Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Mój dzienniczek - moje kroki ku równowadze wewnętrznej.

Tu dzielimy się naszymi sukcesami w walce z nerwicą, fobiami. Opisujemy duże i małe kroki do wolności od lęku w każdej postaci.
Umieszczamy historię dojścia do zdrowia i świadectwo, że można!
Dział jest wspólny dla każdego rodzaju zaburzenia lękowego czyli nerwicy/fobii.
Awatar użytkownika
Grześ
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 313
Rejestracja: 12 października 2014, o 14:12

22 czerwca 2015, o 16:56

Witam Was serdecznie kochani forumowicze.

Bardzo spodobał mi się pomysł jednego z forumowiczów, aby swoje zmagania przestawić w formie małe dziennika. Pozwoliłem sobie zapożyczyć ten pomysł aby również podzielić się z Wami a także z samym soba, o mojej przeszłości , moim niedowierzaniom , buntom, kryzysom , lepszym i gorszym dniom. A przede wszystkim chciałbym aby ten dziennik który będę tu prowadził , był dla mnie formą autoterapii. Ktoś ostatnio mi zasugerował abym właśnie tego typu rzeczy przelewał na papier co mam właśnie tutaj zamiar uczynić :)

Nie przeciągając....

Pochodzę z rodziny gdzie zawsze były jasne i mocne zasady. Mój ojciec był człowiekiem bardzo pracowitym , zaradnym ,odważnym , ale również despotycznym , wybuchowym oraz bardzo wymagającym. Moja mama jest osobą mocno nadopiekuńczą, często wtrącającą się w każdym najdrobniejszy aspekt mojego życia , jest kobietą która potrafi stworzyć ciepło domowe i przyciągnąć rodzinę w jedno miejsce, fantastyczna ciepła i kochana kobieta - tak wiele zawdzięczam moim rodzicom . Dzieciństwo wspominam bardzo dobrze, rodzice bardzo dbali o mnie i moją młodszą siostrę. Nigdy niczego nam nie brakowało, zabawki, wycieczki , jedzenie , dach nad głową. Było ciepło , przytulnie i rodzinnie. Pomyślałby ktoś, to skąd chłopie u Ciebie nerwica? Rodzice normalni , bez nałogów , żadnych patologicznych zachowań czy sytuacji ... przecież kochają Cię a Ty sobie jakieś urojenia wkręcasz.

Często sam miałem wyrzuty sumienia o to , ludzie też z resztą często mi wytykali i zazdrościli fakt że mojej rodzinie żyje się dobrze. A ja... złapałem nerwicę.... Nerwicę do której nie chciałem się przyznać, nerwicę w którą nie dowierzałem 7 lat... tyle czekałem aż zmobilizuje sie sam do pójscia do psychologa aby uslyszeć finalny werdykt - przyczynę mojego złego samopoczucia.

Nigdy nie miałem specjalnych kompleksów , może poza jednym , brakiem chęci do rywalizacji w młodym wieku, co przekładało się na niską aktywność sportową , a to zaś implikowało fakt że siedziałem w domu przed komputerem i zczynałem przybierać na wadze . Tak mi zleciał czas gimnazjum... uczyłem się dobrze, dużo czasu spędzałem przy grach komputerowych , nie miałem żadnych nałogów czy innych problemów.

Czasy liceum wspominam najlepiej. To tam poznałem moich jednych z najlepszych przyjaciół którzy pokazali mi prawdziwe życie jak na tamte realia... imprezy , alkohol, dziewczyny ... ah jak ja to miło wspominam :) Co prawda nie miałem prawa do buntu , gdyż mój ojciec bardzo mocno trzymał mnie w ryzach a to nieraz powodowało narastanie wewnętrznej frustracji ... Ponownie uczyłem się dobrze , aż nadszedł czas ważnego życiowego wyboru : matura i co dalej ?

Postawiłem że chcę iśc na studia , ale nie umiałem wtedy wybrać konkretnego kierunku czy zainteresowania. Wtedy się coś złego zaczęła dziać w moim ciele. Najpierw zaczęło się od wyżynania wszystkich czterech ósemek w krótkich odstępach czasu. Pomyślałem sobie "Ok, mam naddatki zębowe, usunę je i będzie w porządku! " Niestety nie było w porządku . Po krótkim czasie zaczął mi szwankować staw skroniowo-żuchwowy . Zaczął mi przeskakiwać , cholernie boleć, a po krótkim czasie nadeszło piekło... Dostałem potwornego skurczu w szczęce, całę ciało zaczęło mnie boleć, od głowy do stóp. Bolało mnie dosłownie WSZSYTKO , głowa, szyja plecy , ręce , łydki a nawet STOPY (sic :D ). Zaczeły pojawiać się zaburzenia wzroku, zawroty głowy....

Dentystka powiedziała mi że to żuchwa... poleciałem do protetyka, ta wspomogła mnie szyją akrylową... i tutaj historia się powinna skończyć, a niestety dopiero się zaczęła. Po skończonym leczeniu protetycznym, poszedłem do niej i opowiedziałem jej że mimo wszystko dalej odczuwam dziwne objawy czy to zawroty czy niewyraźne widzenie (nieraz bolało mnie "z tyłu" oka i oczy mi mocno łzawiły ). Ona stwierdziła brak faktycznych dysfunkcji żuchwy i stwierdziła że jestem spięty zestresowany i żebym chodził na basen czy uprawiał inne sporty. Tak też zrobiłem. Chodziłem 3-4 razy w tygodniu na basen , ćwiczyłem bardzo ostro bo myślałem że to mi pomoże. Schudłem ponad 15 kilogramów a objawy jak były tak są dalej ! No kurde coś jest nie tak ! I wtedy rozpocząłem moją ukochaną analizę lękową. Dokopałem się do jakiś artykułów gdzie utwierdzałem się w przekonaniu że to wszystko co mi jest , jest spowodowane źle wyleczoną żuchwą! Byłem PRZEKONANY że potrzebuje kompleksowych badań, które mi się strasznie marzyły, a żadne lekarz nie chciał mnie posłuchać! Podważałem autorytet każdego lekarza, jedyne "zrozumienie" uzyskiwałem u różnych "uzdrowicieli" którzy to wystawiali coraz to wymyślniejsze diagnozy byleby wyszarpać coraz to więcej pieniędzy .

Każdego dnia cierpiałem , tak bardzo mnie wszystko bolało. A wiecie co było w tym wszystkim najgorsze? NIKT tego nie widział, nie było współczucia czy zrozumienia. Słyszałem tylko hasła : " weź się w garść" , "oddaj swoje cierpienia Chrystusowi , on Cie uzdrowi" , "ruszaj się wiecej to Cie nie bedzie nic boleć!". To mnie doprowadzało do szału i totalnego załamania.

I tak rozpocząłem właśnie pierwszy rok studiów... zacząłem studiować matematykę stosowaną. Wymagała turbo koncentracji, skupienia , dużo wysiłku i ćwiczeń, a przy tych wszystkich objawach to robiłem! To było najprawdziwsze piekło mojego życia - żadne słowa czy obrazy nie oddadzą tego co czułem, tylko ja to wiem.

Rodzice bardzo martwili się o mnie, zawozili mnie w wiele miejsc... i dopiero bioenergoterapeuta (sic!!!) , zasugerował abym poszedł do psychologa.... jego córki która urzędowała w Krakowie. Nie zrozumiałem sugestii... poszedłem... poagadałem chwile... i wyszedłem. Rodzice z wielką ulgą przyjęli fakt że nic mi nie jest (co prawda sam mocno olałem terapeutę gdyż nie rozumiałem po co tam konkretnie jestem ). A historia toczyła się dalej... bolało, ja szukałem współczucia i wsparcia oraz pomocy ( "Myślisz że mi to przejdzie? " To pytanie zadawałem kilkanaście razy dziennie...). I tak temat psychologa zamknąłem na kolejne 3-4 lata.

Czułem się odrzucany, ignorowany przez lekarzy i rodzinę. Miałem im potwornie za złe że nie chcą mi pomóc! No bo jak ja mam studiować , rozwijać się , korzystać z najlepszego okresu życia jakim są studia, w momencie gdy mnie tak wszystko napierdziela od środka i nie moge normalnie funkcjonować!!! Bolało mnie już któryś rok z rzędu ,a ja tylko się zastanawiałem kiedy to minie ? Może w moje 20 urodziny ? albo 23 ? 24 ? 25 ? Nie....

Wzbierała we mnie potworna złość... aż doszło do najgorszej tragedii mojego życia. Mój kochany tata dostal depresji... zmagał się z nią... nie chciał podjąć terapii... po prawie roku... popełnił samobójstwo. To była największa tragedia mojego życia. Mój ukochany tatuś, człowiek skała tego domu, prawdziwa opoka i powiernik trosk oraz problemów zniknął z mojego życia niczym pył marny. Zaraz po otrzymaniu od policji od jego śmierci, nie załamałem się. Stanąłem na wysokości zadania. jako 21 letni chłopak , zaczynający 3 rok studiów , przejąłem firmę po ojcu. Z mamą podjęliśmy decyzję o sprzedaży firmy, co też udało mi sie zrobić (jestem dalej dumny jak o tym piszę, gówniarz 21 letni sprzedaje calą dużą firmę zagranicznym kontrahentom... ;) ) Jako nowa głowa rodziny wziąłem na swoje barki nowe obowiązki i odpowiedzialności . Przejąłem spadek po ojcu razem z mamą. Wiedziałem że są tam różne długi i wierzyciele. Natomiast uwierzcie mi , tak strasznie kochałem swoją mamę, że postawiłem że poświęce dla niej choćby całe życie żeby jej pomóc z tym bajzlem!

W międzyczasie moja nerwica trwała w najlepsze, po pewnym czasie zaliczylem epizod faktycznej biedy... odcięli mi wodę i prąd. Nie miałem na jedzenie, w dodatku ta cała nerwica. Nie miałem na nic siły, a było mi zimno , ciemno i burczalo w brzuchu . Podjąłem wtedy decyzję po 4 roku studiów , zakładam własną firmę i robię to co uważam że umiem robić najlepiej. Niestety pewnemu prowadzącemu na uczelni mój pomysł praca/studia się nie spodobał i kazał mi wybrać (gdyż i tak nie chciał mi dać zaliczenia z pewnego durnego przedmiotu...). Podjąłem bardzo ważną decyzję - rzucam studia , idę w wir pracy. Pierwsza samodzielna, dorosła decyzja której nie żałuje do tej pory. Oczywiście nie obyło się bez ataku ze środowiska rodziny ("ale jak to będziesz tylko licencjatem a nie magistrem?!" etc.). Teraz po kilku latach uważam że ten papier MGR i tak by mi do niczego się nie przydał , gdyż to co najwartościowsze kształtowało się we mnie :) Mimo wszystko dalej się trzymałem psychicznie, nerwica dawała ostro w dupę ale ja nie zamknąłem się w pokoju i nie szlochałem... na to dopiero miał przyjść czas .

Życie mijało dalej, ja ciężko pracowałem , przeżywałem różne problemy dnia codziennego , dom , długi , obowiązki, rodzina . W końcu nastał czas że moja kochana mama postawiła ułożyć sobie na nowo życie. Poznała fantastycznego faceta . Zaczeła się z nim spotykać, po jakimś czasie zaczął zostawać na weekendy , w końcu się wprowadził ( po uprzedniej konsultacji ze mną i siostrą ;col ) . I stało się coś dziwnego.,.. poczułem się jak ZBĘDNY element w tej całej układance. Pojawił się gość, bardzo obrotny , zaradny, który postanowił pomóc nam z długami, komornikami i wierzycielami. Czlowiek który okazuje dozgonną miłośc mojej matce, stał się dla niej teraz wsparciem i opoką a ja poczułem się jakbym odszedł na drugi plan....

I wtedy przyszedł poważny kryzys.

Zaczęły się kolejne symptomy , moje serducho waliło 200/300 (żarcik :D ) , nie mogłem w ogólę zasnąć, czułem że umieram w łóżku. Już wiedziałem że moje dni są policzone .... poszedłem do lekarza - diagnoza przemęczenie i przepracowanie - dostałem jakieś benzo i coś na spanie oraz sugestie pójścia do psychologa.
Czułem i wiedziałem że mam teraz już wolną rękę, że pieniądze które zarabiam mogę zostawić dla siebie, zainwestować w sibie czy rozwój firmy, ale moje ego zgłupiało- nie wiedziałem co mam robić! Stwierdziłem więc że dobrym pomysłem będzie odwiedzenie mojego przyjaciela z Nowego Targu który akurat miał urodziny. Czułem że jestem spięty, on też to widział. Napiłem się piwka... potem czegoś mocniejszego ,a na deserek (o zgrozo!) , buch MOCNEGO towaru (marysi...) . Przed spaniem zażyłem ten lek na sen ... a rano się zaczęło...

Obudziłem się całkowicie przymulony, świat wydawał mi się oddalony i jakiś sztuczny... następnego dnia gdy byłem już w domu dostałem pierwszego w życiu ataku paniki. Stwierdziłem że skoro tak się czuję to musiałem sobie uszkodzić mózg , najcenniejszy dar jaki mam w moim ciele. Zaczęła się panika... latanie po lekarzach , wykonałem sam prywatnie mnóstwo badań (TK , MRI , laryngolog, neurolog, kardiolog, borelioza i cholera wie co jeszcze ...).

Wtedy te skumulowane emocje wylazły ze mnie . Zacząlem płakać, tak bardzo rzewnie i nie mogłem się opanować... zaliczylem wtedy szybko tygodniowy pobyt w opolu u akupunkturzysty który ciągle powtarzał mi abym wyszedł z mojego "nocnika emocjonalnego" . Nie wiedziałem o co gościowi chodzi, myślełem że upadł na głowę czy coś. Po powrocie dostałem jeszcze gorszej depresji . Wylądowałem na izbie przyjęć w psychiatryku i wtedy dostałem pierwsze leki - sulpiryd i perazin . Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak się cuz.łem gdy realizowałem receptę w aptece na te proszki... jak skończony człowiek, osoba która przegrała swoje zycie . W międzyczasie właśnie zalogowałem się tutaj na forum i rozpocząłem terapię u psychologa.

Leki.

Proszki jak to proszki, ćpałem je dzielnie , 3 razy na dobę z nadzieją że pomogą mi wyjść nie dość że depresji ale i z NERWICY. Eksperymentowałem z różnymi proszkami, zmieniałem psychiatrów... ciągle byłem niezadowolony. W końcu dostałem wenlafaksyne która porpawiła moje samopoczucie, ale nie tknęła nawet o odrobinę moich objawów psychosomatycznych . Nie zapomnę słow pierwszego psychiatry "Dam Panu tabletki na te bóle..." . Uwierzyłem w tabletki , nadałem im wartość emocjonalną i tak bardzo srogo się zawiodłem - gówno mi pomogły na "te bóle" .

Pod namową Kasi - mojej psycholog.- kontynuowałem lekoterapie aby trzymać swój stan emocjonalny w pionie. Wtedy dopiero na sesjach u niej zacząłem powoli dojrzewać do świadmości że problem moich bóli nie lezy na zewnątrz ale wewnątrz mnie ...

CDN :)
Jedyne co trzeba zrobić to zająć miejsce w kolejce sukcesu i nie dać się z niej wypchnąć"

“Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz- również masz rację.”

“Naszą największą słabością jest poddawanie się. Najpewniejszą drogą do sukcesu jest zawsze próbowanie po prostu jeden, następny raz.”

“Osoba, która twierdzi, że coś jest niemożliwe nie powinna przeszkadzać osobie, która właśnie to robi.”
darekp
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 234
Rejestracja: 17 listopada 2014, o 15:05

22 czerwca 2015, o 23:34

Nigdy nie wiem co pisac na dluzsze historie i opowiesci ale ogolnie dobry pomysl, bede sledzil z zaciekawieniem i powodzenia :)
Awatar użytkownika
Grześ
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 313
Rejestracja: 12 października 2014, o 14:12

24 czerwca 2015, o 22:02

Dziękuję Ci Darku :) Sam nawet nie wiem czego oczekiwać ,od innych po takim obnażaniu się przed ludźmi - w zasadzie niczego konkretnego raczej. Jest to dla mnie forma autoterapii oraz mam nadzieję że może ktoś znajdzie jakąś cząstkę siebie w mojej historii lub pomyśli że on wcale nie miał tak źle, lub znajdzie jakąś inną myśl pozytywną :)

(Do Adminów : bardzo nie podoba mi się fakt braku możliwości edycji własnych postów po upływie 15 minut - rozumiem Wasze intencje oraz założenia, ale czasem człowiek chciałby coś "dopieścić" w tych postach po głębszej refleksji :DD )]

Jedziemy dalej (ciąg dalszy lekoterapii) :

W przypadku leków , chciałem przyznać stuprocentową rację Divinovi i Victorowi - to jest tylko i wyłącznie WSPARCIE w terapii. Niestety ludzie którzy są przepełnieni lękami w duszy i w umyśle, nie patrzą na to w taki sposób. Z własnego doświadczenia pamiętam, jak to z wielkim namaszczeniem zażywałem każdą tabletkę, z nadzieją że te moje nieszczęsne objawy somatyczne po prostu miną jak za zamachnięciem magicznej różdżki. Wertując różne fora o nerwicach i depresjach, widziałem wpisy ludzi którym zażywanie leków POMAGAŁO - zastanawiałem sie, czemu tak się dzieje ? Odpowiedź nadeszła dopiero po jakimś czasie - wszystko zależy od naszego stanu emocjonalnego. Ludzie którzy ogólnie dobrze się trzymali , nie mieli zaburzeń lękowych bądź innych, ale dotknęła ich jakaś niespodziewana tragedia, dostawali po prostu chwilowej załamki + jakieś dodatki od ciała , ale krótka lekoterapia (+ ew. psychoterapia), wyciągała ich na prostą w krótkim czasie . A ja dalej dzielnie zażywałem ... najpierw sulpiryd z perazyną, potem fluanxol z cloranxenem , w międzyczasie przewinął mi się jeszcze parogen , a na końcu efevelon z afobamem (benzo ;) ) .

Nie zapomnę pierwszych doznań oraz wrażeń związanych z zażywaniem leków. Przez pierwsze 2 tygodnie nie potrafiłem wstać z łóżka. Tak potwornie bolało mnie cała ciało , a w szczególności łydki , że wyłem z bólu. Byłem całkowicie wyczerpany i rozbity . Moja psychika kulała, bardzo często płakałem w samotności, a moja rodzina rozkładała nade mną ręce . No w końcu Grzesiek , gość co prowadzi prężnie firmę, wiedzie mu się już dobrze, ma załamkę . "Weź się w garść" , "Przestań już się użalać nad sobą! " - to były teksty dnia codziennego. Oni po prostu nie rozumieli... ponieważ sami tego nie doświadczyli. Nie mam im tego za złe ... już teraz.

Brak zrozumienia wśród bliskich osób, podejrzewam że, jest powszechny pośród części zgromadzonych tutaj osób . Jedynym remedium jakie znalażłem na to , to byliście właśnie WY kochani forumowicze oraz Pani psycholog która dzięki Bogu rozumiała dogłębnie kwestię nerwicy , DD/DP . To tutaj mogłem się wyżalić, podzielić się moimi negatywnymi wkrętami, wątpliwościami a także szukać porady i pociechy - to jest rzecz której nie da się zmierzyć jakąkolwiek miarą. Dlatego będę dalej wnioskował o pomnik DivoVicaCoockie :DD (PS. Divin wiesz jakie zwierzę będzie stać u twojego boku prawda ? :DD )

Teraz już schodzę z leków, na dzień w którym piszę ten tekst, jest to szósty dzień bez zażywania efevelonu. I powiem Wam że gdyby nie Wasze wsparcie, nowe świeże (dla mnie oczywiście :) ) podejście do problemu, to pewnie znowu bym zdychał , użalał się nad sobą i nie uprawiając wielkiego czarnowidztwa , powrócił bym do leków za jakiś czas.

Teraz wiem, że lek to tylko jest wsparcie terapii a nie całkowite zastąpienie jej .

Moje subiektywne wady i zalety leków :

+ poprawa samopoczucia
+ większa chęć do pracy nad sobą
+ wyjście z natrętnych myśli i obaw
+ pomóc w wyjściu z totalnego dołka emocjonalnego (nie raz płakałem i rozpaczałem bez powodu )
+ częściowe uspokojenie stanu emocjonalnego

- początki zażywania leków (przyzwyczajanie się organizmu do leku , to było moje osobiste piekło - wiem że każdy to inaczej odczuwa , więc proszę o tym pamiętać że Ty zaczynając zażywać antydepresant wcale nie musisz tego odczuwać aż w tak straszny sposób)
- przybranie nawadze
- spadek libido (oj narzekała ... narzekała ... że nie staję na WYSOKOŚCI ZADANIA :DD)
- dyskomfort psychiczny związany z tym , że miałem świadomość iż to nie do końca byłem PRAWDZIWY JA .Po prostu czułem wewnętrznie że to nie do końca byłem prawdziwy ja, ale Grzesiek na dopalaczu. Antydepresant to polepszacz samopoczucia, a skoro bez niego czułem się źle, to w takim razie lek maskuje problem , prawda ? Teraz czeka mnie prawdziwa próba mojego charakteru , proszę o trzymacie za mnie kciuków i o słowa wsparcia :)

Podsumowując kwestie leków z mojej perspektywy : Uważam że gdybym na początku pojawienia się nerwicy , wziął się za poprawną diagnozę ( TAK Grzesiu to nerwica , a NIE rak , bolerioza, czy inne pierdolero chorobowe :DD ), zapewne nie potrzebowałbym w ogóle wsparcia antydepresantami. Z racji na moją upartość, częściowo hipochondryczne nastawienie (kto tego nie miał przy nerwiczce ? ;) ) , potrzebowałem gigantycznego wstrząsu emocjonalnego aby wylądować w końcu u psychologa , a potem po wielkich walkach wewnętrznych , rozpocząć właściwą terapię nad sobą...

W następnym poście opowiem Wam na temat moich przygód z psychologiem . Walki z nią, samym sobą , z psychologiem oraz wielką stertą wątpliwości i wewnętrznych paradoksów uczuciowo - emocjonalnych ....

Gdybyście mieli pytania , piszcie proszę , odpowiem na nie w miarę własnych możlwości.
Jedyne co trzeba zrobić to zająć miejsce w kolejce sukcesu i nie dać się z niej wypchnąć"

“Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz- również masz rację.”

“Naszą największą słabością jest poddawanie się. Najpewniejszą drogą do sukcesu jest zawsze próbowanie po prostu jeden, następny raz.”

“Osoba, która twierdzi, że coś jest niemożliwe nie powinna przeszkadzać osobie, która właśnie to robi.”
bart26
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 2216
Rejestracja: 25 lutego 2015, o 13:00

24 czerwca 2015, o 22:42

Super opisales i gratuluje ci znalezienia tej dobrej sciezki . W zyciu nie miales latwo ale pamietaj zawsze jak mamy pod gorke to musi przyjsc ten dzien ze zaczniemy zjezdzac z niej . Nie nadarmo ludzie wszem i wobec mowia ze jezeli chcesz byc tym kim chcesz byc niestety musisz przejsc przez cierniste drogi i lizac rany ale najwazniejsze to nie zatrzymywac sie i nie czekac bo szkoda czasu.
DOPOKI NIE PODEJMIESZ WYSILKU , TWOJ DZIEN DZISIEJSZY BEDZIE TAKI SAM , JAK DZIEN WCZORAJSZY
Awatar użytkownika
Grześ
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 313
Rejestracja: 12 października 2014, o 14:12

25 czerwca 2015, o 18:17

Dziękuję Ci bart za ciepłe słowa :) Z perspektywy czasu uważam że to wszystko były składowe których potrzebowałem do tego zrozumieć czym jest nerwica i dojść do punktu w którym jestem teraz (jeszcze nie odburzony, ale czuje sie 10 razy lepiej ;) )

Wczoraj była mała okazja i troszkę przegiąłem z ciemniejszym mocnym alkoholem (whisky :DD) , więc wybaczcie jeśli będą jakieś błędy lub gafy. Kac morderca nie ma serca jak to mawiają :) Ale choćby dzięki wszystkim naukom , przechodzę kaca w zgodzie ze samym sobą, nie robię sobie wyrzutów sumienia i olewam ciut mocniejszą nerwiczkę . U mnie jak jest kac + niewyspanie, to zawsze nerwica przybiera na sile, ale co nas nie zabije to nas wzmocni pamiętajcie ;))

Terapia u psychologa :

Jeśli chodzi o psychologów oraz psychiatrów, to miałem ciężki orzech do zgryzienia . Za każdym razem byłem wysyłany do nich "na siłę" przez lekarzy. Wchodziłem do gabinetu... ta Pani coś tam sobie notowała... zadawała jakieś pytania .. ja wychodziłem, bez konkretnych wskazówek czy porad. Za pierwszym oraz drugim razem byłem u babeczek od poznawczo-behawioralnej , zauważyłem że mocno chwalonego nurtu na tym forum. Mnie jakoś ten typ pracy wg tej metodologii nie podszedł . Narzucanie schematów myślowych i podobne temu rzeczy nie przemawiały do mnie. Nie wiem czy przyczyną była sama poznawczo-behaw czy też po prostu wina człowieka który mi nie odpowiadał (bardziej jestem skłonny ku drugiej teorii). Jeśli chodzi o psychiatrów , miałem jeszcze gorszy problem. Albo trafiałem na totalne dna ludzkie, którzy po prostu spisywali Cie na kartce i stwierdzali że masz depresje maskowaną , nerwice depresyjną albo jeszcze jakiś inny rodzaj (nazewnictwa mnie śmieszyły nie wiem czemu :DD ). Zgarniali kase do kieszeni, dawali Ci recepte i wypieprzaj za drzwi , wizyta trwała góra 20 minut. W końcu trafiłem na normalną babeczkę. Normalna uśmiechnięta Pani , która miała dobre podejście do nerwic depresji ale przedewszystkim była naprawdę dobrym znawcą leków ORAZ co mnie bardzo pozytywnie zaskoczyło, sama mówiła mi to co piszecie tutaj. Lek to wspomożenie terapii,a w przypadku zaburzeń nerwicowych zażywanie NIE JEST DO KOŃCA ŻYCIA. Spotkałem się z nią tylko 3 razy. Każde spotkanie wspominam bardzo mile i ciepło. Niezapomnę ostatniej wizyty, gdy zapytałem ją o jej wręcz emanującą pozytywną aurę - dowiedziałem się że kobieta miała raka którego zwalczyła (wielki szacun dla niej ) i po tym doświadczeniu stwierzdiła że nie ma już nic do stracenia w życiu , skoro to co najcenniejsze dalej posiada - własne życie. Głęboko to we mnie uderzyło i przeniosłem to też na swoją nerwicę - przecież żyje, oddycham , badania wszystkie są OK , to po jakie krowiekopytko ja się tym W OGÓLE PRZEJMUJE ?

Wracając do głównego nurtu mojej wypowiedzi . W końcu ostatecznie trafiłem , za namową mojej kochanej Pani doktor pierwszego kontaktu ( "Panie Grzegorzu Panu trzeba sexu , wódki i kobiety , a nie sterty badań!! " :DD ), do Pani Kasi która zajmuje się psychologią w nurcie Gestalt . Mocno zafascynowało mnie, jej podejście do mnie , choć z początku mnie ostro wkur**ło nie ukrywam :DD Wpadam do kobity, cały spięty, tu mnie boli , tam mnie boli , a to się ledwo trzymam na nogach, a to inne pierdolero nerwicowe , a ta się mnie pyta JAK MI MINĄŁ DZIEŃ I JAK SIĘ CZUJĘ!!! No chyba upadło głupie babsko na głowę! Ja tu jestem wrakiem człowieka , więc jak się mogę kurde czuć ? ! Pytanie to systematycznie zlewałem i przechodziłem do mojego ulubionego, nerwicowego analizowania : "Pani Kasiu , a jak boli mnie tu , to może być od nerwicy ?" , "Tak" , "A ja mam kropki przed oczami , dusi mnie w klatce piersiowej , ściska w gardle to też ? ", "Owszem" . I tak mi schodziły początkowe wizyty u niej , potem zaczęła się praca, zaczęła dowiadywać się o mnie coraz więcej, czasem , choć bardzo rzadko, wracaliśmy do przeszłości i rozwiązywałem w sobie pewne toksyczne konflikty (Ojciec był despotą i nie umiałem przy nim wyrażać agresjii... to tak dla przykładu ) . Wszystko szło całkiem fajnie, nerwica nie odpuszczała jakoś szczególnie , a tu nagle BUCH!! Pojechałem na imprezę o której wcześniej pisałem, popiłem, zapaliłem i masz chłopie DD/DP na zamówienie! :DD

Zamiast olać temat, tak jak mi radzono zaraz na początku gdy to dostałem , to ja oczywiście wpadłem w GIGANTYCZNĄ ANALIZE LĘKOWĄ. Doszły do tego męty przed oczami (no na mur beton mózg uszkodzony i ciul :DD ) oraz sterta badań która wykazała mi że... JESTEM ZDROWY JAK BYK :DD No ale czemu dalej czułem się tak tragicznie!!

W końcu przyszedł też i kryzys w trakcie terapii, Kasia powiedziała że krecimy się w kółko, a ja nie umiem się oderwać od tej ciągłej analizy . Zaproponowałą terapie grupową. Załamało mnie to - czy ja byłem aż tak ciężkim przypadkiem ? Na terapie grupową nie poszedłem, zamiast tego , wziąłem się w garść i próbowałem poddać się jej metodologii pracy. Zacząłem mówić jej o emocjach , uczyłem się je rozpoznawać, nazywać, nadawać moim objawom , kształty , kolory , temperaturę oraz inne cechy. To pomagało przechodzić mi gładko do emocji jakie siedziały we mnie. Często zdarzało mi się przez to popłakać, soczyście wkurzyć albo w ogóle zwątpić po co to wszystko .

Potem zaczęło się coś czego po prostu nienawidziłem - odgrywanie SCENEK. Jeśli miałem konflikt rodzinny, bądź zaburzoną hierarchię w domu (w końcu byłem długo głową rodziny jako syn... troche moje ego zwariowało przez to ) , odstawiałem scenki . Wyobrażałem sobie że dany stołek/poduszka to członek rodziny i przemawiałem do niego , to co mi leżało na sercu. Mogłem tą "osobę" zwyzywać, powiedzieć co mi się nie podoba, i powiem Wam, że po pewnym czasie zapałem bakcyla do tej metody :DD Te scenki często prowadziły mnie do kolejnych pokładów emocjonalnych , bardzo głębokich , o których istnieniu nawet nie miałem świadomości!! Fajne narzędzie, ale wg mnie ciężko przełamać się żeby w pełni skorzystać z tego , bo na początku wygląda to po prostu idiotycznie .

Najpierw był płacz, rozpaczanie, smutek i ogólny dołek. Pod tym zaś kryła się niewyrażona agresja/gniew. Po prostu moje ciało zakrywało jedną emocję drugą . Gdy już się wypłakałem (po pierwszym ataku paniki przez DD/DP , pojechałem do niej i leżałem na ziemi rycząc przez 45 minut :DD ), rozpoczęło się przeklinanie na potęgę (jakoś nigdy nie byłem fanem wulgarnego języka ) , plucie na potęgę (moje ślinianki pracowały jak zwariowane :DD ) , rzucanie krzesłami i takie tam ;))

Po wszystkich tych przejściach zaczeło do mnie docierać to co mówiła na samym początku (Wiecie że byłem tak zalękniony , że napoczątku W OGÓLE tego nie rejestowałem ?! ). Jestem największym szczęściarzem na ziemi! Dostałem najlepszego trenera personalnego o jakim mogłem sobie wymarzyć - moją przyjaciółkę nerwicę.

Stwierdziłem że zaprzyjaźnie się z nią, walka nigdy nie przynosiła oczekiwanych efektów. Zacząłem jej słuchać, czego takie ona ode mnie chce...Z pewnością więcej spontaniczności, radości, wychodzenia z domu, korzystania z życia, nie przejmowania się niczym (w końcu umarłem już ze 150 razy co nie ? :DD )i zajęciem się tym co kocham! :))

Posłuchajcie - to że dostaliście nerwicę czy zaburzenie lękowe świadczy o Waszej WYJĄTKOWOŚCI . Jesteśmy ludźmi wrażliwymi, uważnymi a przedewszystkim BARDZO inteligentnymi bestiami :))

Nerwica chce nam pokazać że coś się pokiełbasiło w naszym życiu i czas to naprawić , rozwiązać, albo odpuścić i pogodzić się z faktem istnienia czegoś :) Im częściej tak robie , to po prostu czuje się lepiej. Dopadają mnie jakieś omamy wzrokowo słuchowe ostatnio (cwana zmiana nerwiczko!! :DD) I po prostu śmieje się z nich i proszę o więcej :DD Jeszcze pare dni temu , doznawałem "niedowładów" nóg i rąk . Jeszcze wcześniej tak mnie ściskało w gardle , że myślałem że wyrwe sobie to coś z gardłą - pełna agresja i wkurw :DD Paletę objawów miałem niesamowicie szeroką - ale to nie jest istotne ile kto tego ma, ale JAK do tego podchodzi :)

Jak odpuszczałem i zacząłem DZIĘKOWAĆ, to NERWICA zaczęła głupieć a nie ja! Wiedziałem że powodem mogła być jakaś emocja , a może jakieś zdarzenie - ale to nie istotne naprawdę . Lepiej się skupić na tym co jest TU i TERAZ . Przywalac sobie na te objawy , zlewać je , starać się życ normalnie (hmm... chyba ktoś już o tym tu pisał ,prawda ? :DD ) . Terapia pozwoli Wam rozwiązać trudne konflikty emocjonalne, powiększy Wasze EQ (inteligencje emocjonalną) , będziecie bardziej świadomi , siebie , własnego ciała i emocji (to jest naprawdę piękna sprawa ) . Moja metoda "miłości" do nerwicy, to po prostu narzędzie które pozwoliło mi łatwiej na to właśnie przyzwalanie na objawy - uważam że każdy powinien odnaleźć swoją ścieżkę.

Jeszcze nie jest tak dobrze jakbym chciał. Od tych pieprzonych leków nabrałem kilogramów (dobre 20kg ) , czuje się mniej atrakcyjny fizycznie, schodzę z leków dzięki czemu mam kolejną huśtawkę emocjonalną, ale wiecie co ? Mam to w dupie. Na otyłość - ćwiczenia + seks :DD , na huśtawke emocjonalną - ćwiczenia + seks :DD Wiem że jestem na dobrej drodze do wyzdrowienia - jestem ciekaw teraz samego siebie , własnego charakterku i emocji już właśnie bez dopalacza lekowego .

Zauważyłem tez to , że często nieświadomie (łapie sie na tym często ) , dokonuję skanowania własnego ciała, jest to tak zaprogramowane we mnie jak codzienna poranna higiena ciała czy praca . Zbytnio nie iwem jak temu zaradzić - skoro to zachodzi jakby bez mojej wiedzy . Czy zajęcia myśli coś pomoże aby wypleniać ten nawyk ? Sam już nie wiem .


To na razie tyle... Jak mnie coś więcej natchnie to będę to systematycznie dodawać :)
Jedyne co trzeba zrobić to zająć miejsce w kolejce sukcesu i nie dać się z niej wypchnąć"

“Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz- również masz rację.”

“Naszą największą słabością jest poddawanie się. Najpewniejszą drogą do sukcesu jest zawsze próbowanie po prostu jeden, następny raz.”

“Osoba, która twierdzi, że coś jest niemożliwe nie powinna przeszkadzać osobie, która właśnie to robi.”
Awatar użytkownika
anita
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 115
Rejestracja: 15 maja 2015, o 14:44

26 czerwca 2015, o 12:35

Innymi slowy odpusciles sobie :) W sposobie ktory akurat tobie przypasowal ale generalnie to po prostu odpusciles i wlozyles wiecej wiary ze to tylko nerwica.
Tak naprawde terapie ktore omawiaja konflikty wewnetrzne nie wplywaja na nerwice w taki sposob, ze ty poznajesz konflikty i nerwica ci dzieki temu mija.
Tylko zajmujac sie konfliktami zaczynasz wierzyc w nerwice i tym sposobem stosujesz na to odburzanie czyli odpuszczanie sobie. Bo to na tym zawsze tak naprawde polega. Od niedawna dopiero to ja glupia w koncu zajarzylam!
Konflikty to jedno, nerwica drugie, polaczone ze soba ale nie tak jak sie o tym mysli. Sama to zauwazylam niedawno u siebie jak odstawilam leki.
Uswiadomiona siebie jestem na maksa po paroletniej terapii a nerwica szaleje, teraz wiem ze gdybym nie brala lekow podczas tego to bym sie autopmatycznie mogla odburzac i zmieniac nawyki nerwicowe, i wierzyc coraz bardziej w nerwice, dokladac cegielki do przekonywania stanu emocjonalnego ze to wielkie nic, jednoczesnie majac terapie uswiadamiajaca.
Tak jak ty to teraz robisz.


A jesli nerwica trwala jakis czas to powstaja nawyki skanowania, ja mam tak samo i tu moim zdaniem polega to na tym aby tego sie oduczac, czyli lapiesz sie na analizie i od razu smiejesz sie z tego, po co ja to glupia robie????
Co za cholerny nawyk! Nie ma potrzeby abys nerwico mnie skanowala.
Bo to polega na tym o czym bardzo fajnie powiedzieli chlopaki, ze stan emocjonalny to robi i podswiadomosc, i na to potrzeba czasu zeby to odkrecic, zeby sie unormowalo i ta analiza ciala odpuscila.
Tak naprawde dopiero niedawno przeciez zaczeles tak realnie z tego wychodzic jak do ciebie dotarlo ze trzeba sobie dopuscic, a to wymaga teraz mimo wszystko czasu.
Fajny temat i bede sledzila twoje wpisy :)
Powodzenia! :)
Awatar użytkownika
Grześ
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 313
Rejestracja: 12 października 2014, o 14:12

26 czerwca 2015, o 19:52

Witaj Anitko - dziekuje za opowiedź. Tylko właśnie dziś się dowiedziałem rzeczy ciut odmiennej o konfliktach niż to co Ty napisałaś. W moim przypadku konflikt wewnętrzy WYWOŁAŁ nerwicę ( z resztą z logicznego punktu widzenia - innej przyczyny nie widzę) i rozwiązanie tej przyczyny ułatwi mi wyjście z nerwicy. Nie rozumiem czemu rozdzielasz jedno od drugiego ? A że mam w głowie nababrane sporo dziwnych schematów myślowych-emocjonalnych , terapia jak najbardziej w moim przypadku się sprawdza. Nie neguje to w żadnym stopniu tego co piszą chłopaki tutaj na forum. Wychodzę z miłością i empatią do życia , akceptuję, ignoruję ,przyzwalam , ale też rozwiązuję rzeczy które mnie dręczą i blokują.

Pozwól że zacytuję Victora z jego wątku o konfliktach :

"Taka osoba od razu oczywiście zaczyna żyć tym wyimaginowanym zagrożeniem, podobnie jak pisałem to wcześniej.
I wtedy jak zawsze- przełamywanie leków, nie popadanie w naiwne wierzenie myślą lękowym, akceptowanie tego, ze tak się stało, nastawienie normalnościowe itd ORAZ ingerencja w swoje życie.
Świadome zmniejszanie presji, pozwolenie sobie, że nie wszystko się może udać, ale jednak starać się i nie pozwalać na to aby wpaśc w uciekanie od problemów i presji/konfliktów w zaburzenia lękowe.
Działanie mimo wszystko, powolne oswajanie się z nową sytuacją, nauka, że nie wszystko jest kolorowe i czasem trzeba robić kroki w tył, które nie oznaczają porażki.
"
Jedyne co trzeba zrobić to zająć miejsce w kolejce sukcesu i nie dać się z niej wypchnąć"

“Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz- również masz rację.”

“Naszą największą słabością jest poddawanie się. Najpewniejszą drogą do sukcesu jest zawsze próbowanie po prostu jeden, następny raz.”

“Osoba, która twierdzi, że coś jest niemożliwe nie powinna przeszkadzać osobie, która właśnie to robi.”
Awatar użytkownika
anita
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 115
Rejestracja: 15 maja 2015, o 14:44

26 czerwca 2015, o 19:56

Ja nie mowilam o przyczynie ale o chocby nawyku analizowania ciala, to ci nie minie przy rozwiazywaniu konfliktow wewnetrznych.
Mowie o sposobie dzialania na dwa fronty i o takim czyms mowie rozdzielajac jedno od drugiego, ty tez zreszta to rozdzieliles na koncu wypowiedzi, robisz to, to, to i tamto a przy tym robisz tez druga rzecz, ze probujesz rozwiazywac to co cie blokuje.
Bez podwojnego dzialania nie ma najczesciej efektow.
Wiec mowimy o tym samym.

Ja podczas terapii calkowicie wyeliminowalam to co mnie blokuje, a nawyki nerwicowe pozostaly mimo to, i dlatego ci tak napisalam zebys i o tym pamietal.

Nie mam na mysli ze cos zle robisz.

Pozdrawiam cieplo.
Awatar użytkownika
Grześ
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 313
Rejestracja: 12 października 2014, o 14:12

29 czerwca 2015, o 21:30

Ah to tak :) To teraz się rozumiemy doskonale :) Dokładnie masz 100% racje. Terapeuta dużo mi pomaga, ale również pomoc tego forum w walce z moim "drugim frontem" jest nieoceniona :)

-- 26 czerwca 2015, o 20:02 --
Ah to tak :) To teraz się rozumiemy doskonale :) Dokładnie masz 100% racje. Terapeuta dużo mi pomaga, ale również pomoc tego forum w walce z moim "drugim frontem" jest nieoceniona :)

-- 27 czerwca 2015, o 00:44 --
Dzisiaj nie chyba nie zasnę. Od kilku dni chodziło mi po głowie hasło "konflikt wewnętrzny" , dziś rozmawiałem o tym z terapeutą... potem z w/w Anitą... a przed chwilą natrafiłem na ten artykuł Ciasteczka : post47021.html?hilit=konflikty%20wewn%C4%99trzne#p47021

Czemu ja nigdy tego artykułu nie widziałem ? Myślałem że przeczytałem już wszystkie wpisy naszych administratorów (przy wpisac Victora musiałem odpoczywać :DD ) ... I wiecie co ... ja w tym artykule , zobaczyłem siebie i aż napłynęły mi łzy do oczu. Wzruszyłem się kompletnie.

Cytuję : "Wyobraźmy sobie częstą sytuację, gdy ktoś chodzi do pracy, której szczerze nienawidzi i jedyną przyczyną, dla której tam się codziennie melduje, jest świadomość konieczności utrzymania się. Wstaje rano, jest mu niedobrze, albo bolą go mięśnie. Czuje, że całe jego ciało nie chce wyjść z łóżka, wszystko przemawia za tym by skorzystać z opcji "uciekaj" od tej sytuacji, w jego umyśle pojawia się pełno niechętnych myśli, już zaczyna czuć gulę w gardle. Jego organizm i psychika chcą mu powiedzieć, że coś jest nie tak. Że zajmuje się czymś, co go wykańcza, że za dużo i za często się stresuje. Ale człowiek ten, jako że ma umiejętność przeciwstawiania się instynktom, wstaje po raz kolejny rano i toczy się do łazienki, potem do autobusu, a potem podpisuje się na liście w pracy i przeżywa kolejny stresujący dzień, by następnego poranka znów stoczyć walkę w wewnętrznym konflikcie. Tym samym, stwarza sytuację, w której działa wbrew wszelkim znakom na niebie i na ziemi, że te działania są niekorzystne dla jego dobra psychicznego i samopoczucia. Człowiek ten robi to, bo jest przekonany, że to jest jedyna praca, którą może wykonywać, ponieważ pamięta, że ma na utrzymaniu kogoś jeszcze, ponieważ zawsze słyszał, że musi osiągnąć coś w życiu, itd. Może również wierzy, że czuje się tak, bo jest leniem i obwinia się za to. Jednak jego ciało i psychika mają to w głębokim poważaniu. Tutaj nadmienię, że nie oceniam tego zachowania, a jedynie wykazuję mechanizm, na jakim się ten konflikt wewnętrzny, uważam, opiera. "

Dokonałbym tylko zamiany słowa PRACA na UCZELNIA. Studia... tak cholernie ambitne i cięzkie dla mnie (Matma Stosowana AGH ...) ... no ale ważne że rodzice byli dumni prawda? Mój ojciec tak potwornie się chwalił i puszył przed swoimi znajomymi jaki to jego syn nie jest utalentowany, ambitny , dobry ... tak byłem dobrym dzieckiem. Dobrym dla nich. Nie dla siebie. Ignorowałem wewnętrzną chęć buntu. Przekładałem nad niego posłuszeństwo, bycie na ciągłej smyczy emocjonalnej , traktowany na zasadzie kija i marchewki - dobry Grześ , nagroda , zły Grześ , kara . Dlaczego tak długo to do mnie nie docierało ? Być może z powodu zbyt wielkiej "tresury" domowej , kompletnego posłuszeństwa, braku wałsnego zdania, totalnemu podporządkowaniu się własnemu tacie. Wiecie , mimo wszystko co zrobił , to ja dalej kocham tego człowieka. Pomimo krzywd jakie mi wyrządził nieświadomie oraz tego że zostawił mnie i moją rodzinę na pastwę losu, uciekając w śmierć... Ja nie powiem że był skończonym gnojem. Kiedyś tak mówiłem, byłem zły i wściekły, wyzywałem go od tchórzy, ale wiecie co on był bardzo odważny i to nie tchórzostwo go zabiło. Zabił go brak świadomości, że pewne rzeczy może odpuścić, wrzucić na luz , zostawić. Był piekielnym perfekcjonistą - wyniósł to z własnego domu. Dla niego kryzys gospodarczy który dotknął go w okolicach 2008 roku, sprawił że nie potrafił odpuścić - zamknąć firmy ,przebranżowić się, zrobić cokolwiek aby zmienić piekło które sam sobie sprawił... Zbyt kochał to co robił i nie umiał przyznać się do chwilowej porażki ...

Teraz nasuwają mi się słowa mojej Kasi terapeutki : Im bardziej odpuścisz, dasz czemuś istnieć samodzielnie tym większą kontrolę nad tym sprawujesz . Brzmi troszkę jak paradoks na pierwszy rzut oka prawda?
Całe piękno tego zdania kryje się w odpuszczeniu emocjonalnym a nie poddaniu się. Jeśli jest sytuacja na którą pozornie/na chwilę obecną (albo i w ogóle) nie mam wpływu, to odpuszczam na chwilę. NIE REZYGNUJĘ, ale odpuszczam, obserwuję co się dzieje . Staje się uważnym obserwatorem ale wolnym emocjonalnie od danej sytuacji, bo to emocje w nas są najpotężniejsze . Strach związany z brakiem kontroli, paraliżuje, dorpowadza do rozpaczy , a nawet do depresji . A tutaj puszczam kontrolę, a jednocześnie dalej ją sprawuję, bo jestem Panem siebie samego. Mogę teraz spokojnie patrzeć na inne czynniki, wyszukiwać analogie , wyciągać wnioski , co docelowo może mnie doprowadzić do rozwiązania, pozornie patowej sytuacji.

Uważam że te słowa możemy też odnieść do naszej nerwicy. Tak ja widzę że się źle czuje, jestem tego w pełni świadom, ale czy TU I TERAZ mogę to zmienić ? Z reguły nie za bardzo. Za to mam wspaniałą broń jaką jest ODPUSZCZENIE samemu sobie. Tak - odpuszczam sobie - nakładam na siebie łaskę wybaczenia . Ja wiem że to jest i że nie mam na to wpływu wiec czemu mam się teraz tym stresować? Tak pójdę, zrobię badania. Mogę nawet dla świętego spokoju oblecieć paru specjalistów. Jednakże gdy nic nie wyjdzie, zaufam sobie w pełni. Zadam sobie pytanie , co mogę dalej zrobić ? Mnóstwo rzeczy! Mogę zająć się wartościowymi , dla mnie rzeczami albo poczytać/posłuchać naszych forumowych speców od nerwicy. Sam fakt odpuszczenia już jest doskonałym uspokajaczem i nie potrzeba nam wtedy melisy / alkoholu / benzodiazepin / narkotyków (sexu tu nie wymienie, bo on jest NIEZBĘDNY do egzystencji ludzkiej, :DD P.S. Kamień pamiętaj proszę że na zatkany nos jest dobry okład z młodych piersi :))).


Na czym ja to skończyłem...a tak... :) Czas wyrzucić z siebie to małe piekło - to co dziś powróciło po zacytowanym wcześniej fragmencie forumowego Ciasteczka.

Moje Piekło.

To stało się jednego ,pięknego słonecznego dnia. Wstałem z łóżka- doznałem potwornego zawrotu głowy . Potem pojawiły się zaburzenia wzroku (nie potrafiłem skupić wzroku na jednej rzeczy gdyż obraz się rozmazywał, oczy się napełniały łzami i mnie jednocześnie piekły/bolały). A na koniec deserek , BÓL , potworny BÓL wszystkich mięśni. Nie umiem Wam tego opisać. Bolało mnie czoło , żuchwa, szyja , barki plecy , ręce, nogi , łydki ,stopy . Byłem twardy ,... tak jak ciasteczko pisała o tamtym mężczyźnie. Dzielnie wsiadłem autobus i pojechałem do Krakowa. Rano wstawałem i dymałem na uczelnię na piekielne zajęcia - to nie bylo życie , to była wegetacja fizyczno-emocjonalna . Czy byłem u lekarza ? Tak po paru dniach się wybrałem - lekarka po odebraniu wyników podstawowych badań zarzuciła mi że chcę WYŻULIĆ ZWOLNIENIE (no myślałem że jej jebnę w łeb :DD ) . Potem... zaczęły się strachy (w międzyczasie leczenie żuchwy o którym wcześniej pisałem ) , rodzice bali się że może mam jakiegoś guza mózgu, skoro tak ciągle boli mnie głowa i doznaje tak przykrych objawów. Poszedłem na tomografię głowy , znowu nic. Stwierdziłem że badanie jest niedokładne to dlatego . Oczywiście mądry Grześ nie poszedł z wynikami do lekarza tylko postawił sobię sam diagnozę po otrzymaniu wyników . Potem tak cierpiałem.. studiowałem... potem depresja taty... następnie załamanie życiowe , bieda , brak kasy ... a potem.. jak się odkułem zaczęło się eldorado badaniowe :DD Same prywatne wizyty u lekarzy jacy mi się zamarzyli ,badania takie które uważąłem za konieczne wg moich autodiagnoz . W końcu dobrze zarabiam to kij im do tego na co kasę wydaję. I wiecie tylko tyle z tych badań że dość mocno dofinansowałem prywatne przychodnie :DD I naturalnie... ciągle nic nie wychodziło. W końcu mój cwany organizm sobie wymyślił : "HOLA HOLA gościu! Uparty jesteś jak menda ostateczna! To już nasza piąta wspólna rocznica a Ty mnie nie chcesz słuchać?! (Typowa kobieta ta nerwica :DD ) . Teraz dam Ci popalić koleżko! (a nie mówiłem że baba ? :DD) " .No i masz bach , ziółko+ atak paniki + dd/dp + depresja. No i jak tutaj ten uparty gość nie mógł posłuchać swojej towarzyszki życia ? ;) Ten etap już potem opisałem , psychiatryk ,leki , wzięcie się porządnie za terapie i przedewszystkim za siebie. Poczułem wewnętrzną potrzebę uzupełnienia tych moich początków objawów i tak tez zrobiłem , ponieważ odkryłem dziś co było pierwotną przyczyną i że dalej coś z tej przeszłości się we mnie tli.

Tak naprawię to... zmienię to . Przez inną lepszą postawę, słuchanie instynktów , swojej intuicji, nastawianie "normalnościowe" i dociągnięcie do końca rozwiązania konfliktów ,aby po prostu żyło się lepiej mnie i ludziom którzy są wokół mnie.

Dziękuję jeszcze raz za wszystko .

Grześ


P.S. Wizja pomniku jest taka że Divin i Victor będą trzymać Ciasteczko na rękach , tak będzie i basta Panowie :DD

-- 29 czerwca 2015, o 21:30 --
Uwaga dzisiaj będę wylewał pomyje na swoje życie :DD

Co mnie wkurza :

Od momentu śmierci ojca i rzucenia studiów, przeprowadziłem się z powrotem do domu rodzinnego. Chciałem bardzo pomóc mamie z tą całą firmą ,zobowiązaniami i stertą innych problemów. Założyłem w końcu tą swoją firmę, skupiłem się na niej w 200 % ... Po rozstaniu z dziewczyną to już chyba było 300% skupienia na firmie :DD Chciałem osiągnąć to co mi się marzyło w tej sferze , splendor, sławę, bardzo dobrą opinie na rynku . I wiecie co ... udało mi się to , ale teraz wiem że to nie było do końca to czego naprawdę chciałem. Przez tą całą chrzanioną firmę, 2 lata temu w samą wigilię, wylądowałem w szpitalu z walącym serduchiem i mroczkami przed oczyma . Naturalnie zgadniecie jaka była diagnoza - przepracowanie + nerwica - dla mnie nic nowego . Dopiero od końca tamtego roku trochę przyhamowałem ze swoją pracą. I tak często mnie nachodzi taka myśl... po co to robisz? Wcześniej cel był , a bo to długi, kredyty , wierzyciele , walka o bezpieczeństwo rodziny , ochrona własnego ogniska domowego przed biedą, głodem i innymi strasznymi rzeczami które przynosiła mi wyobraźnia. Od momentu gdy moja mam ustatkowała się z nowym mężczyzną, ten ciężar w dużej mierze spadł z moich barków i jak naprawdę nie wiem co mam zrobić ze sobą w swoim zyciu. Tak omawiałem to na psychoterapii... TEORETYCZNIE wiem, w praktyce wychodzi mi z tego wielkie gówno.

Wiem że czas na wyprowadzkę, życie dało mi strasznie popalić, teraz mam 27 lat, dobrze działającą firmę, ale mieszkam w domu rodzinnym , często uczestnicze w konfliktach w których bym nie chciał (kłótnie mamy z mężem , czy inne bzdety , choćby dziś jest tak gęsta atmosfera w domu że można by było siekierę zawiesić ) . Babram się niepotrzebnie w rolę mediatora rodzinnego. Wysłuchuję każdej ze stron , a ja nie mam swojego życia prywatnego. Czuję się jakoś spalony w tej małej miejscowości w której mieszkam . Moich rówieśników tutaj nie ma... albo mężatki (z reguły dziecko z wpadki ) , albo jakieś stare zrzędy i nieudacznicy (przynajmniej Ci których ja znam ) . Wychodząc wieczorem gdziekolwiek do jakiejś knapjy, ciągle te same twarze... te same historie... po prostu odczuwam potworną stagnację towarzysko/emocjonalną .Od razu uprzedzam, nie jestem jakimś zakompleksionym chłoptasiem który płacze mamusi co wieczór w ramię . Po prostu nie potrafię tutaj rozwinąć skrzydeł . Zbyt mocno jestem zaabsorbowany tym co się dzieje w domu, ich sprzeczkami , niedopowiedzeniami i innymi zbędnymi sprawami. Czuję jak mój umysł sam nakierowuje się na te tory a mnie jest ciężko znaleźć jakąkolwiek odskocznię poza pracą i komputerem. Motywuję się powoli do sportu... ale idzie mi to jak krew z nosa, szybko się do niego zniechęcam, ale będę próbować dalej.

Doszedłem do wniosku że jedynym wyjściem z tej patowej sytuacji, jest wyprowadzka. No tak... ale to się wiążę z totalnie nowym rynkiem, nowymi perspektywami , nadziejami i obawami. Niestety ale działam na rynku lokalnym a przeprowadzka oznacza dla mnie budowanie wszystkiego od zera. W sumie chyba tak zrobie, ale znowu potrzebuje czasu. Teraz w domu trzymają mnie pewne osobiste sprawy które muszę najpierw rozwiązać zanim wyjadę. A zajmie mi to pewnie jeszcze z miesiąc czasu . |

Po prostu NIENAWIDZE tej dziury, tego pieprzonego ZADUPIA , w którym nie istnieje takie pojęcia jak ŻYCIE TOWARZYSKIE. Gnije w tej dziurze i czuje że zaczynam dziadzieć od wewnątrz. Wkurza mnie brak 100% prywatności. Tego że jak ktoś przychodzi do mnie to oni to WIDZĄ a potem często PYTAJĄ . Ja pierdziele jak mnei to wnerwia .... Czas stąd uciekać ...

Ja już myślami jestem w dużym mieście, widzę ten weekend , dobry lokal , pełen ludzi których mogę poznać. Duże miasto w którym wieczorem TĘTNI życie, a nie to co u mnie , zamykają sklepy o 17 , miasto umiera :DD

Nie znoszę bycia mediatorem , życia cudzym życiem. Przejmowaniem się ICH problemami a nie dostrzeganiem WŁASNYCH POTRZEB. Mój umysł jest już przez to zlansowany, a ucieczka w pracę , alkohol czy muzykę to nie wyjście dla mnie. Dziś aż buzuje ze mnie złość od środka... ta niepewność... czemu się pokłócili, o co, dlaczego ? Czuję się czasem jak strażnik ich pieczęci małżeńskiej. Tak wiem że to chora postawa, ale życie strasznie mi wtłukło do głowy że mam wszystkiego kurczowo się trzymać, pomimo faktu że wiem iż gdy puszczę kontrolę, przestanę się przejmować, to lepiej na tym wyjdę. Wiedza a praktyka... jaka to jest potężna przepaść.

Przez to wszystko odczuwam brak kontroli nad własnym życiem , moje potrzeby są rozmyte, niewyraźne. Siedzę w domu... i myślę... a za dużo myślenia przysporzyć może kolejne fikcyjne problemy. Czemu ja to wszystko cholera wiem a nie potrafie z tym nic zrobić?! Wiem że to jeszcze tylko miesiąc... po tylu latach udręki. Ale czuje się ... źle. Nawet nie w sensie fizycznym ale psychicznym...
Jedyne co trzeba zrobić to zająć miejsce w kolejce sukcesu i nie dać się z niej wypchnąć"

“Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz- również masz rację.”

“Naszą największą słabością jest poddawanie się. Najpewniejszą drogą do sukcesu jest zawsze próbowanie po prostu jeden, następny raz.”

“Osoba, która twierdzi, że coś jest niemożliwe nie powinna przeszkadzać osobie, która właśnie to robi.”
Awatar użytkownika
ddd
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 2034
Rejestracja: 9 lutego 2012, o 20:54

29 czerwca 2015, o 21:32

Przeczytalem ale cos nie mam weny dzis na odpowiedz :D ale czesciowo cie rozumiem bo sam to i owo przerabialem.
Wiec sie zbiore i odpisze ;p
(muzyka - my słowianie)

Zaburzeni wiemy jak nerwica na nas działa, wiemy jak DD nam w bani rozpi***ala. To jest taa nerwica i lęk, to jest teen depersony wkręt!

Autor Zordon ;p
Awatar użytkownika
Grześ
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 313
Rejestracja: 12 października 2014, o 14:12

7 lipca 2015, o 22:11

Dzięki ddd, będę czekać z niecierpliwością na Twoje poglądy na ten temat :)

-- 7 lipca 2015, o 22:11 --
Dziś mam wolny wieczór ... jest dość przyjemnie po tych upałach - one potrafiły dać w kość :) I jakaś wena mnie chwyciła wiec postaram się dziś coś sensownego dodać :) Właśnie w tle leci mi chilloutowa muzyczka ... mmm jak przyjemnie ;) :DD

Dzisiejszy wpis będzie dotyczył mojego wrednego EGO :))

SAMIEC ALFA

Czy każdy facet musi być samcem alfa ? Czy jest to zewnętrzny przymus od społeczeństwa czy też nasza wewnętrzna iście zwierzęca powinność? Sam nie znam odpowiedzi na to pytanie , ale sam odkryłem w sobie że zawsze nim chciałem być oraz to , że mnóstwo moich postaw w trudnych i krytycznych sytuacjach z przeszłości były wzorcem samca alfa. Nie bałem się wyzwań, porażki po części przeżywałem ,ale z każdej jak do tej pory udało mi się wygrzebać.

W sumie to kim powinien być taki "PRAWDZIWY" FACET ? Ma być , odważny, samodzielny, wiedzieć czego chce , zdecydowany, potrafiący przyznać się do błędu , a zarazem troskliwy, wrażliwy , potrafiący słuchać, empatyczny.... Wiecie co mnie w tym całej układance zawsze brakowało jednego w moim życiu : SIŁY FIZYCZNEJ. Tak , kolejny "MUR" mojego życia, mojej nerwicy. Zawsze imponowali mi faceci którzy mieli na tyle cierpliwości i samo zaparcia żeby zadbać o siebie pod kątem fizycznym . Nie mam na myśli "rogalików" czy innych "koksów" , ale ludzi szczupłych o delikatnej, ale wyraźnej muskulaturze. Tak , to jest kolejny element który dręczy mnie od czasów szkolnych. Nigdy nie czułem się szczupło, pomimo że choćby w liceum czy na studiach udało mi się osiągnąć rozsądną wagę. Zawsze brakowało mi w tym wszystkim uczucia wewnętrznej siły , tej pewności że będę potrafił obronić siebie czy bliskich. Najgorsze w tym wszystkim jest to... że moje uświadomienie nastąpiło teraz... po parszywej lekoterapii przez którą przytyłem ponad 20 kilogramów. Mimo wszystko czuję że motywacja wewnętrzna jest i nie wygląda mi ona na słomiany zapał.

Oj czeka mnie teraz mnóstwo ciężkiej i karkołomnej pracy... trzymajcie kciuki :))

Same ćwiczenia to nie tylko wyzwanie dla mojego wątłego ciała ale również dla emocji. Odkąd pamiętam, gdy dostałem nerwicy , zawsze przy wysiłku fizycznym kręciło mi się potwornie w głowie . Dziś nie było inaczej . Tylko że dziś miałem inne PODEJŚCIE do zawrotów. Już się soczyście wkurzyłem , gdyż nie mogłem doprosić się mojej nerwicy tej upragnionej utraty świadomości czy też upadku :DD Po ćwiczeniach wziąłem prysznic, potem poleciałem do sklepu i... NIC . Teraz w tym wszystkim ja po prostu nie rozumiem nerwicy. Po kiego grzyba ona chce mi przeszkodzić? Czy przed czymś chce mnie uchronić ? Parszywa istota z niej jest.

Dziś krócej gdyż potwornie bolą mnie mięśnie pleców... oj tak Grzesiu siedział ostatnio za dużo i teraz organizm się na nim mści :DD

Pozdrawiam!
Jedyne co trzeba zrobić to zająć miejsce w kolejce sukcesu i nie dać się z niej wypchnąć"

“Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz- również masz rację.”

“Naszą największą słabością jest poddawanie się. Najpewniejszą drogą do sukcesu jest zawsze próbowanie po prostu jeden, następny raz.”

“Osoba, która twierdzi, że coś jest niemożliwe nie powinna przeszkadzać osobie, która właśnie to robi.”
Divin
Administrator
Posty: 1889
Rejestracja: 11 maja 2013, o 02:54

9 lipca 2015, o 08:02

No no, Grzesiu, widzę że powstaje tu ciekawa powieść :D

A co do ostatniego posta to moim zdaniem nie każdy, wszystko zależy od tego jakim facetem chce się być. Ale za to uważam że samcem alfa powinien być każdy dla samego siebie, czyli by po prostu czuć się dobrze z samym sobą, nie koniecznie dążąc do jakiegoś społecznego schematu. Wręcz przeciwnie, dążyć do własnego schematu tego co to dla nas samych oznacza bycie tym samcem alfa.

Oczywiście, normy społeczne i określenie tego kim jest samiec alfa to przede wszystkim lider/przywódca stada. Ty zdecydowanie jesteś liderem bo masz swoją firmę którą ogólnie zarządzasz. Dalsze aspekty nie są koniecznie alfą, a są po prostu męskie. Muskularna sylwetka, czy jak to ująłeś siła fizyczna jest od dawien dawna jedną z oznak męskości. Więc myślę że co do kwestii bycia alfa to Ty już nim społecznie jesteś, bo mógłbyś poprowadzić swoją "watachę wilków" w odważny i pewny siebie sposób. To czego Ci brakuj to pewnych aspektów męskości i tak bym to osobiście ujął, aniżeli bycia alfą. Znam mięśniaków co nie są alfą, a znam też facetów bez muskularnej sylwetki którzy tym samcem alfa już są. Więc Grzesiu, moim zdaniem po postu odczuwasz braki w swojej sferze męskości aniżeli w byciu alfa. :)

Dodam że sam takie braki odczuwałem, dlatego też ruszyłem z siłownią i karate, bo dla mnie samoobrona i muskulatura ( też nie styl paker, a atletyczna ) były zawsze częścią bycia facetem, możliwe że to ogólnie przez to że mój dziadek był właśnie takim typowym tradycyjnym facetem. Teraz młodsze pokolenia maja inne wzorce, ja jednak jestem troszkę starszej daty i te fundamenty męskości mam właśnie w ten sposób zakodowane.

Także to co chcesz w sobie zmienić/poprawić to poprawiaj, dąż do wymarzonej wersji samego siebie, jednak nie zapominaj o jednym: szanuj i doceniaj również to jaki jesteś już teraz, by był to rozwój osobisty a nie zmiana siebie z braku akcpetacji tego kim aktualnie jesteś. :)

Powodzonka i czekam na dalsze przemyślenia/relacje w tym dzienniczku :)
'Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą'
'Lepiej jest umrzeć stojąc, niż żyć na kolanach.'
'Puk puk, strach puka do drzwi, otwiera mu odwaga a tam nikogo nie ma.'
Jest dobrze, dobrze. Jest źle, też dobrze
'Odwaga to nie brak strachu, to działanie pomimo strachu'
Ty nie jesteś zaburzeniem, a zaburzenie nie jest Tobą
Odburzony
Konsultacja Skype
Awatar użytkownika
jagaaga
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 227
Rejestracja: 13 września 2014, o 19:02

10 lipca 2015, o 01:52

Witaj Grzesiu:) Popieram w pełni Twój pomysł chcę zrobić to samo:) W kupie raźniej :) Masz rację to bardzo dobra forma autoterapii.
Trzymam kciukasy za dalsze postępy!:)
Potrzeba CZASU. Tyle czasu- ile POTRZEBA
nadia
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 28
Rejestracja: 15 września 2014, o 19:28

10 lipca 2015, o 20:10

Super się czyta Twoje wpisy! Uwielbiam to forum,wiele się z niego dowiedzialam. Sama zmagam się z nerwicą, obecnie nawracajace bóle zębów, okropne zmęczenie,zawroty Glowy, derealizacjja, uciski w glowie itd. Trzymam kciuki żebyś szybko z tego wyszedł!
Awatar użytkownika
Grześ
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 313
Rejestracja: 12 października 2014, o 14:12

13 lipca 2015, o 23:53

BRUTALNY WPIS

KONIEC NERWICOWEGO PIERDOLERO

Nadszedł ta pora... koniec z forum, koniec z czytaniem , słuchaniem, pisaniem, jojczeniem , odwieczną analizą , przemyśleniami i całym tym szajsem nerwicowym!

Uważam że nabyłem już wiedzę "absolutną" jeśli chodzi o nerwice i emocje :DD W sumie cały proces odburzania mógłbym streścić w dwóch słowach : "Szkoła Życia" (nie oglądam TV , ale podejrzewam że taki serial gdzieś był , lub inny shit :DD )

Tyle żę samym czytaniem i słuchaniem , tego samego w kółko nic nie zmieni... czas opuścić bezpieczna przystań, odwiązać cumy i popłynąć w nieznany ocean zwany ŚWIADOMYM I ODPOWIEDZIALNYM ŻYCIEM. No bo tak naprawdę, nam wszystkim zaburzonym co innego zostało ? Będziemy do usranej śmierci (naszej lub adminów :DD ) użalać się nad sobą, pisać jak to jest źle, jak to się potwornie czujemy, umieramy, dostajemy padaczki , epilepsji , schizy , bólów wszelkiej maści, natrętnych myśli ? Chcemy tak żyć ? Czy w końcu weźmiemy tego byka za rogi, pogodzimy się z nim że daje w dupsko i zaczniemy żyć na nowo , lepiej i bardziej świadomie ?

Chciałem powiedzieć że NASI WSPANIALI ADMINI DOBRZE GADAJĄ I NALEŻY IM SIĘ POMNIK/100 KRAT WÓDKI/ CYSTERNA PIWA/ SZÓSTKA W TOTKA (niepotrzebne skreślić :DD ) . Jako umysł ścisły podchodziłem z ogromną dozą ostrożności do tego co jest na forum , do wpisów, ich wiedzy, doświadczeń ... tyle że... oni kurde mają racje. Tyle co ja się owałkowałem tego na włąsnej terapii z psychologoiem, to w zasadzie wystarczyłoby ich słuchać. Aczkolwiek nie neguje absolutnie psychoterapii ! Moim zdaniem jest fantastycznym uzupełnieniem wszystkiego (pod warunkiem że znajdziemy dobrego psychologa...) . Percepcja nerwicowca ( to pisze z własnego doświadczenia) z początku jest cholernie wybiórcza i ograniczona. Słyszymy to co chcemy słyszeć a nie to co powinniśmy... Ile ja się obgadałem o swoich objawach , obawach, bólach , lękach , omdleniach... Tak na prawdę trzeba to wrzuć do jednego wora pt "ZABURZONKOWE PIERDOLERO" wziąć to na plecy i iśc z tym przez chwile w swoim życiu . W końcu ten worek sam z nas spadnie siłą rzeczy - jak będziemy żyć świadomie i odpowiedzialnie :))

Powiem tak... boję się cholernie... ale do odwaga to działanie mimo lęku a nie bez niego :))

Jak umrę od nerwicy to dam znać na FB , forum lub SMS-em poszczególnym osobom! :DD

Następny wpis , a raczej oddzielny wątek , już będzie o odburzeniu -choćby skały srały :))

Pozdrawiam ciepło!!
Jedyne co trzeba zrobić to zająć miejsce w kolejce sukcesu i nie dać się z niej wypchnąć"

“Jeśli sądzisz, że potrafisz to masz rację. Jeśli sądzisz, że nie potrafisz- również masz rację.”

“Naszą największą słabością jest poddawanie się. Najpewniejszą drogą do sukcesu jest zawsze próbowanie po prostu jeden, następny raz.”

“Osoba, która twierdzi, że coś jest niemożliwe nie powinna przeszkadzać osobie, która właśnie to robi.”
ODPOWIEDZ