Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Jak żyć z Psychoterapeutką i Kobietą którą Kochasz???

Forum dotyczące derealizacji i depersonalizacji.
Dzielimy się tutaj naszymi historiami, objawami, wątpliwościami oraz wszystkim co nas dręczy mając derealizację.
Dopisz się do istniejącego tematu lub po prostu jeśli chcesz stwórz nowy własny wątek.
ODPOWIEDZ
żyje_z_Psycho
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 1
Rejestracja: 11 marca 2023, o 09:14

11 marca 2023, o 09:17

Dzień dobry. Zwracam się z prośbą o pomoc a mianowicie też o jakieś wyjaśnienie, podpowiedz. Mam obecnie problem w związku. Od niecałych dwóch lat jestem związany z partnerką z którą jest mi cudownie, nadmienię tylko , iż zawodowo jest psychologiem, psychoterapeutą( leczenie zaburzeń osobowości, zaburzenia lękowe, Borderline, Depresja) pracuje metodą psychoterapii psycho dynamicznej. Oboje mamy po 40 lat także doświadczona moja Kochana Terapeutka. Jak się poznaliśmy to zaiskrzyło na momencie, od razu wyczułem gdzie pracuje (psycholodzy nie są mi obcy mam siostrę też psycholog). Ale wiadomo nie może być za łatwo w życiu to i tym razem też tak jest, mieszkamy od siebie 180 kilometrów. Jak się poznaliśmy ja byłem świeżo po rozstaniu (około 6 miesięcy) z żoną która mnie zostawiła. Ona również jest po przejściach tylko już jakiś czas temu. Oboje mamy dzieci i wszystko i niby ok. Od samego początku czułem się przy niej tak jakbym znał ją od dawna i Ona również ze mną czuła podobnie. żadne z nas nie myślało że za chwilę przerodzi się ta nowa znajomości w bardzo silny, dojrzały i cudowny związek. Parę obaw było a mianowicie jedna, że nie mam jeszcze rozwodu, ja z kolei martwiłem się odległością. W małżeństwie byłem 16 lat, nowy związek był wyzwaniem ale tak jakoś los chciał że dopasowaliśmy się do siebie i zakochaliśmy po uszy jak małolaci. Uczucie przepiękne i jest do dziś, miłość dojrzała nie wiedziałem że można się tak cudownie czuć. Spotykaliśmy się tylko kiedy była możliwość, ja byłem na etapie kupowania mieszkania i załatwiania starych spraw, a moja psycholog już miała ustabilizowane życie prywatne. Oczywiście nie chcę żeby ktoś pomyślał że mam coś do zawodu psychologa ale z reguły są to osoby po przejściach w życiu prywatnym bo nie ma co się oszukiwać życie z psychologiem nie należy do łatwych. Te ciężkie pytania, wnikanie, wchodzenie nieświadomie w głowę, krotko mówiąc na fotelu w gabinecie jesteś 24h bo nie każdy nadaje się do tego zawodu i trzeba mieć jak ja to mowie ze szwagrem: ADHD. Ma cudowne dzieci z którymi ma uważam dobry kontakt tak jak i Ona z moimi. Ja czuje się przy niej tak że żałuje że nie spotkaliśmy się wcześniej, wszystko pasuje( prawie wszystko). Problemy zaczęły się w momencie jak moja była żona zmieniła się nie do poznania( chodzi o zachowanie, zmiana osobowości). Dzieci mieszkały z nią bo wydawało mi się to po prostu normalne jak człowiek się rozwodzi ( nadmienię tylko że nie z mojej winy pojawił się po prostu ktoś inny na jej drodze). Kontakt z dziećmi miałem cały czas, przychodziły do mnie jak remontowałem nowe mieszkanie. Nie będę opowiadał dokładnie co był dalej, powiem tylko tyle iż dzieci mieszkają ze mną, zmiana osobowości ich mamy była tak drastyczna iż zaczęło dochodzić w starym domu do znęcania psychicznego nad starszym synem, zabrałem go do siebie a tak naprawdę to On sam prosił żebym mu pomógł i zabrał stamtąd, młodszy z kolei deklarował już wcześniej że chce mieszkać ze mną, Ja nie miałem pojęcia że przechodzą tam piekło bo bali mi się powiedzieć a widywaliśmy się praktycznie w tygodniu codziennie. Jako facet przejść batalię w naszym kraju żeby ratować dzieci z rąk matki jest straszne. założyłem jej niebieską kartę( co nie było takie proste jak każdy sobie myśli) dzieci przeprowadziły się z własnej woli na plac budowy bo wolały tak i czuć się bezpiecznie. Obecnie sąd przyznał mi opiekę na czas procesu i są ze mną a mama ma dwa weekendy z których nie korzysta. I wszystko niby super ale w trakcie tej szybkiej historii moja kochana nowa miłość zaczęła mieć obawy, czasami pretensje bo już nie mogłem być co weekend u niej bo sytuacja diametralnie się zmieniła. Co prawda nie był to takim strasznym problemem bo jak ja nie mogę to Ona jest u mnie. Tylko też ma dzieci , chorują czasami, moje też a jej podejście do związku jest takie ze jak nie widzimy się choćby w jeden weekend to zaczęły się obawy. Ja uważam że wszystko jest do przejścia. Mam takie osobiste spostrzeżenie ze wszystko zaczęło miedzy nami się delikatnie nie tyle co psuć ale paskudzić jak starszy syn się do mnie wprowadził. już nie mogłem być na zawołanie a z kolei Ona zaczęła nazywać to tak ze potrzebuje oparcia, stabilizacji bo tak wygląda normalny związek, częste kłótnie właśnie przez to. No i dobrze wiemy że wykład od psychologa to nie jest łatwa spraw bo to jest cała analiza sytuacji, problemów itd. Mi osobiście to w ogóle nie przeszkadza ale wiadomo że zaczęło się że widzę tylko siebie, jestem skupiony na sobie, dzieciach i nie ma przestrzeni na związek. nie trafiają do niej argumenty ze ja się wszystkiego uczę jeśli chodzi o załatwianie spraw w nowej sytuacji i czasami się pogubię tylko że to nie za bardzo do niej trafia bo Ona przeszłość ma uporządkowaną a ja niestety nie. Charakterami też dobraliśmy się uważam dobrze gdyż Ona jest kobietą z temperamentem i takim momentalnym wybuchem a ja akurat z reguły spokojny i złość szybko mi przechodzi a ja trzyma długo. Tylko ze to też mi nie przeszkadza. Mamy wspólny jakiś pomyśl na życie, przeprowadzkę do niej ,tylko na razie msze zakończyć stary etap i Ona niestety nie wytrzymuje ciśnienia. Wiele mi pokazała ze czasami ma racje, bardzo często zarzuca mi że nie czuje we mnie wsparcia choć ja uważam inaczej, robię co mogę i jestem przy niej jeśli tylko mogę. Staram się pomagać w każdej dziedzinie w jakiej ma problem na tyle ile można , tylko dla niej to za mało. W trakcie tych wszystkich kłopotów i żeby ratować swoje dzieci odpuściłem troch firmę co oczywiście się odbiło. Wiadomo wszystko co przeszedłem do tej pory ze swoim rozwodem też zostawiło ślad, psychicznie mnie to wykańcza a problemów zaczęło przybywać. Pojawiły się długi w firmie i zacząłem mieć załamkę. Oczywiści mój osobisty psycholog wysłał mnie na terapie i do psychiatry bo zaczęły się stany lękowo depresyjne. Cały czas w trakcie pretensje ze nie przyjadę w ten weekend a w następny, co też zaczęło zle psychicznie na mnie wpływać, bo nie mogłem zrozumieć ze osoba którą Kocham nie widzi, że nie chodzi o to iż ja nie chce przyjechać tylko po prostu nie mogę. Moje dzieci bardzo ją polubiły i maj dobry kontakt. Impulsywność jaką poosiada zaczęła doprowadzać do tego ze co jakiś czas rozstawaliśmy się ( no może nie za moja zgoda) tylko po prostu cały czas jest brak stabilności w związku, Ona potrzebuje oparcia na co dzień i z jej wybuchowym charakterem doprowadziło to do tego, ze już dłużej tak nie może na odległość. Rzucanie słuchawka i rozstanie(ale słuchawką to i ja też rzucam czasami bo pokazać psychologowi ze nie ma racji to nie łatwa sztuka). Często ma żal ze byliśmy wstępnie umówieni a mi coś wypadło to nasłuchać się trzeba, tylko jak jej pózniej pokazywałem wielokrotnie ze jej też coś czasami wypada to już nie to samo zawsze ma wytłumaczenie a moje to nie koniecznie. Tak jak się śmiała na początku ze odległość nie ma znaczenia tak teraz przyznaje ze nie nadaje się do związku na odległość i nie da rady w tym tkwić. Wzajemna miłość nas utrzymuje w tych kłótniach. Ja po drodze miałem parę razy tzw. zjazd depresyjny(spałem2-3 dni), problem jakie mi się pojawiły zaczęły mnie dobijać i zacząłem być nerwowy, czasami nieprzyjemny. Najbardziej dotknęły mnie problemy finansowe o których nie chciałem z Nią rozmawiać bo sprawiało mi to wielką trudność i i taki wstyd, brak poczucia męskości, czego nie może zrozumieć. Bo podejście psychologa rozmowa jest najważniejsza w związku, zgodzę się ale dla mnie to było takie upokarzające że mam kłopoty finansowe i ma jeszcze opowiadać o nich swojej Kochanej Kobiecie. Może tak trzeba był zrobić ale nie umiałem. Kłótnie jakie powstawały były zarzucane w moją stronę bo najładniejszy psychologiczny zwrot mój ulubiony" to jak się wczoraj zachowałem i co Ci powiedziałam w złości to jest reakcja na to jak się ostatnio zachowujesz w stosunku do mnie i taki ma na mnie wpływ". I to też wiem jak nazwać bo żyje z psychologiem " Projekcja" Ale to nie dział tak jak mi się wydaje ponieważ ja robię coś zle i jest wykład jak w gabinecie a Ona jak to zrobi to samo po jakimś czasie to nie przyzna mi racji tylko skuteczna technika wyszkolona przez wiele lat "to nie jest to samo bo...." Proszę aby nikt nie zrozumiał mnie zle że pokazuje obraz psychologa w jakimś złym świetle. Moja siostra psycholog robi to samo, nie dać dojść do słowa, a gadać. Wszystkich psychologów jakich znam są gadułami, z ADHD, nie usiedzą na miejscu , w towarzystwie lubiani, ale życie prywatne niestety rozwalone. Pomagają innym tylko nie i wiem czemu nie chcą widzieć swoich błędów , że też popełniają przecież to normalne bo są tylko ludziom. Ja oczywiście nie jestem święty, przyznaje że często widzi to czego nie widzą inni i ma racje. Potrafi na momencie po rozmowie z nową osobą zanalizować ja i się praktycznie nie myli, psychologiem nie zostaje byle kto to tego trzeba się nadawać i trochę tych szkól skończyć. Ja również chodziłem na terapię po jakimś czasie przerwałem ale nie dlatego że stwierdziłem że już ok, absolutnie widzę że mam problem bo tak się nie zachowywałem, często mam kryzysy bo tych kłopotów zebrało się masę. przerwałem bo nie miałem za co chodzić po prostu a Jej wstydziłem się do tego przyznać. Facet traci poczucie męskości jak ma takie problemy ze czasami musiałem coś wymyślić bo nie miałem za co do niej jechać i to mnie dobijało. walczy ze mną o te rozmowy a ja z kolei nie jestem w tym łatwy bo uważam że nie chcę jej martwić swoimi problemami, i słyszę że nie nadaje się do związku bo w byciu razem o problemach się rozmawia. Proszę ją często żeby z nas nie rezygnowała i wytrzymała jeszcze trochę, co prawda do tej jej złości czasami dokładam ja jak potrafię właśnie położyć się i przespać dwa dni bo to jest taka ucieczka od problemów dla mnie a wiem ze mam problem i jestem chory. Chodzę również do psychiatry bo mój osobisty terapeuta mi nie odpuszcza i może dobrze czasami przeciągam wizyty bo nie mam kasy. Walczymy ze sobą o to ostatnio strasznie, Ona chce żebym regularnie się leczył(ja o tym wiem ale za co ?) i powstają kłótnie. złości się często przeze mnie bo mam jeszcze nie zamknięta przeszłość. Co chwilę słyszę że jej nie wspieram w trudnych dla niej chwilach( co uważam że przesadza) bo gdy miała badanie rezonansem głowy i było podejrzenie , byłem ciągle z nią i wspierałem, w tygodniu telefonicznie, w weekendy przy niej , czy jak dzieci chorowały, tylko Ona na momencie zapomina i widzi tylko tą chwile o którą się kłócimy i tamtych nie pamięta. Też ją proszę żeby mi pomogła swoją obecnością przy moim problemie to słyszę że nie może mnie niańczyć , co mnie boli. Wiele we mnie na pewno wyćwiczyła i pokazała że można inaczej. Ostatnio wróciłem na terapie (nie koniecznie finansowo jest już ok, ale już niedługo) zrobiłem to Dla niej bo ja Kocham i nie chce żeby przeze mnie cierpiała. Z terapeutka oczywiście doszedłem do decyzji jednej, że ma racje co do bycia w związku i rozmowy o problemach a dokładnie moich długach(bo nie chciałem powiedzieć dokładnie ile). Przełamałem się i w ten weekend powiedziałem wszystko bo wiem że tego oczekiwała i wiele mnie to kosztowało wewnętrznie żeby powiedzieć kobiecie z którą się jest, ile ma się długu przez ostatnie sytuacje. Wszystko było ok ale w poniedziałek miałem swoje dwa dni. Rozmowa była ciężka, przeprosiłem nie wiem czemu tak wyszło bo nic na to nie wskazywało w ostatnich dniach ze może mi się przytrafić, próbowałem załagodzić. Na drugi dzień oznajmiła że mam się ogarnąć , uporządkować swoje życie i zdrowie i wtedy do niej się odezwać bo ona na tym etapie nie chce tego kontynuować. Prosiłem żeby mi pomogła bo wiem że mam problem, to usłyszałem że Ona więcej pomóc mi nie może i mam się wyleczyć i dopiero skontaktować. Na sam koniec powiem tak nie gadamy około trzech dni a ja czuje się strasznie, jeszcze nikt mnie tak nie potraktował zimno jeśli chodzi o osoby które się Kocha, jest mi bardzo przykro jak mnie potraktowała na koniec bo nie byłem w barze z kolegami tylko ona wie z czym jest problem i mnie zostawi w chorobie. Ja jak miała gorączkę i nie przyjechałem w sobotę tylko w niedziele, musiałem słuchać że nie dbam o nią bo jest sama w takim stanie. A najbardziej czuje się zdeptany, że parę dni wcześniej przełamałem wszystko w sobie i powiedziałem o szczegółach swoich problemów finansowych i nie wiem czemu mam jakieś przeczucie że to mogło być główną przyczyną jej decyzji, bankrut u boku. Zastanawiam się tylko właśnie nad jednym ze osoba którą Kocham, prowadzi terapię, pomaga ludziom, zostawia mnie w chorobie i problemach i każę zadzwonić jak się z tym uporam. O co tu chodzi??? To jakaś nowa technika w psychologi???? Proszę przeczytajcie to chociaż i spójrzcie na to jakoś i pomóżcie. Ja nie chcę żeby ktoś myślał że oczekuje że macie zjechać psychoterapeutkę, nie, pomóżcie mi zrozumieć co ja robię aż tak zle, że Kochająca osoba opuszcza Cię w momencie gdzie jej potrzebujesz. Dziękuję
Awatar użytkownika
anilewe
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 102
Rejestracja: 10 września 2018, o 11:49

11 marca 2023, o 12:29

Przeczytałam i wiesz co myślę?
Że masz tyle problemów w życiu osobistym, a Ona dokłada Ci kolejny... i to nie jest fair.
Ludzie się zmieniają przez całe swoje życie - na przestrzeni lat, może po tych dwóch latach Wasze potrzeby, wizje i oczekiwania się rozjeżdżają. Może faktycznie wystraszyła się tego co usłyszała.
Zajmij się sobą, swoim życiem, problemami jakie masz - to jest w tym momencie priorytet według mnie. Nieuporządkowanie tego co najbardziej pilne w tym momencie będzie się wiązało z brakiem spokoju w Tobie i popadaniem w coraz większą depresję i lęki.
Ja niestety jestem mocno wyczulona już na takie akcje manipulacyjne w wykonaniu drugiej osoby, więc zwyczajnie dałabym sobie spokój, bo nie dałabym rady żyć z kimś kto funduje mi taką huśtawkę emocjonalną.
Trzymaj się!
D.Y.M.I.T.R.
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 32
Rejestracja: 2 maja 2023, o 00:48

3 maja 2023, o 22:41

Nie przeczytałem całości- pewnie dosadnie, szczegółowo, konkretnie.
Ta nowa Ona się boi czy jesteś tylko dla niej. Poprzednia Ona też, straciła ale liczy na "morele z kopca"- w końcu to kobieta. Poprzednia mimo iż nie byliście razem. Obie przez moment czuły się bezpiecznie. Bądź uczciwy.
Patryk321
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 16
Rejestracja: 8 listopada 2014, o 20:49

25 lipca 2023, o 14:36

Przeczytałem całość i z tego co piszesz wygląda to mocno manipulacyjnie jeśli chodzi o zachowanie kobiety (może być w tym dobra). Ja miałem podobną sytuację i na pół roku chyba dałem się nabrać kobiecie. Walczyłem w tym okresie z uzależnieniami i wszystko odstawiłem przez co stałem się trochę inny i pojawiły się u mnie stany depresyjne i lękowe (po prostu nie byłem sobą) i zamknąłem się w sobie (cały czas byłem przez te ostatnie pół roku na abstynencji) i jednocześnie miałem "przerwę" z dziewczyną ale w tym czasie kiedy zacząłem się za siebie brać ona kilka tygodni temu uznała, że my już nie jesteśmy razem i stała się dla mnie zimna... Przez to wróciłem do nałogu a depresyjne i lękowe stany nasiliły się (również DD). Z moich obserwacji wynika, że kobiety nie lubią być ze słabymi mężczyznami a ty taki byłeś ale absolutnie nie z twojej winy, czego ona albo nie rozumiała albo rozumieć nie chciała. Moim zdaniem wytworzyła wokół Ciebie presję, żebyś był na każde jej zawołanie przez co zawalałeś swoje sprawy, które rzeczywiście powinieneś porządkować (szczególnie zadbać o zdrowie psychiczne). Nie wiem też na ile ona była Twoim oparciem i czy to na prawdę była miłość czy tylko przymus bycia z kimś (ze względu np. właśnie na osamotnienie czy poczucie bezradności czy pustki). Ja bym osobiście posłuchał jej rady, którą ci dała czyli wyzdrowieć (czyt. realizować proces zdrowienia i załatwiania wszystkich spraw które powodują u ciebie dyskomforty) ale już bym do niej nie wrócił.
ODPOWIEDZ