nat pisze: ↑11 marca 2018, o 17:38
AnkaWiss75 pisze: ↑11 marca 2018, o 16:22
Hej jestem tu nowa chociaż nerwicę mam od ponad 20 lat z przerwami .
Miałam masę objawów, które zresztą opisałam w dziale encyklopedia objawów natomiast z jednym objawem fizycznym nie potrafię sobie poradzic bo poprostu nie mija i to mi spędza sen z powiek .
Otórz chodzi o fascykulacje tzn drgania mięsni .
Mam je od roku i cały czas z mniejszm lub wiekszym nasileniem są i nie ustepują.
To takie delikatne drganie takie łaskotanie ,które widać gołym okiem ale jest non stop w stopach a jak sie np.poruszam sprzątam czy po dłuższum spacerze to sie nasila i drgają też łydki.
Dodatkowo mam zwykle pojedyncze drgania mieśni najcześciej w spoczynku albo jak już idę spać to zaczyna się normalnie koncert takie pojedyncze drgania to tu to tam dosłownie wszędzie uwierzcie mi od czubka głowy do stóp .I poprostu się martwię bo juz sobie wkręcałam sm albo stwatdnienie zanikowe boczne bo to nie mija ale innych objawów tych chorób nie mam ani zaniku mięśni więc sama nie wiem co robìć bo biorę magnez ale nie systematycznie
Może ktoś z was miał ten problem i sobie z nim jakoś poradził?
Pozdrawiam wszystkich nerwusków
To co opisujesz mam od pół roku. Zauważyłam, że zmniejsza się gdy przyjmuje większe dawki magnezu, potasu i B complex. Albo gdy o tym zapomnę. Jak sobie przypomnę to drgają mięśnie, o których istnieniu nie miałam pojęcia .
Taniec mięśni i ja czasem mam przed snem. Uda, łydki - wkurzające

Zażywam teraz vitaminum B compositum, planuję zakup dobrze przyswajalnego magnezu i potasu. Ja tutaj w takiej sprawie - szukałam na forum, ale nie znalazłam. Może ktoś podpowie gdzie szukać ->
zostałam wychowana w domu z matką melancholijką i ojcem cholerykiem. Ja jestem mieszanką niestety. Co mnie od lat martwi, mimo terapii, leków, wiedzy mam problem z opanowaniem
"trybu płaczki". Mam wrażenie, że moje łzy są zawsze w pogotowiu. W dzieciństwie płakałam często, z urojonych powodów i zamartwiania się (np. "mama mnie dziś nie odbierze ze szkoły"). Niestety od małego się tak kształtowałam. Jak sobie z tym radzić, pozbyć? Mam akurat gorsze dni (nie mogę znaleźć pracy, cały czas pracuję "byle gdzie" w pracy w której zaczęłam na studiach). Mam lęki, płaczę, zazwyczaj się poprawia kilka razy dziennie, ale
jutro boję się iść do pracy i z powodu lęków, które śmiało mogłabym sobie wytłumaczyć, ja zalewam się łzami... "o nie, znowu to...", "zobaczą mnie taką w pracy"..., łatwo się frustruję, poddaję...
dlaczego? niska samoocena? brak wiary? własna presja? od kwietnia chcę iść na terapię, aby jeszcze o dopracować, ale...ja jutro muszę iść do pracy. A ostatnio nie byłam 2 x bo miałam atak lęku, który mogłam przeczekać, uspokoić się, ale nie, ja się od razu zalałam łzami. Kurde, to jakiś odruch Pawłowa? Help.