Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nerwica, depresja, czy jedno i drugie?

Dział poświęcony depresji, dystymii, stanom depresyjnym.
Zamieszczamy własne przeżycia, objawy depresji i podobnych jej zaburzeń.
Próbujemy razem stawić temu czoła.
ODPOWIEDZ
justi2212
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 502
Rejestracja: 3 grudnia 2015, o 19:44

7 grudnia 2015, o 13:23

Witam wszystkich :) Cieszę się, że trafiłam w końcu na konkretne forum w internecie, więc liczę na pomoc jak i konstruktywną krytykę mojego zachowania :D
Postaram się w skrócie przedstawić mój problem. Otóż borykam się chyba z nerwicą, która objawia się problemami od strony układu pokarmowego. Wiadomo, miewałam w życiu różne stresujące sytuacje, bo to raczej nieuniknione, często wtedy odczuwałam dyskomfort związany z żołądkiem, ale było to raczej do przeżycia, nigdy przez to niczego nie zawaliłam, więc się tym nie przejmowałam. Większy problem rozpoczął się, gdy w pojedyńczych sytuacjach miewałam ataki, podczas których robiło mi się tak niedobrze, że myślałam, że zwymiotuje i po prostu ucieknę z tego miejsca. Źle wspominam randkę z takim jednym, na której właśnie tak się czułam i chyba sobie wkręciłam ten objaw, bo jak zaczęłam się spotykać z moim obecnym chłopakiem to jednak nie był mój najpiękniejszy okres w życiu :D Najgorszy był ten długo utrzymujący się stan ciągłego braku apetytu... Ostatecznie zaczęłam brać leki od psychiatry, po połówce Mozarinu jakoś maj-lipiec, w sumie nie przejęłam się tym, stwierdziłam, że mi to pomoże i faktycznie tak było. W lipcu zaczęłam się gorzej czuć, znowu przestałam jeść, ale jakoś przetrwałam ten okres, odrzuciłam leki i zadziałało jak placebo, od razu mi się polepszyło i przez 1,5 tygodnia czułam się ekstra. Później znowu gorzej, ale ostatecznie koniec sierpnia, wrzesień, połowa października był raczej w porządku. Problem znowu się zaczął, jak razem z moim chłopakiem pojechaliśmy do jego rodziny, w momencie jak przekroczyłam próg tego domu zrobiło mi się tak niedobrze, myślałam, że się rozpłaczę i stamtąd wyjdę (chłopak wiedział, że się stresuję, ale stwierdził, że jak już wejdę to mi przejdzie), niestety tak się nie stało, przemęczyłam się strasznie, oczywiście nic nie zjadłam i było mi z tego powodu mega głupio... Generalnie załamała mnie ta sytuacja. Obroniłam pracę magisterską jakiś miesiąc temu i od tego czasu siedzę w domu i oczywiście zaczęłam za dużo myśleć i wkręcać sobie, że za każdym razem będzie tak samo, jak ja będę funkcjonowała w społeczeństwie, jak będę się z ludźmi spotykać itd. itp. No i tak sobie myślałam i myślałam, analizowałam, że się doprowadziłam do kolejnego ataku i to w domu, kiedy sobie z chłopakiem leżałam i miło spędzałam z nim wieczór... kolejnego dnia było okropnie, mdłości, brak apetytu, koszmar, zaczęłam znowu zażywać Mozarin, ale to chyba nie był najlepszy pomysł, bo przez tydzień czułam się jeszcze gorzej, wciskałam w siebie jedzenie, nigdzie nie wychodziłam, koszmar... jakoś po tygodniu zaczęłam coś jeść przez co poprawiło mi się samopoczucie, poszłam skonsultować mój stan do psychiatry, a ona kazała mi go dalej zażywać. Niestety zaczęłam się zastanawiać nad leczeniem farmakologicznym, że zawsze juz tak będzie i wprowadziłam się w stany depresyjne. No i tak od 4 tygodni się z tym męczę i się leczę, po 3 tygodniach odrzuciłam (przy konsultacji z psychiatrą) Mozarin bo wprowadził mnie w doła, albo sama siebie wprowadziłam. Od tygodnia zażywam Pramolan, słabszy lek, który działa bardziej przeciwlękowo niż antydepresyjnie, a sama psychiatra uznała, że moje stany depresyjne wynikają z nerwicy. Od tygodnia jest lepiej jeśli chodzi o jedzenie, bo znowu mam apetyt jak dawniej, ale dalej słabo śpię ( a byłam śpiochem), no i ten stan psychiczny który mnie martwi :( myślałam, że jak ,,usunę" mój główny problem i zacznę normalnie jeść i funkcjonować to złe samopoczucie psychiczne minie, a nic takiego się nie stało. Teraz to już wolałabym nie jeść, ale cieszyć się życiem. Co dzień jest tak samo, budzę się rano i czuję taki bliżej nieokreślony niepokój, dół, pogoda za oknem mnie przygnębia, tak dziwnie jest, niby dobrze się czuję, ale jednak coś jest nie tak. Za dużo się o depresji naczytałam, oczywiście nawkręcałam sobie choroby psychiczne i najgorsze jest to że cały czas myślę o tym jak się beznadziejnie czuję, mam wrażenie, że udawając, że się śmieję, oszukuję wszystkich moich bliskich, nie wiem tak naprawdę jak się zachowywać. Oczywiście myśli, że nigdy mi to nie przejdzie, trafie do psychiatryka, albo się sama wykończę cały czas mi towarzyszą :P
Przeglądałam wpisy na tym forum i artykuły i trochę mnie pocieszyły, ale jednak dalej jakoś nie mogę pozbierać myśli i przestać się tym przejmować. Nie pomaga mi siedzenie w domu, a szukanie pracy też jakoś mnie nie zachęca, bo pojawia się myśl: po co szukać, jak tak się czuję :P Mimo wszystko staram się robić cokolwiek, żeby się już całkiem nie pogrążyć w tym stanie, ale z trudnością mi to przychodzi.... No i tak się zastanawiam, czy jak faktycznie mogłam się wypalić przez te dolegliwości somatyczne i wprowadziłam się w depresję? No bo jak tak czytam to ludzie mają cięższe nerwice związane z wychodzeniem gdziekolowiek bo boja się zawału itd, a ja czegoś takiego nie mam :P
Awatar użytkownika
Thori
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 226
Rejestracja: 23 stycznia 2015, o 13:24

7 grudnia 2015, o 13:55

A co ty tak się przejmujesz tym czy jesz czy nie jesz. Czasami człowiek nie ma apetytu, czasami ma go za dużo. Można wcinać raz mniej, raz więcej. Jak będziesz skupiać się na tym, będzie gorzej. Ja jem jak mi się przypomni, że mam zjeść (no dajmy na to zaczyna mi się kręcić w głowie z głodu), albo mam dni, że wcinam i wcinam i wciąż mi mało. I dlaczego mam z tego robić problem? Bo ktoś kiedyś powiedział, że trzeba zjeść 3 posiłki dziennie? Bez jaj.
Wychodzę z założenia, że jak się wsłuchasz w organizm, to on sam ci podpowie czego chce. Czy odpocząć - spanie, czy jedzenie.
Sama piszesz, że oszukujesz bliskich, udając, że się śmiejesz.
Zacznij być sobą. Zacznij czuć to co ty czujesz, a nie to, co ktoś powiedział, że jest dobre.
Jak tak ostatnio czytam posty na forum i fejsie, to dochodzę do wniosku, że podstawowym problemem jest ukrywanie samego siebie, życie pod kontrolą, pod oceną innych. Nie tędy droga. Można zakładać maski, ale na dłuższą metę będzie to uciążliwe, niewygodne i będzie powodowało nerwicę. Bo czujesz coś innego, a robisz coś innego. Nerwica to konflikt emocji. A przy takim udawaniu te emocje wciąż są w konflikcie.
Piszesz, że nie pracujesz, więc nie musisz pędzić do pracy na określoną godzinę - masz więc czas by spokojnie wsłuchać się w siebie, swoje ciało i zająć sobą. Masz teraz wolny czas. Zadaj sobie pytanie co daje ci radość, co lubisz robić i zacznij to robić. Tak po prostu.
justi2212
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 502
Rejestracja: 3 grudnia 2015, o 19:44

9 grudnia 2015, o 13:41

Jeśli chodzi o to udawanie, to miałam na myśli podejście do stanu depresyjnego, bo chyba lepiej jest się mimo wszystko uśmiechać na siłę i normalnie z wszystkimi rozmawiać, niż w kółko im narzekać jaka jestem biedna i panikować, że mam depresję i nigdy z tego nie wyjdę... W sumie łatwo sobie to mówię, a w praktyce trudniej mi to jednak zrealizować ;p
Cały czas się zastanawiam, czy faktycznie jakakolwiek niereaktywność na mój stan jest mi w stanie pomóc? wiem, że nie powinnam oczekiwać zmiany od razu, ale ja jednak zawsze byłam niecierpliwą osobą, więc trudniej jest mi to zrozumieć i pozytywnie do tego podejść... Za dużo cały czas myślę, nie mogę się na niczym skupić, boję się depresji, choć zdaję sobie sprawę, że można z tego wyjść, ale może ja nie jestem na tyle silna, konsekwentna, cały czas takie myśli mnie zbijają z tropu.... Już nie wiem, czy to wynik nerwicy, czy po prostu mam taką skłonność...
bart26
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 2216
Rejestracja: 25 lutego 2015, o 13:00

9 grudnia 2015, o 14:08

Alez przeciez o to chodzi ze wpadajac w zaburzenie czy to nerwicowe czy depresyjne czlowiek sam sie w nie pakuje . I zycie dotychczasowe wymaga poprawy jakosci bytu w samej sobie . Nierealtywnosc to nie znaczy nic nie robienie . To wrecz przeciwnie oznacza dzialanie z uporem walke o nowe nawyki . To trz3bq inaczej zrozumiec troszke . Masz takie myslenie bo takie myslenie ukrztaltowqlas z przeszlosci . Trzeba to zmienic stac sie wojownikiem a nie wiezniem
DOPOKI NIE PODEJMIESZ WYSILKU , TWOJ DZIEN DZISIEJSZY BEDZIE TAKI SAM , JAK DZIEN WCZORAJSZY
Awatar użytkownika
Thori
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 226
Rejestracja: 23 stycznia 2015, o 13:24

9 grudnia 2015, o 15:50

Nie zakładam masek. Jeśli jestem wesoła, to jestem. Jeśli czuję się gorzej, to nie ukrywam tego, że czuję się gorzej.
Oczywiście nie chodzi o to, żeby biegać i żalić się wszystkim wokoło, że jest źle, ale o to, żeby zaakceptować swój stan, przyjąć go jako coś naturalnego i jeśli wiemy, że pogrążamy się w tym złym, to starać się z niego wyjść, jeśli trwa zbyt długo.
Zmiany nie przychodzą szybko, trzeba uzbroić się w cierpliwość.
Z tego co piszesz, skupiasz się na tym udawaniu, odrzucając swoje prawo do złego stanu i do próby wyjścia z niego. Przynajmniej ja to tak odbieram.
Zacznij robić małe kroczki, powoli, na spokojnie, bez pośpiechu i spinania się.
justi2212
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 502
Rejestracja: 3 grudnia 2015, o 19:44

9 grudnia 2015, o 16:09

Staram się, mimo poczucia beznadziei każdego dnia, normalnie funkcjonować, ćwiczę, spotykam się z ludźmi, z chłopakiem, rozmawiamy o miłych rzeczach. Mam nadzieję, że małymi kroczkami zacznę w końcu odczuwać radość z życia, bo zdaję sobie sprawę z tego, że przeżywam teraz kryzys i muszę sobie z nim poradzić sama :) W każdym razie, dziękuję za odpowiedzi :)
ODPOWIEDZ