To już jest chyba kwestia indywidualna. Z jednej strony, obsesyjne sprawdzanie fabuły filmu, czy książki, przed zaczęciem jej nie jest moim zdaniem rozsądne, ale moje
osobiste zdanie jest takie, że np. oglądanie w nerwicy gatunków które konkretnie wiemy, że są horrorem, czy dramatem wojennym, czy filmem gdzie motywem przewodnim jest walka ze śmiertelną chorobą, nie wpływa dobrze na samopoczucie. Pamiętam jak wpadłam na mało genialny pomysł wkręcenia się w oglądanie "The Walking Dead" w depresji i nerwicy i to był ogromny błąd, bo później w głowie miałam obrazy z tego serialu zamiast żeby wypełniały mnie jakieś pozytywne myśli. Wiadomo, że jeśli człowiek ma np. derealizacje i rozmyślania egzystencjalne, to lepiej psychicznie na niego wpłynie obejrzenie komedii niż filmu w którym zombie tarza się po trawie z bebechami na wierzchu albo gdzie motywem przewodnim jest holocaust... Ale oczywiście jeśli np. oglądamy film który docelowo ma być neutralny a nagle pojawi się w nim jakiś mało lekki wątek, to wyłączanie go i popadanie w paranoję jest bez sensu.
Ogólnie wszystkim, którzy są w kiepskim stanie polecałabym żeby starali się otaczać pozytywnymi treściami dopóki sami tej pozytywności nie mogą z siebie samego wykrzesać. Bo wtedy jedynym jej źródłem jest źródło zewnętrzne.
O filmach i ksiażkach w tym kontekście wspominałam w tym artykule o "prowokatorach" złego samopoczucia -
unikanie-prowokatorow-zlego-samopoczucia-t4154.html. Pisałam tam co prawda, żeby np.przerwać książkę, w której okazuje się, że treść przytłacza- ale wiadomo wszystko z umiarem. Trzeba to indywidualnie dostosować do siebie.