Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Ja i moja nerwica

Tutaj możesz się przedstawić, napisać coś o sobie.
ODPOWIEDZ
Awatar użytkownika
Aixa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 23
Rejestracja: 4 sierpnia 2016, o 00:30

4 sierpnia 2016, o 01:06

Witam was bardzo, bardzo serdecznie.

Znów mnie to dopadło. Pomyślałam, że spróbuję o tym napisać, że może jeśli to z siebie wyrzucę to coś się zmieni, może ktoś dobrze mi doradzi.
Mam 24 lata i choruję na nerwicę już od ponad 10 lat, od wypadku po którym zaczęłam odczuwać lęki i najprzeróżniejsze objawy. Bałam się iść do szkoły, wiele tygodni spędziłam w domu z bólami brzucha, głowy... Na początku nie wiedziałam, że to nerwica, lekarze też zresztą nie, byłam leczona na różne objawy somatyczne, na bóle brzucha, choroby związane z układem pokarmowym, bóle głowy itd. Tylko jedna pani doktor zasugerowała wtedy moim rodzicom nerwicę, jednak z braku wiedzy chyba po prostu nie wzięli tego na poważnie. Bo jak dziewczynka, która jest wesoła, ma pełno energii, znajomych może być "znerwicowana"? A jednak.
Bóle brzucha i nudności przeszły właśnie w momencie, kiedy przestałam się na nich skupiać, kiedy dojrzałam, zajęłam głowę czymś innym niż tym, iż "coś mi dolega".

Dopiero wiele lat później, kiedy pojawiały się kolejne objawy, sama zaczęłam łączyć fakty, poczytałam o nerwicy i to co mi dolegało w stu procentach zgadzało się z opisem. Przyjęłam do wiadomości iż choruję na nerwicę i lepiej lub gorzej ale radziłam sobie z nią na przestrzeni lat.

Towarzyszył mi cały wachlarz objawów. Najczęściej lęki, iż zaraz umrę ponieważ zakrztusiłam się włosem/chipsem/kawą, iż zapewne mam to teraz w płucach i uduszę się. Tego typu różne surrealistyczne myśli. Obsesja na punkcie prostownicy do włosów (zapewne zapomniałam jej wyłączyć i spowoduję pożar), która sprawiała, że zwalniałam się lub spóźniałam do pracy tylko po to by wrócić do domu i zobaczyć, iż oczywiście prostownica jest odłączona z prądu. Ciągłe mycie rąk i różne obsesyjne zachowania przy gotowaniu. W chwilach wzmożonego stresu miałam duszności i obsesje, że mam jakąś poważną chorobę (robiłam badania, wychodziło oczywiście, iż jestem zdrowa jak ryba więc lęk przechodził).

Aktualnie od kilku dni mam okropne uczucie nierealności, strachu sama nie wiem przed czym. Wcześniej odczuwałam strach ale była też jego przyczyna, i po wyeliminowaniu przyczyny strach znikał. Aktualnie boję się sama nie wiem czego... Miałam zły sen, nic szczególnego, po prostu dziwny sen po którym przyszedł strach i uczucie odrealnienia... Przez ostatnie dni czułam takie szczęście, euforię, energię, nie przypuszczałam, że to po prostu cisza przed burzą. Staram się na wszelkie możliwe sposoby zajmować głowę czymś innym, rozmową za znajomymi, zakupami, wieczorem zrobiłam sobie kilkukilometrowy spacer wzdłuż plaży by się ochłodzić i po prostu zmęczyć, oglądałam filmy na youtubie. Nie pomogło jakoś specjalnie. Robię wszystko by tylko nie zalegnąć w łóżku i nie zacząć rozmyślać obsesyjnie nad strachem. Strach jest okropny, strach przed tym, że zwariuję, że oderwę się od rzeczywistości, że mi się nie poprawi, że może być gorzej... Piję jedną melisę za drugą, przyszło mi już do głowy, żeby może kupić coś uspokajającego w aptece. Zawsze jakoś sobie radziłam, boję się, że pójście do psychiatry czy do psychologa niewiele pomoże a ja tylko rozdmucham te negatywne myśli i zacznę sama siebie nakręcać. Skoro wszystkie te objawy są wytworem moich myśli i wyobraźni, to powinnam sama dać sobie z nimi radę, opanować je, zniszczyć.

Ostatnio miałam bardzo stresujący i wykańczający psychicznie okres, nadal czekają mnie stresujące sprawy do załatwienia, przeprowadzka, których ostatnio było wiele. Jestem ze wszystkim sama, moja rodzina mieszka daleko. Przeszło mi już nawet przez myśl, żeby wrócić na jakiś czas do rodziców, żeby mieć choć jakiekolwiek wsparcie, by czuć, że ktokolwiek jest przy mnie. Boję się, że tym razem sama sobie nie poradzę.
Ellena
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 83
Rejestracja: 27 lutego 2016, o 17:52

4 sierpnia 2016, o 08:23

Witaj. Przede wszystkim uspokój się. Zajmij się na początku objawami, jak piszesz, że kiedyś jak nie zwracałaś uwagi na objaw to minęło, rozumiem, że wiesz z czym to się je. Teraz przytrafiło się więcej objawów i jest ciężej porzucić nad nimi kontrolę. Po pierwsze, staraj się nie panikować, powiedz sobie głośno, ok na tym etapie mojego życia mam cięższy okres, albo nerwicę, to tylko epizod w moim życiu, następnie zaakceptuj objawy jakie by nie były, daj płynąć objawom psychicznym w sensie jakieś natrętne myśli, itp. oraz objawom fizycznym, jak dopadnie cię jakaś duszność poluz się przed TV wcześniej oczywiście dialog wewnętrzny, że to tylko nerwiczka i tyle. Możesz dać jej imię i tak się z nią konfrontować. Jeśli objawy będą mniejsze to zajmij się zredukowaniem stresu w swoim życiu, gdyż coś spowodowało, że nerwica wróciła. Poukladaj sprawy, zminimalizuj obowiązki, odwiedź rodziców, porozmawiaj z nimi. Tylko nie panikuj, nawet jak będziesz miała uczucie, że nie wytrzymasz to idź do przodu, bo tobie się nic nie stanie, to tylko umysł płata figle. Powodzenia i cierpliwości.
Meey
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 11
Rejestracja: 4 sierpnia 2016, o 15:20

4 sierpnia 2016, o 15:41

Ciezko nad tym umysłęm zapanować
Awatar użytkownika
Aixa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 23
Rejestracja: 4 sierpnia 2016, o 00:30

19 sierpnia 2016, o 20:17

Ciężko, ciężko.
Dziękuję Ellena, dodałaś mi otuchy a o tą ciężko w takich stanach kiedy choroba powraca. Myślałam, ze już mam ją w szachu bo prawie wszystkie możliwe objawy przerobiłam i wypracowałam sobie "antidotum", nie pomyślałam o dd, bo to dla mnie kompletna nowość. Jestem już po lekturze forum i mam mieszane uczucia, czegoś tak cholernie wstrętnego się nie spodziewałam. Niepewność jutra, jak sobie poradzę, jak to cholerstwo pokonam, bo zawsze byłam taka aktywna, podróżowałam, mam mnóstwo znajomych, którzy teraz nie wiedzą co się dzieje bo nagle od wszystkich się odgrodziłam, robię trochę dobrą minę do złej gry. Staram się śmiać i żartować jak dawniej ale kto mnie dobrze zna to widzi, iż to troszkę na siłę. Zaplanowałam już wcześniej wakacje, zaczynam je w poniedziałek i muszę jechać. Co z tego będzie - nie wiem.

Ogólnie to tak. Po tym jak dd było naprawdę nieznośne i poczułam, że zaraz odpłynę zupełnie i trzeba będzie mnie wsadzić w kaftan siadłam do komputera, zabukowałam pierwszy możliwy lot do Krakowa, spakowałam co zdążyłam i wróciłam do rodziców (i tak miałam się wyprowadzać ale dwa tygodnie później i to nie do Polski...). I od tego czasu mam jazdy raz na wozie raz pod wozem, praktycznie co kilka godzin wrażenie, że zaraz osiwieję w sekundę i czeka mnie już tylko kaftan i psychiatryk a później nagle euforia, żarty, normalne dyskusje, tak w koło Macieju. Aktualnie jestem w fazie okropnej złości na tą cholerną nerwicę, która wyrwała mnie z mojego pięknego życia kiedy to byłam o krok od tego co kocham...
Myślałam, że z rodziną się pozbieram, kupiłam karnet na siłownię, codziennie wstaję skoro świt i jeżdżę na rowerze, gotuję, sprzątam i liczę, że ta wstrętna chandra się ode mnie odczepi ale czuję się jakbym nie była sobą, nie umiem na niczym skupić zmysłów, jakbym była w mydlanej bańce, nie potrafię już śmiać się i żartować jak kiedyś, widzę w oczach mojej mamy, że się cholernie o mnie martwi bo widzi, że coś jest nie tak, przed tatą zgrywam, że wszystko jest w porządku bo nawet nie wiem jak mu to wytłumaczyć a chcę by choć jedno z nas pozostało przy zdrowych zmysłach. Zresztą przed mamą też już udaję, bo boję się o nią, też już jej ciężko. Ciężko mi się skupić na tym co ktokolwiek do mnie mówi, to tak jakbym żyła w innym uniwersum, to, co wcześniej sprawiało mi przyjemność zupełnie straciło znaczenie... nie potrafię zupełnie wczuć się z problemy moich przyjaciół, których przecież kocham i którzy są dla mnie ważni. I tak bardzo chcę być znów taka jak miesiąc temu, radosna, pełna życia, ciesząca się latem, młodością, energiczna...!
Po prawie dwóch tygodniach tutaj postanowiłam pójść do psychiatry, wierzę, że może jakieś leki mi pomogą choć troszkę wyjść z tego, bo naprawdę z całej siły się staram. Pani doktor potwierdziła mniej więcej to co już wiedziałam od dawna - nerwica. Dostałam na razie małą dawkę leków (nie wiem czy mogę tutaj podać jakich). Wzięłam je dzisiaj po raz pierwszy i po lekturze forum już się przygotowałam psychicznie, że to może potrwać. Będę walczyła jak lwica, poddać się nie zamierzam bo naprawdę się w życiu napracowałam by osiągnąć ten poziom na którym jestem i nawet ja sama sobie tego teraz nie odbiorę!

Czeka mnie jeszcze przeprowadzka, muszę wrócić do siebie, znaleźć mieszkanie i pracę. Przeraża mnie to. W ogóle sobie tego nie wyobrażam. Nie potrafię skupić wzroku na ogłoszeniach wynajmu, ale robię to na siłę! Mam nadzieję, że znajdę tutaj wsparcie i że będę mogła dodać otuchy komuś, kto jest w podobnej sytuacji, kto może dopiero zaczyna życie z nerwicą. Bardzo się cieszę, że znalazłam takie miejsce, że tak naprawdę nie jestem z tym sama, że jest nas więcej.

Pozdrawiam was serdecznie!!!
Halina
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 1759
Rejestracja: 14 lipca 2016, o 20:09

19 sierpnia 2016, o 21:05

Aixa pisze:Ciężko, ciężko.
Dziękuję Ellena, dodałaś mi otuchy a o tą ciężko w takich stanach kiedy choroba powraca. Myślałam, ze już mam ją w szachu bo prawie wszystkie możliwe objawy przerobiłam i wypracowałam sobie "antidotum", nie pomyślałam o dd, bo to dla mnie kompletna nowość. Jestem już po lekturze forum i mam mieszane uczucia, czegoś tak cholernie wstrętnego się nie spodziewałam. Niepewność jutra, jak sobie poradzę, jak to cholerstwo pokonam, bo zawsze byłam taka aktywna, podróżowałam, mam mnóstwo znajomych, którzy teraz nie wiedzą co się dzieje bo nagle od wszystkich się odgrodziłam, robię trochę dobrą minę do złej gry. Staram się śmiać i żartować jak dawniej ale kto mnie dobrze zna to widzi, iż to troszkę na siłę. Zaplanowałam już wcześniej wakacje, zaczynam je w poniedziałek i muszę jechać. Co z tego będzie - nie wiem.

Ogólnie to tak. Po tym jak dd było naprawdę nieznośne i poczułam, że zaraz odpłynę zupełnie i trzeba będzie mnie wsadzić w kaftan siadłam do komputera, zabukowałam pierwszy możliwy lot do Krakowa, spakowałam co zdążyłam i wróciłam do rodziców (i tak miałam się wyprowadzać ale dwa tygodnie później i to nie do Polski...). I od tego czasu mam jazdy raz na wozie raz pod wozem, praktycznie co kilka godzin wrażenie, że zaraz osiwieję w sekundę i czeka mnie już tylko kaftan i psychiatryk a później nagle euforia, żarty, normalne dyskusje, tak w koło Macieju. Aktualnie jestem w fazie okropnej złości na tą cholerną nerwicę, która wyrwała mnie z mojego pięknego życia kiedy to byłam o krok od tego co kocham...
Myślałam, że z rodziną się pozbieram, kupiłam karnet na siłownię, codziennie wstaję skoro świt i jeżdżę na rowerze, gotuję, sprzątam i liczę, że ta wstrętna chandra się ode mnie odczepi ale czuję się jakbym nie była sobą, nie umiem na niczym skupić zmysłów, jakbym była w mydlanej bańce, nie potrafię już śmiać się i żartować jak kiedyś, widzę w oczach mojej mamy, że się cholernie o mnie martwi bo widzi, że coś jest nie tak, przed tatą zgrywam, że wszystko jest w porządku bo nawet nie wiem jak mu to wytłumaczyć a chcę by choć jedno z nas pozostało przy zdrowych zmysłach. Zresztą przed mamą też już udaję, bo boję się o nią, też już jej ciężko. Ciężko mi się skupić na tym co ktokolwiek do mnie mówi, to tak jakbym żyła w innym uniwersum, to, co wcześniej sprawiało mi przyjemność zupełnie straciło znaczenie... nie potrafię zupełnie wczuć się z problemy moich przyjaciół, których przecież kocham i którzy są dla mnie ważni. I tak bardzo chcę być znów taka jak miesiąc temu, radosna, pełna życia, ciesząca się latem, młodością, energiczna...!
Po prawie dwóch tygodniach tutaj postanowiłam pójść do psychiatry, wierzę, że może jakieś leki mi pomogą choć troszkę wyjść z tego, bo naprawdę z całej siły się staram. Pani doktor potwierdziła mniej więcej to co już wiedziałam od dawna - nerwica. Dostałam na razie małą dawkę leków (nie wiem czy mogę tutaj podać jakich). Wzięłam je dzisiaj po raz pierwszy i po lekturze forum już się przygotowałam psychicznie, że to może potrwać. Będę walczyła jak lwica, poddać się nie zamierzam bo naprawdę się w życiu napracowałam by osiągnąć ten poziom na którym jestem i nawet ja sama sobie tego teraz nie odbiorę!

Czeka mnie jeszcze przeprowadzka, muszę wrócić do siebie, znaleźć mieszkanie i pracę. Przeraża mnie to. W ogóle sobie tego nie wyobrażam. Nie potrafię skupić wzroku na ogłoszeniach wynajmu, ale robię to na siłę! Mam nadzieję, że znajdę tutaj wsparcie i że będę mogła dodać otuchy komuś, kto jest w podobnej sytuacji, kto może dopiero zaczyna życie z nerwicą. Bardzo się cieszę, że znalazłam takie miejsce, że tak naprawdę nie jestem z tym sama, że jest nas więcej.

Pozdrawiam was serdecznie!!!

Aixa, ja mialam bardzo ostra newrica natrectw. PO robieniu poltora roku wszystkiego na sile nerwica minela. To nie tak, ze miesiac i pozbedziesz sie nerwicy. Nalezy ja zaakceptowac, zyc przez jakis czas z nia. Skoro sie pojawila, to dlatego, ze od dawna przegrzewalas sobie umysl, podobnie jak przegrzane cialo, ktore w konsekwencji lapie bakterie i inne....
WYwbralas leki i rozumiem to. Ale leki nie spowoduja wyjscia z zaburzenia, tylko zamroza na moment twoje symptomy nerwicowe, co oznacza, ze po odstawieniu lekow, nerwica wroci galopem, zazwyczaj staje sie to po miesiacu po odstawieniu lekow, niekiedy wczesniej. Oczywiscie, bywa i tak, ze ma sie kilka miesiecy spokoju....

Jedynym narzedziem, ktory pozwala raz na zawsze rozprawic sie z nerwica jest terapia behawioralno-poznawcza.
Czekasz aż poczujesz się lepiej by zacząć żyć, zacznij żyć, by poczuć się lepiej (Ciasteczko)
Awatar użytkownika
Aixa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 23
Rejestracja: 4 sierpnia 2016, o 00:30

25 września 2016, o 23:23

Dziękuję Halinko. Wiem, ze z nerwica to nie taka prosta sprawa. Mam z nia problem juz od dluzszego czasu, ale dopiero teraz po prostu sie zablokowalam, tak, ze nie jestem w stanie normalnie zyc, niczym sie cieszyc, nie reaguje na zadne emocje. To co kiedys mnie cieszylo, jakies marzenia do ktorych dazylam, miejsce w ktorym mieszkalam, wszystko stracilo sens.

To prawda ze sama troche zapracowalam na ten stan. Zakonczylam zwiazek czteroletni, zostawilam prace i przeprowadzilam sie w miejsce gdzie zadnej nowej pracy nie potrafilam znalezc, caly ten stres z roznoszeniem cv w kolko, z brakiem oszczednosci, niepewnoscia jutra, z tym ze bylam sama ze wszystkimi problemami, to sprawilo ze po prostu z dnia na dzien zablokowalam sie.

Leki niespecjalnie cos daja, widze moze minimalna poprawe ale blokada nadal jest. Ciagle jestem na urlopie od zycia i nie jestem w stanie podjac zadnych krokow. Nie wiem juz co z tym dalej robic.
ODPOWIEDZ