marianna pisze:Wybacz pomyłkę, tego posta czytałam pare dni temu.
Chciałam zwrócić Twoją uwagę na coś innego i może podać jakiś inny punkt widzenia
jesli chodzi o zachowanie terapeutki.
Dziękuję ci za dobre intencje:).
Jakie by powody mojej terapeutki nie były, wiedziała jaka byłam, jak trudna była dla mnie ta konkretna ostatnia sesja-w jakim byłam na niej stanie- i wiedziała, na pewno, jak nie powinna była tej terapii kończyć. Bo tu nie chodzi o to, że ją zakończyła (stało się dobrze, bo była nieskuteczna, a ja nie miałam motywacji sama poszukać czegoś innego), tylko JAK to zrobiła. Po prostu będąc tam wiem, że miała w tym sposobie na względzie swoje, a nie moje, dobro. I to mnie tak potwornie boli. Że nie została terapeutką do końca, tylko na końcu pokazała, że tak na prawdę to ma mnie gdzieś.
-- 3 września 2015, o 22:28 --
DORADŹCIE PROSZĘ!!
Szukam nowego terapeuty.
Na razie byłam u dwóch. Chcę to opisać w skrócie, bo czuję się zagubiona i nie wiem teraz czym się przy wyborze kierować? Z jednej strony powinnam się czuć bezpiecznie i móc się otworzyć, z drugiej nie chodzi przecież o głaskanie po głowie.
Obydwaj terapeuci mają bardzo dobrą renomę, przyjmują w Wawie.
Pierwszy terapeuta pracuje psychodynamicznie. Moje pierwsze wrażenie o nim nie było (niestety) pozytywne: jest lękliwy, jakby czegoś się bał. Ja też się zaczęłam bać, bo pomimo jego ewidentnej dobroci, mam wrażenie, że może być dla mnie za miękki i pozwoli mi wejść mu na głowę, a ja mam takie tendencje i potrzebuję osoby stanowczej, ale łagodnej (taka była moja dotychczasowa terapeutka). On łagodny jest, ale brak mu tej stanowczości. Do tego jak mówił to się dużo namyślał, ale odniosłam wrażenie, że czasami dlatego, że po prostu nie był wystarczająco w czymś kompetentny (zaczynał coś mówić, za chwilę zmieniał, zastanawiał się na głos). Powiedział, że zakończenie terapii w taki sposób w jaki zrobiła to moja terapeutka jest nieodpowiednie i to mnie chyba do niego zraziło: moja terapeutka powstrzymywała się od takich ocen o innych, nawet jak ją mocno za język w tej kwestii ciągnęłam. Powiedział też jednak coś co mnie bardzo pozytywnie do niego ustosunkowało: pomimo, że on nie wie jeszcze czy ja się zdecyduję na terapię u niego on już teraz zacznie myśleć w kierunku późnowieczornych godzin sesji dla mnie (praca), tak by nie było, że ja mu potem powiem, że się zdecydowałam, a on mi powie, że nie ma takich godzin wolnych i znowu doznam odrzucenia/nie będzie dla mnie miejsca (troska o mnie). Zauważył też, że plastikowy kubeczek, którym rzuciłam był przedmiotem małej wartości (kontrolowałam się do jakiegoś stopnia) i nie dokonałam żadnych realnych strat w gabinecie.
Drugi terapeuta to psychoanalityk. Zadzwoniłam 3 minuty przed czasem do drzwi i nie zostałam wpuszczona, mimo, że nikogo nie było przede mną. Mam świadomość, że nikt nie musi przyjąć nikogo wcześniej niż umówiona pora, ale, że nie ma tam poczekalni i czekałam na klatce schodowej mnie zirytowało. Dopiero później psychoanalityk przypomniał mi, że mówił mi przez telefon o braku poczekalni, o czym ja zapomniałam i, że nie będzie mnie mógł wcześniej przyjąć. Zaczęłam od tego rozmowę z nim. Miałam ochotę uciec od niego już po 2 minutach kontaktu, czułam się tragicznie. Powiedział mi niemiłym głosem, że ja chyba nie zdaję sobie sprawy z napastliwości swojego głosu-tak wiem, że mam taką tendencję. Mam wrażenie, że o nw odpowiedzi na to się najeżył (a powinnien mieć dystans) i zaczął być dla mnie niemiły. Moją uwagę zwróciły słowa których używał: "chronię swój czas", zamiast np.: "dbam o mój czas" (i nie wpuszczam wcześniej). Mam tendencję do wchodzenia w słowo-wiem o tym, ale na sesjach nigdy się tym nie przejmowałam zbytnio-w końcu szłam się tam wygadać. Terapeutka zwracała moją uwagę na ten fakt, ale robiła to w ciepły sposób, a on doniosłym głosem, każdorazowo dobitnie podkreślał, że mu przerwałam i nie może nawet zdania dokończyć. Moje przerywanie to przede wszystkim lęk, że zapomnę myśli, która mi się właśnie pojawiła. W toku rozmowy stwierdził także, że jest elastyczny (bo mu powiedział, że odbieram go jako przesadnie sztywnego), bo rozmawia teraz ze mną! Powtórzył też to co o nim mówiłam, a co nie było pozytywne (jak np.: że jest sztywny) a na końcu dorzucił określenie, którego w ogóle nie powiedziałam. Odpowiedziałam mu spokojnie:
-Nie powiedziałam nic takiego o panu.
-A taka ironia z mojej strony, uszczypliwy chciałem być.
-Nie lubię uszczypliwości.
-Aa już poszło.
Stwierdził także na moje pytanie co on zrobi jeśli też bym rzuciła kubkiem na ziemię czy coś zniszczyła, że zadaję dziwne pytania i on mówi wprost co myśli (że mówi, ze to dziwne). A myślałam, szczerze, że analitycy są jak biała kartka. Mówił też najpierw, że nie widzi bym mogła od niego przyjąć pomoc i nie proponuje mi kolejnego spotkania, mówił tak długo, a pod koniec nagle zmienił zdanie. Jedno cenne co mi powiedział, to to, że chodzę z wielką wściekłością- dzięki tej obserwacji z jego strony poczułam, że może uda mi się nawiązać kontakt z moimi wypartymi uczuciami. Od pierwszych chwil rozmowy z nim moje ciało zareagowało i doznałam silnego odrealnienia, mimo, że dziś wcześniej cieszyłam się jego brakiem. Zastanawiam się czy powinnam u niego kontynuować i z czego wynika ta negatywna atmosfera-ktoś nie z mojej bajki kompletnie czy tak silne przeniesienie z mojej strony. Skłaniałbym się za tym drugim, gdyby nie te ironiczne uwagi i świadomość, ze nie przepadam za takimi ludźmi jak on po prostu (ale tu pojawia się pytanie: d l a c z e g o nie przepadam, może coś jest na rzeczy?) itd.
Jak sądzicie? Jestem w kropce, bardzo potrzebuję opinii innych osób. Z góry dziękuję:).