Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Magnez, czyli moje błyskawiczne dochodzenie do siebie :)

Tu dzielimy się naszymi sukcesami w walce z nerwicą, fobiami. Opisujemy duże i małe kroki do wolności od lęku w każdej postaci.
Umieszczamy historię dojścia do zdrowia i świadectwo, że można!
Dział jest wspólny dla każdego rodzaju zaburzenia lękowego czyli nerwicy/fobii.
ubr1907
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 25 listopada 2015, o 11:40

8 grudnia 2015, o 16:59

Witajcie Kochani,
jestem Ada. Mój wpis może się okazać baaardzo długi, więc jeżeli nie macie chwili na dokładne przeczytanie, to powróćcie tu wtedy, kiedy ten czas znajdziecie. Na forum zarejestrowałam się chyba coś około dwóch tygodni temu. Spanikowana, zagubiona, wystraszona - co mi jest? Umieram albo wariuję, to pewne. Po rejestracji napisałam tutaj tylko jednego, powitalnego maila. Jakoś nie mogłam się zmobilizować, żeby napisać tu coś więcej o sobie, wyżalić się, ciągle coś powodowało, że odkładałam posta na później. Zakładając konto na tym forum byłam już po tygodniowej kuracji magnezowej (o tym później), ale mimo znacznej poprawy, to wciąż było zbyt mało, żeby do Was napisać. Chciałam dojść do siebie w 100%, żeby dopiero móc się z Wami podzielić moim cudownym uzdrowieniem :) Ale dziś czuję się już na tyle dobrze (nie na 100%, ale z całą pewnością na minimum 95% :)), że nie chcę dłużej czekać i chcę, żebyście tak jak ja mogli dojść do siebie w tempie wręcz błyskawicznym.

To tyle słowem wstępu. Chciałabym teraz opowiedzieć trochę o moich przypadłościach, stresach, dziwnościach i tak dalej, żebyście zobaczyli, że jeśli czytając moją wiadomość pomyślicie "kurczę, zupełnie jak bym ja to pisał/a", "mam te same objawy", że powrót do siebie i do normalności wcale nie musi trwać miesiącami, latami, ani tym bardziej być usłany psychiatrami i psychotropami, które wysysają Wasze portfele, a i tak nic nie dają, bo KOCHANI, UŚWIADOMCIE SOBIE, ŻE LEKARZE NIE CHCĄ, ŻEBYŚMY BYLI ZDROWI, oni dają nam tylko specyfiki, które mają pomóc nam na chwilę, a nie leczyć. Koncerny farmaceutyczne żerują na chorobach, ba, oni wymyślają nowe choroby, aby tylko wpychać nam swoje tabletki i "leki". Medycyna nie leczy, niestety, dlatego ja od lat nie chodzę do lekarzy, a jedyne tabletki, jakie biorę, to zwykłe przeciwbólówki raz w miesiącu, bo niestety mam bardzo bolesne miesiączki.

W związku z powyższym, nie mam stwierdzonej przez lekarza nerwicy, czy innych chorób, dolegliwości. Sama doszłam do tego, że dolega mi coś na tle nerwowym, bo jednym wielkim chodzącym stresem byłam od zawsze. Ok, może piszę dość chaotycznie, ale to dlatego, że mam wiele rzeczy do powiedzenia i wszystkie chciałabym powiedzieć od razu :) Ale po kolei.

Właśnie odkąd pamiętam, od wczesnego dzieciństwa wszystko mnie stresowało. Ale to absolutnie wszystko. Nierzadko byłam nazywana tzw. "dzikiem", bo bałam się wszystkie i wszystkich :) Stresowało mnie rozmawianie z osobami, których nie znam. Pamiętam sytuację, w której już jako nastolatka (może 14-15 lat) miałam iść do fryzjera, w końcu poszłam, ale ile się przed tym wyjściem nastresowałam, to tylko ja wiem. Czym? Tym, że nie będę wiedziała, co pani fryzjerce powiedzieć, w ogóle jak się odezwać, jak poprosić, że chcę taką fryzurę, a nie inną... heh :) Dziś mnie to bawi, ale było to kilkanaście lat temu i wtedy nie było mi do śmiechu. Moje poczucie własnej wartości, pewność siebie były równe poziomowi podłogi. Zresztą to jeden z miliona przykładów, bo naprawdę stresowało mnie wszystko. Szkoła, lekcje z nielubianymi, surowymi nauczycielami, sprawdziany. Myśli, że zrobię coś złego i zostanę za to ukarana, zbesztana, skrzyczana - ogromnie nie stresowały. W domu też nie było za kolorowo. Surowy ojciec nadużywający alkoholu, wyzwiska, krzyki. Do dziś pozostało mi wiele stresów, które z pozoru w ogóle nie powinny być stresami i normalni ludzie prędzej popukają się w głowę, niż zrozumieją, jak można się czymś takim stresować. Na przykład od pewnego momentu w życiu (zupełnie nie mam pojęcia dlaczego i skąd w ogóle tak dziwna fobia) zaczęłam odczuwać stres przed rozmowami przez telefon... :) Głupie? Być może, ale uwierzcie mi, że jak słyszę dźwięk telefonu to odczuwam stres i od dawna już sama nie korzystam z telefonu w ogóle, o odbieraniu czyjegokolwiek telefonu, ktokolwiek by nie dzwonił (obcy, czy swój) nie ma mowy. Po prostu mam telefonofobię i już i akurat z nią walczyć nie zamierzam, bo i po co. Wolę z ludźmi rozmawiać na żywo albo internetowo.

Generalnie dzieciństwo i lata nastoletnie jakoś dało się bezproblemowo z tymi wszystkim stresami przetrwać. Miałam zawsze jakieś grono koleżanek, więc te wszystkie sytuacje negatywne mieszały się z pozytywnymi i wychodziło na zero, nigdy nie miałam jakichś problemów z tego powodu czysto chorobowych, dolegliwościowych. Stres był i znikał, pozostawała tylko myśl, że chciałabym być spokojniejsza, odważniejsza, bardziej jak to się mówi przebojowa. Ale też nikt mi nigdy nie starał się podnosić wiary w siebie, w domu rozmów nie było, więc w zasadzie żyłam sama dla siebie, lubiłam spędzać czas jedynie w swoim towarzystwie i uciekać do swojego świata marzeń.

Przyszedł czas wejścia w dorosłość i jak się okazało, ten początek dorosłości też nie szczędził mi stresów i nie szczędzi do dziś. Wiele sytuacji stresowych sprowadziłam na siebie sama, oczywiście, ale równie wiele spadło na mnie ot tak i czasami już nie było sił, tylko strach. Długo jednak zanim zaczęły pojawiać się u mnie jakieś pierwsze oznaki, ze coś chyba jest nie tak. Wiele stresujących lat minęło, aż w końcu, ja wiem, może jakieś 2-3 lata temu zaczęły u mnie występować problemy, jak to sobie po prostu określiłam, z przełykaniem :) Było to coś zupełnie niewinnego, choć brzmi poważnie. Po prostu raz na jakiś czas, naprawdę rzadko, pojawiał się u mnie problem z przełknięciem śliny. Było to na takiej zasadzie, jak gdyby gardło mi się jakoś blokowało i chwilowo uniemożliwiało przełykanie (powodowało to też u mnie jakieś minimalne odczucie paniki), oczywiście po sekundzie normalnie przełykałam i o incydencie zapominałam, bo przecież nic takiego się nie stało. Zdarzało się to też podczas chęci przełknięcia płynu, czy jedzenia. Czasem oparzyłam język łykiem gorącej herbaty, bo za pierwszym podejściem nie mogłam jej przełknąć :) Była to tak rzadka sytuacja, że nie przyszło mi w ogóle do głowy, że może coś mi organizm chce przekazać. Po pewnym czasie zauważyłam także, że bardzo stresują mnie jakieś "straszne rzeczy" ;) czyli jakieś horrory o jakichś zjawiskach paranormalnych, duchach, demonach, opętaniach, czy w końcu nawet o śmiesznych zombie (od zawsze uwielbiałam horrory i mogłam je oglądać non stop, aż tu nagle bardzo się zdziwiłam, kiedy oglądając jakiś horror myślałam, że zejdę na zawał :)), stwierdziłam, że coś mi się musiało pozmieniać, bo przecież oglądałam straszniejsze filmy i nigdy się tak naprawdę nie bałam, szczególnie, że był to mój ulubiony gatunek filmowy, a tu trzęsę portkami oglądając jakiś nawiedzony szpital... hmm... tym też się nie przejęłam, przestałam po prostu oglądać horrory i już, po sprawie. Absolutnie nie pomyślałam, że może po prostu mam już tak poszarpane nerwy, że pora coś z tym zrobić. Natomiast żadnych dolegliwości psycho-fizycznych nie miałam.

Jakiś rok temu jeszcze wszystko było absolutnie w porządku, ale dowiedziałam się o śmierci młodszego brata mojej przyjaciółki z dzieciństwa, z którym jako dziecko się bawiłam i to spowodowało (ale nie było to absolutnie jakimś punktem zwrotnym, od którego się zaczęło:)), że źle się czułam, ciężko było mi w to uwierzyć i ogólnie byłam lekko rozbita. Ten chłopak został wyłowiony z rzeki, w miejscowości, w której się wychowałam, z rzeki, obok której chodziłam bardzo często, dlatego chyba nieco mną to wstrząsnęło. Natknęłam się też na policyjne zdjęcia z miejsca tego wypadku. Po pewnym czasie oczywiście przeszłam z tym do porządku dziennego, aczkolwiek wiele razy śnił mi się ten chłopak, zarówno jako żywy, jak i martwy. Piszę o tym tylko dlatego, że później do tego nieco nawiążę.

Staram się teraz sobie przypomnieć, kiedy tak naprawdę zaczęłam się sypać i nie pamiętam, ile miesięcy temu to było, bo to były wciąż jeszcze epizody jakichś dziwnych odczuć, czy dolegliwości, więc to bagatelizowałam. Zdarzały się nieprzyjemne odczucia, kiedy wychodziłam sama z domu, głównie kiedy byłam w jakimś większym sklepie. Zaczęłam się bać, że zemdleję, albo że dostanę zawału, czy to w drodze do sklepu, czy to w samym sklepie. Na pewno było to w okresie tegorocznym wiosenno-letnim. Zawsze kiedy wracałam do domu, mówiłam, ze już więcej sama nie idę, ale i tak chodziłam i za każdym razem czułam się stopniowo coraz gorzej, coraz częściej napadały mnie myśli, że zaraz zemdleję, oczami wyobraźni widziałam jak upadam, musiałam się sporo natrudzić, zeby te myśli z głowy wyrzucać. W pewnym momencie stwierdziłam, że już sama nie chcę chodzić, bo to wywołuje u mnie coraz to większy stres i zaczęłam chodzić jedynie z moim chłopakiem, bo chodząc z nim nie miałam żadnych dolegliwości. Do czasu oczywiście, bo w pewnym momencie zaczęły się duszności, kiedy byliśmy w jakimś większym markecie i moje błagania, żebyśmy już wyszli na powietrze. Nie zdarzało się to zawsze, ale coraz częściej. Ogólnie w pewnym momencie moje wychodzenie z domu ograniczyło się do niezbędnego minimum. Pracuję w domu, przy komputerze (dzięki Ci Boże za taką pracę, bo jak bym miała w tym stanie jeździć gdzieś do pracy, to by było ciężko), więc większość dnia spędzam na fotelu z komputerem, a to też nie jest dobre, bo trzeba wychodzić, najlepiej z kimś, po prostu na spacer, w spokojne miejsca, na świeże powietrze.

Z czasem przyszły ataczki paniki. Piszę ataczki, bo ataki przyszły potem. W zasadzie to przyszło coś, co ja nazwałam "skokami" serca, bo inaczej tego opisać nie umiem, może będziecie wiedzieć, o co mi chodzi. Nie był to ból, tylko takie odczucie jak by mi ktoś ścisnął serce na sekundę, odczuwane też właśnie jako taki skok serca :) Pojawiało się to kilka razy dziennie i powodowało jakiś rodzaj niepokoju u mnie, ale starałam się to ignorować, jednak w pewnym momencie zdałam sobie sprawę, że niejako czekam, spodziewam się już tego odczucia, bo skoro od tylu dni mi się pojawia, to i dziś też musi... Natrętna myśl i chore oczekiwanie, czy zaraz znowu to poczuję, czy może jednak mi odpuściło na dobre. Napędzanie myśli. Następnie zaczęłam odczuwać jakiś niepokój zupełnie z niczego. Siedzę i nagle ataczek paniki, taki, że muszę lecieć do łazienki i obmywać twarz zimną wodą albo biec na balkon na świeże powietrze (potrafiłam tak biegać kilka razy dziennie) albo robić jakieś ćwiczenia, żeby odwrócić swoją uwagę. Te ataki były coraz częstsze, panika w sklepie to już była norma.

Idźmy dalej, jakieś półtora miesiąca temu całkiem się posypałam. Moje myśli zaczęły pędzić w dziwnych kierunkach. Sama już nie wiedziałam, czym się stresuję, czego się boje, po prostu się bałam, odczuwałam ogólny niepokój praktycznie przez cały dzień. Zasypiałam ze stresem i budziłam się ze stresem, w ogóle miałam problem ze snem. W domu, w szafce znalazłam nieswoje tabletki nasenne, które można dostać jedynie na receptę (tabletki Nasen, może ktoś zna) i to był mój błąd. Postanowiłam zażyć pół tabletki, żeby bez problemu zasnąć. I powiem Wam jedno, takie tabletki to straszne narkotyki, bo po zażyciu połówki tabletki poczułam się wręcz cudownie. Przeszły wszelkie dolegliwości, pędzące myśli się uspokoiły, po prostu rewelacja, błogość i zaśnięcie jak dziecko. Ale, ale, jakież było moje zdziwienie, kiedy w nocy obudziłam się zlana potem, mokra cholernie, z walącym sercem i niesamowitym uczuciem stresu. To była masakra. I co zrobiłam? Wzięłam sobie pół tableteczki... po 15 minutach poczułam się cudownie i spokojnie i poszłam spać. Zaczęły się niesamowite jazdy, które korygowałam sobie tabletkami, których to miałam, kurczę, nie pamiętam, ale chyba około 40 w sumie. Dzień zaczynałam tabletką (połową), żeby zabić paraliżujący stres, z którym się budziłam. Niestety z tymi tabletkami jest tak, że po pierwsze są nasenne, więc powinno się je brać przed snem, a ja już je brałam przez cały dzień, a po drugie działają krótko, więc żeby cały dzień czuć się dobrze, trzeba by je brać powiedzmy co 3 godzinki... tak też brałam sobie. Brałam sobie te tabletki przez bite dwa tygodnie, bo na tyle mi wystarczyły i dzięki Bogu, że na dwóch tygodniach się skończyło, bo to straszna trucizna, która tylko pozornie pomaga.

Pomiędzy jedną połówką tabletki, a drugą, czułam się już bardzo źle. Ataki paniki nabrały na sile, doszły natrętne myśli o zawale, guzie mózgu, zemdleniach, szaleństwie i całej gamie negatywnych rzeczy, jakie mnie zdaje się czekają, bo wydawało mi się, że umieram albo postradam zmysły, stracę świadomość, zapadnę w śpiaczkę, oj, wiele tych myśli było. Równie okropne były odczucia fizyczne, które temu wszystkiemu towarzyszyły. Miałam po prostu non stop ściśnięty żołądek, ból brzucha, nie mogłam jeść, musiałam wpychać sobie na siłę jakieś mikro kąski czegokolwiek, i to miękkiego, żebym nie musiała gryźć, tylko od razu przełykać, bo wszystko rosło mi w ustach. Po wzięciu tabletki wszystkie dolegliwości ustępowały i wracał apetyt, więc rzucałam się na jedzenie. Jako że tabletki pomagały mi pozbyć się tych wszystkich odczuć, dotarło do mnie, że jest to wszystko u mnie na tle psychicznym, nerwowym, dopasowałam do siebie nerwicę, czy coś koło tego. Jednak pomimo już jakiejś wiedzy, że nic mi się nie stanie i że to tylko moja psychika, a nie autentyczna choroba serca, czy inne guzy i tak dalej, to moje myśli i tak nie dawały mi spokoju i panika się nasilała z każdym choćby najmniejszym ukłuciem gdzieś w ciele. Doszło do tego, że wpadałam w panikę, bo czułam jakiś ból w okolicy mostka i byłam pewna, że zaraz zejdę na serce, jednak kiedy jakimś cudem się uspokajałam, okazywało się, ze ten ból to ból żołądka... z głodu... dacie wiarę? Całe życie towarzyszy nam uczucie głodu, a mimo to ja byłam w stanie pomylić je z czymś innym i to z jakimś zawałem serca albo podobnym czymś :) Generalnie czułam się po prostu tragicznie, tabletki w ciągu dnia mi pomagały na jakieś dwie godziny, za to noce miałam już tragiczne. Ciężko było mi zasnąć, a kiedy już się udało, jak z zegarkiem w ręku codziennie budziłam się godzinę po zaśnięciu, zlana potem i zestresowana, z walącym sercem, więc musiałam iść się wietrzyć. Kiedy udało mi się zasnąć, po godzinie, dwóch znów się budziłam. Budziłam się dzień w dzień po kilka razy każdej nocy, rano wstawałam jak po wojnie, niewyspana, obolała. Obolała dlatego, że towarzyszyło mi też spinanie mięśni, trzęsawki. Trzęsłam się jak trzęsiemy się z zimna, tyle że wcale zimno mi nie było, a trzęskawki były bardzo częste w ciągu dnia i w nocy. Dodam jeszcze na marginesie, że nie byłam już w stanie pracować, non stop się stresowałam, nie byłam w stanie skoncentrować się na niczym, ani nijak zmienić biegu swoich myśli.

Któregoś dnia, będąc na tabletce, a więc czując się nie najgorzej (choć w pewnym momencie nawet tabletka już nie do końca mi pomagała tak jak na początku) przyszła mi do głowy myśl, że kiedyś szukałam coś na temat niedoboru różnych pierwiastków w organizmie i najsilniej w głowie pozostał mi magnez. Postanowiłam więc poczytać trochę o magnezie i co się dowiedziałam? Magnez jest jednym z dwóch najważniejszych pierwiastków w naszych organizmach! A większość ludzi ma jego niedobór. Wypłukuje go kawa, herbata, cola... ale przede wszystkim stres. Dostarczamy go zdecydowanie za mało i większość osób ma ogromne niedobory nawet nie zdając sobie z tego sprawy. A co powoduje niedobór magnezu? Wspomnę tylko o kilku - zawroty i bóle głowy, napady szybkiego bicia serca, stany lękowe i napady niepokoju! Było też wiele innych, które pasowały do mnie jak ulał. Zaczęłam poszukiwania, który magnez z apteki jest najlepszy, bo tylko to przyszło mi do głowy. Natrafiłam na informację, że najlepszą i najlepiej przyswajalną formą magnezu jest cytrynian magnezu , zaś najgorszą tlenek magnezu. A zgadnijcie, jaka forma magnezu jest w 90% preparatów magnezowych sprzedawanych w aptekach? Tak, dokładnie, tlenek magnezu, zajrzyjcie do swoich magnezowych suplementów. Bo jak wspomniałam wcześniej, medycyna nie chce nas leczyć, chce nas chorych. Nie dziwcie się zatem, jeżeli łykacie tabletki magnezowe z apteki od pół roku i nie widzicie u siebie żadnych zmian. A już najgorsze są te musujące tabletki z magnezem, które sama stosowałam. Nie dają kompletnie nic.

Zainteresowałam się zatem cytrynianem magnezu i doszłam do wniosku, że najlepszą dla mnie opcją będzie zakupienie go w formie proszku. Jeśli jesteście zainteresowani gdzie i za ile go kupiłam (tanio jak barszcz), to dajcie znać na priv, bo nie chciałabym absolutnie, żeby mnie tu ktoś posądzał o reklamę cudownego środka, czy coś. Nie taki jest mój cel. Zamówiłam go od razu kurierem 24 h, bo chciałam zacząć go zażywać już i natychmiast, bo czułam się coraz gorzej, szczególnie ze świadomością, że zaraz skończą mi się tabletki. No i skończyły się dokładnie tego dnia, kiedy kurier miał mi dostarczyć cytrynian magnezu. Od rana czułam się tragicznie, jak narkoman, jedyne o czym myślałam to te pieprzone tabletki, że muszę zażyć, bo nie wytrzymam. Wszelkie objawy jakie miałam nabrały na sile, panika, problemy z oddychaniem, myśli o telefonie na pogotowie pojawiały się co 5 minut, ba, nawet myśli o psychiatrze, który zapisałby mi jakieś leki, bo myślałam już, ze to koniec ze mną, że albo umrę albo nigdy już mi to nie minie i w końcu pozostanie mi się tylko zabić, bo tak żyć się nie da... Ciało spięte, serce wali, ręce, stopy, pachy mokre od potu, czułam się jak chory psychicznie narkoman na głodzie hehe i tak też wyglądałam. Godziny do przyjazdu kuriera wlokły się w nieskończoność, a moje samopoczucie było bardzo złe najdelikatniej mówiąc. W końcu przyjechał i przyjęłam sugerowaną dawkę magnezu, jaką powinno się przyjąć w ciągu dnia. Po około pół godziny, może trochę dłużej, poczułam jak ten magnez zaczyna działać, zrobiło mi się ciepło, sennie, poczułam przyjemne mrowienie w rękach i nogach, a nawet zasnęłam na godzinę. Wieczorem znów przyjęłam trochę magnezu, bo stwierdziłam, że przy tak dużym niedoborze, jaki mam, nic się nie stanie jeśli początkowo będę zażywać więcej, niż wynosi dzienne zapotrzebowanie. Niestety ta noc też była nieciekawa. Standardowo pobudka godzinę po zaśnięciu, a potem jeszcze kilka razy i rano zmęczenie jak po 15 godzinach na budowie.

Jedna rzecz jednak mnie zaskoczyła, co prawda obudziłam się z jakimś stresem (skoro od około dwóch tygodni na tabletkach tak się budziłam noc w noc, to i z jakiegoś przyzwyczajenia nadal tak się budziłam, nieważne, czy z magnezem, czy bez), ale zdałam sobie sprawę, ze jakby z mniejszym niż dotychczas, pomyślałam wtedy, że ten magnez działa we mnie cuda, skoro po dwukrotnym zażyciu zaczął już niejako łatać mi nerwy. Dodatkowo muszę wspomnieć o tym, ze tej pierwszej nocy po zażyciu magnezu, przy którymś z kolei przebudzeniu byłam głodna i udało mi się zjeść bułkę bez większego problemu, a przypomnę, że dwa tygodnie zjadłam bardzo niewiele, bo miałam non stop ściśnięty żołądek i było mi niedobrze na myśl o jedzeniu. Uznałam to za sukces i zakiełkowała w moim sercu nadzieja, że może to właśnie naprawdę o niedobór magnezu chodzi, a skoro to niedobór, to trzeba go uzupełnić i wszystko wróci do normy.

Następnego dnia znów nie czułam się niestety nieciekawie, kręciło mi się w głowie, czułam się jak pijana i oczywiście dopadały mnie znów myśli, że chyba się nie uda, że już zawsze będę się tak czuła, bla bla bla, znacie to doskonale zapewne :) Ale z drugiej strony sobie powtarzałam - dziewczyno, dopiero jeden dzień zażywasz magnez, wrzuć na luz i cierpliwości. Dodam też, że tego magnezu nie powinno się pić (bo trzeba go rozpuścić w wodzie) na czczo, bo może wywołać biegunkę i u mnie tak właśnie było, zresztą nawet jeśli go przyjęłam po jedzeniu, więc przez to dodatkowo nie czułam się zbyt dobrze. Ale po kilku dniach żadnych biegunek już nie było. Tego samego dnia, mniej więcej popołudniu, coś się zmieniło, bo nagle poczułam, że chyba zaczynam czuć się lepiej. Bez tabletek, po jednym dniu zażycia magnezu... coś mi się wydało podejrzane, ale szczerze, jeśli miałabym to podać procentowo, to jeśli człowiek czuje się normalnie na 100%, a ja przed magnezem, przez minione dwa tygodnie czułam się maksymalnie na 20%, to tak w ten dzień czułam się na 90%! Nieśmiało przemykały mi przez głowę myśli, ze może to cud, może to już, po jednym dniu jestem zdrowa. Wieczór miałam świetny, poszłam z chłopakiem do sklepu ;) złapał mnie lekki stresik, ale to nie było już to, co wcześniej, po powrocie do domu ugotowałam nawet zupę i ją zjadłam bez większego problemu, mimo że jeszcze dwa dni wcześniej nie byłam w stanie praktycznie nic przełknąć. Coś się zaczęło zmieniać i byłam szczęśliwa. Zasnęłam tego wieczoru jak dziecko, bez tabletki. Zbyt kolorowo tak szybko być nie mogło i oczywiście było standardowe nocne budzenie, niestety z wielkim niepokojem, potem i sercem pędzącym tak, jak by chciało wyrwać się z piersi. To mnie zdołowało,bo miałam nadzieję, ze będzie już coraz lepiej, a tu znów to samo... Poranek był tragiczny, depresja, pustka, niepokój, beznadzieja, mechaniczne czynności, byłam nie do życia, ledwo cokolwiek zjadłam, starałam się czymś zająć, ale gdzie tam, nie dało rady. Przeleżałam pół dnia, aż w końcu stwierdziłam, że nie chce mi się już tak czuć, wstałam i jakimś cudem się pozbierałam. Z każdym dniem czułam się coraz lepiej, aczkolwiek daleko mi było moim zdaniem do ideału, więc z jednej strony się bałam cały czas, a z drugiej, tej bardziej nieśmiałej strony, przygniecionej nieco negatywami, miałam nadzieję, że idę w dobrą stronę i muszę być cierpliwa i przetrwać to wszystko. Po tygodniu zażywania, a właściwie to chyba nawet już po kilku dniach, zapomniałam zupełnie o napadach paniki (no, może nie zupełnie, bo o nich pamiętałam, ale nie pojawiały się!), nie myślałam o tym, że dostanę zawału, zemdleję, zapomniałam o tym, jak jeszcze kilka dni temu myślałam o tabletkach, psychiatrze, pogotowiu. Zdarzały mi się te skoki serca, ale najgorsze były natrętne myśli. One nie chciały ode mnie jeszcze odejść.

Natrętne myśli, czyli w moim przypadku jakieś dziwne myśli. Prześladowały mnie np. myśli o zmarłym bracie przyjaciółki, o którym już wcześniej wspomniałam, te myśli towarzyszyły mi przez wiele dni, ciągle widziałam go w tej rzece, nieżywego, docierało do mnie, co musiał przeżywać, kiedy tonął... te myśli wywoływały we mnie lęk, strach, panikę. Myślałam o nim ciągle, nie mogłam przestać i sam ten fakt mnie przerażał. Inne myśli dotyczyły wypadków samolotowych... :) tak, oglądałam program o katastrofie lotniczej i prześladowały mnie myśli (a boję się latać samolotami. Nigdy nie leciałam, ale odczuwam przed tym strach), że jestem w samolocie, który się rozbija, wszyscy umierają, albo przerażała mnie sama myśl i odczucie, że po prostu jestem w samolocie, blaszanej puszce, kilometry od ziemi, zawieszona w powietrzu, to dla mnie straszne, dlatego chyba się tak tego bałam te myśli nie chciały wyjść z mojej głowy. Albo w ogóle jakieś myśli o demonach, diabłach, duchach, strasznych rzeczach - to a propos tych horrorów, o których wspominałam :) Nie umiałam tych myśli wyrzucić z głowy. Były ze mną ciągle. Myślałam, ze zwariuję przez te myśli, nie dawały mi wytchnienia i męczyły chyba bardziej niż wielogodzinna praca na budowie :) Zresztą powtarzałam sobie ciągle, że wolałabym 1000 razy bardziej złamać obie nogi, niż czuć się psychicznie tak jak się czuje.

Zatem to chyba w drugim tygodniu od stosowania magnezu miałam właśnie takie dolegliwości, czyli wstrętne myśli, wywołujące strach, myśli irracjonalne zupełnie, jak sami widzicie. Miałam również w pierwszym i na początku drugiego tygodnia, poczucie jakiegoś odrealnienia, wrażenie snu na jawie, wrażenie bycia za szybą, czy jakąś przezroczystą ścianką. Związany z tym niepokój, ale poczytałam, że to może być derealizacja, czyli w sumie nic złego i to mnie też nieco podbudowywało, bo wiedziałam, ze to wszystko minie jeśli tylko się trochę postaram i zacznę odwracać się od tych wszystkich natrętnych myśli i gdzieś z boku trzymać te wszystkie stresy, które trzymają mnie w tym stanie, bo nie miałam zamiaru tkwić w tych dziwnych stanach przez nie wiadomo jak długi czas.

Dziś mija dwudziesty dzień odkąd zaczęłam zażywać magnez i używając znów procentów powiem Wam tak - czuję się dziś na 99%! Od kilku dni towarzyszą mi jedynie bardzo delikatne zawroty głowy, a raczej jakieś ciśnienie na głowie, uczucie ciężkiej głowy, tak bym to opisała. Jeszcze kilka dni temu towarzyszyło mi to odczucie prawie cały dzień wprawiając mnie znów w leciutki niepokój, ale szybko już sobie umiem z tym radzić i co najważniejsze wiem już, ze to wszystko mi przejdzie. Bo teraz udaje mi się bardzo często bez większego problemu odwrócić uwagę, skoncentrować na czymś innym i wtedy nie mam żadnych dolegliwości, czuję się dobrze, co tym bardziej potwierdza, ze nie jest mi nic ponad niedoleczone jeszcze psychiczne zachwianie :) Kochani, gdybym miałam porównać siebie sprzed zażywania magnezu do tego jak się czuję dziś, to bym powiedziała, że wcześnie byłam w kompletnej ciemności, a dziś już jestem w totalnej jasności. I choć chociażby przez to uczucie na głowie nie czuję się doskonale w 100%, to jednak z dnia na dzień dojdę do siebie całkowicie, wiem to, bo jeżeli w 20 dni cierpienia doszłam do punktu, w którym jestem teraz, to jestem już naprawdę blisko wyleczenia.

Rozpisałam się niesamowicie, mam nadzieję, że komuś tym pomogę. Chcę Was bardzo prosić o to, żebyście dali szansę magnezowi, wartościowemu magnezowi, aby zdziałał cuda w Waszych organizmach, w Waszych głowach. Gwarantuję Wam poprawę, bo sama byłam w tragicznym stanie, a dziś już jest cudowna poprawa, a wręcz prawie ideał :)
Pamiętajcie, nie jesteśmy chorzy psychicznie, nie umrzemy, nie zwariujemy. Nasza psychika płata nam figle, bo się zaniedbujemy, jemy i pijemy świństwa, ilu z Was pomyślałoby, że magnez (poczytajcie o nim) tak wiele dla naszego zdrowia znaczy? Ja byłam w szoku, jak bardzo jest ważny i co się może dziać, kiedy go nam brakuje.

Proszę, bądźcie cierpliwi, nie biegnijcie od razu do psychiatry, nie łykajcie uzależniających psychotropów. Ja świetnie radzę sobie bez nich i bez wydawania pieniędzy na pseudolekarzy, którzy traktują ludzi jak króliki doświadczalne - nie podziała ta tabletka, to przepiszą inną. Za mała dawka? To zwiększą. A kasa płynie dla nich i dla producentów tych legalnych narkotyków...

Musicie zawziąć się, nie bać się, bo nic Wam się nie stanie, nawet jeśli jesteście pewni, ze zaraz umrzecie! Przechodziłam przez to. I przede wszystkim CYTRYNIAN MAGNEZU - pomoże Wam, dajcie mu szansę :) Będziecie w szoku, jak szybko zaczniecie czuć się lepiej! Nie ma sensu tracić życia na strach, nerwy, zagubienie i te wszystkie złe emocje i odczucia, które towarzyszą nerwicy, derealizacji, depersonalizacji. Spróbujcie i dajcie znać, a potem koniecznie podzielcie się z innymi :)

Mam ogromną nadzieję, że komuś pomogę moją historią i będę przeszczęśliwa, jeśli ktoś z Was napisze mi - dzięki, pomogło! To naprawdę działa! :D A ja już nie mogę się doczekać dnia, w którym wrócę tu i napiszę, że już jestem sobą w 100% ciągle i każdego dnia, a wiem, że to już blisko :D

Całuję Was wszystkich i głowa do góry, bo wyzdrowieć jest łatwiej, niż się Wam wydaje.

Ada.
Wojciech
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1939
Rejestracja: 10 kwietnia 2010, o 22:49

8 grudnia 2015, o 17:48

To znaczy ja Ci oczywiscie gratuluje jesli znalazlas sposob na swoje objawy ale np ja bralem powyzysz magnez rok czasu i niestety dopoki nie popracowalem nad soba moje objawy nie ustapily ani na troche.
I w zadnym razie nie chce nikogo demobilizowac, kto chce niech bierze ale to nie jest tez tak ze wszystkie zaburzenie psychiczne sa spowodowane przez braki magnezu, bo o wiele czesciej magnzezu brak to efekt nerwicy a nie przyczyna.
U Ciebie to bylo przyczyna (jesli naprawde bylo) i super ze to odnalazlas, natomiast nie mozna w zadym razie zapominac o pracy nad soba.
A i czasem leki antydrepesyjne i rozne inne moga byc pomocne wiec to tez nie jest taki diabel straszny jak je tu namalowalas.
Nerwicowiec - Ten typ tak ma.
http://www.imtech.com.pl
martynka
Odważny i aktywny forumowicz
Posty: 385
Rejestracja: 10 marca 2014, o 22:12

8 grudnia 2015, o 19:55

Mam mieszane uczucia co do tego postu. Ja też brałam ten cudowny magnez i jakoś u mnie średnio dzialal, na początku też u mnie była euforia, a potem wróciły lęki, derealizacja itd. Także ja np wierzę w pracę nad sobą.
Awatar użytkownika
mala_mary
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 26
Rejestracja: 29 listopada 2015, o 18:15

8 grudnia 2015, o 20:04

Gratuluję wyzdrowienia.

Ale niedoboru magnezu nie uzupełni się cudowną dawką, która zadziała po 30 minutach :)
Generalnie jakikolwiek niedoborów witamin i minerałów nie uzupełni się w ciągu jednego dnia, więc aż tak terapeutycznego działania "witaminek" to nie ma. Więc to trochę wprowadzanie ludzi w błąd.
No i nie wszystkie choroby są skutkami niedoboru, wiele ma inne podłoże.

Edit: A najlepszy magnez to jest ten z pokarmu, wystarczy zmienić dietę, żeby go wystarczająco dostarczać. Nie trzeba brać tabletek, żeby prawidłowo utrzymać organizm. Więc gdy ktoś wie, że ma z tym problem powinien iść do dietetyka.

A ten cudowny-magnez został opisany tak jak by był czymś dobrym podbity ^^
Awatar użytkownika
Joannaw27
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 926
Rejestracja: 20 czerwca 2015, o 00:12

8 grudnia 2015, o 20:06

A gdzie ten magnez dostać można? To jest jakiś specjalny magnez ? Bo ja magnez biorę ale ten rozumie ze ulecza tak? Jakiś sceptycznie do tego podchodzę ale spróbować można.
COCO JUMBO I DO PRZODU
ubr1907
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 25 listopada 2015, o 11:40

9 grudnia 2015, o 10:16

Witajcie,
chciałam pomóc, a tu sami sceptycy... Szkoda, ale może jednak ktoś spróbuje i się zdziwi :)
Cytrynian magnezu, jaki ja stosuję jest w 100% naturalny, czysty magnez, bardziej naturalny niż w formie kapsułek, dlatego go wybrałam. W aptekach tego nie znajdziecie, w aptekach jest sam syf, który nawet po roku nie pomoże.

Wojciech, moim zdaniem to właśnie jest odwrotnie, czyli to jednak nerwica, depresja i cały wachlarz towarzyszących objawów są spowodowane brakiem magnezu. Ja dochodzę do siebie bez chemicznych wspomagaczy, a sugerowanie, że warto brać leki, bo ja je tu zdemonizowałam, a nie są takie złe, to brzmi jak post psychiatry, który nie chce, żeby ludzie zaczęli stosować tak dobry, naturalny magnez i dochodzili dzięki niemu do siebie, tylko nabijali jemu kabzę i truli się lekami, które uzależniają i bez których często już się nie da funkcjonować. Jak chce ktoś brać tabletki latami lub nawet przez całe życie, to będzie to robił, ale może można inaczej.

Martynka, w jakiej formie brałaś ten magnez? Gdzie go kupiłaś? Leczyłaś, czy leczysz się przepisanymi lekami? Może niektórzy po prostu są bardzo oporni i nie chcą uwierzyć, że można pomóc sobie inaczej, naturalnie i wierzą tylko i wyłącznie w działanie chemii? Magnez trzeba stosować ciągle, a nie tylko do momentu lepszego samopoczucia, a potem to już "jak się przypomni". Poza tym praca nad sobą też jest ważna. Przecież ja też musiałam przejść przez moje "wariactwa", które temu wszystkiemu towarzyszą i wcale nie jestem cudownie uzdrowiona, bo jak pisałam w poście wyżej, cały czas dochodzę do siebie, miewam dolegliwości, ale o wiele mniej uciążliwe, o wiele szybciej mogę sobie z nimi radzić.

mala_mary, nie pomógł mi po 30 minutach, po 30 minutach jedynie poczułam jakieś jego działanie, czyli poczułam się inaczej niż przez ostatnie dwa tygodnie, zanim zaczęłam go w ogóle brać. Zatem nie wprowadzam ludzi w błąd, ja ciągle dochodzę do siebie, a minęły 3 tygodnie. Oczywiście, że najlepszy jest magnez, czy wszystkie inne pierwiastki, witaminy, minerały itd. z pożywienia, ale zdajesz sobie sprawę jak długo musiałabym przyjmować magnez z jedzenia, żeby osiągnąć takie skutki, jakie osiągnęłam dzięki cytrynianowi? Męczyłabym się z moimi stanami chyba długie miesiące. Magnez z jedzenia nie jest tak dobrze przyswajalny. Skąd pewność, że wiele chorób i dolegliwości nie bierze się z niedoborów tego, co potrzebne organizmowi? Bo lekarz tak powiedział? Bo w telewizji tak mówią? Czemu tak mało wiary w ludziach, ze wszystko co człowiekowi potrzebne ma on w naturze? Magnez, który opisuję nie jest cudownym chemicznym specyfikiem podbitym czymś, a naturalną substancją, powtarzam się po raz kolejny.

Joannaw27 jaki magnez bierzesz? W tabletkach z apteki? Ulecza brzmi tak, jak gdybym Wam tu sugerowała jakieś cudo nie z tego świata, które Was postawi na nogi w dzień. Opisuję po prostu magnez, zwykły pierwiastek, którego brakuje nam wszystkim, nie tylko znerwicowanym, każdemu człowiekowi, nawet zdrowemu, nie jest to więc z pozoru nic nadzwyczajnego, bo każdy o magnezie słyszał. Ale odpowiedni magnez to już co innego. Odpowiednia dawka tego odpowiedniego magnezu to też inna bajka. Jeżeli ktoś stosuje magnez w tabletkach, reklamowany w telewizji, czy proponowany a aptece przez farmaceutę, to w życiu nie osiągnie zamierzonego celu. Jeśli chcesz, napiszę Ci w prywatnej wiadomości o tym magnezie.

Moi drodzy, jestem żywym przykładem na to, że da się dojść do siebie bez leków, bez psychiatrów, bez terapii, czyli bez wydawania grubych pieniędzy. Zawsze znajdą się sceptycy, a może i psychiatrzy się tu wypowiadają, nie wiem, którzy z kolei zdemonizują magnez, a polecą tabletki? Różnie może być. Jeżeli chcecie spróbować z magnezem, spróbujcie. Nic negatywnego się Wam od niego nie stanie, więc nawet jeżeli Wam nie pomoże, to nie zaszkodzi. Koszt to około 40 zł za pudełeczko, które wystarczy na około 2 miesiące codziennego stosowania. Ja nikogo nie namawiam, ja broń Boże tego nie sprzedaję sama :) Chcę pomóc, bo być może wielu z Was ma właśnie taki problem jak ja i cytrynian magnezu pomoże?
Jeśli nie chcecie próbować, nie próbujcie, ale prześmiewcze traktowanie tematu, jak to uczynili koledzy i koleżanki powyżej jest trochę nie w porządku.
Chciałam jeszcze zaznaczyć, że to nie jest tak, że ja sobie zażyłam magnez, położyłam się w łóżku kładąc rękę za głowę i podziwiałam, jakie to cuda ze mną wyczynia. Tak to nie działa. Magnez jest niesamowitym wspomagaczem, całej roboty za nas nie zrobi, ale ogromnie ją ułatwi, bo on nam po prostu "łata nerwy". Zatem jak wspomniane zostało powyżej, praca nad sobą nas nie ominie, ale praca nad sobą z pomocą magnezu jest naprawdę o wiele łatwiejsza. Ze mną dobrze nie było.

Zatem podsumowując, wybór należy do Was. Myślę, że jeśli do kogoś ma ten post trafić, to trafi i to jest najważniejsze. Jak pomoże to choć jednej osobie to będę szczęśliwa. Ja po trzech tygodniach czuję się niemal idealnie, choć wiem, że jeszcze pewnie trochę czasu minie, zanim będę się czuła w pełni idealnie.

Pozdrawiam.
Ada.

-- 9 grudnia 2015, o 10:16 --
Joannaw27 pisze:A gdzie ten magnez dostać można? To jest jakiś specjalny magnez ? Bo ja magnez biorę ale ten rozumie ze ulecza tak? Jakiś sceptycznie do tego podchodzę ale spróbować można.
Próbowałam Ci wysłać prywatną wiadomość, ale nie wiem, czy doszła, mam ją w folderze "do wysłania" i nie wiem jak wysłać :D Jeśli chcesz, napisz do mnie na maila ubrania1907@wp.pl to Ci napiszę to samo co w PW :)

Pozdrawiam.
Awatar użytkownika
Małgośka777
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 45
Rejestracja: 31 sierpnia 2015, o 11:31

9 grudnia 2015, o 10:17

a co to jest za magnez...jakas konkretna nazwa..??
1. Nerwica atakuje najmądrzejszych i najpiękniejszych.... bo jest zazdrośnicą. :) .
2. " NIE LĘKAJ SIĘ " !!! :)
3. Nerwica to...kupa huku o nic :D
ubr1907
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 25 listopada 2015, o 11:40

9 grudnia 2015, o 10:25

Małgośka777 pisze:a co to jest za magnez...jakas konkretna nazwa..??

Cytrynian magnezu, 100% czysty, tak wpisz w wyszukiwarkę. Broń Boże żadne suplementy diety z dodatkiem cytrynianu, bo to nie zadziała, jest go tam mało. Ja nie będę podawać nazwy, firmy itd. bo nie chcę, aby mnie oskarżono o reklamę. Jeśli jesteś zainteresowana, to z pewnością trafisz na dobry produkt.
Awatar użytkownika
Małgośka777
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 45
Rejestracja: 31 sierpnia 2015, o 11:31

9 grudnia 2015, o 10:27

ale jak możesz to chociaż w prywatnej wiadomości...napisz. ;)
1. Nerwica atakuje najmądrzejszych i najpiękniejszych.... bo jest zazdrośnicą. :) .
2. " NIE LĘKAJ SIĘ " !!! :)
3. Nerwica to...kupa huku o nic :D
bart26
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 2216
Rejestracja: 25 lutego 2015, o 13:00

9 grudnia 2015, o 10:31

Tak sie zastanawiam czlowiek ma ograniczona dawke magnezu jaka moze przyjac dziennie . Nadmiar jest usowany wraz z moczem . Nie mozna przedawkowqc magnezzu . Jak to mozliwe ze ten specyfik przyswaja sie w wiekszej ilosci ze diametralnie szybciej wypelnia braki ?? Tak z ciekawosci pytam
DOPOKI NIE PODEJMIESZ WYSILKU , TWOJ DZIEN DZISIEJSZY BEDZIE TAKI SAM , JAK DZIEN WCZORAJSZY
ubr1907
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 25 listopada 2015, o 11:40

9 grudnia 2015, o 10:36

Nie jestem specjalistką, po prostu zawierzyłam temu, co wyczytałam. Cytrynian magnezu jest po prostu najlepiej przyswajalnym rodzajem magnezu i mi więcej wiedzieć nie trzeba, mi faktycznie bardzo pomaga. Czytałam też o innych rodzajach, dobrze przyswajalnych, np. jabłczan magnezu, ale postawiłam na cytrynian. Poczytajcie trochę, może bardziej uwierzycie w to co napisał ktoś lepiej zorientowany w temacie niż ja :)
Awatar użytkownika
mala_mary
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 26
Rejestracja: 29 listopada 2015, o 18:15

9 grudnia 2015, o 10:52

wybacz, ale studiowałam ratownictwo medyczne. i po prostu wiedzę wzięłam z książek na ten temat jak i od ludzi pracujących w zawodzie. nie ma szans, żeby poczuć jakąkolwiek różnicę w tak krótkim czasie. :x

a co do naturalnej postaci magnezu (średnio)
Pestki dyni - 520 miligramów
Kakao gorzkie - 420 miligramów
Koper - 377 miligramów
Natka pietruszki - 291 miligramów
Migdały - 257 miligramów
Soja - 250 miligramów
Kasza gryczana - 218 miligramów
Fasola biała - 169 miligramów
Czekolada gorzka - 165 miligramów
Orzechy laskowe - 140 miligramów
Płatki owsiane - 129 miligramów
Groch - 124 miligramów
Jabłka ze skórką - 104 miligramów
Orzechy włoskie - 130-190 miligramów

Jest to zawartość w 100 gramach produktu. Zapotrzebowanie dorosłego człowieka wynosi 300-400mg na dobę.
ubr1907
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 8
Rejestracja: 25 listopada 2015, o 11:40

9 grudnia 2015, o 10:53

Zatem ja jestem wyobcowanym przypadkiem, który poczuł różnicę w tak krótkim czasie :)

Pozdrawiam.
bart26
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 2216
Rejestracja: 25 lutego 2015, o 13:00

9 grudnia 2015, o 10:55

Nie no super jasne ze tak . Tylko zeby odrazu odburzyc sie z zaburzenia psychicznego jakie opierq sie na emocjonalnisci . Oczywiscie magnezz jest priorytetem zreszta tak samo witaminy grupy b nawet nie wiem czy nie wazniejsze . Ale to moje zdanie . Gratulacje ze ci sie poprawilo . Mysle tez ze brak magnezzu nie jest czestym powodem nerwicy jak wogole moze byc nim . Ktos jak chce polecam sprobowac ale nie liczcie za bardzo ze sie poodburzacie bo to takie kolejne szukanie zlotego srodka . Ave :fly:
DOPOKI NIE PODEJMIESZ WYSILKU , TWOJ DZIEN DZISIEJSZY BEDZIE TAKI SAM , JAK DZIEN WCZORAJSZY
svenf
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 222
Rejestracja: 13 listopada 2015, o 10:32

9 grudnia 2015, o 11:11

Też wysłałam wiadomość. Proszę o odpowiedź. Nie bądźcie tacy sceptyczni... My mamy straszne niedobory przy ciągłym stresie nerwicowym. Bez odpowiedniej ilości pierwiastków i witamin organizm nie będzie dobrze działał. Większość preparatów z apteki nie jest dobra (przykład witamina C - w aptece w postaci kwasu askorbinowego wchłania się tylko trochę i nic nie da przy przeziębieniach). Może u Was nie działać dobrze magnez bo możecie mieć np. problemy z wchłanianiem (ja mam przy chorym żołądku) albo potrzeba Wam większej kombinacji pierwiastków i witamin (np. D, B, potasu). Niestety u nas nie robi się badań na ilość pierwiastków i witamin w organizmie. A samemu też ciężko dojść.
ODPOWIEDZ