zerwałem z dziewczyną 6 tygodni temu przez prawdopodobne ROCD - rozterki mnie zabiły i stwierdziłem że nie kocham choć przy niej było mi zawsze cudownie.
Byłem u psychologa ale to nic mi nie dało, wybieram się do psychiatry.
Moja dziewczyna nie wierzy do dziś, że jej nie kocham. Byłem u niej wczoraj, bo poczułem że chcę ją zobaczyć.
Ona ciągle wierzy, że możemy to wszystko posklejać. Ja już chyba nie, ale tli się we mnie jakaś nadzieja.
Przytulilem ją wczoraj i nie czułem tego co zawsze - jestem teraz w głębokiej depresji.
Chciałbym to naprawić, ale boję się, że to nie wypali i że już nigdy nie będzie jak dawniej.
Co ciekawe ona też twierdzi, że mogę mieć te zaburzenia.
Prosi mnie abym to leczył i jeśli nie dla niej to dla mnie i innej kobiety.
Mnie do dziś boli, że przed tym atakiem i zerwaniem świata nie widziałem poza nią a dziś wydaje mi się obca.
Czy te uczucia mogą wrócić przy stopniowym kontakcie?
Ratować to po wyleczeniu czy w trakcie epizodu depresji, bez chęci i w podłym nastroju?
Czy miał ktoś podobną sytuację i po długim czasie naprawił relację?
Nie marzę o niczym tylko o tym, by było między nami jak dawniej.
Nie chcę innej kobiety, ale boję się, że tej już nigdy nie pokocham jak kiedyś, nie tęsknię za nią choć wczoraj chciałem ją zobaczyć, szybko przyzwyczaiłem się do samotności - nie wiem już czy to ta depresja czy brak miłości...
Moja historia poniżej.
quote=Andrzejewski post_id=248689 time=1690120087 user_id=17663]
Twoja historia bardzo mi przypomina moją. Ja po rozstaniu ryczałem jak bóbr i nie mogłem normalnie funkcjonować, czułem że jak nie z nią, to z nikim nie chcę spędzić tego życia. Ale gdy wracaliśmy atakował mnie gigantyczny lęk i przekonanie że to jednak nie ta.Wypranyzuczuc pisze: ↑18 czerwca 2023, o 16:03Cześć, chciałbym opowiedzieć Wam moją historię.
Mam blisko 32 lata i byłem w związku z dziewczyną od blisko trzech.
Zanim wszedłem z nią w związek (poznałem ją w Internecie) chciałem zakończyć znajomość, bo myślałem, że może jeszcze poznam kogoś, kto spodoba mi się bardziej (jestem strasznie powierzchowny i zawsze podobały mi się blondynki, a ona nią nie jest choć nie mogę powiedzieć, że nie jest dla mnie pociągająca – wręcz przeciwnie i teraz podoba mi się nawet bardziej niż na początku).
Ona nie dała za wygraną i dobrze, bo po krótkim czasie poczułem, że kocham ją i wszedłem z nią w związek.
Byliśmy swoimi pierwszymi partnerami.
W związku było mi naprawdę dobrze, kochałem ją, uwielbiałem z nią spędzać czas, gotować dla niej, byliśmy bardzo do siebie podobni.
Darzyła mnie naprawdę wielkim uczuciem a ja ją. Gdyby ktoś jeszcze dwa miesiące temu powiedział mi, że nasz związek rozpadnie się – popukałbym się w czoło.
Z tego co wiem, to nawet nasi znajomi mówili, że bije od nas szczęście.
Widziałem w niej już żonę, matkę moich dzieci – do czasu.
Około miesiąca temu zaczęły się w mojej głowie rozterki bez żadnego powodu.
„Czy ja ją szczerze kocham”
"Czy kocham ją czy to przyzwyczajenie"
"Czy powinienem odejść, a boję się, że nikogo innego nie znajdę"
„Czy wszedłem z nią w związek, bo akurat nikogo innego nie mogłem wtedy mieć?”
„Czy to na pewno jest ona?”
Te myśli pojawiały się zawsze wtedy, gdy nie było jej obok – przy niej było mi dobrze, ale czułem jakbym ją okłamywał.
Oczywiście powiedziałem jej o tych rozterkach i ona przyjęła to ku mojemu zdziwieniu ze zrozumieniem.
Raz czułem, że kocham, raz że nie – sytuacja stała się wręcz moją obsesją, myślałem o tym godzinami w ciągu doby. Dobijało mnie to, bo miłość powinna być uczuciem pewnym tak, jak byłem jej pewny miesiąc temu. Nic się w naszym życiu nie zmieniło, parę tygodni wcześniej planowałem nasze wakacje.
Zacząłem grzebać w sieci, szukać rozwiązania odnośnie wypalenia uczuć i trafiłem na temat odnośnie ROCD na tym forum.
Czytając wskazówki Zordona i Divina obiecałem jej, że wygram z tym dla nas.
Przegrywałem raz po razie, choć nie dawałem sobie wiele czasu na walkę aby ostatecznie polec.
W końcu wbrew temu co przeczytałem podjąłem decyzję o rozstaniu dla dobra nas obojga.
Ona nie wierzyła temu co czyta, tym bardziej, że dzień wcześniej mówiłem jej, że ją kocham.
(Rozumiecie ten paradoks? Straciłem uczucia całkowicie w ciągu doby.)
Stwierdziłem, że nie można kochać i tęsknić co drugi dzień i tylko w jej obecności, zabrałem swoje rzeczy z jej mieszkania i odszedłem (nie mieszkaliśmy razem, choć 4-5 dni w tygodniu byłem u niej).
Było mi z tym źle, ciągle płakałem, mimo to poczułem, że moje uczucia do niej umarły na zawsze.
Na drugi dzień przyjechała do mnie, poprosiła żebyśmy spróbowali jeszcze raz, ja nawet nie dawałem się dotknąć i mówiłem, że mogę się nad tym zastanowić, ale żeby nie żyła nadzieją, bo raczej nic z tego nie będzie. Po jej wyjeździe po kilku godzinach napisałem, że chcę spróbować, a na następny dzień rano wycofałem się z tego i poprosiłem o dodatkowy czas na uspokojenie.
Ustaliliśmy, że nie będziemy się kontaktować i po jednym dniu takiego „odpoczynku” podjąłem ostateczną decyzję o rozstaniu (napisałem jej wiadomość) poprosiła żebym przyjechał i powiedział jej to prosto w twarz, na co przystałem.
Przy „drugim zerwaniu” nie czułem już nic – ani miłości, ani sentymentu tylko zimno, chłód i spokój. Gdy szedłem do niej czułem jakbym szedł kogoś zabić – bo tak faktycznie było – z zimnym spokojem zabiłem nasz związek. „Nie kocham Cię i nie czuję potrzeby naprawy tego związku” wykonało wyrok.
W momencie zerwania poczułem, że spada mi z serca jakiś kamień. Natrętne myśli odeszły, ale ja nie czuję spokoju. Czuję się wyprany z emocji. Chciałbym, żeby to minęło i żebym wiedział czy dobrze zrobiłem – czy to naprawdę uczucia umarły czy to ROCD a może depresja wywołana tymi myślami.
Czuję się zniszczony i choć po kilku dniach nie chce mi się tak już płakać, to mam uczucie zawieszenia w próżni. Trzy lata obróciły się w pył, a ja nie czuję już nawet chęci ratowania tego co zostało z tego związku. Trzy lata zniszczył jeden miesiąc rozterek.
Zapewne pojawi się jakieś pytanie o to czy nie pojawiła się w moim otoczeniu jakaś kobieta bądź czy nie zdradziłem – odpowiadam – nie.
Czy jest jeszcze szansa na to, że poczuję coś do niej? Wiem, że ona ma te wszystkie cechy dziewczyny, o której zawsze marzyłem a mimo to coś we mnie pękło.
Temat jest świeży - wszystko stało się w tym tygodniu.
Obecnie jestem w związku, który momentami przypominał Twoje drugie rozstanie- też w momentach słabości czuję śmierć emocjonalną i obojętność na wszystko.
Odpowiadając na pytanie- według mnie jest szansa, że coś poczujesz. Jest osobą, która kochałeś, i reprezentuje wszystkie cechy o których marzyłeś. Niestety z nerwicą nie jest tak łatwo. Ja swoje załamania związkowe przechodziłem bardzo gwałtownie, ale wylizywanie się z tego trwało bardzo długo. Trzeba być w stanie otworzyć się na nowo. zaufać swoim uczuciom, nie bać się że wszystkie emocje zostaną zastąpione lękiem i etc. Odwiedź psychiatrę i psychoterapeutę a wyjdziesz na prostą. I taka moja osobista prośba do Ciebie, ale też do innych -zawsze stawiajcie swoje potrzeby na pierwszym miejscu. Też zrywałem wiele razy "dla dobra partnerki", ale nie było to dobre dla nikogo, a już na pewno nie dla mnie. Trzymam kciuki
[/quote]