Proszę o pomoc..
Od lutego jestem w bardzo silnym stresie - takim powodującym bezsenność, brak łaknienia, działanie na automacie. Typowe pobudzenie układu współczulnego. Zaowocowało to problemem jaki mam od maja - najpierw uczucie przeszkody w gardle, a następnie ścisku w szyi/gardle, bólach za mostkiem, wrażenie wbitego w kręgosłup miecza, który ktoś wykręca (głupio brzmi, ale takie odczucie). Mam te dolegliwości stale, nie mijają. Zaczynam z tego bólu dostawać do głowy, bo ile da się wytrzymać i cierpieć

Miałam robione RTG przełyku z kontrastem - wyszło zaleganie kontrastu i podejrzenie zaburzeń czynnościowych - czyli najpewniej tło nerwowe.
Czy ktoś z Was miał podobne objawy? I miał je stale? Czy to nerwica czy bardziej depresja maskowana?
Nie mam żadnych ataków lęku czy paniki. Po prostu czuję ból. Nie radzę sobie z tą silną somatyzacją, mam najgorsze myśli
Konsultowałam to z dwoma psychiatrami - jeden przepisał Spamilan na 3 miesiące i kazał więcej nie wracać. Drugi stwierdził, że to nerwica konwersyjna i nie ma na to lekarstw.. A ja nie mogę tak funkcjonkwać, nie w takim bólu
