Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

kryzys wartości

Forum poświęcone: nerwicy lękowej, atakom paniki, agorafobii, hipochondrii (wkręcaniu sobie chorób), strach przed "czymś tam" i ogólnie stanom lękowym np. lęk wolnopłynący.
Możesz dopisać się do istniejącego już tematu lub po prostu stworzyć nowy.
Tutaj umieszczamy swoje objawy, historie, przeżycia. Dzielimy się doświadczeniami i jednocześnie znajdując ulgę dajemy innym pocieszenie oraz swego rodzaju ulgę, że nie są sami.
ODPOWIEDZ
berthemoose
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 17
Rejestracja: 10 października 2017, o 18:05

28 lutego 2018, o 13:29

Pisalem juz ze wyszedlem z nerwicy i to prawda bo od dawna nie mam objawów, gdy przyspieszy mi serce nie dostaję ataku paniki, nie mam w ogóle ataków paniki, derealizacji ani innych tego typu rzeczy z którymi się zmagamy. Chodzi o to że biologiczna część mineła i chwała Wam za to.
Mam jednak jedno pytanie do odburzonych - jak poradziliście sobie z kryzysem wartości? Mam na myśli fakt, że w tej chwili dokucza mi ogromny konflikt myślowy (jako że przejście przez nerwicę dało mi wystarczająco doświadczenia w tych kwestiach rozumiem że natręctwa i dyskomfort to objawy tego wlasnie konfliktu i go ignoruję) dotyczący sensu życia i podejścia do Boga (ewentualnie Jego braku). Mój mózg nieustannie goni za "zrozumieniem" tego jak działać mógłby ten Bóg i za każdym razem gdy nastąpi na jakąś sprzeczność (w moich wyobrażeniach) natychmiast reaguje już nie paniką ale ciągle odczuwalnym dyskomfortem rozdrażnieniem. Pamiętam że przed zaburzeniem byłem w stanie "normalnym" i mimo tego, że te dylematy istniały to potrafiłem się nimi nie zadręczać i byłem pozytywnie nastawiony, nie było tego dialogu w głowie i niepewności. Teraz nie potrafię oddać się takiej swiadomej automatyce to znaczy istnieniu w takim stanie w jakim dawniej funkcjonowalem. Siedzę uczę sie matmy i co chwilę muszę przerywać bo te natręctwa nie dają spokoju.
Powiecie że to przeczy mojemu odburzeniu, no trochę tak, a trochę nie (ja tam czuję się bardziej w kryzysie egzystencjalnym/ małej depresji niż w nerwicy i wiem że gdy tylko uspokoję ten konflikt to będzie jak dawniej).
nocenadnie
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 221
Rejestracja: 27 lutego 2018, o 11:50

28 lutego 2018, o 13:35

berthemoose pisze:
28 lutego 2018, o 13:29
Pisalem juz ze wyszedlem z nerwicy i to prawda bo od dawna nie mam objawów, gdy przyspieszy mi serce nie dostaję ataku paniki, nie mam w ogóle ataków paniki, derealizacji ani innych tego typu rzeczy z którymi się zmagamy. Chodzi o to że biologiczna część mineła i chwała Wam za to.
Mam jednak jedno pytanie do odburzonych - jak poradziliście sobie z kryzysem wartości? Mam na myśli fakt, że w tej chwili dokucza mi ogromny konflikt myślowy (jako że przejście przez nerwicę dało mi wystarczająco doświadczenia w tych kwestiach rozumiem że natręctwa i dyskomfort to objawy tego wlasnie konfliktu i go ignoruję) dotyczący sensu życia i podejścia do Boga (ewentualnie Jego braku). Mój mózg nieustannie goni za "zrozumieniem" tego jak działać mógłby ten Bóg i za każdym razem gdy nastąpi na jakąś sprzeczność (w moich wyobrażeniach) natychmiast reaguje już nie paniką ale ciągle odczuwalnym dyskomfortem rozdrażnieniem. Pamiętam że przed zaburzeniem byłem w stanie "normalnym" i mimo tego, że te dylematy istniały to potrafiłem się nimi nie zadręczać i byłem pozytywnie nastawiony, nie było tego dialogu w głowie i niepewności. Teraz nie potrafię oddać się takiej swiadomej automatyce to znaczy istnieniu w takim stanie w jakim dawniej funkcjonowalem. Siedzę uczę sie matmy i co chwilę muszę przerywać bo te natręctwa nie dają spokoju.
Powiecie że to przeczy mojemu odburzeniu, no trochę tak, a trochę nie (ja tam czuję się bardziej w kryzysie egzystencjalnym/ małej depresji niż w nerwicy i wiem że gdy tylko uspokoję ten konflikt to będzie jak dawniej).
Poprostu uwierz w niego :). Nie rozkminiaj czy on jest czy nie ma, to juz jej sprawa boska a nie ludzka jak narazie jesteś czlowiekiem :). Wykorzystaj człowieczeństwo jak najlepiej potrafisz :)
Zaburzenie to tylko twoja projekcja. Nie wierzysz? Przekonaj się sam!
berthemoose
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 17
Rejestracja: 10 października 2017, o 18:05

28 lutego 2018, o 13:39

Dodam do tego, że chodzi też o relację dobro - zło.
Za każdym razem gdy poczuję jakiś taki świeży oddech w życiu, motywację do tego to pojawia się przytłaczające rozdrażnienie na polu decyzji (dobrze czy źle?). Wydaje mi się że co nie zrobię jest złe a te wszystkie natręctwa istnieją na poziomie chrześcijaństwa co jakiś czas wraca mi też Szatan to znaczy przespales sie z koleżanką po imprezie (nie jestem jakimś wielkim lowelasem chodzi mi o to że mam wlasnie takie natrectwa seksualne spowodoane potępieniem za nietlumienie swojego popędu do granic ascezy) - PÓJDZIESZ DO PIEKŁA BEZ DYSKUSJI. I lęk przed tym że powinienem porzucić wszystko co robię, moje pasje itd. Że nie wolno mi się dorobić itd. Nie dość ze moja filozofia zycia nie pokrywa się z zadna religia a jest w zasadzie zlepkiem tego wszystkiego co uwazam za dobre w roznych religiach to jeszcze nawet jesli mialbym byc religijnym czlowiekiem - w Biblii napisane jest parafrazując "bogacenie się nie jest złe jesli jest uczciwe i pieniadz sluzy tobie a nie ty jemu" oraz to ze zdrowy samorozwój jest najważniejszą obok miłości do bliźniego rzeczą tu na ziemi.
Dwa powody by nie być fanatykiem religijnym.
Jednak taki fanatyk zamieszkał w mojej głowie i te mysli które mi "podpowiada" (cudzyslów zebyscie nie freakowali o schizofrenię - to do początkujących :D) gdy tylko przejmą kontrolę (a przejmują ciężko jest się ich pozbyć) to czuję się straszony przez Boga nie wolno nie wolno nie wolno itd. O co w tym chodzi?
Dodatkowo mam też taki lęk że przez świadomość mojej śmiertelności nigdy nie zaznam szczęścia i to mnie wprowadza w dół.
Można więc powiedzieć że WCALE nie jestem odburzony, ale ja swoje wiem i te dwa epizody od siebie oddzielam. Znam juz mechanizm reagowania na nerwicę i wiem co jest reakcją ciala na stres, wiem tez co go powoduje, nie wiem tylko jak zażegnać ten konflikt i raz na zawsze (to znaczy do czasu mojej ŚMIERCI) życ tak jak dawniej rozwijać się cieszyć błądzić i się nie przejmować.
Ktoś ma jakieś specjalne rady? :DD
berthemoose
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 17
Rejestracja: 10 października 2017, o 18:05

28 lutego 2018, o 13:47

nocenadnie pisze:
28 lutego 2018, o 13:35
berthemoose pisze:
28 lutego 2018, o 13:29
Pisalem juz ze wyszedlem z nerwicy i to prawda bo od dawna nie mam objawów, gdy przyspieszy mi serce nie dostaję ataku paniki, nie mam w ogóle ataków paniki, derealizacji ani innych tego typu rzeczy z którymi się zmagamy. Chodzi o to że biologiczna część mineła i chwała Wam za to.
Mam jednak jedno pytanie do odburzonych - jak poradziliście sobie z kryzysem wartości? Mam na myśli fakt, że w tej chwili dokucza mi ogromny konflikt myślowy (jako że przejście przez nerwicę dało mi wystarczająco doświadczenia w tych kwestiach rozumiem że natręctwa i dyskomfort to objawy tego wlasnie konfliktu i go ignoruję) dotyczący sensu życia i podejścia do Boga (ewentualnie Jego braku). Mój mózg nieustannie goni za "zrozumieniem" tego jak działać mógłby ten Bóg i za każdym razem gdy nastąpi na jakąś sprzeczność (w moich wyobrażeniach) natychmiast reaguje już nie paniką ale ciągle odczuwalnym dyskomfortem rozdrażnieniem. Pamiętam że przed zaburzeniem byłem w stanie "normalnym" i mimo tego, że te dylematy istniały to potrafiłem się nimi nie zadręczać i byłem pozytywnie nastawiony, nie było tego dialogu w głowie i niepewności. Teraz nie potrafię oddać się takiej swiadomej automatyce to znaczy istnieniu w takim stanie w jakim dawniej funkcjonowalem. Siedzę uczę sie matmy i co chwilę muszę przerywać bo te natręctwa nie dają spokoju.
Powiecie że to przeczy mojemu odburzeniu, no trochę tak, a trochę nie (ja tam czuję się bardziej w kryzysie egzystencjalnym/ małej depresji niż w nerwicy i wiem że gdy tylko uspokoję ten konflikt to będzie jak dawniej).
Poprostu uwierz w niego :). Nie rozkminiaj czy on jest czy nie ma, to juz jej sprawa boska a nie ludzka jak narazie jesteś czlowiekiem :). Wykorzystaj człowieczeństwo jak najlepiej potrafisz :)
Złote rady, naprawdę - tylko że ja o tym wszystkim wiem, a jednak mimo to ta warstwa natrętnościowa pozostaje. Jestem z religijnej rodziny i ta religia to wiele absurdów i takiego dążęnia do świętoszkowatego porządku - szkola, studia, praca, do kosciola co niedzielę. A ja jestem człowiekiem bardziej rock and rollowym , co nie znaczy głupim i złym (wierzę w Boga). Po prostu uważam że religia ludziom robi z głowy papkę, bo co innego z niej korzystać na swojej drodze a co innego żyć nią.
Tak więc za kazdym razem gdy sobie mysle ze chcialbym sie dorobic i jezdzic lamborghini (ale oprocz tego nie byc gnojem, nie krasc, dzielic się z innymi, byc dobrym ojcem itd) pojawia sie lek ktory mowi "o matko o jezusie mam ambicje zlego czlowieka, jestem prozny, pojde do piekla, nie potrafie zyc dobrze, robie źle zejde na zla sciezke"
Ja nawet fiata nie mam a co dopiero lambo a juz sie boje ze od samego myslenia o nim pojde do piekla. Mam w glowie ciagle taki dialog na przemian z bogiem, czuje sie jakbym musial sie tlumaczyc z wszystkiego. Przeklęta religia co ona robi z mózgami
nocenadnie
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 221
Rejestracja: 27 lutego 2018, o 11:50

28 lutego 2018, o 14:04

Dlaczego twierdzisz, że bycie bogatym to grzech?
Moze zbładziłeś w dążeniu do samorozwoju finansowego i twoje czyny ogarnęła pycha, chciwość?
Zaburzenie to tylko twoja projekcja. Nie wierzysz? Przekonaj się sam!
Gafa
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 723
Rejestracja: 27 grudnia 2016, o 14:27

28 lutego 2018, o 14:18

Może to są resztki zaburzenia i trzeba to zignorować. Minie i to. Jesteś wrażliwy stąd te dylematy. Może to być też kwestia przekonań wyniesionych z domu. Może w domu krzywo się patrzyło na ludzi bogatych. Sądzę że Bóg jest inny niż myslimy. Myślę że to jest Wszechogarniająca i Akceptujaca Miłość, która zna nasze serce najlepiej.
Awatar użytkownika
Tojajestem
Odburzony i pomocny użytkownik
Posty: 380
Rejestracja: 25 lutego 2015, o 19:03

28 lutego 2018, o 17:52

Gafa pisze:
28 lutego 2018, o 14:18
Może to są resztki zaburzenia i trzeba to zignorować. Minie i to. Jesteś wrażliwy stąd te dylematy. Może to być też kwestia przekonań wyniesionych z domu. Może w domu krzywo się patrzyło na ludzi bogatych. Sądzę że Bóg jest inny niż myslimy. Myślę że to jest Wszechogarniająca i Akceptujaca Miłość, która zna nasze serce najlepiej.
Na takie dylematy polecam film „zupełnie nowy testament” ;)
Ważne, żeby w trudnych chwilach pamiętać o własnych cytatach ;)
witorrr98
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1543
Rejestracja: 17 października 2017, o 23:08

28 lutego 2018, o 18:02

berthemoose pisze:
28 lutego 2018, o 13:39
Dodam do tego, że chodzi też o relację dobro - zło.
Za każdym razem gdy poczuję jakiś taki świeży oddech w życiu, motywację do tego to pojawia się przytłaczające rozdrażnienie na polu decyzji (dobrze czy źle?). Wydaje mi się że co nie zrobię jest złe a te wszystkie natręctwa istnieją na poziomie chrześcijaństwa co jakiś czas wraca mi też Szatan to znaczy przespales sie z koleżanką po imprezie (nie jestem jakimś wielkim lowelasem chodzi mi o to że mam wlasnie takie natrectwa seksualne spowodoane potępieniem za nietlumienie swojego popędu do granic ascezy) - PÓJDZIESZ DO PIEKŁA BEZ DYSKUSJI. I lęk przed tym że powinienem porzucić wszystko co robię, moje pasje itd. Że nie wolno mi się dorobić itd. Nie dość ze moja filozofia zycia nie pokrywa się z zadna religia a jest w zasadzie zlepkiem tego wszystkiego co uwazam za dobre w roznych religiach to jeszcze nawet jesli mialbym byc religijnym czlowiekiem - w Biblii napisane jest parafrazując "bogacenie się nie jest złe jesli jest uczciwe i pieniadz sluzy tobie a nie ty jemu" oraz to ze zdrowy samorozwój jest najważniejszą obok miłości do bliźniego rzeczą tu na ziemi.
Dwa powody by nie być fanatykiem religijnym.
Jednak taki fanatyk zamieszkał w mojej głowie i te mysli które mi "podpowiada" (cudzyslów zebyscie nie freakowali o schizofrenię - to do początkujących :D) gdy tylko przejmą kontrolę (a przejmują ciężko jest się ich pozbyć) to czuję się straszony przez Boga nie wolno nie wolno nie wolno itd. O co w tym chodzi?
Dodatkowo mam też taki lęk że przez świadomość mojej śmiertelności nigdy nie zaznam szczęścia i to mnie wprowadza w dół.
Można więc powiedzieć że WCALE nie jestem odburzony, ale ja swoje wiem i te dwa epizody od siebie oddzielam. Znam juz mechanizm reagowania na nerwicę i wiem co jest reakcją ciala na stres, wiem tez co go powoduje, nie wiem tylko jak zażegnać ten konflikt i raz na zawsze (to znaczy do czasu mojej ŚMIERCI) życ tak jak dawniej rozwijać się cieszyć błądzić i się nie przejmować.
Ktoś ma jakieś specjalne rady? :DD
Wydaję mi się, że po wyjściu z tych najgorszych stanów, mózg się rozruszał i powoli wraca do normy, węsząc nowe wartości i cele myślowe w życiu :)
Gafa
Hardcorowy "Ryzykant" Forum
Posty: 723
Rejestracja: 27 grudnia 2016, o 14:27

28 lutego 2018, o 18:32

Tojajestem pisze:
28 lutego 2018, o 17:52
Gafa pisze:
28 lutego 2018, o 14:18
Może to są resztki zaburzenia i trzeba to zignorować. Minie i to. Jesteś wrażliwy stąd te dylematy. Może to być też kwestia przekonań wyniesionych z domu. Może w domu krzywo się patrzyło na ludzi bogatych. Sądzę że Bóg jest inny niż myslimy. Myślę że to jest Wszechogarniająca i Akceptujaca Miłość, która zna nasze serce najlepiej.
Na takie dylematy polecam film „zupełnie nowy testament” ;)
Oglądałam :hehe: Film jest świetny. Uwielbiam francuskie komedie.
berthemoose
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 17
Rejestracja: 10 października 2017, o 18:05

28 lutego 2018, o 21:39

Gafa pisze:
28 lutego 2018, o 14:18
Może to są resztki zaburzenia i trzeba to zignorować. Minie i to. Jesteś wrażliwy stąd te dylematy. Może to być też kwestia przekonań wyniesionych z domu. Może w domu krzywo się patrzyło na ludzi bogatych. Sądzę że Bóg jest inny niż myslimy. Myślę że to jest Wszechogarniająca i Akceptujaca Miłość, która zna nasze serce najlepiej.
nie, jestem z tzw. dobrego domu, rzekłbym ze przez wiekszosc zycia bylem rozpieszczony
chodzi tu bardziej o moje marzenia i uniwersalne dylematy moralne między którymi kiedys potrafiłem odnaleźć równowagę a teraz mnie przygniatają
berthemoose
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 17
Rejestracja: 10 października 2017, o 18:05

28 lutego 2018, o 21:50

witorrr98 pisze:
28 lutego 2018, o 18:02
berthemoose pisze:
28 lutego 2018, o 13:39
Dodam do tego, że chodzi też o relację dobro - zło.
Za każdym razem gdy poczuję jakiś taki świeży oddech w życiu, motywację do tego to pojawia się przytłaczające rozdrażnienie na polu decyzji (dobrze czy źle?). Wydaje mi się że co nie zrobię jest złe a te wszystkie natręctwa istnieją na poziomie chrześcijaństwa co jakiś czas wraca mi też Szatan to znaczy przespales sie z koleżanką po imprezie (nie jestem jakimś wielkim lowelasem chodzi mi o to że mam wlasnie takie natrectwa seksualne spowodoane potępieniem za nietlumienie swojego popędu do granic ascezy) - PÓJDZIESZ DO PIEKŁA BEZ DYSKUSJI. I lęk przed tym że powinienem porzucić wszystko co robię, moje pasje itd. Że nie wolno mi się dorobić itd. Nie dość ze moja filozofia zycia nie pokrywa się z zadna religia a jest w zasadzie zlepkiem tego wszystkiego co uwazam za dobre w roznych religiach to jeszcze nawet jesli mialbym byc religijnym czlowiekiem - w Biblii napisane jest parafrazując "bogacenie się nie jest złe jesli jest uczciwe i pieniadz sluzy tobie a nie ty jemu" oraz to ze zdrowy samorozwój jest najważniejszą obok miłości do bliźniego rzeczą tu na ziemi.
Dwa powody by nie być fanatykiem religijnym.
Jednak taki fanatyk zamieszkał w mojej głowie i te mysli które mi "podpowiada" (cudzyslów zebyscie nie freakowali o schizofrenię - to do początkujących :D) gdy tylko przejmą kontrolę (a przejmują ciężko jest się ich pozbyć) to czuję się straszony przez Boga nie wolno nie wolno nie wolno itd. O co w tym chodzi?
Dodatkowo mam też taki lęk że przez świadomość mojej śmiertelności nigdy nie zaznam szczęścia i to mnie wprowadza w dół.
Można więc powiedzieć że WCALE nie jestem odburzony, ale ja swoje wiem i te dwa epizody od siebie oddzielam. Znam juz mechanizm reagowania na nerwicę i wiem co jest reakcją ciala na stres, wiem tez co go powoduje, nie wiem tylko jak zażegnać ten konflikt i raz na zawsze (to znaczy do czasu mojej ŚMIERCI) życ tak jak dawniej rozwijać się cieszyć błądzić i się nie przejmować.
Ktoś ma jakieś specjalne rady? :DD
Wydaję mi się, że po wyjściu z tych najgorszych stanów, mózg się rozruszał i powoli wraca do normy, węsząc nowe wartości i cele myślowe w życiu :)
tak, może to prawda tylko że ja ciągle się czuję źle i ciągle mam ten lęk wolnopłynący
ale w porównaniu z tym co było dawniej to jest on cieniem samego lęku, czuję się odburzony bo potrafię ten lęk odciąć od życia (to też jest po prostu stres związany z maturą do której nic nie umiem :shock: :shock: )
mam fiksacje z muzykami i samobójstwem, nigdy w życiu nie miałem epizodu depresji ciężkiej i Boże uchroń mnie od tego, nigdy w życiu nie miałem też myśli samobójczych, ale jest taka pora dnia w której dopada mnie lęk i mimo że go obserwuję nie oceniam, nie odpowiadam to on jest i domaga się reakcji, jakieś wizje i utożsamianie się z muzykami (takimi jak cobain, czy kilku innych) i mam przed oczami wyobrazni ich cytaty o depresji o tym ze zyli i nie potrafili znalezc swojego miejsca ze byli dziwni utalentowani i za to zaplacili najciezsza cene w postacji depresji. kiedys duzo czytalem i znam te historie na pamiec (jestem muzycznym freakiem wiec to naturalne) i dawno temu na poczatku liceum mi one inspirowaly ubieralem sie jak grungeowiec nosilem jakies bibeloty na szyi i krzyczalem na matke ze nie rozumie xD i gdzies tak w nerwicy wyszla mi ta wkrętka ze jestem jednym z nich a ze no zawsze mialem opinie kreatywnego i tez mam poczucie tego ze jestem troche inny od wszystkich bo mam strasznie duzo zajawek i robie duzo fajnych rzeczy i jesli jest cos za co ludzie mnie podziwiaja to za kreatywnosc i tak sobie wkrecilem ze jestem jakims niewiadomo jakim dzieckiem indygo :hehe: i kiedys się tym jaralem, ze taki jestem inny, a teraz mi to wylazi ze rzeczywiscie jestem i widze siebie nie odnajdujacego sie w zyciu i popelniajacego samobojstwo za kilka lat ( co przeczy z rzeczywistoscia bo tak ogolnie to u mnie coraz lepiej) i przez te lękowe wkręty mam wlasnie takie sytuacje ze sobie wyobrazam jak robię cos nietypowego i mi wychodzi i prawie natychmiast moja rozczochrana odpowiada tym że ludzie ktorzy zrobili cos kreatywnego maja jakies odpaly i zle koncza, a jak sobie pomysle chociaz o zrobieniu kariery w muzyce o ktorej ciagle marzę i robie sporo w tym kierunku to juz w ogole wizje samobojcze i lęki
z drugiej strony jak mysle o niespelnieniu marzen to tez mnie dopada deprecha
i co ja mam zrobic ze swoim mozgiem hm? nie moze sie odczepic juz do konca jak mi dal spokoj z dostawaniem rozleglego wylewu co dwa-trzy dni i tętnem 190 przed zasnieciem? :?
berthemoose
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 17
Rejestracja: 10 października 2017, o 18:05

28 lutego 2018, o 21:51

berthemoose pisze:
28 lutego 2018, o 21:50
witorrr98 pisze:
28 lutego 2018, o 18:02
berthemoose pisze:
28 lutego 2018, o 13:39
Dodam do tego, że chodzi też o relację dobro - zło.
Za każdym razem gdy poczuję jakiś taki świeży oddech w życiu, motywację do tego to pojawia się przytłaczające rozdrażnienie na polu decyzji (dobrze czy źle?). Wydaje mi się że co nie zrobię jest złe a te wszystkie natręctwa istnieją na poziomie chrześcijaństwa co jakiś czas wraca mi też Szatan to znaczy przespales sie z koleżanką po imprezie (nie jestem jakimś wielkim lowelasem chodzi mi o to że mam wlasnie takie natrectwa seksualne spowodoane potępieniem za nietlumienie swojego popędu do granic ascezy) - PÓJDZIESZ DO PIEKŁA BEZ DYSKUSJI. I lęk przed tym że powinienem porzucić wszystko co robię, moje pasje itd. Że nie wolno mi się dorobić itd. Nie dość ze moja filozofia zycia nie pokrywa się z zadna religia a jest w zasadzie zlepkiem tego wszystkiego co uwazam za dobre w roznych religiach to jeszcze nawet jesli mialbym byc religijnym czlowiekiem - w Biblii napisane jest parafrazując "bogacenie się nie jest złe jesli jest uczciwe i pieniadz sluzy tobie a nie ty jemu" oraz to ze zdrowy samorozwój jest najważniejszą obok miłości do bliźniego rzeczą tu na ziemi.
Dwa powody by nie być fanatykiem religijnym.
Jednak taki fanatyk zamieszkał w mojej głowie i te mysli które mi "podpowiada" (cudzyslów zebyscie nie freakowali o schizofrenię - to do początkujących :D) gdy tylko przejmą kontrolę (a przejmują ciężko jest się ich pozbyć) to czuję się straszony przez Boga nie wolno nie wolno nie wolno itd. O co w tym chodzi?
Dodatkowo mam też taki lęk że przez świadomość mojej śmiertelności nigdy nie zaznam szczęścia i to mnie wprowadza w dół.
Można więc powiedzieć że WCALE nie jestem odburzony, ale ja swoje wiem i te dwa epizody od siebie oddzielam. Znam juz mechanizm reagowania na nerwicę i wiem co jest reakcją ciala na stres, wiem tez co go powoduje, nie wiem tylko jak zażegnać ten konflikt i raz na zawsze (to znaczy do czasu mojej ŚMIERCI) życ tak jak dawniej rozwijać się cieszyć błądzić i się nie przejmować.
Ktoś ma jakieś specjalne rady? :DD
Wydaję mi się, że po wyjściu z tych najgorszych stanów, mózg się rozruszał i powoli wraca do normy, węsząc nowe wartości i cele myślowe w życiu :)
tak, może to prawda tylko że ja ciągle się czuję źle i ciągle mam ten lęk wolnopłynący
ale w porównaniu z tym co było dawniej to jest on cieniem samego lęku, czuję się odburzony bo potrafię ten lęk odciąć od życia (to też jest po prostu stres związany z maturą do której nic nie umiem :shock: :shock: )
mam fiksacje z muzykami i samobójstwem, nigdy w życiu nie miałem epizodu depresji ciężkiej i Boże uchroń mnie od tego, nigdy w życiu nie miałem też myśli samobójczych, ale jest taka pora dnia w której dopada mnie lęk i mimo że go obserwuję nie oceniam, nie odpowiadam to on jest i domaga się reakcji, jakieś wizje i utożsamianie się z muzykami (takimi jak cobain, czy kilku innych) i mam przed oczami wyobrazni ich cytaty o depresji o tym ze zyli i nie potrafili znalezc swojego miejsca ze byli dziwni utalentowani i za to zaplacili najciezsza cene w postacji depresji. kiedys duzo czytalem i znam te historie na pamiec (jestem muzycznym freakiem wiec to naturalne) i dawno temu na poczatku liceum mi one imponowały ubieralem sie jak grungeowiec nosilem jakies bibeloty na szyi i krzyczalem na matke ze nie rozumie xD i gdzies tak w nerwicy wyszla mi ta wkrętka ze jestem jednym z nich a ze no zawsze mialem opinie kreatywnego i tez mam poczucie tego ze jestem troche inny od wszystkich bo mam strasznie duzo zajawek i robie duzo fajnych rzeczy i jesli jest cos za co ludzie mnie podziwiaja to za kreatywnosc i tak sobie wkrecilem ze jestem jakims niewiadomo jakim dzieckiem indygo :hehe: i kiedys się tym jaralem, ze taki jestem inny, a teraz mi to wylazi ze rzeczywiscie jestem i widze siebie nie odnajdujacego sie w zyciu i popelniajacego samobojstwo za kilka lat ( co przeczy z rzeczywistoscia bo tak ogolnie to u mnie coraz lepiej) i przez te lękowe wkręty mam wlasnie takie sytuacje ze sobie wyobrazam jak robię cos nietypowego i mi wychodzi i prawie natychmiast moja rozczochrana odpowiada tym że ludzie ktorzy zrobili cos kreatywnego maja jakies odpaly i zle koncza, a jak sobie pomysle chociaz o zrobieniu kariery w muzyce o ktorej ciagle marzę i robie sporo w tym kierunku to juz w ogole wizje samobojcze i lęki
z drugiej strony jak mysle o niespelnieniu marzen to tez mnie dopada deprecha
i co ja mam zrobic ze swoim mozgiem hm? nie moze sie odczepic juz do konca jak mi dal spokoj z dostawaniem rozleglego wylewu co dwa-trzy dni i tętnem 190 przed zasnieciem? :?
ZlotyKamyk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 65
Rejestracja: 9 grudnia 2017, o 19:11

28 lutego 2018, o 23:09

Nie wiem czy Ci to pomoże, ale zauważ że stosujesz czarno - białe myślenie, wszystko albo nic. Pomyślałeś o Lamborghini i od razu jesteś złym człowiekiem. Ale ta myśl trwała 2 sekundy, a co z pozostałymi 86398 sekund? Idąc tym tropem masz w sobie tylko promil tego, co Cię tak niepokoi, to raczej dobry wynik ;) Ludzie nie są tylko dobrzy albo źli, wszyscy jesteśmy szarzy ;) nie ma dobrych i złych decyzji, są tylko konsekwencje... Itd. Spróbuj porozmyślać w tych kategoriach: "czy naprawdę ktoś, komu wpadnie do głowy jakaś niefajna myśl, jest złym człowiekiem?".

K.
witorrr98
Odburzony Wolontariusz Forum
Posty: 1543
Rejestracja: 17 października 2017, o 23:08

1 marca 2018, o 07:56

To jednak jest zaburzenie i możesz się tego wypierać.Skoro nie dajesz rady ze "swoim mózgiem" inaczej tego nazwać nie mogę.Zresztą widać to po tym, co napisałeś, czyli chodzi mi o styl wypowiedzi.Niestety, ale tak jest.
ODPOWIEDZ