Wychodzę z agorafobii od dwóch lat (to moja druga nerwica w życiu, pierwsza zaczęła się 25 lat temu). Nie biorę żadnych leków i mam spore sukcesy. Na początku umieranie jak trzeba było wyjść z domu, teraz wychodzę normalnie nawet o tym nie myśląc, chodzę do sklepów, kina, teatru, wyjeżdżam na wakacje nad morze i na Mazury, spędzam czasem całe dnie na działce.
Mam jeszcze pewne problemy np. z fryzjerem i dentystą, I tutaj moje pierwsze pytanie. Ataków lęku się nie boję i dlatego nie mam problemu z wyjściem z domu ale... jeśli chodzi o fryzjera, dentystę etc - miejsca, w których trzeba siedzieć i jeszcze się nie ruszać to jest wyższy lewel. Atak paniki w takich warunkach jest trudniej znieść, bo całe ciało chce się ruszać no ale to jeszcze nie jest najgorsze. Tutaj nie chodzi nawet o lęk przed lękiem tylko o lęk... przed zrobieniem z siebie kretyna. No wyobraźcie sobie przypakowanego gościa w sile wieku, który wpada w panikę u fryzjera... Co z tym można zrobić? Czy faktycznie nieuchronnym krokiem jest akceptacja i zgoda na robienie z siebie takiego widowiska? To nieludzkie

Drugie pytanie. W jaki sposób można "oswoić" tak okrutne miejsce jak samolot? Tego sobie jeszcze nie mogę wyobrazić. Przecież nie mogę po troszku, wsiąść na 10 minut a następnym razem przelecieć się 20 minut. Chodzi o to, że lęk lękiem, ale ja po ataku paniki mam często sporo dni lęk wolnopłynący no i cały system jest rozdygotany. Wiecie jakie to uczucie. No właśnie - i czy w taki sposób mam spędzić wakacje za granicą? Z wielogodzinnymi lękami wolnopłynącymi? Co z tym można zrobić?