Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Moja przygoda z nerwicą po trawce

Dział dla osób, które zażywaniem narkotyków, np. marihuany, dopalaczy, mefedronu, amfetaminy doprawili się stanów lękowych, czy też depresyjnych.
Jeżeli Twoim głównym problemem jest odrealnienie po "narksach" to dział o derealizacji znajduje się Tutaj
ODPOWIEDZ
Shyiwora
Nowy Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 4 kwietnia 2024, o 21:17

4 kwietnia 2024, o 22:57

Hej,
swoim pierwszym postem chciałem się przywitać ze wszystkimi członkami społeczności, a zarazem podzielić się swoją historią, jak to się wkręciłem w nerwicę, i jak próbuję się z nią oswoić 😉 Z góry wybaczcie, jeżeli wypowiedź jest przydługawa, nie mniej chcę, aby dostrzeżono wszelkie szczegóły i zrozumiano moją obecną kondycję etc.


Sylwester 22/23 był dla mnie momentem, w którym to po raz pierwszy spróbowałem 🥦. Mimo że wcześniej nie miałem doświadczenia z tego typu „umilaczami czasu”, to bez oporu spróbowałem większej ilości – efekty pożądane bez żadnych ekscesów. Po tym dniu moja kariera okazyjnego palacza się rozkręciła. Z racji tego, że dość późno zacząłem korzystać z alkoholu, bo w wieku 22 lat, a z 🥦 dopiero mając 25 lat, nieciężko jest mi się wprowadzić w dobry nastrój przy małych ilościach. Palenie kontynuowałem aż do feralnego dla mnie grudnia 2023 (11 miesięcy). Do tego momentu popalałem raz w miesiącu, czasem dwa. We wrześniu pojawił się lekki zjazd w postaci halucynacji dźwiękowych i dreszczy. Nie mniej wziąłem pod uwagę, że to chwilowe, nie nadałem tej sytuacji wielkiej wagi. Przeżyłem i miałem się dobrze. Nie mniej od tamtego momentu pojawiało się przy popalaniu uczucie ciężkości, a w mojej głowie zaczęły się nasilać wątpliwości, czy aby na pewno wszystko jest w porządku. Taka moja natura, dopóki się nie przejadę na czymś, to się nie zatrzymuję. I nastąpił wcześniej wspomniany grudzień. Pomimo, że przed rozpoczęciem „konsumpcji” miałem obawy, czy nie będę się czuł źle, podjąłem się tego. Postanowiłem, że nie będę się tym zamartwiać, bo jest to po to, żeby się rozluźnić. Niestety to była zła decyzja i rozluźniłem się aż nadto. Zjazd wszedł na pełnej mocy, zacząłem czuć się słabo, chodzić po całym domu, musiałem oddychać świeżym powietrzem, miałem dreszcze, poty itd. – całokształt opisują to jako klasyczne uczucie umierania. Niestety to nie był koniec. Moim zdaniem doznałem pierwszego w swoim życiu ataku paniki, który był impulsem do rozwoju później objawionej nerwicy. Zaczynało mi się kręcić w głowie, przed oczami miałem mroczki, a w klatce doznawałem niesamowitego ucisku. Całość pomieszana z halucynacjami dziwnych dźwięków. Wszystko się skumulowało. Zamiast uczucia osłabienia czy umierania, w mojej głowie zaczynała pojawiać się coraz większa furia i chęć zatrzymania tych wszystkich efektów, doprowadzających mnie do szału. Jedyną wówczas metodą, jaką zaczynałem dostrzegać, było po prostu odebranie sobie życia. Nóż albo okno bo z każdą sekundą odnosiłem wrażenie, że jest coraz gorzej. Wybaczcie drastyczność 😃 Całość paniki potęgowała wizja tego, jakie nieprzyjemności będą czekać moich bliskich, jeżeli strzelę sobie samobója, a byłem faktycznie na krańcu wytrzymałości. Zaparłem się jednak i zadzwoniłem po pogotowie, nie próbując uciszyć się na własną rękę z niepewnością co zrobię. Przyjechali, wstrzyknęli coś na uspokojenie, zabrali na obserwację na parę godzin. W międzyczasie zmieszali mnie z błotem jak zwykłego ćpuna, grożąc, że jeszcze naślą na mnie policję 😛 Wróciłem do domu o własnych siłach, o 5 rano. Niestety na drugi i trzeci dzień po całej akcji w nocy budziłem się z atakiem paniki z takim samym chwilowym przerażającym uczuciem, jakiego doznałem wtedy (wywołującym przymus strzelenia samobója). Coś jakby paraliż. Do tego wszystkiego pojawiła się depersonalizacja, trwająca około tydzień. Na moje szczęście przed świętami jeszcze wszystko się unormalizowało. Mój umysł zaczął się przyzwyczajać do tego, co się odstawiło, a wręcz razem z rodzinką traktowaliśmy to jako element żartów i tego, że poległem nawet od 🥦, której byłem wielkim zwolennikiem. Niestety po stabilizacji zasiałem w sobie ziarno wątpliwości: „czy to potworne uczucie nie pojawi się przy pierwszej lepszej okazji, nawet jeżeli napiję się odrobiny alkoholu?”. Wszystko było dobrze przez prawie trzy miesiące, do połowy lutego tego roku. Byłem z wizytą u znajomych. Nie było 🥦, wyłącznie parę drinków i dobre towarzystwo. Nigdy też nie byłem zwolennikiem upicia się – traktowałem to rekreacyjnie, z przyzwoitością. Gadka szmatka, gry planszowe i nagle jakby ktoś przełączył dosłownie na sekundę przełącznik w mojej głowie. Takie samo uczucie porażenia/paraliżu z samobójem. Na szczęście na tyle dobrze się bawiłem, że puściłem to w niepamięć. Nie mniej była to pierwsza od tamtego momentu taka sytuacja. Pech chciał, że parę dni później to ja byłem w roli gospodarza towarzyskiego spotkania. Uczucie powróciło, a że nie byłem w stanie wkręcić się w rozmowę, to myśl zaczęła się wżerać i pęcznieć w moim umyśle. Chciałem, żeby jak najszybciej wszyscy wyszli i zostawili mnie samego. Niestety musiałem jeszcze wytrzymać pare godzin próbując się wewnętrznie uspokoić. W nocy następnego dnia dostałem ponownie ataku paniki połączonego z przytłoczeniem i które wywołały od razu identyczne samobójcze uczucia. Od tego momentu zaczęła się moja nieprzerwana do dnia dzisiejszego nerwica. Choć nocne ataki paniki do dzisiaj się już nie pojawiły, to w mojej głowie zagościły całodniowe natrętne myśli, o ile można tak to nazwać. Po prostu ciągłe autoskanowanie i sprawdzanie czy jest nadal źle a czy może dobrze. Bez powodu. Po tygodniu nieprzerwanych natrętów w umyśle, naprzemiennie z uciskiem w głowie, pojawiającego się epizodycznego pogorszenia wzroku, zawrotów oraz dobijającej obcości mojego otoczenia (tym razem derealizacja) i ogólnego braku pojęcia co się ze mną dzieje, zdecydowałem, że coś muszę z tym zrobić i udałem się do psychologa w celu zapisu na wizytę. Pech chciał, że jak to zwykle NFZ termin był dopiero za miesiąc. Jak usłyszeli co mi się dzieje i jak to opisuję, to od razu poprosili, bym udał się do poradni leczenia uzależnień w celu weryfikacji, czy oni w ogóle mogą się podjąć mojej terapii. Tydzień spędzony w takim stanie doprowadzał mnie do frustracji, a wizja oczekiwania jeszcze miesiąc na zrobienie pierwszego wywiadu u psychologa była nie do zniesienia. Przede wszystkim zacząłem się bać zasypiać z powodu obawy przed kolejnym atakiem paniki w nocy. Przyczyniło się to do mojego powrotu do dawnego przyzwyczajenia, jakim jest puszczanie sobie radia / muzyki na noc. Bałem się wyjść do kina czy gdziekolwiek ze znajomymi bo to z nimi wtedy zaatakowały mnie te potworne uczucia. Tak samo zacząłem się też bać grać w gry planszowe. Do teraz w zasadzie obawiam się pójść sam umyć, bo wiem, że jak zostanę sam na chwilę przez dłuższy czas, to moje myśli zaczną znów lawirować wokół jednego tematu. Pomimo psychicznego cierpienia, jakie chcąc nie chcąc sobie sam zafundowałem, zacząłem jakoś działać: spacery, muzyka, ćwiczenia, gry, filmy i moja pasja która w ty mstanie stała mi się dość obojętną. Z mniejszym lub większym skutkiem, bo myśli natrętne, występujące u mnie z częstotliwością odnawiania się co dosłownie parę sekund potrafiły przeobrażać relaks i wyciszenie w męczarnie. Zacząłem też szperać po Internecie w poszukiwaniu mojej dolegliwości. Z mniejszymi lub większymi efektami, często też niepotrzebnie się nakręcając. Trafiłem jednak na temat DD, a dalej, dziękując sile wyższej, moja mama, która mnie wspiera całym sercem natrafiła na kanał Hewada. Zaczynając od początku, każdy z następnych odcinków otwierał mi oczy na moją przypadłość i pozwalał zrozumieć moje uczucia, a przede wszystkim to, że mogę sobie z tym poradzić i wrócić do swojego wcześniejszego życia, ale trzeba pracować. Nadal zgłębiam temat, mam jeszcze wiele materiałów do obejrzenia. Stram się zajmować jakoś i czasem się udaje. Bywały też dni a raczej ich części, że mój mózg nagle tak jakby wrócił do swojego stanu przed całą akcją i człowiek czuł życie. Ale niestety tylko pare godzin i niezbyt często. Ale nadarzył się mały obrót sprawy chociaż mogę też to wyolbrzymiać. Do czwartkowej wizyty u psychiatry w centrum uzależnień czułem się już całkiem dobrze, o ile można to tak nazwać. Zostały tylko natrętne myśli, do których się zdążyłem już chyba przyzwyczaić, a ich objawy z reguły powodowały wyłącznie napięcie z tyłu głowy (tak jakby chciały się na siłę wepchać do środka), bo samych w sobie nie byłem w stanie określić czego ode mnie chcą. Niestety po wizycie, mimo potwierdzenia mojej rzuconej na wejściu od lekarza diagnozy, że mam nerwicę (spowodowaną 🥦 oraz moją lękową osobowością i przeszłością) i początkowej ulgi oraz zadowolenia, pod wieczór tego samego dnia ni stąd ni z owąd wszystko runęło. Zacząłem doznawać niesamowitego stanu depresyjnego i myśli egzystencjonalnych (jak to jest że widzę, jak to jest że się poruszamy w przestrzeni itd.). Że życie jest bez sensu, że to co robię jest bez sensu, że każdy następny dzień do tej pory jest podobny. Ogółem, że życie jest do dupy, a każda dalsza sekunda życia była niesamowicie męcząca i nie do zniesienia. Pojawiło się ponownie to samo uczucie co kiedyś, żeby strzelić samobója, tylko tym razem z powodu mojego stanu depresyjnego. Nie odczuwałem tego jako przymusu ucieczki od przytłaczających odczuć, tylko jako faktyczną "nienajgorszą" opcję. Wydawać się mogło że apatia racjonalizowała taką możliwość. Na następny dzień, tj. piątek, miałem wizytę u psychologa, zapisano mnie także do psychiatry, u którego byłem dzień wcześniej. Niestety dopiero na połowę lipca. Wizja trzech miesięcy po tym co się działo dosłownie dzień wcześniej mocno mnie przeraziła. Psychiatra przepisał mi Nexpram, który ma mi rzekomo pomóc doprowadzić się do stanu jako tako. Poczytałem tu i ówdzie – nie byłbym sobą – o tym leku. Możliwe, że to też był błąd, choć wspomniał mi o tym też i sam psychiatra, że przez pierwsze 2 tygodnie będą doskwierać mi wyłącznie efekty uboczne. Pytanie, czy zacząłem się sam nakręcać, czy faktycznie to efekty uboczne, bo biorę już od 7 dni i czuje się gorzej niż przed wizytą, a natręctwa samobójcze stają się dość niepokojące. Ponad to trwający przez dużą część dnia niepokój oraz ucisk w żołądku. Czuję się jakbym zaliczył degres. Nie mniej zadecydowałem, że będę "przyswajać" tę nerwicę poprzez leki, ale co najważniejsze terapię oraz własny rozwój oglądając, notując i biorąc do serca wszystko co Hewad przedstawia w materiałach. Staram się też patrzeć co mówią inni w tej kwestii i łapać powiązania. Jest bardzo ciężko, ale wierzę, że kiedyś wszystko wróci do normy. Cieszę się, że chociaż derealizacja pojawia się już tylko czasami w zasadzie dopiero w momencie jak sobie o niej przypomnę albo mocnego nakręcenia. Oczywiście 🥦 zostało odłożone już na dobre (5 miesięcy), alkohol tak samo (1,5 miesiąca). Koniec. Taka mała spowiedź z mojego ostatniego pół roku życia. Dziękuję wszystkim, którzy przeczytali do końca, mam nadzieje, że dało się to zrozumieć. Życzę wszystkim jak najszybszego wyjścia z tego zaburzenia 🙂

Pozdrawiam!

4 IV - dziś prawie cały dzień czuję się dobrze, mam ochotę działać przy tym co mnie pasjonowało. Wyjątkiem był moment oglądania serialu w trakcie którego zacząłem nakręcać samobója.
ODPOWIEDZ