Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Mam dość

Dział poświęcony depresji, dystymii, stanom depresyjnym.
Zamieszczamy własne przeżycia, objawy depresji i podobnych jej zaburzeń.
Próbujemy razem stawić temu czoła.
ODPOWIEDZ
n'importe qui
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 29 sierpnia 2012, o 19:54

29 sierpnia 2012, o 20:12

Dokładnie, mam już dość tego, niedługo stukną dwa lata, świętować nie mam zamiaru... Przez cały ten czas gram przed rodziną kogoś normalnego, a czuję się jak jakaś wariatka. W ogóle procz depresji mam też jakieś zaburzenie tożsamości. Nie wiem ktora "ja" jest prawdziwa - ta smutna, ta chcąca zbawić świat, czy ta, która zdradza z zimną krwią, kpiąc z moralności, a może zwykła, której nie pamiętam, aktualnie, bo bryluje tylko w towarzystwie. Gubię się w tym. Zjada mnie depresyjna rozpacz, dobija pustka i obojętność, jeszcze DD... Nie za dużo?
Chcę być normalna, albo nie chcę być czlowiekiem... i tak nie mam pewności, że nim jestem. Wiem, ze nic nie wiem.
Idę na drugie spotkanie z psychologiem niedlugo, po kilkumiesięcznej przerwie - może powiem jej wszystko, a nie tylko część, jednak boję się, że mnie gdzieś zamkną, ten strach mnie zatrzymuje przed pomocą samej sobie.
"Bawię" się w autodestrukcję, czy raczej chcę w jakis sposob miec kontrolę nad samą sobą - przecież jak nie będę nic jeść, to znaczy, że potrafię się kontrolować, swoje ciało, czego nie da się powiedzieć o umyśle, jest jakby poza moim zasięgiem panowania, a przecież tak bardzo chciałam być logiczna. Relatywizm niszczy granice dobra i zla, przez co krzywdzę innych, wcale nie czując, ze to, co robie jest nieodpowiednie. Nie chcę być czlowiekiem, a z drugiej strony pragnę żyć jak humanista. Kim ja jestem?!
Awatar użytkownika
ddd
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 2034
Rejestracja: 9 lutego 2012, o 20:54

29 sierpnia 2012, o 21:01

Nie umiem ci dac odp na twoje pytanie kim jestes. Sam mialem z tym problem aby to stwierdzic i nie tylko przez depersonalizacje ale problem mialem taki ze nie wiedzialem jaki jestem naprawde. I zrozumialem ze nie ma co sie nad tym glowic i doszukiwac sensu nad sensem, lepiej mimo tego ze jeste sie czesto zmiennym trzeba realizowac jakiies cele i dbac o swoja psychike nawet jesli jest sie troche egoistycznym przez to. mysle ze wlasnie to moze dac i uksztaltowac w koncu jakis swoj charakter. A u psychologa mow wszystko za cos takiego nie zamykaja w szpitalach! Nawet schizofrenicy moga sie wypisywac na wlasne zyczenie no chyba ze kogos morduja siekiera ;)
(muzyka - my słowianie)

Zaburzeni wiemy jak nerwica na nas działa, wiemy jak DD nam w bani rozpi***ala. To jest taa nerwica i lęk, to jest teen depersony wkręt!

Autor Zordon ;p
n'importe qui
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 29 sierpnia 2012, o 19:54

29 sierpnia 2012, o 23:34

ddd pisze:Nawet schizofrenicy moga sie wypisywac na wlasne zyczenie no chyba ze kogos morduja siekiera ;)
Kogoś... najchętniej bym samą siebie skróciła o tę część ciała, która sprawia te wszystkie problemy. Najgorsze jest też to, że nie mam żadnego wsparcia, bo po prostu jakaś część mnie się upiera, że sama dam sobie radę, co jest raczej niemożliwe.
Mówisz, że potrzeba trochę egoizmu? Za każdym razem jak chciałabym się tak zachować, to czuję się winna i samolubna, czyli jest jeszcze gorzej. W ogóle najlepiej byłoby nie istnieć, nawet nie umrzeć, co po prostu przestać lub lepiej - nie zacząć egzystować. Zresztą, jaką mam pewność, że tak nie jest? Co za durne pytania... Brak sensu, totalny.
Awatar użytkownika
ddd
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 2034
Rejestracja: 9 lutego 2012, o 20:54

30 sierpnia 2012, o 12:59

Owszem ja tez sie czulem winny i samolubny ale teraz juz mniej, bo odkad dostalem tej swojej siajby to wiem ze trzeba o siebie dbac i przede wszystkim o siebie. I poczucie winy mi spada, bo to ja potem mecze sie z objawami a nie pasozyty ktore tylko cos chca ode mnie. Odmawianie sprawia ze czuje sie po prostu lepiej.
(muzyka - my słowianie)

Zaburzeni wiemy jak nerwica na nas działa, wiemy jak DD nam w bani rozpi***ala. To jest taa nerwica i lęk, to jest teen depersony wkręt!

Autor Zordon ;p
n'importe qui
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 29 sierpnia 2012, o 19:54

30 sierpnia 2012, o 13:13

Kiedyś miałam jakieś urojenie, że jestem tu po to, by służyć i pomagać innym, że ja nie muszę być szczęśliwa, ale mam dbać, żeby inni byli. Czasem urastało to do rangi jakiegoś mesjasza... Dziś już tak bardzo tego nie czuje, nie mam sił, ale nadal nie widzę swojego prawa do szczęścia, tak, jakbym się go kiedyś wyrzekła i nie mogła z powrotem odzyskać.
Tyle, że o ironio... z tego samego powodu, tj. chęci pomocy każdemu, czułam się jednocześnie przez to lepsza. I tak miesza się ze sobą jakaś chora bezinteresowność z pogardą do ludzi. Boję się o tym powiedzieć, to tak, jak się przyznać przed sobą i innymi, że jest się walniętym.
To otwarte okno na czwartym pietrze bardzo kusi, ale nawet na śmierć nie zasługuję :(
Kasia22
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 67
Rejestracja: 16 czerwca 2012, o 19:49

31 sierpnia 2012, o 19:32

n'importe qui pisze:Dokładnie, mam już dość tego, niedługo stukną dwa lata, świętować nie mam zamiaru... Przez cały ten czas gram przed rodziną kogoś normalnego, a czuję się jak jakaś wariatka. W ogóle procz depresji mam też jakieś zaburzenie tożsamości. Nie wiem ktora "ja" jest prawdziwa - ta smutna, ta chcąca zbawić świat, czy ta, która zdradza z zimną krwią, kpiąc z moralności, a może zwykła, której nie pamiętam, aktualnie, bo bryluje tylko w towarzystwie.
Myślę, że obie te postacie są skrajne i żadna w pełni nie odzwierciedla Ciebie. Podejrzewam, ze na terapii znajdziesz sposób na wypośrodkowanie zachowań a także dojdziesz, które skrajne (zdrady i premedytacja oraz wielka chęć zmian wszystkiego) trzeba by skorygować i skąd się biorą.

Tez się biczowałam z czymś takim... teraz też ale w innym kierunku.


Z tego co juz wywnioskowałam z terapii nerwica oraz nasze problemy osobowości itp. biorą się z masy konfliktów wewnętrznych. Robisz jedno, bo Ci się wydaje, ze tak jest prawidłowo ale czujesz inaczej. To taki prosty przykład ale jest więcej, cięższych.

Ja na przykład już jako dziecko byłam zdana na siebie, nie mogłam nikomu w domu zaufać, zwrocić się. Ze wszystki zawsze byłam sama i sama musiałam sobie radzić i jak tak czytam co piszesz, to od razu mi się przypominają slowa mojej terapeutki na moją opowieść, ze przecież, to musiało wyciągać ze mnie masę energii w tamtym wieku a ja uświadomiłam sobie, ze wg tamtych schematów nadal żyje.
Dużą ulgę przyniosła mi wyrozumiałość dla samej siebie. Poza tym zgadzam się, wprowadzenie egoizmu do naszego zachowanie dla odzyskania poczucia się coraz bardziej równie ważnym dla innych jest wskazana. Nie musisz czuć się winna... pomyśl, czy jak Ty się męczysz sama ze sobą albo masz gorszy dzień, nie masz na kim polegać, to ktoś z tego powodu czuje się winny? Ja sobie odpowiedziałam na to pytanie odnośnie mojej rodziny i wiele mi to dało.

n'importe qui pisze:Kiedyś miałam jakieś urojenie, że jestem tu po to, by służyć i pomagać innym, że ja nie muszę być szczęśliwa, ale mam dbać, żeby inni byli. Czasem urastało to do rangi jakiegoś mesjasza... Dziś już tak bardzo tego nie czuje, nie mam sił, ale nadal nie widzę swojego prawa do szczęścia, tak, jakbym się go kiedyś wyrzekła i nie mogła z powrotem odzyskać.
Tyle, że o ironio... z tego samego powodu, tj. chęci pomocy każdemu, czułam się jednocześnie przez to lepsza. I tak miesza się ze sobą jakaś chora bezinteresowność z pogardą do ludzi. Boję się o tym powiedzieć, to tak, jak się przyznać przed sobą i innymi, że jest się walniętym.
To otwarte okno na czwartym pietrze bardzo kusi, ale nawet na śmierć nie zasługuję :(

Ja miałam takie odczucia względem mojego, niestety zawodu, który zdecydowałam się zmienić. Też myślałam... jedni są od zasuwania i nic z tego nie mają - ledwo ciągną do kolejnego miesiąca a inni mówią, że nie mają kasy a co rusz lecą na zakupy. To jeden z przykładów.
Ostatnio też mi się to zmieniło ale mam inny problem na tym polu :?

Zobacz, Twoj tekst który pogrubiłam jest masą konfliktów (też mam podobne) z tym, że ja wolę pomagać zwierzętom z tym, że pogardy do nich nie czuję w żadnym wypadku. Co do ludzi, to na przykład jestem mniej wrażliwa na ich los i też za nimi nie przepadam.

Chciałam Ci powiedzieć jeszcze, że pomogło mi nie udawanie przed nikim. Nie na każdym polu mi sie to udaje, np. teściowie przyszli nie wiedzą póki co ale jak będzie sytuacja z jakichś powodów zmuszała to powiem, że mam problemy lękowo - nerwicowe i się leczę.
Teraz póki co jak idę do lekarza i zazwyczaj się boję skutków ubocznych leków albo jak informuję o chorobie, to od razu mowię, że mam takie problemy i inaczej rozmawiają.
Jesli się komuś nie spodoba to trudno... obiecałam sobie, że będę się starać postępować jak najbardziej będę się czula na siłach, nie wbrew sobie.
Jeden choruje na cukrzycę i czegoś potrzebuje, inny ma anemię. Ja mam nerwicę i proszę o cierpilwość - nic więcej.
"Chcę tylko nie być byle kim, nie robić byle czego, byle gdzie"
Sylwia Kubus
n'importe qui
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 29 sierpnia 2012, o 19:54

1 września 2012, o 19:14

Masz rację, pełno konfliktów, w ogóle czuję się jak jeden wielki konflikt. Nie wiem już, co jest prawdziwe, gdzieś po drodze to zgubiłam. Też od dziecka ze wszystkim zmierzałam się sama, nie rozmawiałam z rodzicami o moim życiu, nie prosiłam o porady, smutki chowałam głęboko. W ogóle zmiana poglądów religijnych była początkiem końca, bo żyłam w strachu, co sie stanie, jak tata sie dowie, że już nie wierzę. Robiłam rzeczy, które wywoływały we mnie konflikt wewnętrzny - chodziłam do kościoła, do spowiedzi, mam nawet bierzmowanie... ale cały czas czułam, że to nie ja, jednak nie mogłam sie przeciwstawić, bo bałam się konsekwencji. Lęk przerodził się w zaburzenia, potem doszła depresja, teraz juz sama nie wiem, co mi dolega, bo czuję się jak duch. A depersonalizację i derealizację mialam juz za dzieciaka, zawsze jak jechalam samochodem i bezwiedni patrzylam się za okno, dziwne uczucie, ale sie tego nie balam, dzis jest to nie do zniesienia.

Nie chcę terapii, jak mi sie uda samej z tego wyjsc, bede miala powod, by zyć i potwierdzenie, że jestem silna, a jak nie uda... to trudno. Nic nie trwa wiecznie.

To nie takie proste wmówić sobie egoizm, nadal mam przekonanie, że nie zasluguję na szczęście.

Mówisz, ze starasz sie nie udawać... zwierzylam sie paru osobom, część z nich nie rozumie tego i sądzi, że to sie leczy kopnięciem w d..., bo to wynika z nudy. I jak tu zaufać ludziom? Zamiast zrozumienia dostajemy po twarzy, żeśmy nieroby.
Kasia22
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 67
Rejestracja: 16 czerwca 2012, o 19:49

1 września 2012, o 20:15

n'importe qui pisze: Mówisz, ze starasz sie nie udawać... zwierzylam sie paru osobom, część z nich nie rozumie tego i sądzi, że to sie leczy kopnięciem w d..., bo to wynika z nudy. I jak tu zaufać ludziom? Zamiast zrozumienia dostajemy po twarzy, żeśmy nieroby.
Nie chodziło mi o to, żeby nie kryć się jednocześnie obdarzając kogoś zaufaniem. Raczej miałam to na myśli w takiej formie ogólnej, w której zaufanie osobom, którym o tym mówimy nie ma nic wspólnego. Raczej chodziło mi o to, że niezależnie od tego czy się to komu podoba czy nie, czy nam pociśnie czy zrozumie, my naszą chorobę stawiamy jako coś istotnego z czym trzeba się liczyć. Np. ktoś ma cukrzycę i musi uważać z cukrem... musi i wg tej choroby żyje a co inni pomyślą jak odmówi ciastka, to ich interes. Jesli nie umieją uszanować choroby, to trudno.

A ze stwierdzeniem, że moja terapia, to mój wymysł, to jakbyś zacytowała moją siostrę, która mi coś takiego ostatnio powiedziała.
Bolało, bo nie ma pojęcia jak to wygląda wszystko w praktyce z resztą wydaje mi się, że nawet nie chce przyjąć do świadomości, że tą nerwicę mam.

Nie jest to wszystko proste, mam w dupie dość nie raz... ale widzę, że terapia idzie do przodu. Jest co prawda gorzej, bo więcej dostrzegam ale to też postęp.
Masz choć jedną osobę, która Cię wspiera? Chłopak/mąż?
"Chcę tylko nie być byle kim, nie robić byle czego, byle gdzie"
Sylwia Kubus
n'importe qui
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 5
Rejestracja: 29 sierpnia 2012, o 19:54

2 września 2012, o 19:34

Nie mogę depresji traktować, jak normalnej choroby. Od razu wyobrażam sobie te wszystkie pytania "jak to?", "dlaczego?", "przecież nie widać po Tobie, nie wymyślaj". Nikt nie gada takich głupot ludziom chorym na raka, a obie choroby są tak naprawdę śmiertelne (nieleczone).

Nie powiedziałam, że terapia to Twój wymysł, nie uważam też, że przesadzasz, po prostu takie mam spojrzenie na moją sytuację, jeśli Ty się zdecydowałaś i Tobie pomaga to bardzo dobrze. Cieszę się, że jednak można iść do przodu i dajesz na to przykład. Ja nie potrafię, nie chcę pomocy, ja mam pomagać, a nie inni mi.

Mam faceta, chciałby pomóc, ale nie potrafi, ja zresztą niczego od niego nie oczekuję. On też do końca nie potrafi zrozumieć dlaczego jest tak, jak jest.
Kasia22
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 67
Rejestracja: 16 czerwca 2012, o 19:49

2 września 2012, o 23:04

Nikt nie gada takich głupot ludziom chorym na raka, a obie choroby są tak naprawdę śmiertelne (nieleczone).


Uważasz, że czucie się jak ktoś inny niż reszta ludzi wokół niego, zamykanie się w tym myśleniu, które pogrąża jeszcze bardziej jest lepsze i bardziej pomocne, to Twój wybór, tylko pytanie ile drzwi Ci ten sposób otworzy. Niezależnie czy ktoś choruje na nowotwór, depresję czy nerwicę zamknięcie się samemu jest pogrążaniem. Nie zmuszam nikogo, by zmienił zdanie na moje ani nie chodzi mi o paplanie o swojej chorobie na lewo i prawo ale jak traktowanie tego jako coś, co jest a nie udawanie, że nie ma, bo tak można uciekać... tylko nie wiadomo jak długo i do tego nie wiadomo dokładnie przed czym (bo coś powoduje depresję).
Jak by nie było nie mów mi, ze to głupota, bo to dla mnie ważny element terapii, który osiągnęłam i uważam za sukces.


Ja nie potrafię, nie chcę pomocy, ja mam pomagać, a nie inni mi.



To jest powód Twojego nastawienia, twierdzenia, że to co napisałam jest głupotą. Ty po prostu nie chcesz przyjąć albo się boisz, ze można.
To jak będzie zależy od Ciebie, więc jeśli z jakiegoś powodu nie chcesz - np. strachu przed tym co będzie jak spróbujesz, to nic nie zmienisz. Tylko jednak jesteś tu, szukasz wyjścia - to jakby kolejna sprzeczność w Tobie, tak wg mnie, nie jestem ekspertem, wnioskuję z przebytych terapii.


nie chcę pomocy, ja mam pomagać, a nie inni mi.


Strasznie mocno to siedzi w Tobie, bardzo mocno w to wierzysz. Wiesz, ze to ciągnie Cię w dół, tylko poza Tobą nic ani nikt tego nie zmieni. Każdy może pisać i produkować się ale to i tak na nic się zda jak chociaż nie spróbujesz.
Nie twierdzę, ze łatwo - wiem, że nie. Ale na tym wychodzenie z tych paskudnych chorób polega...

Facet może Cię wesprzeć terapia naprowadzić i dodać spokoju, określić cel, wyrównać ale niczyje chęci wspomagania z zewnątrz nie przyniosą efektu, jeśli z nich nie skorzystasz.

Tyle z mojej strony - powodzenia.
"Chcę tylko nie być byle kim, nie robić byle czego, byle gdzie"
Sylwia Kubus
ODPOWIEDZ