W końcu i na mnie przyszła pora

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
leahh
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 11 lutego 2012, o 09:29

11 lutego 2012, o 09:41

Witajcie,
w końcu i ja zdecydowałam się tutaj zarejestrować i zacząć leczyć. Moja przygoda z nerwicą trochę już trwa, rozpoczęła się (tak przypuszczam) jak miałam 13 lat i szłam do gimnazjum-mega elitarnego i z wysokim poziomem. Bałam się tam chodzić, miałam objawy somatyczne, bóle głowy, wymioty, lęki. Oczywiście nikt mnie nie zabrał do psychologa, w końcu jakoś zwalczyłam to w sobie. Potem za dwa lata przeżyłam bardzo ciężką sytuację otóż mój ojciec zostawił moją matkę zdradzając ją wcześniej, dla kogoś innego.Moja mama przeżyła szok, miała depresje, była agresywna, nie raz usłyszałam od niej bardzo złe słowa, a ja musiałam radzić sobie sama, miałam 15 lat i nikogo nie obchodziło co się ze mną dzieje, co czuję. Potem moja matka wybłagała mojego ojca, żeby wrócił i z tego wszystkiego urodziła się moja siostra. Myślałam, że wszystko się ułoży, ale nie. Teraz już moja siostra ma 3 lata, a oni są ponad pół roku po rozwodzie, choć nadal mieszkają razem. Przez te wszystkie lata byłam kartą przetargową w rozgrywkach między nimi, raz z jednej strony raz z drugiej słyszałam dziwne rzeczy, które źle na mnie wpływały. W tym roku zdałam maturę i wyjechałam do innego miasta (choć nie musiałabym, bo jestem z W-wy) na studia z moim chłopakiem i mieszkamy razem tzn teraz mieszkam część czasu sama, a część z nim, bo on poprawia w tym roku maturę i bywa częściej w domu. Studiuję dwa kierunki studiów, zdałam właśnie obie sesje. Ale czuję się koszmarnie. Od wielu lat nawiedzają mnie leki, kołacze mi serce, czuję gulę w gardle, jak zbiera mi się na płacz. Czasem wibrujący obok telefon potrafi mnie przestraszyć i sprawić, że od razu dostaję migreny. Czuję się samotna, niekochana, nieszczęśliwa i przeraża mnie każdy kolejny dzień, codziennie rano gdy wstaję z przerażeniem patrzę na to, ile rzeczy muszę zrobić, na jakie zajęcia iść, a gdy tylko tam pójdę chciałabym jak najszybciej wyjść, robi mi się duszno i odczuwam potrzebę ucieczki. Żyję pełną parą, robię staże, studiuję to co chciałam, piszę artykuły, spełniam się literacko, ale nic nie sprawia mi przyjemności. Chce mi się płakać jak myślę o swoim życiu, nie mam siły go ciągnąć i odczuwam lęk przed każdym dniem. Ciągle słyszę" gdybym była taka ładna, mądra jak Ty to nie miałabym żadnych problemów". Ok, może jestem dziwna, ale mam. Czuję się jakbym miała 100 lat, w a tym roku skończę dopiero 20.
agora
Gość

11 lutego 2012, o 10:36

Witaj leahh,
w wielu kwestiach przypominasz mi mnie, ja też zawsze żyłam pełną parą, studiowałam dwa kierunki, uczyłam się trzech języków, pracowałam, miałam dużo zajęć i myślę, że choć świadomie takie życie bardzo mi odpowiadało, to podświadomie przerastało mnie to jednak, aż w końcu dopadło, bo mój najgorszy epizod miał miejsce właśnie w czasie takiego silnego przeciążenia- zmiany miejsca zamieszkania, zmiany trybu życia, wkraczania w nowy, bardzo trudny związek. Moja choroba zaatakowała bardzo silnie jak tez miałam coś koło 12-13 lat wtedy miałam najsilniejszy atak paniki- bo pierwszy, ale pierwsze symptomy choroby miały miejsce wcześniej- tuż po przeprowadzce w inne miejsce miasta gdy miałam 9 lat.

U Ciebie jednak objawy ujawniły się pod wpływem popapranej sytuacji Twoich rodziców, która jak sama twierdzisz była przyczynkiem do Twojego obecnego stanu. Siedzi to kurczę w Tobie nadal, bo zrobiło Ci to niezłą siekę w mózgu i podkopało zupełnie poczucie wartości. Trudno się dziwić- w końcu działo się to jak byłaś dzieckiem, nastolatką. Teraz co prawda odizolowałaś się od traumatycznych sytuacji z domu rodzinnego, natomiast przychodzi Ci się zmierzyć z równie wielkim wyzwaniem-nową rzeczywistością, "obcym" gruntem, życiem akademickim, samodzielnością, a to chyba nawet dla ludzi "bez większych przejść" potrafi być stresujące.
Twoje objawy brzmią dla mnie tak jakby dopadała Cię depresja. Obawiam się, że w przypadku gdy szukasz wsparcia w necie jest to już na tyle zaawansowane, że nie ma co zwlekać i trzeba rozprawić się z tym wszystkim. Być może brzmi to dla Ciebie na ten moment dołująco, ale naprawdę, nie ma się co załamywać, trzeba działać. Skoro masz lęki; objawy somatyczne typu bóle, zawroty, duszności samo zapewne nie przejdzie samo. Nie wiem czy korzystałaś już z wizyt u psychologa, psychiatry? Przyjmowałaś jakieś leki? Dla mnie kluczowa byłaby dla Ciebie terapia, która pozwoli "odrodzić Ci się na nowo", wypełnić luki w poczuciu własnej wartości, zniwelować ten chaos jaki wdarł się do Twojej głowy w wyniku rozgrywek Twoich rodziców, którzy traktowali Cię właśnie jak tę kartę przetargową. Tak naprawdę, z tego co piszesz "prawdziwa Ty" jest pełna życia, pomysłów, energii warto więc zacząć szybko działać, bo oto, co teraz czujesz to choroba- aż choroba, ale i tylko choroba, bo można ją wyleczyć, dużo jednak zależy od Ciebie. Powinnaś popracować z psychoterapeutą, dowiedzieć się jak odciąć się od rozchwianego przez starych dzieciństwa i wyłuskać tylko te wspomnienia, które dają radość oraz zbudować z nimi takie relacje, które nie będą już tkwić w tobie jak drzazga, tylko będziesz czułą, że to należy do przeszłości. warto też przejść się do psychiatry, być może będzie potrzebna terapia farmakologiczna. z Twojego postu wynika, że mimo okropnego stanu mimo wszystko walczysz, wiec skoro masz tę wolę walki, mimo wszystko idziesz na uczelnię itp, znaczy, że ta Twoje energia gdzies tam sie tli, tylko trzeba sobie pomóc. Ja tez miałam momenty rezygnacji, ale zawsze był ten wewnętrzny, choć czasem niesłyszalny głos prawdziwej mnie, że szkoda życia- trzeba działać, trzeba walczyć i choć bywa czasami potwornie, to jednak jak sobie przeanalizuję przez większość czasu nieźle daję radę. Postaraj się teraz być dla siebie mniej krytyczna, mniej wymagająca, bo to zgubne. Ja się tym strasznie dręczyłam, ze ie daję rady, że jestem gorsza, a to nie pomaga- jedynie nakręca bardziej chorobę. Masz teraz trudny czas po... trudnym czasie i pełne prawo czuć się gorzej. Trzymaj się i jesli masz ochotę, pisz jak się sprawy mają, tu, na forum :)
Wojciech
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1939
Rejestracja: 10 kwietnia 2010, o 22:49

11 lutego 2012, o 10:41

Witaj na forum :) Wiesz co mysle ze to ze spelniasz sie obecnie w zyciu, robisz to co chcialas, odnisisz w ten sposob sukcesy, to moze byc cos co pomoze ci sie z tego podniesc. Masz pasje, masz zajecia i nie rezygnuj z tego nigdy, to bedzie dla ciebie podpora do walki. mysle ze bardzo duzy przeogromny wplyw na to co masz miala twoja sytuacja w domu. I cialge to wszystko w tobie siedzi, wydaje mi sie ze wyjechalas, przeprowadzilas sie,z aczelas jakby osobne zycie ale nadal zyjesz w swoim rodzinnym domu gdzie bylo ci zle. i od tego musisz sie wlasnie uwolnic. Na twoim miejscu wybralbym sie do psychoterapeuty ktory na pewno z tym pomoze ci sie uporac. Teraz studiujesz, piszesz, pracujesz wiec mysle ze po leki od psyhciatry nie musisz isc na razie, leki to trzeba chyba brac wtedy kiedy nie mozna juz funkcjonowac a ty jednak mimo tego wszystkiego radzisz sobie. Wiec zapisz sie do psychoterapeuty i zaczbij korzystac z tego jak najszybciej. nie zwlekaj bo czasem nerwica lubi sie rozwijac i im szybciej tym lepiej!!!
Nerwicowiec - Ten typ tak ma.
http://www.imtech.com.pl
leahh
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 11 lutego 2012, o 09:29

11 lutego 2012, o 10:51

Dziekuję Wam bardzo za odpowiedzi. Jednak niestety muszę przyznać, że coraz gorzej się czuję, z tygodnia na tydzień, mam kłopoty ze spaniem, a te lęki i nerwy czasem powodują, że po prostu np odwołuje ważne spotkanie, bo nie jestem w stanie na nie iść. Najgorsze są zajecia, bo tylko patrzę na zegarek kiedy będzie koniec i i tak nic z nich nie wynoszę. Bolą mnie też ostatnio strasznie kości, taki rozpierający ból w całym ciele, byłam z tym u reumatologa, robiłam badania, jestem okazem zdrowia...fizycznego. Czuję się zmęczona okropnie wszystkim. I ciągle słyszę, że nie doceniam swojego życia. Planuję zapisać się w przyszłym tygodniu na wizytę najpierw do psychiatry,a potem zobaczymy. Teraz gdy jestem po sesji od 3 dni nie wyszłam z domu, po prostu nie widzę sensu, próbuję cały czas spać, budzę się z walącym sercem. Koszmar...
Wojciech
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1939
Rejestracja: 10 kwietnia 2010, o 22:49

11 lutego 2012, o 10:57

nerwica atakuje to zninacka albo powoli i potem myy stramy sie zyc robic swoje z tymi objawami, potem to wszystko sie nasila i zaczynamy unikac wielu rzeczy, zaczynamy zaniedbywac prace szkole wszystko co do tej pory robilismy. I wtedy najlepiej po prostu udac sie do specjalisty. Bo samemu ciezko jest wyjsc z tego kiedy juz probowalismy i tylko sie pogorszylo. Chociaz pomyslisz pewnie ze mnie sie latwo mowi to staraj sie z niczego nie rezygnowac i nie uciekac bo pograzasz sie tym coraz bardziej. im wiecej razy sie przelamiesz i zrobisz cos do konca pomimo objawow to to juz jest twoim wielkim sukcesem. a to ze ludzie gadaja rozne rzceczy... a niech gadaja o mnie tez kiedy gadali i nie wyzdrowialbym gdybym nadal ich sluchal.!
Nerwicowiec - Ten typ tak ma.
http://www.imtech.com.pl
Awatar użytkownika
Zawieszona
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 37
Rejestracja: 15 stycznia 2012, o 15:33

11 lutego 2012, o 13:13

Witaj Leahh,

Mam bardzo podobną sytuację do Ciebie. W moim domu sytuacja wyglądała trochę jak w brazylijskim serialu... Tata po rozwodzie z dwiema córkami i podłą byłą żoną, mama sporo młodsza od taty, wpatrzona w niego jak w obrazek. Ojciec nie za bardzo radził sobie z tym wszystkim, mimo że mieszkaliśmy 700km od jego byłego domu, był bardo rozdarty. Bardzo kochał i kocha swoje córki, chciał być w ich życiu ale również w "naszym". Matka nie mogła zrozumieć, że nie jest jedyna, w domu wciąż awantury a ja byłam całkiem z boku. Oboje jak na tamte czasy byli bardzo zajęci, cały czas w rozjazdach, w pracy, na uczelniach itd. Mnie praktycznie wychowywały babcie, które robiły to z przymusu. Matka w końcu nie wytrzymała i zaczęła pić. Zniknęła na jakiś czas a babcia co i rusz wysyłała mnie do szpitala (do dziś nie rozumiem po co) z podejrzeniem jakiejś choroby. Wszystko uspokoiło się dopiero jak córki mojego taty się ustatkowały a moja mama zaszła w ciążę z moją siostrą. Różnice w wychowaniu widziałam nawet jako małe dziecko. Siostra była chuchana, wymuskana. oczko w głowie. I tak jest do dziś. Ja nie spełniałam ambicji moich rodziców. Byłam bardzo zbuntowana. Szłam swoją drogą. Zaraz po maturze wyniosłam się z domu. Rodzice postawili mi warunek, że opłacą mi studia ale tylko takie na jakie oni chcą. I to z wielką niechęcią bo jak sądzili, "dają mi semestr, jak wrócę do domu bez kasy i z brzuchem..." Zamieszkałam więc na Bemowie, poszłam do pracy i opłacałam studia sama, było ciężko ale mój obecny mąż bardzo mnie wspierał. I tak samo jak Ty, życie na pełnych obrotach. Studia, praca (jako kelnerka na starówce, od 10:00 do 01:00 w nocy), imprezy, chlanie do upadłego, świat się kręci. I... nie wytrzymałam. W wieku dwudziestu paru lat pękłam. Łażenie po lekarzach, kolejne "choroby", mega wychudnięcie (teraz to nadrobiłam, jem jak mała świnka ;) ), drżenia nóg, zawroty głowy, uczucie omdlenia itd. Diagnoza - nerwica depresyjna, potocznie. Z łóżka najchętniej bym nie wychodziła, drugie studia zawaliłam, nie obchodzę nawet własnych urodzin. Jak dzwonię do rodziców i ryczę jak szalona słyszę tylko suche: weź się w garść. No tak, ja przecież zawsze dawałam sobie radę... Teraz jestem na etapie psychoterapii i leków, które różnie toleruję. Ale ludziska na tym forum skutecznie przyczyniają się do poprawy mojego stanu, szczególnie mądra istotka Agorka ;)

Marsz więc do lekarza i nos do góry. Razem z tego wyjdziemy. Nam, ludziom z większymi wymaganiami co do życia świat stawia wyżej poprzeczkę. Tak to sobie tłumaczę i powoli zaczynam traktować to cholerstwo jak wyzwanie i zmuszam się do działania.
Możesz na mnie liczyć jakby co :DD
Hello again my sweet fears
leahh
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 11 lutego 2012, o 09:29

11 lutego 2012, o 14:42

Zawieszona pisze:Witaj Leahh,

Mam bardzo podobną sytuację do Ciebie. W moim domu sytuacja wyglądała trochę jak w brazylijskim serialu... Tata po rozwodzie z dwiema córkami i podłą byłą żoną, mama sporo młodsza od taty, wpatrzona w niego jak w obrazek. Ojciec nie za bardzo radził sobie z tym wszystkim, mimo że mieszkaliśmy 700km od jego byłego domu, był bardo rozdarty. Bardzo kochał i kocha swoje córki, chciał być w ich życiu ale również w "naszym". Matka nie mogła zrozumieć, że nie jest jedyna, w domu wciąż awantury a ja byłam całkiem z boku. Oboje jak na tamte czasy byli bardzo zajęci, cały czas w rozjazdach, w pracy, na uczelniach itd. Mnie praktycznie wychowywały babcie, które robiły to z przymusu. Matka w końcu nie wytrzymała i zaczęła pić. Zniknęła na jakiś czas a babcia co i rusz wysyłała mnie do szpitala (do dziś nie rozumiem po co) z podejrzeniem jakiejś choroby. Wszystko uspokoiło się dopiero jak córki mojego taty się ustatkowały a moja mama zaszła w ciążę z moją siostrą. Różnice w wychowaniu widziałam nawet jako małe dziecko. Siostra była chuchana, wymuskana. oczko w głowie. I tak jest do dziś. Ja nie spełniałam ambicji moich rodziców. Byłam bardzo zbuntowana. Szłam swoją drogą. Zaraz po maturze wyniosłam się z domu. Rodzice postawili mi warunek, że opłacą mi studia ale tylko takie na jakie oni chcą. I to z wielką niechęcią bo jak sądzili, "dają mi semestr, jak wrócę do domu bez kasy i z brzuchem..." Zamieszkałam więc na Bemowie, poszłam do pracy i opłacałam studia sama, było ciężko ale mój obecny mąż bardzo mnie wspierał. I tak samo jak Ty, życie na pełnych obrotach. Studia, praca (jako kelnerka na starówce, od 10:00 do 01:00 w nocy), imprezy, chlanie do upadłego, świat się kręci. I... nie wytrzymałam. W wieku dwudziestu paru lat pękłam. Łażenie po lekarzach, kolejne "choroby", mega wychudnięcie (teraz to nadrobiłam, jem jak mała świnka ;) ), drżenia nóg, zawroty głowy, uczucie omdlenia itd. Diagnoza - nerwica depresyjna, potocznie. Z łóżka najchętniej bym nie wychodziła, drugie studia zawaliłam, nie obchodzę nawet własnych urodzin. Jak dzwonię do rodziców i ryczę jak szalona słyszę tylko suche: weź się w garść. No tak, ja przecież zawsze dawałam sobie radę... Teraz jestem na etapie psychoterapii i leków, które różnie toleruję. Ale ludziska na tym forum skutecznie przyczyniają się do poprawy mojego stanu, szczególnie mądra istotka Agorka ;)

Marsz więc do lekarza i nos do góry. Razem z tego wyjdziemy. Nam, ludziom z większymi wymaganiami co do życia świat stawia wyżej poprzeczkę. Tak to sobie tłumaczę i powoli zaczynam traktować to cholerstwo jak wyzwanie i zmuszam się do działania.
Możesz na mnie liczyć jakby co :DD




Jejku, nawet nie wiem co napisać. Dziękuję Ci za te słowa,naprawdę. Ja też trochę ostatnio zbyt dużo piłam, chyba po to by zapomnieć, zaczęłam zbyt lubić alkohol, więc postanowiłam w ogóle nie pić, gdyż zbyt często urywał mi się film, a rano miałam jeszcze większy dół. Tak, ja też słyszę, że mam się wziąć w garść, że mam wszystko, a wielu osobom rozwiedli się rodzice. Tak, być może, ale na pewno w bardziej cywilizowany sposób. Powinnam iść do psychologa w wieku 13 lat, niestety pójdę o te 7 lat później, skoro nikt o mnie nie zadbał ja muszę zadbać o siebie. Trochę się boję, że jak pójdę do psychiatry to wyśmieje moje problemy i wcale mi nie pomoże, bo wyda mu się, że wymyślam. Wiem, że to chore myslenie.
agora
Gość

13 lutego 2012, o 21:07

Hej,
wiesz, że miałam podobne myślenie, że moj problem okaże się tak błahy, ze nie wart zachodu, śmieszny nawet dla psychiatry? Do tej pory na terapii rzucam negatywne komentarze czasami pod swoim adresem właśnie w tym stylu, że coś mojego jest nie ważne, że inni to mają problemy itp.
I tak w sumie jest zawsze znajdzie się ten inny co ma gorzej, ale jeśli coś zakłóca normalne funkcjonowanie to to już jest problem. Tak więc jazda moja droga do psychiarty/psychologa i jak na spowiedzi opowiedzieć wszystko co Ciię gnębi :):)
Jak tu będziesz daj znać jak zyjesz :
Buziaki
leahh
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 11 lutego 2012, o 09:29

15 lutego 2012, o 15:45

Hej, zyje i byłam nawet wczoraj na wizycie u psychiatry. Bardzo miła lekarka, wysłuchala mnie bardzo bardzo dokładnie, generalnie stwierdziła depresję, ale że miałam dość dużo przeżyć zaleciła psychoterapię (jutro idę pierwszy raz) oraz przepisała mi setaloft i doraźnie pernazinum.
Ale jakoś nie jestem do tego wszystkiego dobrze nastawiona...
ODPOWIEDZ