Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica - nasze historie

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
Beata00
Nowy Użytkownik
Posty: 6
Rejestracja: 21 kwietnia 2023, o 11:30

18 czerwca 2023, o 18:04

Emm pisze:
18 czerwca 2023, o 12:41
Witam serdecznie!!!
Żyje z moją nerwicą lękową juz 9 lat a zaczęło się od zapalenia maryśki(która była dopalaczem a o tym nie wiedziałam). Odcięło mnie wtedy totalnie, nie wiedziałam co się dzieje i pamiętam jak bardzo chciałam to opanować, żeby to minęło jak najszybciej . Po tym całym incydencie nabawiłam się właśnie nerwicy i od tamtej pory zrezygnowałam całkowicie z takich używek, ale do tej pory nie mogę sobie darować, że gdybym tego nie zrobiła to moje życie całkowicie byłoby inne, ale cóż czasu nie cofne, dlatego tez przestrzegam wszystkich co sięgają nawet po "głupie zioło" zastanówcie się dwa razy zanim zapalicie, bo możecie żałować tego do końca życia. Znam bardzo dużo ludzi którzy nabawili się stanów lękowych przez marihuanę...
Przez te 9 lat bywało różnie, miałam bardzo różne objawy somatyczne od duszności po drętwienia itp. Z czasem te objawy ustąpiły i przekształciło się to w lęk czego wcześniej nie miałam. Miewam ataki paniki, najgorzej jest w sklepie kiedy stoję w kolejce czuję sie jakbym miała za chwile zemdleć, serce bije jak szalone, jest mi słabo, czuje się dosłownie jak pijana, kreci mi się w głowie i dziwnie widzę. Chodziłam na psychoterapie która tak naprawdę to nic mi nie pomogła, dowiedziałam się tego co sama wiem. Pani psycholog namówiła mnie na udanie się do psychiatry . Zaczęłam brać leki po których tak naprawdę nie czułam poprawy a przytyłam dobre 6 kg co mnie przeraziło i przestałam je brac, mimo, że Pani doktor twierdziła, że po nich się nie tyje. Odkąd nie biorę leków ( a jest to 3 msc) , czuje, że lęki są coraz większe. A co do wagi to dalej stoi w miejscu, nie mogę nic schudnąć . Najgorszy jest tzw. lęk przed lękiem. Wchodząc do sklepu czy do jakiegoś zatłoczonego miejsca juz w drodzę sobie wkręcam, że mnie znowu złapie, mimo, że podświadomie wmawiam sobie, że najwyżej umrę trudno (chociaż wiem, że nic mi sie nie stanie, wyjde najwyżej zlana potem xd ). I tak w sumie pogodziłam się już z tym, że ona jest i juz zostanie, ale życie z tym jest bardzo ciężkie :(
Polecam Ci film na you tube: "Lęk... Po Zielonym " na kanale Gabinet Terapeutyczny - Dominik Waszek GQHP

14 lat temu też nabawiłam się nerwicy po zielonym ale okazało się że to był jakiś śmierdzący skun podlewany domestosem czy czymś - dowiedziałam się po fakcie. Faza była okropna i przerażająca i też chciałam aby jak najszybciej to się skończyło. Okropnie się wtedy czułam. Nabawiłam się strasznych lęków, nawet bałam się swojego odbicia w lustrze. Ale to wszystko minęło. Szkoda że ten Pan wtedy nie nagrał tego filmu ;D
Twiga
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 16
Rejestracja: 24 lutego 2023, o 15:09

3 listopada 2023, o 02:18

Cześć, mam na imię Kasia. Mam 36 lat a z nerwicą zmagam się już trochę ponad 4 lata. Jak wiele osób tutaj jestem DDA, surowy ojciec alkoholik i słaba psychicznie matka. Z pozoru normalny dom, w którym nie brakowało pieniędzy, za to brakowało zainteresowania emocjami dzieci. I tak wychowałam się w,, rolach,, parentyfikowanego dziecka, byłam nie widzialna, byłam obrońcą, byłam też zawsze ramieniem do wypłakania i wsparciem dla mojej mamy. Latami nie miałam pojęcia, że sama potrzebuje wsparcia i pomocy, priorytetem było pocieszanie i dbanie o mamę,, bo przecież ona miała tak ciężko,,. Z perspektywy czasu, wiem, że wychowałam się na problemach dorosłych, bo do dziś nie potrafię przypomnieć sobie czy miałam własne, wszystko bardzo szybko załatwiałam sama, bez wsparcia,, bo przecież nie mogłam,, martwić mamy sobą,, a ojca się bałam, bo jedyne co zawsze robił to obwiniał mnie i opirniczał za wszystko.
A żeby było ciekawiej dom rodzinny stworzył mi świetne podłoże do tego aby wplatać się w związek z toksycznym partnerem, konkretnie narcyzem ukrytym...
Szukałam wsparcia, pomocy i odrobiny zrozumienia ( tak to była już desperacja, byłam kompletnie sama, pracowałam na dwóch etatach, żeby utrzymać firmę i jak najmniej czasu spędzać w domu, dorabiałam na produkcji na 3 zmiany, czyli po pracy, w pracy, przed pracą w pracy, a w domu tylko pijany despota i zero pomocy ( mama pracowała za granicą i oczywiście nie miała pojęcia,, bo przecież nie wolno było jej martwić) kiedy coraz częściej słyszałam od ojca, że mnie wymelduje i wyrzuci z domu, poznałam faceta, byłam pewna, że coś wreszcie zmieni się na lepsze, że poczuję wreszcie choć trochę bezpieczeństwa i stabilizacji. Nic bardziej mylnego.
Zamieszkaliśmy razem i mieszkamy nadal, 11 lat, traktowania mnie jak problem który utrudnienia życie, awantur w moje urodziny, samotnie spędzanych świąt i karania ciszą nawet przez 3 miesiące to tylko bardzo duży skrót życia z ,, narcyzem ukrytym,,. Dla tych którzy nie wiedzą z ,, ukrytym,, jest to tym bardziej problem, że jest to człowiek, który dla otoczenia jest skromnym, miłym i dobrym człowiekiem, wkłada tysiące masek, tylko w domu pokazuje prawdziwą twarz, i bardzo dba o to żeby to się czasem nie wydało. Przy tym wszystkim zręcznie gra też rolę ofiary a Kata w oczach innych robi ze mnie. Zrobił ze mnie potwora nawet w oczach mojej rodziny o znajomych już nie wspominając, więc nawet nie zaczynam tematu,, I tak nikt mi nie uwierzy, albo usłyszę, że zasłużyłam).

Ale pomimo tego wszystkiego, a może uwaga! , dzięki temu wszystkiemu, dzięki nerwicy rozpoczęłam pracę nad sobą, dziś potrafię nazwać wszystko co mnie spotkało, ( duża ulga kiedy okazało się, że to co czuję ma nazwę, że nie zwariowałam, że nie wydaje mi się...) dostrzegam wreszcie siebie i pracuje nad tym żeby być ważną dla samej siebie, każdego dnia staram się przepracować nie łatwe emocje, ukoić ból, żal i iść na przód!

W terapii byłam tylko miesiąc, źle dobrana terapeutka, za to leki konkretnie mozarin brałam 1,5 roku.
Minęły już ponad dwa lata i bez leków i pomocy ((( jakiej kolwiek, terapia na razie nie koniecznie, z rodziną zerwałam kontakt żeby nabrać dystansu, partner z oczywistych względów nie wspiera mnie, wręcz przeciwnie wiecznie to co wypracuje rozpiernicza jak domek z kart))) codziennie staram się stanąć na nogi, uczę się wierzyć, że i w moim życiu wreszcie wyjdzie słońce, upadam i wstaje, mam masę kryzysów, jak każdy, męczą mnie bardzo bolesne somaty, mam miliony paskudnych myśli a jednak codziennie wstaje i żyje, co raz mniej nerwicą, a coraz więcej Z nerwicą. Zaczynam wreszcie wierzyć, że nerwica to tylko epizod i że po takich przejściach to zupełnie normalne że ją mam.

W dużym skrócie chcę powiedzieć, że nie ważne jak jest źle, zawsze warto walczyć o siebie i nigdy się nie poddawać, czego Wam i sobie życzę :)
Monti
Nowy Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 29 października 2023, o 08:38

6 listopada 2023, o 20:27

Witajcie,

Mam 36 lat, nerwicą lękową i lękiem uogólnionym zmagam się już od dłuższego czasu.

Pochodzę z domu DDA/DDD. Oprócz problemów alkoholowych rodziców mam także głęboko niepełnosprawnego brata.

Moje zaburzenia miały różne fazy. Pierwsze, jakie pamiętam jeszcze z okresu nastoletniego, to natrętne lęki homoseksualne. Jeszcze na studiach miałem poważne problemy ze snem i wtedy pierwszy raz wylądowałem u psychiatry. Byłem też na kilku terapiach, aktualnie również uczęszczam, choć rzadko (jest to terapia na NFZ, pani, choć miła, niewiele realnie pomaga). Biorę sertagen, a także leki na nadciśnienie (to jest mój główny objaw somatyczny).

Około 5 lat temu rozpadło się moje małżeństwo. Patrząc na to z perspektywy czasu, myślę, że nerwica miała w tym swój udział, bo lękowiec nie jest łatwym partnerem. W każdym razie wówczas moje problemy się bardzo pogłębiły. Była żona okazała się osobą bardzo toksyczną, Stosowała wobec mnie przemoc psychiczną, co bardzo negatywnie wpłynęło na moje poczucie wartości (ostatni etap związku zaowocował czymś w rodzaju PTSD). Długo zmagałem się (i nadal się zmagam) z poczuciem winy i wstydem związanym z rozpadem rodziny. Bardzo przeżywam też lęk przed opinią innych (co zapewne wynika z niskiej samooceny).

Nie mam może klasycznych ataków paniki ani też depersonalizacji, ale przez większość czasu czuję przewlekły, chroniczny stres i objawy sercowe. Na tym bazują też moje lęki o podłożu hipochondrycznym (choć rok temu miałem robione echo serca i wyszło ok, lekarz powiedział, że następnego nie ma sensu robić szybciej niż za 3-4 lata). Doświadczam też fobii społecznej (nie zawsze, ale niektóre sytuacje społeczne budzą we mnie duży stres).

Jestem osobą wierzącą, staram się znaleźć wewnętrzny pokój w medytacji (aczkolwiek na razie ze średnim skutkiem).
DepresyjnaOna
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 107
Rejestracja: 23 listopada 2023, o 13:29

7 stycznia 2024, o 22:04

Moja nerwica zaczęła się w dzieciństwie. Pochodzę z rodziny wielodzietnej, alkoholowej. Miałam trudności w szkole oraz liczne perypetie życiowe. Ciągle wdawałam się w towarzystwo, dużo imprezowałam. Dość wcześnie wyszłam za mąż za faceta o 14 lat starszego. Moich rodziców to nie obchodziło. Ciągle się kłóciliśmy, a jego Matka mnie nienawidzi. U mojej rodziny nie mam czego szukać. Tak przeszło 10 lat. Może to był rodzaj ucieczki, sama nie wiem. Ale tak wybrałam. Urodziłam dziecko.
Z epizodami depresji i nerwicy borykam się różnie. Czasem ogółem nie mam objawów dość długo, ale zdarzają się mroczne dni.
Ja dość młodo musiałam na siebie zarabiać, ciągle byłam obarczana finansowo przez męża, rodzinę. Ciągle wszystko odkładałam byle nie na siebie. Może dlatego że nigdy się dla siebie nie liczyłam. Ale podjełam walkę, i jest mi ciężko. Terapia nic praktycznie nie wnosi, a leki są słabe. Ciągle mam negatywne nastawienie. Ale i tak staram się iść do przodu, bo co mam robić.
Nie widzimy rzeczy takimi, jakie są. Widzimy je takimi, jakimi my jesteśmy.

Anais Nin
freaky man
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 23
Rejestracja: 19 lutego 2024, o 18:41

15 kwietnia 2024, o 18:56

Żyłem całkiem normalnie jak każdy inny człowiek aż tu pewnego dnia, podczas wykładu na studiach dostałem strasznych zawrotów głowy, czułem jak serce strasznie szybko mi bije i bardzo mocno, miałem uderzenia gorąca a w głowie myśli, że mam zawał bądź za chwilę umrę. Jednak zdecydowałem, że nikomu nie powiem, przecież jak stracę przytomność to wezwą pogotowie. Napiłem się wody, po około 15 minutach przeszło, jednak do końca dnia towarzyszyło mi dziwne uczucie niepokoju i roztrzęsienia. Na następny dzień również czułem się inaczej, dziwnie tak nie swojo wszystko było jakby inne... Nie wiedziałem co mi jest, nie wiedziałem nawet jak opisać ten stan i te dziwne odczucia a co za tym idzie nie potrafiłbym nikomu tego wytłumaczyć. Postanowiłem że zachowam to dla siebie. Zacząłem szukać na internecie co może mi być, znalazłem wszystko i nic. Towarzyszyła mi ogromna niepewność. Z dnia na dzień było coraz gorzej, przed wyjściem z domu zaczynałem dostawać mdłości. Mdlałem na wykładach. Zdarzało się tak, że przed wejściem dostawałem takich mdłości, zawrotów głowy duszności i lęku że musiałem wrócić do domu, tam jakoś się uspokajało. Musiałem jakoś funkcjonować, ale nie wiedziałem co mam robić. Głupio mi było, by komuś o tym powiedzieć. Sam nie wiedziałem co się dzieje... Zacząłem biegać po pół godziny dziennie, żeby zredukować stres. Jakoś żyłem z tymi dziwnymi objawami i odczuciami przez dwa tygodnie. Po czym znalazłem się na SORze z podejrzeniem zawału. Zdrętwiała mi lewa ręka, nie mogłem nią ruszać, do tego zawroty głowy, duszności, kłucie serca, mega wysoki puls i dezorientacja oraz ogromny lęk. Nie wiedziałem co się dzieje. Zrobili mi jakieś badania po czym przychodzi lekarz: "nic panu nie jest, nie ma pan zawału. To był atak paniki. Sugeruję, żeby zgłosił się pan do specjalisty. " Byłem na maksa zdezorientowany. Podczas gdy moi rówieśnicy imprezowali i cieszyli się życiem, ja miałem udawany zawał, dziwne jazdy na bani i zasugerowano mi, żebym udał się do psychiatry... Przerażało mnie to. Z drugiej strony byłem na ostatnim roku, musiałem jakoś skończyć te studia. Poszedłem najpierw do psychologa. Ale powiedziano mi że efekt psychoterapii powinien być zauważalny po 4-6 miesiącach terapii, zgodziłem się. Jednak po paru sesjach zrezygnowałem, to nie miało najmniejszego sensu, czułem się jeszcze gorzej. Potrzebowałem szybkiego powrotu do normalności. Poszedłem do psychiatry. Diagnoza: zaburzenia lękowe i depresyjne + ocd + fobia społeczna. Czułem się okropnie. Lekarz przepisał tabletki i do zobaczenia za pare miesięcy. Zacząłem je brać, po paru dniach stosowania dostałem strasznej wysypki i inne dziwne objawy. Zadzwoniłem do lekarza, stwierdził żeby zmienić lek. Ok, drugie podejście inny lek może będzie dobrze. Niestety też nie trafiony, znów wylądowałem na sorze, (gorączka, poty, nudności, zaburzenia rytmu serca). Lekarze kazali mi już tego nie brać. Skontaktowałem się więcej po raz kolejny z psychiatrą, dał jeszcze inny lek. Na początku czułem jeszcze większy niepokój i drażliwość, agresję. Doktor powiedział że na początku to normalne i samo minie. Po paru tygodniach zauważyłem poprawę. Ataki paniki nadal występowały ale nie tak często. Mogłem w miarę normalnie funkcjonować i to mi wystarczało. Zauważyłem że za każdym razem jak wychodzę z domu mam mega wysoki puls, lekarz kazał zwiększyć dawkę. Czy było jak dawniej? -Nie; Czy byłem szczęśliwy? - Nie do końca; Czy mogłem w miarę normalnie funkcjonować? -Tak; Czy nadal miałem jakieś dziwne objawy? -Tak Podczas brania leków nie chodziłem na żadną terapię. Nie ważne że nie czułem się jak dawniej, ważne że mogłem funkcjonować. Po dłuższym czasie jednak zacząłem dostrzegać skutki uboczne; zanik emocji jakby, ogólna obojętność, miałem wszystko gdzieś. Po zwiększeniu dawki dostałem derealizacji, ale szybko minęła. Zacząłem przybierać na wadze i mieć problemy z układem pokarmowym, ale nie przeszkadzało mi to. Ukończyłem studia, pojechałem na wakacje i to było dziwne, bo nie czułem tego, zamiast się relaksować czułem niepokój nie potrafiłem się zrelaksować, cieszyć się jak inni, jakikolwiek wyjazd był raczej wyzwaniem a nie przyjemnością. Gdy tylko omawiałem to z lekarzem, że nie jest jeszcze tak jak chciałbym żeby było zwiększał mi dawkę leku, stwierdził że nie będzie mi zmieniał leku bo nie wiadomo czy nie zareaguje na nie tak jak na poprzednie i że jak ten toleruję to lepiej przy nim zostańmy i nie kombinujmy. Wraz ze zwiększaniem dawki miałem więcej objawów ubocznych. Przyzwyczaiłem się do tego, że chyba nie będzie całkiem dobrze, chciałem już zejść z leków. I wreszcie po pewnym czasie na ssri lekarz stwierdził że odstawiamy, bo brałem wystarczająco długo. Schodziłem powoli z dawki, wszystko zgodnie z zaleceniami lekarza. To był ciężki czas, żeby nie powiedzieć że okropny. Przez pierwszy tydzień ledwo funkcjonowałem, byłem ledwo żywy. Miałem wrażenie jakbym miał grypę (a było lato) było mi zimno miałem lekko podniesioną temperaturę ciała, wszystko mnie bolało, byłem mega zmęczony, zwykłe wejście po schodach powodowało zadyszkę, problemy z pamięcią, zawroty głowy nie miałem na nic siły, chęci. Skontaktowałem się z lekarzem, powiedział że to to jakiś zespół odstawienny czy coś takiego i że u niektórych może wystąpić i dawać różne objawy a u niektórych osób w ogóle się nie pojawi. Jakoś przeżyłem, po lekko ponad tygodniu objawy minęły. Nie czułem się dobrze, dostałem depersonalizacji miałem jakby zaburzenia mowy, lęki wróciły i czułem się jeszcze gorzej niż na początku przygody z nerwicą. Pojechałem do doktora, stwierdził że mam nawrót i zaproponował jakieś leki, które miałbym brać bezterminowo (jak dobrze pamiętam to chyba lit ) Podziękowałem. Zrobiłem sobie badania (głowy, serca, krwi, wątroby itp.) wyszły dobrze, a ja czułem się okropnie. Zacząłem codziennie ćwiczyć. Zacząłem szukać terapeuty, co nie było łatwe, bo zawsze było coś nie tak, aż za 5 razem trafiłem na naprawdę kompetentną terapeutkę, w nurcie cbt, szkoda, że tak późno dowiedziałem się o tym nurcie terapii, bo wtedy niebrałbym leków i na początku łatwiej byłoby z tego wszystkiego wyjść. Chciałbym żyć normalnie. Czy kiedykolwiek jeszcze będę szczęśliwy? Czy będę normalny? Tak, to jest możliwe, ale wymaga ciężkiej pracy nad sobą i przede wszystkim cierpliwości. Dużo czytałem na temat alternatywnych metod leczenia, ale w Polsce nie ma jeszcze takich możliwości jak chociażby w USA. Nie jest łatwo, jest czas że czuję się dobrze, jest czas że czuję się źle i to bardzo. Na lekach też tak było, tylko więcej było tego czasu, że dobrze. I co do leków to, jak bierzesz jest lepiej, jest dobrze ale będzie trzeba je odstawić i co wtedy? Mi było ciężko.
Nie efekty terapii trzeba poczekać, szczególnie jak ktoś już się tak w to wszystko powkręcał. Zobaczymy jak to będzie. Zacząłem brać naturalne suplementy diety. Do leków nie chcę wracać, choć miałem takie kryzysowe momenty, gdzie myślałem o powrocie, ale wtedy przypominałem sobie jak ciężko było po odstawieniu i ten pomysł wyszedł mi z głowy. To wsm tak jak osoba uzależniona, też ma ciężką drogę żeby wyjść z nałogu, ale jest to możliwe. Wszystko jest możliwe. Oczywiście ja uzależniony nie jestem i nie byłem, nie brałem nigdy substancji psychoaktywnych ani nic z tych rzeczy. Po prostu skumulowany stres, emocje, przeżycia z dzieciństwa... Trochę się rozpisałem sorki, ale chciałem wszystko co najważniejsze tutaj umieścić. Taka oto moja historia... Nie chciałem wchodzić w szczegóły, rozpisywać się o objawach i myślach, lękach, jazdach na bani bo wyszłoby na to że napisałbym książkę. To tak najkrócej jak się dało ;P
Jeśli walczysz właśnie ze swoimi demonami, mocno trzymam za ciebie kciuki, życzę determinacji, wytrwałości. Wierzę w Ciebie, wierzę, że z tego wyjdziemy. Powodzenia, pozdrawiam i pamiętaj, nigdy, ale to nigdy się nie poddawaj, bo możesz naprawdę wiele! 👊
ODPOWIEDZ