
Nerwice lekową zdiagnozowano u mnie po przejsciu Covida i pierwszych atakach paniki. Uwazałem ze umrę, przez wiele tygodni wyszukiwałem sobie kolejnych chorób. Nie mogłem spać i jeść. Dodatkowo po miesiącu używania tabletek nasennych (benzo) uzależniłem sie od nich i odstawiając- lęki sie nasiliły, ostatecznie skończyłem na stacjonarnym leczeniu bo już sobie sam nie radziłem. Dostałem leki z grupy SSRI, wszytsko wróciło do normy z czasem objawy odeszły.
Po około połtora roku odstawiłem leki, po półtorej miesiąca i objawy nerwicy wróciły. Tym razem chorobą której się obawiam jest alkoholizm. Zawsze dużo sie bawiłem, często alkohol był dostępny, tu gdzie mieszkam na wybrzeżu Kolumbii pije sie praktycznie codziennie przy kolacji. Jednak nie lubię się upijać, nigdy nie miałem jakiegoś ciągu alkoholowego, nie piję aby zapomnieć o złych emocjach, nie piję sam, w pracy itp Nie ma problemu aby skończyć po jednym czy 2ch piwach.
Jednak za kazdym razem gdy pojawiała się chęć sięgnięcia po piwo np przy kolacji zarzucam się obawami że to głody alkoholowe, chcę przestać o tym myśleć więc w konsekwencji myślę jeszcze więcej, nakręcam się, potem nie mogę spać, czytam o tym na forach o wszytskich tragediach zyciowych alkoholików i ich rodzin, dołuję się że głody alkoholowe i natłok myśli będzie mi towarzyszył do końca życia i jeszcze bardziej się nakręcam. Im bardziej się nakręcę tym częsciej o tym myślę, im częściej o tym mysle tym bardziej się nakręcam i się boję.
Czuję jakbym miał konflikt wewnętrzny, czy to alkoholizm z aktywnym mechanizmem iluzji i zaprzeczeń czy też nerwica z całą gamą swoich manipulacji emocjonalnych. A może jedno i 2gie?
Stwierdziłem, że w takim razie przestanę pić, ale to nic nie pomogło, ciąglę kazdą myśl traktowałem jak głód alkoholowy, analizując i następnie zadręczając się. Do tego dochodzi poczucie że się ograniczam, że przez jakąś nerwice zabieram sobie miłe momenty w życiu, ze wszyscy w koło żyją normalnie i się nie przejmują. W większości sytuacji gdy pojawiają się myśli wcale nie mam nawet ochoty się napić tak jakby pojawiały się tylko dlatego że nie chce ich mieć i się ich boję. Im więszy stawam opór, im bardziej wypieram tym silniej wracają.
Postanowiłem więc znaleźć złoty środek i trzymać się wytycznych WHO odnośnie ryzykownego picia. Już 8 miesięcy trzymam się tych wytycznych. Ale to też nie pomaga. Za kazdym razem gdy pojawia się myśl o alkoholu, traktuje to jako głód i bardzo mnie to przeraża i zaczynam się nakręcać.
Ostatnio czytam duzo o nerwicy lękowej, o emocjach o myślach, staram się stosować narzędzia terapii poznawczej i widzę znaczną poprawę.
Chciałbym spytać was o zdanie co o tym myślicie? Czy ktoś z was miał podobnie?