Gratuluję
I będzie coraz lepiej....poszerzaj tą strefę i ciesz się komfortem.
Jesteś na dobrej drodze
Gratuluję
Gratulacje! Bardzo dobre podejście, robię to samo, wychodzę na przekór sobie, dopiero wróciłam od koleżanki z innego miasta, uczę się i szykuję do egzaminów letnich . Też zawsze byłam niesamowicie samodzielna i bałam się wcześniej, że to utraciłam bezpowrotnie i zostanę warzywem na kanapie u moich zmartwionych rodziców, ale tak się nie stanie. Nie pozwolę na to.Niekompletna pisze: ↑1 maja 2018, o 15:55Witam, jestem tu od wczoraj znalazłam w końcu temat do którego mogę się odnieść walczę z tym cholerstwem, nerwicą lękową od grudnia 2017. Pierwszy atak? Umierałam. Gorzej bylo tylko tydzień po ataku, kiedy nie wiedziałam co mi Jest, co tym kieruje, dlaczego ja. Nie miałam wiedzy o chorobie, A co za tym idzie musiałam się zmierzyć z nieznanym co wprawialo mnie w potworny lęk. Jak już zapewne wielu z Was wie - niewiedza jest najgorsza. Nic, nie będę się rozpisywać o przebiegu choroby, ale w styczniu pomimo obaw wyjechałam do Niemiec. Więc moja strefa komfortu była daleko w tyle. Ani jednego dnia od grudnia nie spędziłam w domu, leżąc I myśląc. Co prawda leki dużo dają, ale wiem że nie dałam się w 100 procentach pokonać chorobie. Stany derealizacji mam dzień w dzień, kołatania, duszności, zle samopoczucie, ale nie daje się. Chodzę do pracy, spotykam się z ludźmi, robię zakupy, sprzątam. Wiem że kosztuje mnie to dużo wysiłku, czasem nie chce mi się, czasem nie czuje sensu, ale zaraz odpulam te myśli, bo wiem że mam 21 lat, chce studiować, być kimś. Zawsze polegałam tylko na sobie I wiem że nie .mogę tego stracić, nie mogę sobie na to pozwolić. Od samego początku choroby nie siedze w domu! Da się. Nie macie pojęcia ile macie w sobie siły. Wiem że to jeszcze nie koniec, ale wiem że dam sobie z tym radę. Wam też tego życzę z całego serduszka
Może i przyjść kiedy chce ale jesli nauczysz się do tego odpowiednio podchodzić to wtedy to znika a nawet jak przychodzi stres czy jakaś panika to nie robisz z tego nerwy tylko to jest zwykły stres czy zwykły atak paniki.Kwestia tu jest podejścia do tego.Pamietaj ze my sami sobie robimy takie piekło.cebulka pisze: ↑1 maja 2018, o 16:30Gratulacje! Bardzo dobre podejście, robię to samo, wychodzę na przekór sobie, dopiero wróciłam od koleżanki z innego miasta, uczę się i szykuję do egzaminów letnich . Też zawsze byłam niesamowicie samodzielna i bałam się wcześniej, że to utraciłam bezpowrotnie i zostanę warzywem na kanapie u moich zmartwionych rodziców, ale tak się nie stanie. Nie pozwolę na to.Niekompletna pisze: ↑1 maja 2018, o 15:55Witam, jestem tu od wczoraj znalazłam w końcu temat do którego mogę się odnieść walczę z tym cholerstwem, nerwicą lękową od grudnia 2017. Pierwszy atak? Umierałam. Gorzej bylo tylko tydzień po ataku, kiedy nie wiedziałam co mi Jest, co tym kieruje, dlaczego ja. Nie miałam wiedzy o chorobie, A co za tym idzie musiałam się zmierzyć z nieznanym co wprawialo mnie w potworny lęk. Jak już zapewne wielu z Was wie - niewiedza jest najgorsza. Nic, nie będę się rozpisywać o przebiegu choroby, ale w styczniu pomimo obaw wyjechałam do Niemiec. Więc moja strefa komfortu była daleko w tyle. Ani jednego dnia od grudnia nie spędziłam w domu, leżąc I myśląc. Co prawda leki dużo dają, ale wiem że nie dałam się w 100 procentach pokonać chorobie. Stany derealizacji mam dzień w dzień, kołatania, duszności, zle samopoczucie, ale nie daje się. Chodzę do pracy, spotykam się z ludźmi, robię zakupy, sprzątam. Wiem że kosztuje mnie to dużo wysiłku, czasem nie chce mi się, czasem nie czuje sensu, ale zaraz odpulam te myśli, bo wiem że mam 21 lat, chce studiować, być kimś. Zawsze polegałam tylko na sobie I wiem że nie .mogę tego stracić, nie mogę sobie na to pozwolić. Od samego początku choroby nie siedze w domu! Da się. Nie macie pojęcia ile macie w sobie siły. Wiem że to jeszcze nie koniec, ale wiem że dam sobie z tym radę. Wam też tego życzę z całego serduszka
Ja dziś dzień cały niemalże w domu (oprócz siłowni rano), ale jest zaskakująco dobrze, chociaż wiem, że nie mam na to wpływu tak naprawdę, bo to przyjdzie kiedy chce.
Jasne, staram się pamiętać. Śmieszne, jak zmienia się postrzeganie w tym stanie, ale teraz nawet czekam żeby to przyszło, żeby się wypróbować i zobaczyć jak mi pójdzie tym razem. Nie mam natrętów ani stresu przed czymś konkretnym, jedynie ten irytujący dyskomfort w głowie, znikąd.Nipo pisze: ↑1 maja 2018, o 16:39Może i przyjść kiedy chce ale jesli nauczysz się do tego odpowiednio podchodzić to wtedy to znika a nawet jak przychodzi stres czy jakaś panika to nie robisz z tego nerwy tylko to jest zwykły stres czy zwykły atak paniki.Kwestia tu jest podejścia do tego.Pamietaj ze my sami sobie robimy takie piekło.cebulka pisze: ↑1 maja 2018, o 16:30Gratulacje! Bardzo dobre podejście, robię to samo, wychodzę na przekór sobie, dopiero wróciłam od koleżanki z innego miasta, uczę się i szykuję do egzaminów letnich . Też zawsze byłam niesamowicie samodzielna i bałam się wcześniej, że to utraciłam bezpowrotnie i zostanę warzywem na kanapie u moich zmartwionych rodziców, ale tak się nie stanie. Nie pozwolę na to.Niekompletna pisze: ↑1 maja 2018, o 15:55Witam, jestem tu od wczoraj znalazłam w końcu temat do którego mogę się odnieść walczę z tym cholerstwem, nerwicą lękową od grudnia 2017. Pierwszy atak? Umierałam. Gorzej bylo tylko tydzień po ataku, kiedy nie wiedziałam co mi Jest, co tym kieruje, dlaczego ja. Nie miałam wiedzy o chorobie, A co za tym idzie musiałam się zmierzyć z nieznanym co wprawialo mnie w potworny lęk. Jak już zapewne wielu z Was wie - niewiedza jest najgorsza. Nic, nie będę się rozpisywać o przebiegu choroby, ale w styczniu pomimo obaw wyjechałam do Niemiec. Więc moja strefa komfortu była daleko w tyle. Ani jednego dnia od grudnia nie spędziłam w domu, leżąc I myśląc. Co prawda leki dużo dają, ale wiem że nie dałam się w 100 procentach pokonać chorobie. Stany derealizacji mam dzień w dzień, kołatania, duszności, zle samopoczucie, ale nie daje się. Chodzę do pracy, spotykam się z ludźmi, robię zakupy, sprzątam. Wiem że kosztuje mnie to dużo wysiłku, czasem nie chce mi się, czasem nie czuje sensu, ale zaraz odpulam te myśli, bo wiem że mam 21 lat, chce studiować, być kimś. Zawsze polegałam tylko na sobie I wiem że nie .mogę tego stracić, nie mogę sobie na to pozwolić. Od samego początku choroby nie siedze w domu! Da się. Nie macie pojęcia ile macie w sobie siły. Wiem że to jeszcze nie koniec, ale wiem że dam sobie z tym radę. Wam też tego życzę z całego serduszka
Ja dziś dzień cały niemalże w domu (oprócz siłowni rano), ale jest zaskakująco dobrze, chociaż wiem, że nie mam na to wpływu tak naprawdę, bo to przyjdzie kiedy chce.
To super.Najwazniejsze jest żeby nie bać się tego ze przyjdzie.Najlepiej poprostu nie patrzeć na to czy przyjdzie bądź nieprzyjdzie.Poprostu żyć życiemcebulka pisze: ↑1 maja 2018, o 16:44Jasne, staram się pamiętać. Śmieszne, jak zmienia się postrzeganie w tym stanie, ale teraz nawet czekam żeby to przyszło, żeby się wypróbować i zobaczyć jak mi pójdzie tym razem. Nie mam natrętów ani stresu przed czymś konkretnym, jedynie ten irytujący dyskomfort w głowie, znikąd.Nipo pisze: ↑1 maja 2018, o 16:39Może i przyjść kiedy chce ale jesli nauczysz się do tego odpowiednio podchodzić to wtedy to znika a nawet jak przychodzi stres czy jakaś panika to nie robisz z tego nerwy tylko to jest zwykły stres czy zwykły atak paniki.Kwestia tu jest podejścia do tego.Pamietaj ze my sami sobie robimy takie piekło.cebulka pisze: ↑1 maja 2018, o 16:30
Gratulacje! Bardzo dobre podejście, robię to samo, wychodzę na przekór sobie, dopiero wróciłam od koleżanki z innego miasta, uczę się i szykuję do egzaminów letnich . Też zawsze byłam niesamowicie samodzielna i bałam się wcześniej, że to utraciłam bezpowrotnie i zostanę warzywem na kanapie u moich zmartwionych rodziców, ale tak się nie stanie. Nie pozwolę na to.
Ja dziś dzień cały niemalże w domu (oprócz siłowni rano), ale jest zaskakująco dobrze, chociaż wiem, że nie mam na to wpływu tak naprawdę, bo to przyjdzie kiedy chce.
Cześć.Kochaniutki nawet nie wiesz jakie somaty i ogólne spustoszenie może dawać nerwa.Filpaj pisze: ↑1 maja 2018, o 21:21Witam.Choruje na nerwice od dobrych kilku lat.Od roku chodzę na terapie efekty średnie.Najgorsze są objawy.U mnie występują bóle serca pieczenia w klatce duszności.Niepewnosc czy to napewno od nerwicy mnie pogrąża.Robilem echo serca ekg wysiłkowe pół roku temu i teraz boje się ze mogłem nerwami uszkodzić sobie serce.Mierze ciśnienie po kilka razy dziennie.Prosze doradzacie jak zacząć sobie pomoc.Nie mogę uwierzyć w to ze nerwica może mieć aż takie objawy które czuje bardzo realnie
A jak u Ciebie?Marcin12345 pisze: ↑5 maja 2018, o 05:31Miło się bardzo czyta tutaj wasze postępy, aż się lepiej robi
Staram się codziennie, ale sił mi starcza na moment, a potem znowu to samo. Do tego ponieważ część wyników badań mam nie do końca ok, to jeszcze z tylu głowy jest myśl, że może nie do końca to nerwica? Wiem że niezależnie czy tak czy nie to i tak ważne jest wzięcie się w garść i pozytywne nastawienie, bo rozpaczanie nic nie da, a tylko pogarsza stan. A może ja lubię się nad sobą tak znęcać? Już różne teorie rozkminiam.Tysiołek pisze: ↑5 maja 2018, o 17:58Kochana Ty zaszantażuj przede wszystkim siebie: "albo się wezmę w garść i przestanę się tym przejmować, albo będę tkwiła w tym stanie". Trzymam za Ciebie mocno kciuki i za to bys wreszcie zebrała się na pozytywne myślenie bo warto, Twój organizm sie za to odwdzięczy i szybko zobaczysz różnicę