o tym i to nie miało sensu bo teraz wiem ,że to było czysto przypadkowe a " tropienie" przyczyny w odległym dzieciństwie odczuwałam jako stracony czas, jedyne co mi pomaga to oddechy głębokie oddechy ok 10 ale gdy jestem przed czymś ważnym to mogę się przewentylować i mi słabo..jednak wiem , ze sama się nakręcam i wiem ,że te leki nie mają podłoża z muzeum tylko z mojego strachu przed tym strachem..kiedy jadę dużym autokarem wycieczkowym szybko i są zakręty to widzę wypadek , widzę autokar na drzewie , ludzi rozrzuconych, krew, wtedy biorę afobam i za kilkanaście minut czytam ksiażkę, jednak wszystko muszę mieć w umiarze, w małej dawce i tak jak bym wymagała szczególnego traktowania na tym świecie , w nocy światło, lek na sen, codziennie park,relaksacyjna muzyka, matkow tym kraju trzeba pracować, zasuwać najlepiej na dwa etaty a ja pracuje na pół i tak to przeżywam , że aż wstyd, wszystko mnie przerasta, nawet sie juz nie badam , to nie jest życie to jest horor aha hororów też nie mogę ogladać , zadnych kryminałów, krwi..pierwsze lęki w ósmym roku życia.
Wojciech
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1939
Rejestracja: 10 kwietnia 2010, o 22:49

9 stycznia 2014, o 12:17

Witan na forum, zawsze wszystko mozna probowac zmienic :)
Nerwicowiec - Ten typ tak ma.
http://www.imtech.com.pl
Awatar użytkownika
dancingQueen
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 83
Rejestracja: 11 stycznia 2014, o 15:16

11 stycznia 2014, o 15:39

Cześć wszystkim:)

Wasze forum śledzę od pół roku...dziś przełamałam się...i się zalogowałam...:) Kilka słów o sobie:
mam 26 lat,jestem instruktorem tańca...Po kilku mniejszych lub większych epizodach nerwicy w życiu...własnie trwa kolejny.Zaczęło się w dzieciństwie....dużo by opowiadać jednak życie zmusilo mnie do tego by od najwczesnieszych lat żyć w panicznym lęku i tak się zaczęło.Zawsze to przechodzilo więc myślę,że przejdzie i teraz.Ogólnie w skrócie:Ataki paniki,norma,natrętne myśli i chyba przy tym czasem DD i Dp.Czuję sie w tym wszystkim serio sama,mam kontakt z psycholożką,ktora mi pomaga wspiera,i nie pozwala już analizować.Właściwie to zalogowałam się tu żeby mieć jaies wsparcie???żeby pogadac czasem z osobami które maja to samo???
Kilka razy w swoim życiu pokonałam to cholerstwo....teraz mam kryzys chyba lekki.Ogólnie chyba śmiało mogę powiedzieć,że na "nerwicy" zjadłam zęby i chyba naprawde nic co ludzkie nie jest mi obce...Nawet do tego stopnia,że czasem podczas atatów paniki muszę normalnie prowadzic zajęcia i udawać,że się cieszę i smieję (bo co też powiedziały by Panie uczestniczące w zajęciach zumby gdbym nagle wypadła z płaczem z sali)??? Kiedy w czerwcu bronilam swojej pracy licencjackiej bylam pelna nadziei,wakaje,potem nowa praca wszytsko super...za najwieksze swije osiagnięcie mialam wyjscie z półtorarocznego epizodu nerwicowego(tak to moja psycholog określa). Mocarz nad mocarze-tak o sobie myślałam.W jednym dniu skonczya sie szkola,w domu jak zawsze problemy,koniec związku...i pykło....moje "titanium"zmieniło się w mega zamknięcie się w sobie potem lęk jak to bedzie dalej ,potem wróciły ataki paniki,na przemian z myślami natretnymi i dd,dp,czyli witaj wiosno...
Mimo tego nadal chodze do pracy,ale jest jej coraz mniej i to mnie przeraża,czasem jest lepiej,czasem gorzej.Leków nigdy nie brałam żadnych i nie zamierzam bo wiem,że to miją wiare w siebie jeszcze by osłabiło....Najdziwniejsze w tym wszystkim jest to,że moi przyjaciele,otoczenie,mają mnie za osobę silna i nadal zwracaja sie do mnie ze swoimi problemami.Ale to pewnie wina maski ,którą czasem zakladam,zeby nie pokazac jak jest naprawde...Wierzę,że nie ma czegoś takiego jak totalna bezsilność,że nigdy nie jest tak,żeby nie można było czegoś zmienić...ja poprostu narazie nie wiem czego chcę i w którą stronę podążać.......i wiem,że nie tylko ja tak mam.....Witam,Łucja....
Carpe diem:D!!!!
kasia8791
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 3
Rejestracja: 11 stycznia 2014, o 07:42

11 stycznia 2014, o 16:58

Witaj Kochana :) , ja rownież jestem tu nowa dokładnie od dziś , jeszcze nie umieściłam żadnego postu o sobie .podobnie jak Ty mam nerwice lekowa , rozumiem i wiem jak cierpisz i jak ci jest zle , ja jestem w trakcie terapii grupowej ,bardzo się cieszę ze trafiłam właśnie na nią ...bo widzę poprawę . Nie biorę leków , ponieważ dręczące mnie myśli dotyczące uczulenia na nie , dotyczy to rownież używania kosmetyków , itp. Jest strasznie męczące staram się żyć :) ... Mnie społeczeństwo ,znajomi ,postrzegani właśnie tak jak i ciebie silna zaradna ah .... Miód dziewczyna a problemy innych to chleb powszedni kto je rozwiąże , pocieszy jak nie ja .... Jeżeli masz pytania pisz zawsze odpisze ....trzymam kciuki za twoje zdrowko :)
Awatar użytkownika
dancingQueen
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 83
Rejestracja: 11 stycznia 2014, o 15:16

11 stycznia 2014, o 17:33

O jak fajnie,że ktoś odpowiedział;) Kasiu ja za Twoje zdrówko również trzymam kciuki.Jakoś damy radę,a za niedługo napiszemy post w dziale "ozdrowiency" ;)!!! Wszystko jest po coś i tak myślę i każdy problem da się rozwiązać;) Wiem to z jakiegoś tam doświadczenia.Zapomniałam jeszcze dodać,że po ostatnim epizodzie nerwicy po pierwsze dostrzeglam powód jego powstania a po drugie osoby,które zawsze były obok mnie i którym zależy naprawdę.To jest bardzo dobra szkoła cierpliwości ,pokory do życia i odkrycia prawdy o sobie samym;) ;ok Dobrze będzie ;)!!!!

-- 11 stycznia 2014, o 17:33 --
O jak fajnie,że ktoś odpowiedział;) Kasiu ja za Twoje zdrówko również trzymam kciuki.Jakoś damy radę,a za niedługo napiszemy post w dziale "ozdrowiency" ;)!!! Wszystko jest po coś i tak myślę i każdy problem da się rozwiązać;) Wiem to z jakiegoś tam doświadczenia.Zapomniałam jeszcze dodać,że po ostatnim epizodzie nerwicy po pierwsze dostrzeglam powód jego powstania a po drugie osoby,które zawsze były obok mnie i którym zależy naprawdę.To jest bardzo dobra szkoła cierpliwości ,pokory do życia i odkrycia prawdy o sobie samym;) ;ok Dobrze będzie ;)!!!!
Carpe diem:D!!!!
loniobrw
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 4
Rejestracja: 7 grudnia 2013, o 12:02

21 stycznia 2014, o 12:33

Moja doktor powiedziała że jestem Hipochondrykiem. I teraz wiem że sobie wszystko wmawiam. Ale to dosyć skomplikowane...
Bo odkryłem pewien mechanizm który mnie strasznie irytuje... Bo Gdy regularnie sie masturbuje czuje się dobrze nie wmawiam sobie niczego... nawet jak chce sb cos wmówic to nie dziala.. a Gdy odstawie masturbacje to zaczynam miec dziwne lęki wtedy ta choroba daje mi o sb znać i bardzo ją czuje potrafie sobie wmowic wszystko... Moje Pytanie brzmi nastepująco, Czy może jestem uzależniony od masturbacji ? i jest to efekt odstawienia wtedy ta choroba daje o sb znać ? czy jak odstawie to całkowicie ? i kiedys te wszystkie straszne objawy miną !? bo nie umiem z nimi życ i mam wrazenie że nigdy nie ustąpia pomocy ! i to jest dziwne bo gdy masturbuje sie codziennie funkconuje normalnie eh ;/

Mam również partnerke gdy deklarowałem jej ze nie bd sie masturbował to tego nie robiłem.. Ale gdy widywałem sie z nią codziennie i dochodziło do zblizenia i erekcji członka ciągle myśle że byłem i tak w tym uzależnieniu..

-- 21 stycznia 2014, o 12:00 --
dodam że gdy odstawiam masturbacje... to czuje sie tak:
- potrafie sobie wmowic najgorsze rzeczy chociaz wiem ze tego nie mam, to i tak wmawiam.. i tak ciągle siedze w tych myślach ze jestem na cos chory co sprawia ze nasila tą nerwice.
-nie potrafie skupić się na prostych czynnościach, bo ciagle mysle ze jestem chory na jakies choroby psychiczne
-po dłuzszym czasie odstawienia trace apetyt
-unikam kontaktów z ludźmi bo boje sie z nimi rozmowy że zaraz odkryją że coś ze mną nei tak
-boje sie wyjść z domu
-nie mam ochoty na nic, chętnie zamknął bym się i wylewał bym łzy że tak strasznie cierpie
To jest jakaś masakra !!

-- 21 stycznia 2014, o 12:07 --
Nigdy nie udało mi się wytrzymać wiecej niz 4 dni z tymi objawami ;/ i musiałem sb ulżyć "rozładować emocje" przez właśnie masturbacje i to tak przez 4 miesiące z tym się zmagam..
Zamiast wytrzymać dłużej z tymi objawami ciągle wracam do punktu wyjścia i zaczynam od nowa sie masturbowac bo to poprawia moje samopoczucie.

No i na koniec mój rodzony brejdak strasznie chce mi pomoc mówi że jestem hipochondrykiem że sobie wmawiam że jak sobie ulze to czuje sie lepiej.. ale kurde Ja to czuje a nie On. Niech ktoś mi napiszę że moge byc uzależniony i dlatego ta nerwica daje o Sb znać.
Awatar użytkownika
N-e-r-w-u-s
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 891
Rejestracja: 28 lutego 2014, o 17:36

5 marca 2014, o 22:50

Cześć wam wszystkim, jestem tu od paru dni, chciałbym wam przedstawić historie mojej nerwicy a przede wszystkim zmagań objawów i wszelkich ''udręk'' z nią związaną

Na wstępie chce też zaznaczyć że jeśli masz nerwice, nie musisz mieć takich objawów jak ja:)
I nie warto się nakrecać..
Otóż.

Dziś mam 19 lat z nerwicą zmagam się od można powiedzieć 14 r.ż.
Moim początkiem były problemy w szkole, mimo że byłęm zdolny nie przykąłdałem się do nauki, w szkole byłem odrzucony, bomoże nie miałem pięknego życia, wyśmienitego domu ani wyśmienitego ojca, ponieważ jestem DDA-Dorosłym dzieckiem alkoholika.
Moje lęki zaczeły się od tego ze nie chciałem chodzić do szkoły bo ogarniał mnie strach, czyli to była fobia szkola, wagarowałem , nie wstawałęm wgl do szkoły ani nie przykładałem sie do zajęć..
Mimo iż nie byłem jakiś tam łobuzem nie wybijałem szyb ani nic podobnego.

Wtedy nie wiedziałem że to jest nerwica, nie byłęm swiadom tego co mnie może czekać za 2/3 lata i sie przekonałem, teraz o tym opowiem.

Pewnego razu na głowie wyczułem guz, przestraszyłem się jak nigdy chodziłem po lekarzach co to jest, okazało sie że to kaszak, ale mimo ze to zwykły kaszak ja nabawiłęm się nerwicy.
-Dusznośći
-Bezsennoś
-Poczucie DD
-Lęk przed śmiercią
-Tachykardia(szybkie bicie serca) zaś to już miałem jako dziecko, mama nawet mi to powiedziała, badania nic nie wykazały_

Poszedłem z tymi objawami do psychiatry , do dzis pamietam jej słowa jak wypowiedziala je przy mojej mamie
''Ale proszę pani, on ma silną nerwice...''
Wtedy zaczeła się udręka bo ja byłem dzieciakiem, a musiałem się z tym zmagać.
Dostałem leki, Asentre, przeciw depresyjny.
Ba. Ku zdziwieniu juz wtedy jako 15 latek dostalem benzo.
Zomiren.. Łykałem bardzo dużo, to było moje antidotum.
Kiedy powiedziałem sobie stop i poszedłem do pracy przy ulotkach objawy ustąpiły aż do czasu póki firma sie nie rozpadla czyli po półtora roku

Pewnego razu bedac w samochodzie u kolegi zaczeło robic mi sie slabo..

-Ucisk w glowie
-senność
-Zawroty głowy
-Lęk

Trafiłem po paru dniach na SOR
Okazało się:
Ciśnienie 190/100
Dostałem leki dalsza diagnostyka w POZ
zaś na sorze bywałem czesto o karetkach nie wspomne

Poszedłem z tym do lekarza ta dala mi na badania one nie wykazały nic, ok ale to nie koniec, objawy wystepowaly do czasu kiedy nie znalazłem sie w szpitalu na diagnostyce, pamietam jak dzis jak czulem sie tam chory plakalem jak dziecko ze umieram...

Badania takie jak

USG, dopler tetnic nerkowych, echo serca, ekg, wszelkie badania krwi, tk głowy nic nie wykazały a ku zdziwieniu objawy były, wiec pani doktor skierowala mnie do pani u której leczylem sie wczesniej, dostalem wtedy lek który biore do dzis który mnie wspomaga..
Zomiren też mam ale on tylko na gorsze chwile a nadcisnienie mam do dzis...

Teraz napisze coś o moich odczuciach psychicznych..
DD(derealizacja i depersonalizacja)
Ona właśnie dała mi dużo w kość ponieważ rodzina wydawała mi się obca a ja sam czulem sie oddalony od swiata, myslalem ze zwariowalem że mam schizofrenie, chodziłęm po różnych lekarzach, neurologach, psychologach..aż u jednego z nich wykonałem test WISKAD MMPI czy nie mam tej schizy, okazało sie ze nie, zaś ja się wtedy uspokoiłem... ale DD się utrzymywało, kazdym dniem myslalem tylko aby od tego uciec..
Czytałem różne artykuły...
w nocy nie mogłem spac , miałem wrażenie ze wszstko sie porusza..
Jak miał byc koniec swiata 2012 ja sobie wkrecilem faze ze to nasz koniec, lęk mnie przeszył ze sie dusiłem a dd sie nasiliło do stopnia ze ucisk w glowie doszedł znów a moje mysli stawaly sie oddalone.

Jak z tego wyszedłem ? Poprostu, przeszło. na to trzeba czasu..
Leków.. i terapi.. tyle może o mnie... I pamiętajcie, z DD jak i nerwicy sie wychodzi..

Z DD wyszedłem, z nerwicy zaś jeszcze nie...
;witajka W chwili obecnej bardzo rzadko zaglądam na forum z powodów osobistych. Co za tym idzie brakiem czasu.... Na PW w miarę możliwości odpowiem ;)
greco
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 31
Rejestracja: 16 września 2013, o 18:59

8 marca 2014, o 13:07

Witam wszystkich

Cała ta historia, którą tutaj napiszę będzie chyba bardziej próbą wyjaśnienia, co stoi u podstaw mojej nerwicy (której zresztą sam pewien nie jestem, bo u odpowiedniego lekarza nigdy nie byłem) niż opisem jej samej.

Mam 17 lat, rocznikowo już 18, mieszkam w dużym mieście, chodzę do jednego z najlepszych liceów mam zdrowo funkcjonującą rodzinę, bez rozwodów i innych problemów, niczego mi nie brakuje. A jednak, mimo tego od 13 roku życia dręczą mnie napady paniki, tętno przyspiesza, dopadają mnie nudności. Długi czas zastanawiałem się, skąd to się bierze. Ludzie na tym forum, którzy doznają nerwicy często mają naprawdę poważne problemy, moje zaś zawsze były bardziej urojone niż prawdziwe.

Od zawsze towarzyszy mi ogromna potrzeba nawet nie akceptacji, a imponowania innym, połączona z poczuciem wyższości. Od dziecka śmiałem się z innych, z tego, że ktoś był gruby albo ubogo ubrany. Czułem się gwiazdą, kimś lepszym, dzieliłem ludzi na takich, z którymi zadawać się warto i "lamusów" (dalej to robię). Z wiekiem ta potrzeba bycia kimś rosła. Chciałem doświadczać czegoś nowego pierwszy, nie odstawać od grupy. Pojawiły się więc dla mnie używki. Alkohol zacząłem pić w 6 klasie podstawówki, może nie tyle pić, co po prostu pierwszy raz go spróbowałem.
W gimnazjum to były już cotygodniowe przygody, zazwyczaj kilka piw, do tego papierosy. W szkole nie miałem żadnych problemów, zachodziłem wysoko w konkursach, średnia zawsze na czerwony pasek, choć czasem zachowanie było niewystarczające. I to właśnie w gimnazjum pojawiły się u mnie napady paniki i to w momencie kuriozalnym, w czasie międzyklasowego meczu w piłkę. Potem to już leciało, dzień w dzień. Szedłem do szkoły i doznawałem ataku, szedłem spotkać się z kumplami - to samo. Ale natrętnych myśli, ani innych objawów wtedy jeszcze nie miałem. Pojawiły się jakoś w drugiej klasie, zacząłem się strasznie bać, że ludzie mnie nie lubią, że będą się ze mnie śmiać.
Szukałem powodów, dla których mają mnie wyszydzać. No i w końcu znalazłem. Jeszcze się nie całowałem (stało się to dla mnie ogromnym powodem do wstydu). Nie mogłem tego zrozumieć, bo tkwiło we mnie przekonanie, że laski na mnie lecą, bo jestem przystojny itd., narcystyczne myślenie. Zacząłem się bać, że jestem homo, przez 2 lata ten lęk mnie nie opuszczał, przyprawiał o stany depresyjne i chore myśli.

W 3 gim zacząłem chodzić do klubów, zaliczyłem pierwszy pocałunek, potem już leciało z górki, "lizanie" się z przypadkowymi dziewczynami na parkiecie, fajnie było, czułem się królem życia. Ale lęk przed byciem homo wcale mnie nie opuszczał. Nasilił się w liceum. Tutaj też zachciałem brylować, żeby inni mnie podziwiali. Zacząłem palić marihuanę całkiem często, regularnie chodzić na imprezki, ale oceny nadal były naprawdę dobre, w konkursach też radziłem sobie nieźle. Na wakacje przed 2 klasą, do której teraz chodzę miałem polecieć samemu za ocean. Pierwszy raz miałem odbyć taka podróż. Stres przed wyjazdem nakręcił mnie, nie wiem czemu, na czytanie o marihuanie. Zacząłem się bać, że zwariuję, że dostanę schizofrenii, że zmarnowałem sobie przyszłość. Pojawiła się derealizacja, depersonalizacja, pełen pakiet. Wróciłem do szkoły, ale straciłem jakąkolwiek motywację do pracy, nauki, czegokolwiek. Jedyne na co miałem ochotę to wozić się po mieście ze znajomymi i popijać. Jak nie szedłem ze znajomymi to całe dni spędzałem grając na komputerze, przestałem czytać, straciłem zainteresowania. Ciągłe myślenie, że przecież to wszystko jest bezsensu, że jutro może mnie już nie być sprawiało, że miałem coraz większą chęć ucieczki przed rzeczywistością. Szukałem okazji, żeby się z kimś spotkać, wypić browarka, nie myśleć.

Te dekadenckie pragnienia doprowadziły mnie w końcu do tego, że uprawiałem seks z koleżanką z klasy bez zabezpieczenia, wprawdzie krótko, bo się opamiętałem, mimo że byłem strasznie pijany. To dziwnie brzmi - "z KOLEŻANKĄ", prawda? Największa głupota mojego życia, z dziewczyną, której nawet nie lubię, a jest jedynie ładna. Obudziłem się z największym kacem moralnym mojego życia, bałem się, co by pomyśleli rodzice, dla których jestem chyba zupełnie innym człowiekiem. Zacząłem się bać hiva, dostałem hiv fobii, najpierw sponiewierałem tę dziewczynę, każąc jej iść na badania, potem sam się wybrałem. Wszystko było okej, fobia osłabła, ale dalej się tam tli w tyle głowy. Teraz się boję, że mogła zajść w ciążę, spóźniał jej się okres tydzień, a potem przestałem pytać. Ostatnio zadałem to pytanie ponownie, nie odpisała (oczywiście w swojej wielkiej odwadze nie byłem w stanie i dalej nie jestem, zrobić tego w cztery oczy).

Przez 6 ostatnich tygodni, czyli od tego wydarzenia, żyłem niemal jak warzywo, otępiały, grający na komputerze i szukający okazji, żeby się "najebać". Mój pokój obrósł kurzem, bo nie miałem siły sprzątać. I nagle doszło do mnie, że przecież tak nie można, że marnuję sobie życie. Postanowiłem się zabrać do pracy, przez cały miniony tydzień intensywnie się uczyłem. Chcę coś zmienić ze sobą i w swoim funkcjonowaniu. Nie wiem, co będzie, co by się stało jakby dziewczyna była w ciąży. Nie wiem jakby powiedział to rodzicom, jak sam bym się z tym uporał, bo mimo tego dążenia do dorosłości jestem strasznym szczylem, dzieciakiem, pragnącym uciec od odpowiedzialnej przyszłości. Ale póki co chcę naprawdę zacząć żyć chwilą, postanowiłem porzucić klubowe przygody i pocałunki z przypadkowymi dziewczynami. Niestety wczoraj to postanowienie złamałem, znów ta sama chęć, bycia lepszym od kumpli. Ale wiem, że przecież ta droga do poprawy samego siebie taka prosta nie jest, że pewnie jeszcze nieraz się potknę, choć wierzę, że coś mi się w końcu uda zmienić. Rzeczą, której tak naprawdę najbardziej się boję jest to, że zawiodę rodziców, którzy chyba widzą mnie innym niż jestem, choć ja sam do końca nie wiem który ja jest prawdziwy, ten dla kumpli, czy ten dla rodziny, czy jeszcze jakiś inny. Przez lata stworzyłem sobie świat pozorów, z którego wyrwać nie będzie mi się łatwo, mam zerową asertywność, ciężko mi odmawiać ludziom, szczególnie tym, na których mi zależy. Ale muszę spróbować

Wybaczcie, że to takie długie i pewnie mało komu będzie się chciało to przeczytać, ale to taka moja forma oczyszczenia, bo chyba od tego zmiany najlepiej zacząć.

Pozdrawiam
ODPOWIEDZ