8 kwietnia 2021, o 22:13
Witam wszystkich. Wyżalę się, mam już dość stanu w jakim jestem jak pewnue większość.
Początkiem stycznia przez kilka nocy jak kładłam się do łóżka miałam takie kilkusekundowe "zmrowienie rąk" - stwierdziłam, że może od kręgoslupa, bo pierwszy raz było jak leżałam i córka położyła mi się na brzuchu.
Pewnej nocy ok. połowy stycznia dziwnie się poczulam, jakieś dziwne uczucie rozchodziło się po plecach i wybudzało w nocy. Rano wstałam, zawiozłam dzieci do przedszkola, w pracy nadal moje plecy ogarniało dziwne uczucie, trochę mie martwiło, dzwoniłam do męża, żeby tego dnia wrócił do domu. Odebrałam dzieci z przedszkola i po jakimś czasie położylam się do lóżka, żeby odpocząć, ale ciągle czułam niepokój. Rozmawiajac z mężem przez telefon nagle poczułam ucisk w klatce i w głowie, "ścięło mi ręce", wystraszyłam się tego, po chwili powtórzyło się, ale z mniejszą siłą. Położylam dzieci spać, maż wrócił po 22. Nadal czułam się dziwnie, myślałam nawet żeby jechać na SOR, ale nie chciałam siać paniki i zostawiać dzieci z dziadkami. Przy mężu wreszcie zasnęłam. Na drugi dzień martwiłam się, ale nie miałam dziwnego uczucia ba plecach. Było trochę śmiechu, bo poszliśmy na kulig. Wieczorem pojechaliśmy do teściów, opowiedziałam im o tym. Bałam sie czy to nie jakiś zawał czy udar, wiec w poniedziałek zrobiłam badania krwi - wszystko w miarę ok. Jeszcze chyba w niedzielę coś stało mi się ze wzrokiem, tak jakby wszystko lekko się ruszało - do dzisiaj pogorszyło się. W niedzielę lub poniedziałek zaczęło mnie boleć między karkiem, a barkiem i to bardzo, wiec w srodę wylądowałam u fizjoterapeuty. Na wzrok nic nie poradził. W piątek lekarz rodzinny popatrzył na badania i wszystko ok, dał skierowanie na rtg odcinka szyjnego i piersiowego, już wtedy wspomniałam mu, ze od 6 lat mam pisk w uchu i nasilił się w tych dniach. Dał jeszcze Mydocalm i coś przeciwzapalnego. - zażywałam tylko Mydocalm przez tydzień, bo nie lubię leków. Fizjoterapeuta też odradził.
Z tym piskiem w sobotę pojechałam na SOR, mówię ochroniarzowi, że miałam tydzieñ wcześniej dziwny ucisj w klatce itp. I źle się czu£am, piszczy mi w uchu i mam problemu ze wzrokiem. Na co odpowiedział, laryngologa nie ma, bedzie jutro. Pojechałam na opiekę całodobową, lekarz nic nie pomógł. Gorzej spałam. To, co rozmasował fizjoterapeuta zaczęlo znowu boleć. Zaczęłam szukać w Google - niestety.
Straciłam apetyt.
W poniedziałek znajomi załatwili mi wizytę u neurologa (okazało się po tygodniach, że kiepskiego). Jadąc do niego zaczęło mi uciskać głowę po bokach. Czekając przed gabinetem.podskoczył mi dwa razy puls, raz do 132, prawie zemdlałam. Pielęgniarka zbadała ciśnienie było 90kilka na 60 kilka a puls chyba ok. 90. Okrzyczała mnie, że zamało piłam. Neurolog zbadał chyba tylko wodzenie za "długopisem", dał jakiś molekin na piski i sen oraz skierowanie na MRI głowy. Wspomniałam mu, że w listopadzie przeszłam Covida, ale bez wielkiego kaszlu. Utraciłam na tydzień węch i smak i było dużo stresu, bo moja siostra, która stresuje mnie od lat, trochę przesadziła z czymś. Do niej dołaczyła się jak zwyklemoja mama. Pierwszy raz podczas covid miałam dziwny ucisk głowy - coś podobnego do tego w styczniu, ale dużo słabsze.
Wróciłam przespałam noc - ok. 4h - to i tak dobrze. Od tego czasu ciągły stres i spięcie, sen po pare minut na dobę, czasem 2, najwyżej 4h. Kolejny dzień USG tętnic szyjnych, wszystko ok. lekarz mówił, że pewnie po covidzie. Zaczęło mi jakoś dziwnie mruczeć i buczeć w uszach. Mialam wyostrzony słuch, głowa boli od tego czasu dzieñ w dzień tylko ból zmienia się.
Kolejny razu fizjoterapeuty, rozmasował - po paru dniach znowu ból, w sumie bałam się iść drugi raz. Znowu lekarz rodzinny, widząc rtg powiedział, że można iść do fizjoterapeuty i po co do niego przychodzę jak nie chcę brać leków. Powiedział, żeby zrobić MRI głowy i czekać, bo może być błahostka, a może coś poważnego, że może tylko nerwica, to zapytałam, co z tymi oczami (nawet w nocy po zamknięciu czułam jalby wzrok nył taki aktywny), powiedział, że nie wie - czekać na wynik MRI. Wspomniałam mu, zenerwy już na pewno poszly w ruch - oczywiścienie wiedziałam, że tak to może wygladać. Ten lekarz znany jest z wmawiania nerwicy, a ludzie wykańcza borelioza, choć wynik, który mu pokazywali wskazywał na chorobę. Denerwowałam sie bardzo, zauważyłam problemy z koncentracją i pamięcią, takie odgrodzenie od przeszłości. Byłam przerażona do tego karuzela 24h, brak apetytu, snu, relaksu, pisk i szumy uszne, drgania i szarpania na nogach, słyszalne tętno w uszach, strzelanie karku.
MRI stres ogromny, raki, SM itp. Pielęgniarka wysłuchała mnie, mówiła, że miała takie objawy po covidzie tylko nie 24h i, że parę miesiecy mnie pomęczy.
Noc po MRI dramat - spałam chyb tylko chwilę. Czytałam o guzach mózgu, szukałam jak leczyć itp. Uciski karku, gardła, walące serce. Rano karuzela przed oczami nasilona, okropne uciski głowy. Pojechałam z mężem na SOR, wpuścili mnie, powiedziałam co mi sie przytrafił i że miałam w nocy uciski w klatce itp., źle się czuję i miałam MRI i mam płytę. Lekarz poszedł do innego i z racji, że byłam w trakcie diagnozy, to wysłał mnie na opiekę całodobową i tam mieli postanowić co ze mną. Tam znowu opowiedziałam historię, EKG niby nic nie wykazało, ale lekarka mówiła, że dobrze byłoby iść do kardiologa. Dała trittico na sen, przeczytałamcskutki uboczne i że to antydepresant i nie wzięłam. Po powrocie czułam się trochę lepiej. Dzień później poszłam z płytą z MRI do neurologa, ale bez opisu nie przyjął mnie, dopiero po tygodniu, ale miałam wynik, że wszystko ok. O wynik upomniałam sie w czwartek, a powiedzieli, że już w poniedziałek wysłali, ale nic nie doszło, dopiero rozmowy nagle wysłalini dotarło - przez nich kilka dni niepotrzebnego stresu.
Odcięło mnie od emocji, skupiłam się tylko na moim stanie. Mąż wziął wolne. Prawie nic nie robiłam tylko leżałam z bólami i czytałam. Nie robiłam nic, co sprawiało mi przyjemność.
Przez ten czas spałam lub nie fatalnie, jadłam na siłę, miałam bóle karku, kręgosłupa, barków, piski, ruszający obraz i pewnie wiele innych. czytałam o boreliozach, SM, rakach. Ledwo żyłam, myłam się z bólem i ledwo chodziłam do pracy. Było mi ciągle zimno. Po miesącu dostałam strasznego zapalenia pecherza, leciała krew i bolało. Lekarz rodzimny dał Cipropol, przeczytałam ulotkę, bałam się, ale zażyłam w sumie dwa razy, potem inna lekarka dała jakaś Furaginę. Przez ponad miesiąc sikałam co chwilę, nie wiedzac już od czego, bo ok. 11 lutego zaczęłam brać Concor Cor - kardiolog mówil, że mam lekką arytmię, a od ok. 25 lutego Arketis i Mirtor. Kardiolog objawy zrzucił na covida. Concor Cor rzuciłam sama po miesiącu, teraz sikam jak dawniej. Doradził też magnez, potas, lipiformę, benfogamma, iskial, wit. D i K. Dwa tygodniu temu przestałam je brać, bo przez miesiąc miałam biegunki dzień w dzień. Teraz jest ok. pojedynczo włączam suplementy.
Zanim trafiłam do psychiatry odwiedziłam 3razy dwóch neurologów, jeden fatalny, drugi - pani doktor miła, przebadałam od palców u nóg po głowę - wykluczyła SM, czym straszył mnie rodzinny, pasożyty i grzybicę na podstawie morfologii. Kardiolog - lekka arytmia (jeżeli) i niedomykalność zastawki mitralnej. USG jamy brzusznej, piersi, narządów rodnych, tetnic szyjnych, tarczycy i kręgowych, ortopeda, endokrynolog, MRI glowy z kontrastem, MRI i RTG odcinka szyjnego, RTG piersiowego. Laryngolog, niby ubytek słuchu w lewym uchu chyba 50dB, w tym uchu pisk od 6 lat, ale lekarz nie potwierdził, że od tego. 2 badania błędnika, za pierwszym razem coś wyszło nie tak w lewym uchu, ale drugie wykluczyło. Obydwa badania biorąc Arketis i Mirtor.
W zasadzie wszystko prywatnie
Żaden lekarz nie wspomniał, żeby łykać cos uspokajajacego, że to nerwy. Wykańczałam się. Chodziłam jak zombie.
Do psychiatry trafiłam chyba 24 lutego, choć najpierw wydzwaniałam do psychologów, ale terminy za kilka miesięcy. Biore Mirtor i Arketis, było bardzo, bardzo... źle. Jest trochę lepiej. Odkad biorę leki, to nasilił się pisk - słyszę go ciągle i bardzo przeszkadza. Doszło dzwonienie w uszach - psychiatrze mówiłam po ok. 8 dniach, ale leku nie zmieniła. Inna lekarka dała Sertagen i mówiła, że po Arketisie mogą być szumy, bo to skutek uboczny. Jednak zostałam przy Arketisie. Nie wiem czy dobrze czy źle. Przez kilka tygodni tak mi napinało kark, że ledwo żyłam, boli do dzisiaj dzień w dzień. Chodziłam do fizjoterapeuty, trochę jest lepiej. Czy dzieki fizjo i lekom bolało i przez co sie zmniejszyło to nie wiem, ogólnie boli kręgosłup, plecy i nogi. Wczoraj psychiatra dała mi jeszcze pregabalinę. Nic nie wspomniała, że dzwonienie jest po paroksetynie, tylko, że leki serotoninowe to powodują.
Byłam radosną pełną życia, energiczną osobą.
Teraz jestem wystraszona, w ciągłym napięciu.
Ktoś miał podobne objawy?