Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Nawet nie wiem co napisać...

Być może masz jakąś kwestię do poruszenia związaną z nerwicą i lękiem?
A nie wiesz w który powyższy dział dodać temat, bo choćby pasuje to do każdej nerwicy?
Zrób to w takim razie tutaj.
Dział ten zawiera różne tematy, sprawy, wydarzenia w życiu związane z nerwicą i lękiem.
ODPOWIEDZ
Empeha
Nowy Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 19 lipca 2023, o 19:21

19 lipca 2023, o 19:23

Cześć,

Nawet nie wiem czy umieszczam tę wiadomość w odpowiednim dziale, ale chyba akt desperacji i generalna chęć podzielenia się moim życiorysem pchnęła mnie do założenia tego tematu.

Mam trzydzieści lat i nawet nie wiem z jakimi zaburzeniami się borykam. Jedyne co czuję to lęk, nieustające napięcie, strach przez innymi ludźmi, lęk przed bliskością, apatię, smutek, samotność i chyba paranoidalny strach przed oceną. Dodam do tego niskie poczucie własnej wartości oraz poczucie bycia gorszym od innych dookoła. Obecnie jestem w nowej pracy i wszystkie te elementy nie pozwalają mi funkcjonować. Czuję się jak zamknięty w klatce i są momenty, gdy nie mogę złapać oddechu i muszę chować się do toalety, by ukryć objawy.

Generalnie pewnie jak wielu tutaj pochodzę z rodziny alkoholowej. Sięgając pamięcią wstecz alkohol zawsze był w domu. Pił ojciec, piła matka, a potem pił brat. Wszyscy robili większe lub mniejsze afery, każdego trzeba było prowadzić do łóżka czy o każdego "troszczyć się" na swój sposób. Rodzice byli wspólnymi kompanami do picia, co w dużym stopniu zaowocowało szeregiem zadłużenia (multum pożyczek, groźba komornika). Gdy pojawiały się tego typu problemu wybuchały między nimi horrendalne kłótnie, gdzie do gry wchodziły noże, widelce i siekiery. Niejednokrotnie musiałem ich rozdzielać i często sam prawie dostawałem rykoszetem (kiedyś matka w amoku alkoholowym pomyliła mnie z ojcem i chciała mnie uderzyć siekierą, ale straciła rezon w pewnym momencie). Rodzice na przemian próbowali zdobywać moją przychylność i buntowali mnie przeciwko sobie. Podczas kłótni co rusz słuchałem, że nie powinienem trzymać jej/jego strony. W międzyczasie ojciec trafiał do szpitala z powodu problemów z trzustką, wątrobą i innymi organami podatnymi na nadużywanie alkoholu. W tym samym okresie matka potrafiła znikać z domu uprzednio dając mi do zrozumienia, że idzie się zabić. Po którejś z kolei deklaracji przestawałem to traktować poważnie - z reguły przebywała 500 kilometrów ode mnie u swojej siostry, o czym dowiadywałem się kilka tygodni po jej powrocie. Ostatecznie jednak, gdy miałem 17 lat, wracając ze szkoły znalazłem ją w w kuchni dyndającą na sznurze na pamiątce, która przywiozłem kiedyś z wycieczki do Zakopanego. Mój brat, który jej nienawidził na ten widok podskoczył z radości, a ojciec zeznał policjantom, że był przez nią maltretowany (!). Ja przez dłuższy czas borykałem się z wyrzutami sumienia i nienawiścią do samego siebie, bo moja podświadomość dawała mi do zrozumienia, że w końcu mam spokój. Że w końcu nie wracam do mieszkania pełnego krzyków, że nikt na mnie nie krzyczy i nie leży półprzytomny w kuchni. Co więcej chwilę potem wreszcie miałem jakiekolwiek pieniądze (matka nigdy nie dawał mi nawet złotówki do szkoły), bo na moim koncie pojawiła się renta rodzinna.

Po jej śmierci myślałem, że przez chwilę będę miał taryfę ulgową, ale prędko zrozumiałem, że to nieprawda. Jeszcze na pogrzebie mierzyłem się z krzykami jej siostry, która dość ostentacyjnie wygarnęła mi, że "gdzie byłem, gdy ona to zrobiła". Mój chrzestny, którego nie widziałem od ponad dekady skontaktował się ze mną z pytaniem czy nie będę mu robił problemów z postępowaniem spadkowym w związku z jej śmiercią, a lokali sklepikarze odzywali się do mnie w kwestii spłaty długów, która matka narobiła "na zeszyt". Co więcej co rusz słuchałem jak bardzo pokrzywdzoną osobą ona była i teraz moim obowiązkiem jest pomóc schorowanemu ojcu. Ja tuż po jej śmierci obiecałem sobie, że nie skończę tak, jak rodzice. Wyprowadziłem się i zacząłem się uczyć.

Fakt, iż otrzymywałem rentę rodzinną był dla mojego ojca idealnym punktem zaczepienia. Był to okres, w którym on wraz z moim bratem pili dość sporo. Ojciec jednak idealnie wchodził w rolę ofiary i pokrzywdzonego i dość łatwo żerował na mojej naiwności. Z uwagi na fakt, iż na jego koncie widniało szereg komorników prosił mnie czy mógłbym mu wziąć pożyczki w banku. Pomimo faktu, iż mówiłem mu, że mogę potrzebować sam kredytu z uwagi, iż jadę na studia, to zgodziłem się. Pomijam fakt, iż regularnie opłacałem mu rachunki i zapełniałem lodówkę, to jednak czułem się wobec niego zobowiązany. Czas pokazał, iż nie byłem jedyną osobą w okolicy, która dała mu się nabrać w ten sposób. Ojciec przestał spłacać pożyczki, a ja zostałem z tym sam studiując i dostając 850 zł renty rodzinnej. W czasie studiów codziennie pracowałem, a w okresie przerwy studenckiej, wyjechałem do Anglii, żeby zarobić i trochę sobie odłożyć. Byłem skończonym idiotą, bo zostawiłem ojcu kartę z prośbą o opłacanie rachunków (część środków z Anglii wpłacałem na to konto również). Finalnie po powrocie okazało się, że pieniędzy na karcie nie ma, rachunki nie zostały popłacone i zastałem jeszcze większy debet niż wcześniej. Co więcej rozwaliło mi to cała historię kredytową, co rzutuję na moje obecne życie. To był również ostatni raz, kiedy widziałem ojca. Usłyszałem od niego, że wyp..., że jestem ch... i liczy, że skończę jak matka. To wszystko dlatego, że upomniałem się o swoje pieniądze.

Udało mi się skończyć studia, dzisiaj jestem na aplikacji radcowskiej, ale przy tym praktycznie nie zabezpieczyłem się na przyszłość. Obecnie jestem nikim i pluję na siebie. To jest pierwsza część historii. Jak ktoś ma słabe nerwy to lepiej niech nie czyta, bo nie będzie tam nic przyjemnego.

Druga część historii nie jest związana z moją rodziną, więc być może nie powinna się tutaj znaleźć.

Gdy miałem 11 lat zmieniliśmy miejsce zamieszkania. Trafiłem ze znanego sobie środowiska w zupełnie nowe miejsce. Pojawiły się niepewność, strach, naruszenie poczucia bezpieczeństwa. Ja byłem dzieckiem bardzo ufnym, wesołym, które nie wierzyło w to, że ktoś może zrobić mu krzywdę. Pojawił się człowiek, który zaoferował mi pomoc w "aklimatyzacji". Bez wprowadzania w szczegóły. Ten człowiek gwałcił mnie, zmuszał do różnych czynności, pluł na mnie, załatwiał swoje potrzeby fizjologiczne, rozbierał i bił. Byłem jego szmatą i tak się dzisiaj czuję.

Wydawało mi się, że nauczyłem się nie czuć, nie okazywać emocji, ale one wychodzą, ale dusze je w sobie i to sprawia, że cały czas żyję w niepokoju.



Wybaczcie chaos i niespójność wypowiedzi.
eMBe
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 20
Rejestracja: 6 lipca 2023, o 20:56

19 lipca 2023, o 20:33

Szacunek za podzielenie się tym. Nawet jeżeli używasz danych po których nikt Cię nie skojarzy, to sam fakt ze byłeś w stanie się tym podzielić wymagał dużo odwagi.

Mogę tylko częściowo powiedzieć ze wiem co czujesz. Pochodzę z podobnego domu, lecz nie doszło nigdy do tragedii. Sam zostałem zdiagnozowany swojego czasu z depresja, DDA oraz ostatnio spektrum ADHD.

W mojej ocenie radzę sobie w życiu bardzo dobrze. Praca, żona itd itp. Czy się wyleczyłem? Pracuje nad tym.

Po tym wstępie, podzielę się tym co może Ci pomoc, biorąc pod uwagę jakie kroki sam przechodziłem.

Po pierwsze, pomogło mi całkowicie odcięcie się od rodziny (nie całej, tylko tej która w mojej ocenie była toksyczna). Dosłownie przestałem wspominać, rozmawiać, pomagać, przyjeżdżać i wszystko inne. Czy były pretensje? Tak. Czy były wyzwiska? Tak. Czy było mi po tym lepiej? Zdecydowanie tak.

Alkoholicy maja do siebie to, ze na końcu i tak zawsze będą grać na Twoich emocjach (stały numer). Będą sprawiać ze poczujesz się gorzej, będą wymagali żebyś współczuł i żebyś pomagał. Ja osobiście wszystkie problemy z domu szybko olałem. Pomogła mi jedna myśl - Moi rodzice to dorośli ludzie. To nie są dzieci które dopiero poznają świat. Mieli cale życie żeby wyjść z tego, lub chociaż poszukać pomocy. Przez lata żyli w bagnie i popełniali te same błędy, a kiedy przychodziło co do czego to świat był winny, nie on. Jeżeli sami nie chcą tego zmienić, tym bardziej ja tego nie zrobię. Dodatkowo kierowałem się myślą, ze "moje życie takie nigdy nie bedzie". Ten punkt odniesienia dawał mi przez lata motywacje żeby pracować nad własnymi problemami (które zreszta mialem w głównej mierze przez sytuacje w domu).

Dobra wiadomość jest taka, ze masz 30 lat i jesteś świadomy wielu rzeczy. W tym momencie powinieneś wiedzieć o kilku sprawach:

1. Nie jestes sam ze swoimi problemami. Jeżeli nie możesz wygadać się w swoim życiu nikomu, wykorzystaj na początek te forum. Wyrzucenie z siebie niektórych rzeczy na pewno troche pomoże.
2. Poszukaj pomocy profesjonalisty. Zacznij od psychoterapii. Mi osobiście bardzo pomaga. Sprawdź swoją okolice i użyj portalu jak np. znanylekarz żeby znaleźć kogoś kto Ci będzie odpowiadal
3. Jeżeli jeszcze tego nie wyczytałeś z tego forum, to tak - Twoje przeżycia wpłyną na to jak się czujesz, zarówno psychicznie jak i fizycznie.
4. Nigdy nie jest za późno na poprawę, oraz najważniejsze:

Nic z tego nie jest Twoja winą.

Mimo tego wszystkiego, przetrwałeś i z tego co rozumiem po tym wpisie, chcesz osiągnąć więcej z życia. I za to właśnie należy Ci się szacunek :)
Empeha
Nowy Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 19 lipca 2023, o 19:21

19 lipca 2023, o 21:16

Szacunek za podzielenie się tym. Nawet jeżeli używasz danych po których nikt Cię nie skojarzy, to sam fakt ze byłeś w stanie się tym podzielić wymagał dużo odwagi.
Tak naprawdę czasami chyba chciałbym, żeby ktoś to przeczytał i był w stanie mnie zidentyfikować. Mam wrażenie, że w ten sposób byłbym postrzegany inaczej niż przez pryzmat dziwaka, odszczepieńca czy outsidera.
Mogę tylko częściowo powiedzieć ze wiem co czujesz. Pochodzę z podobnego domu, lecz nie doszło nigdy do tragedii. Sam zostałem zdiagnozowany swojego czasu z depresja, DDA oraz ostatnio spektrum ADHD.
Mówiąc szczerze jestem w trakcie diagnozy zaburzenia osobowości. Zostały mi dwie wizyty i będę wiedział więcej.
Po pierwsze, pomogło mi całkowicie odcięcie się od rodziny (nie całej, tylko tej która w mojej ocenie była toksyczna). Dosłownie przestałem wspominać, rozmawiać, pomagać, przyjeżdżać i wszystko inne. Czy były pretensje? Tak. Czy były wyzwiska? Tak. Czy było mi po tym lepiej? Zdecydowanie tak.
U mnie ten moment nastąpił jakieś 10 lat temu i to mimowolnie. Po pierwsze po tym, co odwalali rodzice, gdy ktoś do nas przyjechał cała pozostała rodzina się od nas odcięła, a po drugie po śmierci matki byłej raczej gorącym kartoflem, do którego nikt się nie przyznawał. Jedyne kontakty miałem ze strony chrzestnej, która twierdziła, że powinienem oddać jej pieniądze za matkę oraz od siostry matki, która nie mogła mi wybaczyć, że nie zeznałem na policji, że do samobójstwa matki doszło w wyniku gnębienia przez ojca. Obecnie nie mam z nikim kontaktu. Święta i różne tego typu imprezy spędzam sam bądź organizując różne akcje charytatywne. Nie mam kontaktu z nikim. Wydaje mi się, że gdybym zmarł, to dowiedzieliby się o tym po X czasie. Generalnie wstydzę się swojego nazwiska.
Alkoholicy maja do siebie to, ze na końcu i tak zawsze będą grać na Twoich emocjach (stały numer). Będą sprawiać ze poczujesz się gorzej, będą wymagali żebyś współczuł i żebyś pomagał. Ja osobiście wszystkie problemy z domu szybko olałem.
Kropla w krople mój ojciec. On żył w przekonaniu, że jego problemy ze zdrowiem nie są wynikiem picia alkoholu, lecz mają podłożę genetyczne i związane są ze stresem. Finalnie on nie poczuwał się do winy, uważał, że świat jest przeciwko niemu i nikt mu nie chcę pomagać (pomimo, że dostawał pomoc z każdej strony). Obecnie nie wiem czy ten człowiek żyję - z tego, co wiem, to jeszcze kilka lat temu przymierzał się do pozwania mnie o alimenty, ale pozew jeszcze nie przyszedł :D
1. Nie jestes sam ze swoimi problemami. Jeżeli nie możesz wygadać się w swoim życiu nikomu, wykorzystaj na początek te forum. Wyrzucenie z siebie niektórych rzeczy na pewno troche pomoże.
Chciałbym, ale boję się braku zrozumienia i zbagatelizowania problemu. Ewentualnie boję się, że uwieszę się na kimś psychicznie, a przecież żadna relacja to nie terapia. Uczęszczam na terapię, ale obecnie nie stać mnie na regularne wizyty, więc czasami czekam dobry miesiąc.
3. Jeżeli jeszcze tego nie wyczytałeś z tego forum, to tak - Twoje przeżycia wpłyną na to jak się czujesz, zarówno psychicznie jak i fizycznie.
Nawet, jeżeli ja to rozumiem, to fakt jest taki, że społeczeństwo i generalnie otoczenie tego nie rozumie. Nawet ostatnio w pracy miałem pogadankę na temat tego, że nie ma we mnie życia, jestem wampirem energetycznym i mam wiecznie kamienną twarz. Jak mam wytłumaczyć to, że jestem styrany irracjonalnym lękiem, wiecznie czuję napięcie i nieustające zagrożenie, mam flashbacki z przeszłości, mam problem z okazywaniem pozytywnych emocji, chociaż w rzeczywistości gdybym mógł, to pomógłbym każdej osobie, która naprawdę potrzebowałaby pomocy?
Nic z tego nie jest Twoja winą.
Uważam, że powinienem umieć siebie obronić, a dałem robić z siebie popychadło.
Mimo tego wszystkiego, przetrwałeś i z tego co rozumiem po tym wpisie, chcesz osiągnąć więcej z życia. I za to właśnie należy Ci się szacunek :)
Chcę, ale czego bym nie zrobił mam poczucie samospełniającej się przepowiedni. Biegam, pływam, jeżdżę na rowerze, uczę się na aplikacji, czytam książki, uczę się języków, uczę się tańczyć, spotykam się ludźmi, próbuję się resetować grając na konsoli, udzielam się charytatywnie i wciąż towarzyszy mi to poczucie niespełnienia. Poczucie niższości, wstydu.
Tove
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 610
Rejestracja: 30 stycznia 2016, o 14:55

20 lipca 2023, o 08:55

Bardzo ci współczuje a jednocześnie podziwiam cie, ze pomimo tak tragicznego dzieciństwa jako jedyny w tej rodzinie jesteś normalny. Po tym poście widac, ze jesteś mega ogarnięty, wartościowy i super chłopak ale po prostu skrzywdzony przez najbliższych. Noe wszystko stracone, nawet po tak ciężkich przeżyciach może być w twoim życiu dobrze. Masz silny charakter.
Everything will be ok in the end. If it’s not ok, It’s not the end.
Ed Sheeran
Arya
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 176
Rejestracja: 24 września 2013, o 22:28

20 lipca 2023, o 18:42

Proszę Cię, poszukaj dla siebie pomocy. Jesteś wartościowym człowiekiem. Przeszedłeś przez piekło. Czy masz jakieś bliskie osoby?
Empeha pisze:
19 lipca 2023, o 19:23
Mam trzydzieści lat i nawet nie wiem z jakimi zaburzeniami się borykam. Jedyne co czuję to lęk, nieustające napięcie, strach przez innymi ludźmi, lęk przed bliskością, apatię, smutek, samotność i chyba paranoidalny strach przed oceną. Dodam do tego niskie poczucie własnej wartości oraz poczucie bycia gorszym od innych dookoła. Obecnie jestem w nowej pracy i wszystkie te elementy nie pozwalają mi funkcjonować. Czuję się jak zamknięty w klatce i są momenty, gdy nie mogę złapać oddechu i muszę chować się do toalety, by ukryć objawy.
Próbowałeś pójść do psychiatry? Prawdopodobnie masz zaburzenia lękowe, fobię społeczną, a może osobowość unikającą. A do tego depresję. Niska samoocena i niewnawiść do siebie jest podłożem. Możliwe, że masz również traumę. Nie jestem specjalistą, więc dobrze byłoby, gdybyś poszedł do lekarza i dowiedział się, co Ci dolega.
Empeha pisze:
19 lipca 2023, o 19:23
Ja tuż po jej śmierci obiecałem sobie, że nie skończę tak, jak rodzice. Wyprowadziłem się i zacząłem się uczyć.
Jesteś silny, wyrwałeś się z toksycznego środowiska. W głębi duszy wiesz, że jesteś inni niż oni i lepiej sobie radzisz. Ty sobie dasz radę, tylko teraz masz gorszy okres. Początki w nowej pracy są stresujące dla każdego.
Empeha pisze:
19 lipca 2023, o 19:23
Udało mi się skończyć studia, dzisiaj jestem na aplikacji radcowskiej, ale przy tym praktycznie nie zabezpieczyłem się na przyszłość. Obecnie jestem nikim i pluję na siebie. To jest pierwsza część historii. Jak ktoś ma słabe nerwy to lepiej niech nie czyta, bo nie będzie tam nic przyjemnego.
Czy myślałeś o psychoterapii? Albo widziałeś materiały na forum. Jest tu dużo pozytywnych rzeczy.
Nie jesteś nikim. Twoje życie jest cenne. Jeszcze może być pięknie.
F40.1
Arya
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 176
Rejestracja: 24 września 2013, o 22:28

20 lipca 2023, o 18:50

Empeha pisze:
19 lipca 2023, o 21:16
Nawet, jeżeli ja to rozumiem, to fakt jest taki, że społeczeństwo i generalnie otoczenie tego nie rozumie. Nawet ostatnio w pracy miałem pogadankę na temat tego, że nie ma we mnie życia, jestem wampirem energetycznym i mam wiecznie kamienną twarz. Jak mam wytłumaczyć to, że jestem styrany irracjonalnym lękiem, wiecznie czuję napięcie i nieustające zagrożenie, mam flashbacki z przeszłości, mam problem z okazywaniem pozytywnych emocji, chociaż w rzeczywistości gdybym mógł, to pomógłbym każdej osobie, która naprawdę potrzebowałaby pomocy?
Ta pogadanka podchodzi pod jakąś dyskryminację. Masz chyba psychopatę (i debila) w pracy. Niech zgadnę, baba?

Dopóki wykonujesz swoje obowiązki nikt nie powinien się czepiać. Wystarczy powiedzieć, że jesteś introwertykiem, na siłę przecież nie zmienisz się w ekstrawertyka. Czy zatrudniając się tam, miałeś w wymaganiach przebojowość? Jak nie, niech się odczepią.
F40.1
Empeha
Nowy Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 19 lipca 2023, o 19:21

20 lipca 2023, o 19:48

Tove pisze:
20 lipca 2023, o 08:55
Bardzo ci współczuje a jednocześnie podziwiam cie, ze pomimo tak tragicznego dzieciństwa jako jedyny w tej rodzinie jesteś normalny. Po tym poście widac, ze jesteś mega ogarnięty, wartościowy i super chłopak ale po prostu skrzywdzony przez najbliższych. Noe wszystko stracone, nawet po tak ciężkich przeżyciach może być w twoim życiu dobrze. Masz silny charakter.
Bardzo dziękuję. Czy normalny to mocno bym polemizował. Wydaje mi się, że w wielu przypadkach mogę śmiało stwierdzić, że moje postępowanie odbiega od normy. Staram się jak mogę, ale różnie to wychodzi. Nie przypominam sobie, by ktoś mi wprost współczuł :( Zawsze słyszałem, że moi rodzice bardzo cierpieli i potrzebują/potrzebowali pomocy, a ja nie mogę się użalać nad sobą. To ja zostałem skrzywdzony?
Arya pisze:
20 lipca 2023, o 18:42
Proszę Cię, poszukaj dla siebie pomocy. Jesteś wartościowym człowiekiem. Przeszedłeś przez piekło. Czy masz jakieś bliskie osoby?
Raczej tych, którzy powiedzą: to było dawno temu, nie ma się co nad sobą rozczulać, inni mają gorzej albo jak masz problem, to siądźmy do butelki i pogadajmy, ewentualnie weź się w garść (jakbym nie trzymał się w ryzach przez całe moje życie). To tak, jakby mój skowyt dotyczył tego, że nie mogę sobie pozwolić na comiesięczne wakacje na Florydzie. Zabawne jest to, że od groma ludzi, którzy rzucają tymi formułkami zawsze daję sobie prawo do chandry, gorszego nastroju, po błahych nie powiedzeniach typu niezdanie egzaminu na studiach, ale faktycznie jest tak, że każdy ma problemy na miarę swojego życia, więc chyba nie mam prawa do oceny. Kiedyś wydawało mi się, że mam bliską osobę, bo wręcz zachęcała mnie do tego, bym się przed nią otwierał. Finalnie usłyszałem tylko, że moja historia ją przytłacza i musi chronić siebie przede mną. I słusznie. Miała rację. Żadna relacja to nie terapia, a ja sam powinienem wyhamować w porę.
Próbowałeś pójść do psychiatry? Prawdopodobnie masz zaburzenia lękowe, fobię społeczną, a może osobowość unikającą. A do tego depresję. Niska samoocena i niewnawiść do siebie jest podłożem. Możliwe, że masz również traumę. Nie jestem specjalistą, więc dobrze byłoby, gdybyś poszedł do lekarza i dowiedział się, co Ci dolega.
Byłem niedawno. Zlecił mi badania pod kątem zaburzenia osobowości i dał jakieś tabsy. Wiecie co jest w tym wszystkim dziwne? Że są momenty, gdy całe to napięcie spada, odchodzi ode mnie marazm i czuję się jak "normalny" człowiek. Jakbym wrócił z dalekiej podróży. I wówczas to, co piszę teraz wydaje mi się odległe, odrealnione i czasami jest mi wręcz wstyd, gdy to czytam. Tak, jakbym zszedł z jakiejś narkotycznej fazy.
Jesteś silny, wyrwałeś się z toksycznego środowiska. W głębi duszy wiesz, że jesteś inni niż oni i lepiej sobie radzisz. Ty sobie dasz radę, tylko teraz masz gorszy okres. Początki w nowej pracy są stresujące dla każdego.
To już 4 miesiąc w sumie...
Czy myślałeś o psychoterapii? Albo widziałeś materiały na forum. Jest tu dużo pozytywnych rzeczy.
Nie jesteś nikim. Twoje życie jest cenne. Jeszcze może być pięknie.
Chodzę, chociaż nie ukrywam, że traktuje to bardziej jak pudrowanie trupa czy opiekę paliatywną.
Ta pogadanka podchodzi pod jakąś dyskryminację. Masz chyba psychopatę (i debila) w pracy. Niech zgadnę, baba?

Dopóki wykonujesz swoje obowiązki nikt nie powinien się czepiać. Wystarczy powiedzieć, że jesteś introwertykiem, na siłę przecież nie zmienisz się w ekstrawertyka. Czy zatrudniając się tam, miałeś w wymaganiach przebojowość? Jak nie, niech się odczepią.
Tak, narracja zmierzała w tym kierunku, że ona ma tyle stresów w pracy, że nie potrzebuję jeszcze kogoś, kto wysysa z niej energię i ostatecznie myślała, ze moja postawa wynika z niechęci do wykonywania zleconych przez nią zadań. Finalnie po tej rozmowie idąc do niej bardziej głowię się, z jakim nastawieniem do niej przyjść, niż na jakim poziomie wykonana jest moja praca. Chociaż i w tym ostatnim przypadku jest coraz gorzej. IMO kwestia czasu aż stamtąd polecę. Uważam, że to nie jej wina. To ja mam notoryczny problem z ludźmi, którzy są wyżej ode mnie. Jakbym miał świadomość, że mój los jest w ich rękach i paniczne odczuwam przed nimi strach (zapewne, gdybym tą samą osobę spotkał w byle jakiej knajpie, to rozmowa kleiłaby się nam jak najlepiej). Obecnie nawet idąc zapytać się w najprostszej sprawie moje serce kołacze, uprzednio piszę scenariusz takiej rozmowy i ją planuję. Paranoja i chory łeb. Nic dziwnego, że traktuje mnie mocno opryskliwie.
Dopóki wykonujesz swoje obowiązki nikt nie powinien się czepiać. Wystarczy powiedzieć, że jesteś introwertykiem, na siłę przecież nie zmienisz się w ekstrawertyka. Czy zatrudniając się tam, miałeś w wymaganiach przebojowość? Jak nie, niech się odczepią.
Cały szkopuł w tym, że ja na rozmowie o pracę byłem raczej otwarty i przebojowy. Dlaczego? Dlatego, że wówczas dostałem uwagę i zainteresowanie, czyli coś, czego praktycznie nie miałem i czuję, że ktoś chcę mnie słuchać. Wystarczy mi dać trochę troski, zrozumienia i uwagi i moje akcję rosną. Ja jestem taki, jak widzę siebie w oczach drugiej osoby - gdy ktoś jest dla mnie dobry, to momentalnie chciałbym się za to odwdzięczyć. Podobnie tutaj, gdy dostałem kilka miłych słów czuję nieznane dotąd uczucia. Tak naprawdę mi wystarczy dać tylko trochę uwagi - w pracy jej praktycznie nie dostaję, jestem mijany i to sprawia, ze zaczynam się głowić czy jest coś ze mną nie tak. Obwiniam się. Obwiniam się też o jej humory. Podobnie niedawno, gdy czekaliśmy razem 1,5h na rozprawę potrafiła zamienić ze mną pół słowa wlepiając się przez ten czas w telefon zastanawiałem się czemu w pracy jest w stanie rozmawiać z każdym, a mnie - pomimo że jest moim patronem - traktować jak powietrze.

Szkoda gadać...
Arya
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 176
Rejestracja: 24 września 2013, o 22:28

20 lipca 2023, o 21:23

Empeha pisze:
20 lipca 2023, o 19:48

Raczej tych, którzy powiedzą: to było dawno temu, nie ma się co nad sobą rozczulać, inni mają gorzej albo jak masz problem, to siądźmy do butelki i pogadajmy, ewentualnie weź się w garść (jakbym nie trzymał się w ryzach przez całe moje życie). To tak, jakby mój skowyt dotyczył tego, że nie mogę sobie pozwolić na comiesięczne wakacje na Florydzie. Zabawne jest to, że od groma ludzi, którzy rzucają tymi formułkami zawsze daję sobie prawo do chandry, gorszego nastroju, po błahych nie powiedzeniach typu niezdanie egzaminu na studiach, ale faktycznie jest tak, że każdy ma problemy na miarę swojego życia, więc chyba nie mam prawa do oceny. Kiedyś wydawało mi się, że mam bliską osobę, bo wręcz zachęcała mnie do tego, bym się przed nią otwierał. Finalnie usłyszałem tylko, że moja historia ją przytłacza i musi chronić siebie przede mną. I słusznie. Miała rację. Żadna relacja to nie terapia, a ja sam powinienem wyhamować w porę.
Żeby nabrać dystansu do ciężkich przeżyć, często trzeba je opowiedzieć wiele razy. Tak się leczy traumy. Wielokrotnie wracając do tego, co było, aż z czasem się odwrażliwia. Przestaje się odczuwać dawne emocje, a na koniec staje się to już dla samego siebie nudne i łatwiej jest się koncentrować na teraźniejszości. Im głębsze traumy, tym niestety to dłużej trwa, a Ty masz dopiero 30 lat. Najlepiej to robić u terapeuty, a na co dzień uczyć się życia tu i teraz. Próbowałeś spisać swoje wspomnienia? To mogłoby przynieść Ci ulgę. Twoja historia byłaby z pewnością dla wielu osób ciekawa, Twoje przeżycia są niecodzienne.

Empeha pisze:
20 lipca 2023, o 19:48
Byłem niedawno. Zlecił mi badania pod kątem zaburzenia osobowości i dał jakieś tabsy. Wiecie co jest w tym wszystkim dziwne? Że są momenty, gdy całe to napięcie spada, odchodzi ode mnie marazm i czuję się jak "normalny" człowiek. Jakbym wrócił z dalekiej podróży. I wówczas to, co piszę teraz wydaje mi się odległe, odrealnione i czasami jest mi wręcz wstyd, gdy to czytam. Tak, jakbym zszedł z jakiejś narkotycznej fazy.
To dobry znak, że masz takie chwile normalności.

Empeha pisze:
20 lipca 2023, o 19:48
Chodzę, chociaż nie ukrywam, że traktuje to bardziej jak pudrowanie trupa czy opiekę paliatywną.
Czy terapeuta Ci opowiada? To jest bardzo ważne. Inaczej tylko będziesz tracił czas. Macie spisany jakiś kontrakt? Chodzisz na NFZ czy płacisz za terapię?
Empeha pisze:
20 lipca 2023, o 19:48
Tak, narracja zmierzała w tym kierunku, że ona ma tyle stresów w pracy, że nie potrzebuję jeszcze kogoś, kto wysysa z niej energię i ostatecznie myślała, ze moja postawa wynika z niechęci do wykonywania zleconych przez nią zadań. Finalnie po tej rozmowie idąc do niej bardziej głowię się, z jakim nastawieniem do niej przyjść, niż na jakim poziomie wykonana jest moja praca. Chociaż i w tym ostatnim przypadku jest coraz gorzej. IMO kwestia czasu aż stamtąd polecę. Uważam, że to nie jej wina. To ja mam notoryczny problem z ludźmi, którzy są wyżej ode mnie. Jakbym miał świadomość, że mój los jest w ich rękach i paniczne odczuwam przed nimi strach (zapewne, gdybym tą samą osobę spotkał w byle jakiej knajpie, to rozmowa kleiłaby się nam jak najlepiej). Obecnie nawet idąc zapytać się w najprostszej sprawie moje serce kołacze, uprzednio piszę scenariusz takiej rozmowy i ją planuję. Paranoja i chory łeb. Nic dziwnego, że traktuje mnie mocno opryskliwie.
Wywalone miej w tą babę, pewnie miała okres. Do toksyków należy podchodzić z pełnym współczucia politowaniem i to, co mówią, traktować z niedowierzaniem, to im wytrąci broń z ręki. Potraktuj to jako możliwość zahartowania się. Cztery miesiące to niedługo.
Empeha pisze:
20 lipca 2023, o 19:48
Cały szkopuł w tym, że ja na rozmowie o pracę byłem raczej otwarty i przebojowy. Dlaczego? Dlatego, że wówczas dostałem uwagę i zainteresowanie, czyli coś, czego praktycznie nie miałem i czuję, że ktoś chcę mnie słuchać. Wystarczy mi dać trochę troski, zrozumienia i uwagi i moje akcję rosną. Ja jestem taki, jak widzę siebie w oczach drugiej osoby - gdy ktoś jest dla mnie dobry, to momentalnie chciałbym się za to odwdzięczyć. Podobnie tutaj, gdy dostałem kilka miłych słów czuję nieznane dotąd uczucia. Tak naprawdę mi wystarczy dać tylko trochę uwagi - w pracy jej praktycznie nie dostaję, jestem mijany i to sprawia, ze zaczynam się głowić czy jest coś ze mną nie tak. Obwiniam się. Obwiniam się też o jej humory. Podobnie niedawno, gdy czekaliśmy razem 1,5h na rozprawę potrafiła zamienić ze mną pół słowa wlepiając się przez ten czas w telefon zastanawiałem się czemu w pracy jest w stanie rozmawiać z każdym, a mnie - pomimo że jest moim patronem - traktować jak powietrze.
Musisz sobie uświadomić, że to nie jest Twoja wina, że ktoś się nie odzywa. Albo tym bardziej że ma jakieś humory. Praca to praca, trzeba skupiać się na zadaniach a nie na tym czy ktoś mnie lubi czy nie. Jak najmniej energii kierować w jej stronę. Nie musicie się przyjaźnić. To nawet lepiej że się nie odzywała, po co miała Ci truć.
F40.1
Empeha
Nowy Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 19 lipca 2023, o 19:21

20 lipca 2023, o 22:08

Arya pisze:
20 lipca 2023, o 21:23


Żeby nabrać dystansu do ciężkich przeżyć, często trzeba je opowiedzieć wiele razy. Tak się leczy traumy. Wielokrotnie wracając do tego, co było, aż z czasem się odwrażliwia. Przestaje się odczuwać dawne emocje, a na koniec staje się to już dla samego siebie nudne i łatwiej jest się koncentrować na teraźniejszości. Im głębsze traumy, tym niestety to dłużej trwa, a Ty masz dopiero 30 lat. Najlepiej to robić u terapeuty, a na co dzień uczyć się życia tu i teraz. Próbowałeś spisać swoje wspomnienia? To mogłoby przynieść Ci ulgę. Twoja historia byłaby z pewnością dla wielu osób ciekawa, Twoje przeżycia są niecodzienne.
Nie, nie próbowałem. Nawet nie wiem, jak miałbym zacząć. Wszystko wydaje się takie odległe i nierealistyczne. Ja sam o sobie mówię, że jestem jak otwarta księga, ale dopiero wówczas, gdy sam ktoś mnie o coś zapyta. Sam nie potrafię zaczynać tematu (pewnie obawa przed jego zbagatelizowaniem, gdy ktoś pyta, to poczuwam się do tego, by zaspokoić czyjąś ciekawość/potrzebę i jest dużo łatwiej, bo nie muszę badać gruntu czy ktoś zaraz nie zdeprecjonuje moich problemów), ale pewnie w jakiś sposób chciałbym, ale nie wiem jak. Mam opisywać wszystko ze szczegółami? Kto chciałby to czytać?
To dobry znak, że masz takie chwile normalności.
To dobre, ale też zdradzieckie, bo wówczas przestaję w ogóle myśleć o pracą nad tym, co staje się źródłem powracających stanów.
Czy terapeuta Ci opowiada? To jest bardzo ważne. Inaczej tylko będziesz tracił czas. Macie spisany jakiś kontrakt? Chodzisz na NFZ czy płacisz za terapię?
Odpowiada mi, bo finalnie okazało się, że to osoba z też pewnym bagażem doświadczeń. Kontraktu nie mam. Płacę za terapię, ale zaczyna mnie przytłaczać cena. Muszę znaleźć extra zarobek, bo jednocześnie opłacam sobie za aplikację, ortodontę plus leczę się na boreliozę - wychodzi z tego dobra rata kredytu :D Proza życia.
Wywalone miej w tą babę, pewnie miała okres. Do toksyków należy podchodzić z pełnym współczucia politowaniem i to, co mówią, traktować z niedowierzaniem, to im wytrąci broń z ręki. Potraktuj to jako możliwość zahartowania się. Cztery miesiące to niedługo.
Tu się wszystko zgadza. Ja przyjmowałem różne metody postępowanie: po wykonywania swoich obowiązków, po próbę nawiązywania kontaktu i za każdym razem było coś nie tak. W kwestii zahartowania, to już to przerabiałem i mówiąc szczerze jestem zmęczony tym wszystkim. Poprzednio miałem osoby, które nie płaciły pensji w terminie (10 dni obsuwy), okłamywały co do opłacania edukacji, a jeszcze wcześniej narcystyczną i przesiąkniętą megalomanią szefową, gdzie całe biuro dostosowywało się do jej humorków i tam też nauczyłem się, że na takie osoby działy tylko poker face bez względu na to, w jakim nastroju są. W obecnym przypadku po prostu nie wiem. Za dużo tracę na to energii.
Musisz sobie uświadomić, że to nie jest Twoja wina, że ktoś się nie odzywa. Albo tym bardziej że ma jakieś humory. Praca to praca, trzeba skupiać się na zadaniach a nie na tym czy ktoś mnie lubi czy nie. Jak najmniej energii kierować w jej stronę. Nie musicie się przyjaźnić. To nawet lepiej że się nie odzywała, po co miała Ci truć.
Z tym wszystkim się zgadzam. Uważam, że teorię mam opanowaną do perfekcji i ją znam, ale w konfrontacji z rzeczywistością niestety przegrywam. U mnie problem jest w tym, że jako aplikant jestem osobą, która dopiero uczy się zawodu i docelowo powinienem mieć z taką osobą mentorską relację, bo tak się umawialiśmy wstępnie, a wychodzi z tego jakiś potworek.

Nawet nie wiem co powiedzieć. Żałosne jest to, że cały dzień odświeżam ten temat, żeby sprawdzić czy ktoś się mną zainteresował...
eMBe
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 20
Rejestracja: 6 lipca 2023, o 20:56

1 sierpnia 2023, o 15:18

Empeha pisze:
20 lipca 2023, o 22:08
Arya pisze:
20 lipca 2023, o 21:23


Żeby nabrać dystansu do ciężkich przeżyć, często trzeba je opowiedzieć wiele razy. Tak się leczy traumy. Wielokrotnie wracając do tego, co było, aż z czasem się odwrażliwia. Przestaje się odczuwać dawne emocje, a na koniec staje się to już dla samego siebie nudne i łatwiej jest się koncentrować na teraźniejszości. Im głębsze traumy, tym niestety to dłużej trwa, a Ty masz dopiero 30 lat. Najlepiej to robić u terapeuty, a na co dzień uczyć się życia tu i teraz. Próbowałeś spisać swoje wspomnienia? To mogłoby przynieść Ci ulgę. Twoja historia byłaby z pewnością dla wielu osób ciekawa, Twoje przeżycia są niecodzienne.
Nie, nie próbowałem. Nawet nie wiem, jak miałbym zacząć. Wszystko wydaje się takie odległe i nierealistyczne. Ja sam o sobie mówię, że jestem jak otwarta księga, ale dopiero wówczas, gdy sam ktoś mnie o coś zapyta. Sam nie potrafię zaczynać tematu (pewnie obawa przed jego zbagatelizowaniem, gdy ktoś pyta, to poczuwam się do tego, by zaspokoić czyjąś ciekawość/potrzebę i jest dużo łatwiej, bo nie muszę badać gruntu czy ktoś zaraz nie zdeprecjonuje moich problemów), ale pewnie w jakiś sposób chciałbym, ale nie wiem jak. Mam opisywać wszystko ze szczegółami? Kto chciałby to czytać?
To dobry znak, że masz takie chwile normalności.
To dobre, ale też zdradzieckie, bo wówczas przestaję w ogóle myśleć o pracą nad tym, co staje się źródłem powracających stanów.
Czy terapeuta Ci opowiada? To jest bardzo ważne. Inaczej tylko będziesz tracił czas. Macie spisany jakiś kontrakt? Chodzisz na NFZ czy płacisz za terapię?
Odpowiada mi, bo finalnie okazało się, że to osoba z też pewnym bagażem doświadczeń. Kontraktu nie mam. Płacę za terapię, ale zaczyna mnie przytłaczać cena. Muszę znaleźć extra zarobek, bo jednocześnie opłacam sobie za aplikację, ortodontę plus leczę się na boreliozę - wychodzi z tego dobra rata kredytu :D Proza życia.
Wywalone miej w tą babę, pewnie miała okres. Do toksyków należy podchodzić z pełnym współczucia politowaniem i to, co mówią, traktować z niedowierzaniem, to im wytrąci broń z ręki. Potraktuj to jako możliwość zahartowania się. Cztery miesiące to niedługo.
Tu się wszystko zgadza. Ja przyjmowałem różne metody postępowanie: po wykonywania swoich obowiązków, po próbę nawiązywania kontaktu i za każdym razem było coś nie tak. W kwestii zahartowania, to już to przerabiałem i mówiąc szczerze jestem zmęczony tym wszystkim. Poprzednio miałem osoby, które nie płaciły pensji w terminie (10 dni obsuwy), okłamywały co do opłacania edukacji, a jeszcze wcześniej narcystyczną i przesiąkniętą megalomanią szefową, gdzie całe biuro dostosowywało się do jej humorków i tam też nauczyłem się, że na takie osoby działy tylko poker face bez względu na to, w jakim nastroju są. W obecnym przypadku po prostu nie wiem. Za dużo tracę na to energii.
Musisz sobie uświadomić, że to nie jest Twoja wina, że ktoś się nie odzywa. Albo tym bardziej że ma jakieś humory. Praca to praca, trzeba skupiać się na zadaniach a nie na tym czy ktoś mnie lubi czy nie. Jak najmniej energii kierować w jej stronę. Nie musicie się przyjaźnić. To nawet lepiej że się nie odzywała, po co miała Ci truć.
Z tym wszystkim się zgadzam. Uważam, że teorię mam opanowaną do perfekcji i ją znam, ale w konfrontacji z rzeczywistością niestety przegrywam. U mnie problem jest w tym, że jako aplikant jestem osobą, która dopiero uczy się zawodu i docelowo powinienem mieć z taką osobą mentorską relację, bo tak się umawialiśmy wstępnie, a wychodzi z tego jakiś potworek.

Nawet nie wiem co powiedzieć. Żałosne jest to, że cały dzień odświeżam ten temat, żeby sprawdzić czy ktoś się mną zainteresował...
Ludzie się interesują, tylko wiele osób chciałoby pomoc ale zwyczajnie nie wie jak. Jeżeli chodzi o mnie to śmiało uzupełniaj co się u Ciebie dzieje. Chętnie poczytam, a może i uda mi się czasem pomoc :)
morethenlife
Nowy Użytkownik
Posty: 2
Rejestracja: 13 sierpnia 2023, o 16:09

13 sierpnia 2023, o 19:28

Bardzo ale to bardzo kibicuje Ci w sukcesie. Twoja historia mnie poruszyła..
Empeha
Nowy Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 19 lipca 2023, o 19:21

19 sierpnia 2023, o 16:57

morethenlife pisze:
13 sierpnia 2023, o 19:28
Bardzo ale to bardzo kibicuje Ci w sukcesie. Twoja historia mnie poruszyła..
Dziękuję. Dla mnie nawet takie małe zdania dużo znaczą. Jest to budujące.
eMBe pisze:
1 sierpnia 2023, o 15:18
Ludzie się interesują, tylko wiele osób chciałoby pomoc ale zwyczajnie nie wie jak. Jeżeli chodzi o mnie to śmiało uzupełniaj co się u Ciebie dzieje. Chętnie poczytam, a może i uda mi się czasem pomoc :)

Pewnie tak jest. Nie wątpię, bo sam często się głowię w jaki sposób mogę pomóc danej osobie a często niestety kończy się to na niczym. U mnie jest jeszcze ten problem, że ja zupełnie nie wiem, w jaki sposób prosić o pomoc i czasami w zwykłym small talku próbuję przemycić, że z czymś się borykam, ale rozumiem, że nikt nie będzie się zastanawiał co autor miał na myśli w istocie.

Jeżeli chodzi o to, co się dzieję u mnie, to nastąpiła trochę stagnacja pomieszana z delikatnym marazmem i zmęczeniem. Znalazłem dodatkową pracę plus szukam nowej stałej pracy, bo pewnie z obecną będę rozstawać się maksymalnie do dwóch miesięcy niestety. Poza tym większość czasu teraz spędzam na nauce przed zbliżającym się egzaminem. Co jest najlepsze, to minął miesiąc od założenia przeze mnie tego tematu i mam wrażenie, że uczucia i emocje, która opisałem powyżej są nierealne. W ogóle boję się czytać tej wiadomości. Nie wiem czy z poczucia wstydu czy ze strachu.

Ostatnio dużo też myślałem o mojej rodzinie, a raczej jej braku. Chyba dopiero w wieku 30 lat uświadomiłem sobie, że brak rodziców, rodziny w ścisłym tego słowa znaczeniu, nie jest stanem tymczasowym. Mam wrażenie, jakby dopiero dzisiaj zaczynał doskwierać mi brak tak sztampowych rzeczy jak życzenia na urodziny, chęć podzielenia się z kimś o zdanym egzaminie, powrotu do domu na świętą. Tęsknie za czymś, czego nigdy nie było. Żałosne trochę.
ODPOWIEDZ