Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Moja obawa o życie i zdrowie- nerwica lękowa? Hipochondria?

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
nacisnijenter
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 16 stycznia 2016, o 23:59

17 stycznia 2016, o 00:17

Witam wszystkich, chciałabym przedstawić swoją historię w ogromnym skrócie
i prosić o rady, gdyż u żadnego specjalisty nie byłam :roll:
Ostatni rok jest dla mnie pewnego rodzaju koszmarem. Zaczęło się od panicznego lęku
o życie dwóch osób. Finał tej sytuacji oczywiście szczęśliwy. Nie mogłam się ogarnąć, nie
wiedziałam co ze sobą zrobić. Zaczęły się ataki paniki, uczucie które towarzyszyło mi w
tamtej sytuacji i już do końca tego czasu nie opuszcza. Strach o utratę zdrowia, życia.
W dzisiejszych czasach, gdzie dookoła pełno chorób, monotonii, smutku i żalu popadłam w załamanie.
Pierwsze sygnały zaczęły się pojawiać parę lat temu, gdy pewna dziewczynka z którą miałam kontakt
wcześniej- zmarła na sepsę. Pech chciał, że byłam wtedy chora, więc zaczęłam sobie wmawiać, że na
pewno to spotka też mnie. Ciągle towarzyszył mi strach, ze strachu bóle żołądka, a z bólu wizyty u lekarzy,
które na ogół nic nie wnosiły. I tak to trwało w sytuacjach dla mnie stresujących, ten sam schemat. Do czasu.
Punkt kulminacyjny, obawa o życie tych osób. Wszystko pękło we mnie niczym bańka mydlana.
Wszystko straciło na znaczeniu. Poczucie bezsensu życia, niechęci do działania, rozmowy z przyjaciółmi
nagle straciły na znaczeniu chociaż mam ich wielu. Nic dla mnie nie miało sensu. Nie potrafiłam po prostu
być szczęśliwa w tym co mam. Kiedyś uważałam, że mam najwspanialszą rodzinę pod słońcem, że jestem
najszczęśliwszym człowiekiem, zawsze chętnym do działania. 2x nie trzeba było mnie namawiać, nigdy.
I nagle w spotkaniach z rodziną nie było nic niezwykłego. Wrażenie sztuczności, znowu poczucia bezsensu.
Dlaczego się tak działo? Dzieje? Od momentu, w którym coś we mnie pękło, gdy zaczęłam miewać ataki
paniki przed własnym życiem- moje ciało oszalało. Przeżyłam już przysłowiowo: co najmniej 3 zawały, udary,
10 ataków wyrostka, białaczkę, chłoniaka i wiele innych. Dlaczego? Te ciągłe życie w strachu napędzało machinę,
zataczające się koło. Nagłe drętwienie ręki, atak paniki, myślenie o tym że boli i że nie chce przestać.
Potem poszukiwanie leków. Nie przestaje. Popadam w paranoje, zaczynam czytać w sieci, co może mi dolegać.
Doczytuję się udaru. Jeszcze większa panika. Oblewają mnie poty, boję się. Dostaję biegunkę, mam ochotę żeby
zajął się mną jakiś lekarz i powiedział że nic mi nie jest i dopiero wtedy to odpuszcza. Ale na ogół tak nie jest.
Rozmowa z kimś, wygadanie się pomaga. Może nie na tyle pomaga załatwić problem co uspokaja.
Zwykle po jakimś czasie ustępuje, gdy przestaję myśleć. Ale zostaje pytanie: przecież skądś ten ból się pojawił.
Przecież w tamtej chwili niczym się nie stresowałam, oglądałam telewizję, a tu nagle ból. I pytanie: Dlaczego ja?
Czemu mnie to musi spotykać, użalanie się nad własnym losem. Przecież wszyscy dookoła są tak szczęśliwi,
a mi zawsze coś musi być. To jeden z dziesiątek tysięcy takich przykładów. Bo dlaczego spuchł mi węzeł a lekarz
nie stwierdził żadnej infekcji? Nawet nie zagłębił się w to, dlaczego tak się stało. Szukam na własną rękę.
Dzień pogrzebu babci, stypa. Diagnoza: biegunka. Atak paniki, latania co chwilę do łazienki i skurczowe bóle brzucha.
Pozornie przeszło, zaraz z powrotem biegiem do łazienki. Atak paniki. Coś mi jest. Poważnego.
Pojechałam na nocną opiekę zdrowotną. Leki przeciwbiegunkowe i tyle. Uczucie bezsensu i lęku które mnie wtedy
ogarnęło sprawiło, że nic więcej się nie liczyło, poza moimi dolegliwościami, które sama ze stresu wywołałam.
Kiedy się uspokajam, zajmuje sobie czas- to mija, ale na pozornie krótko. Kiedy rozboli mnie kolano
( a problemy z nimi mam od około 6lat) wszystko staję się szare, wszystkiego się odechciewa.
Czemu każdy potrafi być szczęśliwy a ja ciągle narzekam marudzę że mnie coś boli. Ból powoduje uczucie lęku,
gdy przestaje boleć,kłuć itp.dopiero wtedy staję się spokojniejsza. Mam dość. Walczę z tym, na ogół sama,
przecież to siedzi w mojej głowie. Czasami się udaję. Czasami jest gorzej. Nie ma dnia w którym czułabym się idealnie.
Dzień w dzień, jakiś chwilowy tępy ból głowy i diagnoza, zakłucie w brzuchu, wkręcanie chorób i sprawdzanie nieprawidłowych
wyników które robiłam miesiąc temu, a rzekomo nic mi nie jest. A ja nie jestem tego taka pewna. Potrafię być wesoła, gdy
nie jestem sama. Zapominam o wszystkim złym, bywa że przy odpowiedniej osobie cudem nawet przez 2 dni nic mi nie było.
Gdy jest mi źle, rozmawiam. Wprost rozmawiam z ludźmi mi najbliższymi. Jakoś mija z dnia na dzień. I boję się nawet tego,
że te moje , ”wkręcanie” przyprawi mnie o coś złego. Że będę słabsza a tym samym podatniejsza na choroby. Nie chcę tego.
Nie wiem w czym tkwi problem skoro pozornie wiem o co chodzi, a nie potrafię sobie z tym poradzić. Boję się o ŻYCIE.
Nie oglądam wiadomości, mówią w nich przeważnie o samych złych rzeczach… wszędzie wojny, wypadki, nekrologii.
Przytłacza mnie to, jeszcze nie daj Boże wymyślę sobie nową chorobę. A one lubią wracać, po kilka razy więc po co mi
jeszcze jedna więcej wymyślona choroba? A co jeśli nią nie jest? Jeśli rzeczywiście coś jest nie tak? I koło się zamyka.
A ja wypycham pierś w przód i mówię DAM RADĘ, jestem SILNA. Ale wraca jak bumerang.
Tak naprawdę ani trochę sobie z tym nie radzę. Co robić? 'smuteq
Ada
emek16
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 344
Rejestracja: 17 listopada 2015, o 11:37

17 stycznia 2016, o 00:37

Witaj w naszym nerwicowym klubie co masz robić czytaj artykuły zamieszczone tutaj oglądaj też filmy Divovic i się nie poddawać zobacz nie jesteś w tym sama mam dla ciebie dwie wiadomości jedna dobra to ta że tak da się z tego wyjść druga zła nie jest to niestety proste nie ma co owijać w bawełnę sam jeszcze z tego nie wyszedłem ale się nie poddaje wieże że nadejdzie ten dzień że będzie koniec, tu wszyscy doskonale cię rozumieją, te głupie myśli to koniec nie da się świat się skończył nie dam rady dlaczego ja te głupie wkrętki drętwieje mi ręka będe miał zawał skaleczyłem się wykrwawie się itd itp pracuj nad sobą ja kiedyś przez to chorobę z 2 lata nie chodziłem bo ta głupia nerwica mi wmówiła że umrę jak będę chodził a teraz proszę bardzo robię sobie codziennie spacerki po domu i lęk mi minął więc nie poddawaj się pracuj systematycznie nad sobą będą dni złe i dobre ciesz się nawet z najmniejszego postępu.
ODPOWIEDZ