
Coraz więcej ludzi w dzisiejszych czasach pali zioło i na pozór nie ma w tym nic dziwnego, ani niebezpiecznego. W porównaniu do tego jak popularne są inne używki, to już naprawdę ludzie wolą sobie przy piwku zapalić jointa i czują się z tym lepiej, że przynajmniej nie biorą nic gorszego. Z moich znajomych pali lub paliło z 90% osób i z tego co widzę nic się nikomu od tego nie stało. Ludzie trąbią na prawo i lewo aby zalegalizować, no bo przecież samo zdrowie. Fizycznie, spożywana w pewnych ilościach na pewno nie jest zbyt szkodliwa, gorzej tutaj jest z psychiką. Osobiście uważam, że faza po trawie jest dosyć mocna i schizująca. Łatwo można sobie powkręcać jakieś krzywe jazdy, szczególnie jeżeli zapali się dużą ilość w zbyt krótkim czasie (bongo, wiadra itd). I tutaj cały problem polega na tym, jak my sobie poradzimy z taką fazą. Osoby o naturze filozofów, osoby bardziej wyczulone na punkcie pewnych spraw, wrażliwe, bardziej strachliwe lub po prostu takie, które mają akurat jakieś nieprzepracowane problemy, bardzo łatwo mogą dostać bad tripa, który nie zawsze, ale czasami może przerodzić się w zaburzenie. Uważam, że ludzie którzy nie przejmują się np. swoim zdrowiem, nie zastanawiają się nad niczym, mają większy dystans do pewnych spraw, rzadko wpadają w tego typu zaburzenia i bad tripy. Mam wiele osób wśród swoich znajomych, którzy na co dzień są mega optymistyczni i zdystansowani i popalają kilka razy w tygodniu i nie widzę, aby ktokolwiek miał po tym jakieś nieprzyjemności.
W moim przypadku było tak, że zapaliłem pierwszy raz w bardzo młodym wieku, ale nic mnie nawet nie ruszyło. Wróciłem do tego potem w wieku 17 lat i też pierwsze kilka razy totalnie nic - wszyscy znajomi upaleni, ja trzeźwy. Myślałem po prostu że na mnie to nie działa i że muszę zapalić więcej, więc kolejnym razem zapaliłem prawie 2 lufki czystego pod rząd i tu się rozpoczęło przedstawienie

Zacząłem jarać coraz częściej, bo podobało mi się to i imponowało mi śmiganie z jointem. Chciałem być z tym utożsamiany, tym bardziej że bardzo lubię palić cokolwiek, ale nie palę papierosów, więc takie puszczanie sobie dymka z blanta było czymś pięknym. I z moimi fazami było na zmianę - raz było wszystko w porządku, kolejnym razem kisiel w głowie, odrealnienie, strach że zaraz wykituję itd. Do dziś zastanawiam się czemu byłem takim idiotą i paliłem przez tak długi czas, ale w sumie nie do końca zdawałem sobie sprawę z tego, co się ze mną dzieje. Pewnego razu zapaliłem bongo z holenderskiego palenia i cała ta moja lekka nerwica, towarzysząca przez praktycznie całe życie, nagle uderzyła we mnie z taką siłą, że nie wiedziałem co się dzieje. Najgorsza faza w moim życiu, strach, tragedia w głowie, odrealnienie, myśli natrętne itd. Od tamtej pory zostało mi to 24/7. Objawy typowo lękowe, mnóstwo straszaków, analiza lękowa, stany depresyjne itd. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że paliłem jeszcze przez 2 lata w stanie zaostrzonych objaw zaburzenia.
I tutaj z perspektywy czasu widzę, że ja w ogóle nie powinienem palić. Po pierwszym bad tripie powinienem podziękować i nigdy więcej nie wchodzić w to tak głęboko. Nie mam po prostu osobowości do takich używek. Nie każdy się do tego nadaje, tak samo jak osoba mocno agresywna nie powinna pić alkoholu, jeżeli czuje że urywa jej się film i dowiaduje się rano że robiła jakieś mocno chore rzeczy, których na trzeźwo by nie zrobiła. Uszkodzenia w mózgu żadnego nie ma, po prostu pod wpływem strachu wywołanego bad tripem, stan emocjonalny przeszedł przez pewną granicę i utrzymuje lęk w organizmie. Stosowanie odpowiednich praktyk odburzeniowych, psychoterapia i przede wszystkim odstawienie jakichkolwiek narkotyków to klucz do poprawy. Ktokolwiek z tego forum, jeżeli już tu trafił, to ma jakieś predyspozycje do wpadania w zaburzenia, depresje itd. Nikt z nas tutaj zgromadzonych najprawdopodobniej nie powinien palić ani zażywać żadnych innych narkotyków, dlatego jeżeli jeszcze to robicie, to radzę jak najszybciej przestać. To samo tyczy się ludzi z predyspozycją do schizofrenii, z tym że to o wiele ciężej dostrzec. Nie każdy dostanie schizofrenii od palenia - ja np. paliłem dużo i dostałem nerwicy, ale gdybym miał do tego jakieś psychiczne predyspozycje, to mógłbym uaktywnić sobie schizofrenie lub jakąś manię zamiast zaburzeń lękowych. Nic się tak naprawdę poważnego nam stać nie może, ale po co sobie niszczyć psychikę. Potem będzie tylko coraz ciężej to odkręcić i tak samo jest w moim przypadku. Jestem w nerwicy już 4 lata, ale nie mogę powiedzieć że to nie przeze mnie, skoro 2.5 z tego przepaliłem i tylko nakręcałem się na coraz to głupsze fazy na bad tripach. W takim wypadku pozostaje tylko abstynencja od wszystkich używek (nie mówię tu o piwku na weekend czy jakiejś wódce od czasu do czasu) i praca nad sobą, swoim nastawieniem i swoją osobowością.