8 marca 2014, o 13:07
Witam wszystkich
Cała ta historia, którą tutaj napiszę będzie chyba bardziej próbą wyjaśnienia, co stoi u podstaw mojej nerwicy (której zresztą sam pewien nie jestem, bo u odpowiedniego lekarza nigdy nie byłem) niż opisem jej samej.
Mam 17 lat, rocznikowo już 18, mieszkam w dużym mieście, chodzę do jednego z najlepszych liceów mam zdrowo funkcjonującą rodzinę, bez rozwodów i innych problemów, niczego mi nie brakuje. A jednak, mimo tego od 13 roku życia dręczą mnie napady paniki, tętno przyspiesza, dopadają mnie nudności. Długi czas zastanawiałem się, skąd to się bierze. Ludzie na tym forum, którzy doznają nerwicy często mają naprawdę poważne problemy, moje zaś zawsze były bardziej urojone niż prawdziwe.
Od zawsze towarzyszy mi ogromna potrzeba nawet nie akceptacji, a imponowania innym, połączona z poczuciem wyższości. Od dziecka śmiałem się z innych, z tego, że ktoś był gruby albo ubogo ubrany. Czułem się gwiazdą, kimś lepszym, dzieliłem ludzi na takich, z którymi zadawać się warto i "lamusów" (dalej to robię). Z wiekiem ta potrzeba bycia kimś rosła. Chciałem doświadczać czegoś nowego pierwszy, nie odstawać od grupy. Pojawiły się więc dla mnie używki. Alkohol zacząłem pić w 6 klasie podstawówki, może nie tyle pić, co po prostu pierwszy raz go spróbowałem.
W gimnazjum to były już cotygodniowe przygody, zazwyczaj kilka piw, do tego papierosy. W szkole nie miałem żadnych problemów, zachodziłem wysoko w konkursach, średnia zawsze na czerwony pasek, choć czasem zachowanie było niewystarczające. I to właśnie w gimnazjum pojawiły się u mnie napady paniki i to w momencie kuriozalnym, w czasie międzyklasowego meczu w piłkę. Potem to już leciało, dzień w dzień. Szedłem do szkoły i doznawałem ataku, szedłem spotkać się z kumplami - to samo. Ale natrętnych myśli, ani innych objawów wtedy jeszcze nie miałem. Pojawiły się jakoś w drugiej klasie, zacząłem się strasznie bać, że ludzie mnie nie lubią, że będą się ze mnie śmiać.
Szukałem powodów, dla których mają mnie wyszydzać. No i w końcu znalazłem. Jeszcze się nie całowałem (stało się to dla mnie ogromnym powodem do wstydu). Nie mogłem tego zrozumieć, bo tkwiło we mnie przekonanie, że laski na mnie lecą, bo jestem przystojny itd., narcystyczne myślenie. Zacząłem się bać, że jestem homo, przez 2 lata ten lęk mnie nie opuszczał, przyprawiał o stany depresyjne i chore myśli.
W 3 gim zacząłem chodzić do klubów, zaliczyłem pierwszy pocałunek, potem już leciało z górki, "lizanie" się z przypadkowymi dziewczynami na parkiecie, fajnie było, czułem się królem życia. Ale lęk przed byciem homo wcale mnie nie opuszczał. Nasilił się w liceum. Tutaj też zachciałem brylować, żeby inni mnie podziwiali. Zacząłem palić marihuanę całkiem często, regularnie chodzić na imprezki, ale oceny nadal były naprawdę dobre, w konkursach też radziłem sobie nieźle. Na wakacje przed 2 klasą, do której teraz chodzę miałem polecieć samemu za ocean. Pierwszy raz miałem odbyć taka podróż. Stres przed wyjazdem nakręcił mnie, nie wiem czemu, na czytanie o marihuanie. Zacząłem się bać, że zwariuję, że dostanę schizofrenii, że zmarnowałem sobie przyszłość. Pojawiła się derealizacja, depersonalizacja, pełen pakiet. Wróciłem do szkoły, ale straciłem jakąkolwiek motywację do pracy, nauki, czegokolwiek. Jedyne na co miałem ochotę to wozić się po mieście ze znajomymi i popijać. Jak nie szedłem ze znajomymi to całe dni spędzałem grając na komputerze, przestałem czytać, straciłem zainteresowania. Ciągłe myślenie, że przecież to wszystko jest bezsensu, że jutro może mnie już nie być sprawiało, że miałem coraz większą chęć ucieczki przed rzeczywistością. Szukałem okazji, żeby się z kimś spotkać, wypić browarka, nie myśleć.
Te dekadenckie pragnienia doprowadziły mnie w końcu do tego, że uprawiałem seks z koleżanką z klasy bez zabezpieczenia, wprawdzie krótko, bo się opamiętałem, mimo że byłem strasznie pijany. To dziwnie brzmi - "z KOLEŻANKĄ", prawda? Największa głupota mojego życia, z dziewczyną, której nawet nie lubię, a jest jedynie ładna. Obudziłem się z największym kacem moralnym mojego życia, bałem się, co by pomyśleli rodzice, dla których jestem chyba zupełnie innym człowiekiem. Zacząłem się bać hiva, dostałem hiv fobii, najpierw sponiewierałem tę dziewczynę, każąc jej iść na badania, potem sam się wybrałem. Wszystko było okej, fobia osłabła, ale dalej się tam tli w tyle głowy. Teraz się boję, że mogła zajść w ciążę, spóźniał jej się okres tydzień, a potem przestałem pytać. Ostatnio zadałem to pytanie ponownie, nie odpisała (oczywiście w swojej wielkiej odwadze nie byłem w stanie i dalej nie jestem, zrobić tego w cztery oczy).
Przez 6 ostatnich tygodni, czyli od tego wydarzenia, żyłem niemal jak warzywo, otępiały, grający na komputerze i szukający okazji, żeby się "najebać". Mój pokój obrósł kurzem, bo nie miałem siły sprzątać. I nagle doszło do mnie, że przecież tak nie można, że marnuję sobie życie. Postanowiłem się zabrać do pracy, przez cały miniony tydzień intensywnie się uczyłem. Chcę coś zmienić ze sobą i w swoim funkcjonowaniu. Nie wiem, co będzie, co by się stało jakby dziewczyna była w ciąży. Nie wiem jakby powiedział to rodzicom, jak sam bym się z tym uporał, bo mimo tego dążenia do dorosłości jestem strasznym szczylem, dzieciakiem, pragnącym uciec od odpowiedzialnej przyszłości. Ale póki co chcę naprawdę zacząć żyć chwilą, postanowiłem porzucić klubowe przygody i pocałunki z przypadkowymi dziewczynami. Niestety wczoraj to postanowienie złamałem, znów ta sama chęć, bycia lepszym od kumpli. Ale wiem, że przecież ta droga do poprawy samego siebie taka prosta nie jest, że pewnie jeszcze nieraz się potknę, choć wierzę, że coś mi się w końcu uda zmienić. Rzeczą, której tak naprawdę najbardziej się boję jest to, że zawiodę rodziców, którzy chyba widzą mnie innym niż jestem, choć ja sam do końca nie wiem który ja jest prawdziwy, ten dla kumpli, czy ten dla rodziny, czy jeszcze jakiś inny. Przez lata stworzyłem sobie świat pozorów, z którego wyrwać nie będzie mi się łatwo, mam zerową asertywność, ciężko mi odmawiać ludziom, szczególnie tym, na których mi zależy. Ale muszę spróbować
Wybaczcie, że to takie długie i pewnie mało komu będzie się chciało to przeczytać, ale to taka moja forma oczyszczenia, bo chyba od tego zmiany najlepiej zacząć.
Pozdrawiam