Po pierwsze chciałam podziękować, bo dzięki Waszym wypowiedziom poradziłam sobie z lękiem. Może moja historia komuś też pomoże.
Kiedy pierwszy raz usłyszałam od psychiatry, że to co czuję to lęk, to poczułam lekką ulgę, bo przynajmniej wiedziałam co mi jest. Lęk to cholernie niemiłe uczucie. Jak się nasilał to ściskało mnie w klatce, robiło mi się duszno. Pojawiał się bez ostrzeżenia, w najmniej oczekiwanym momencie. Brałam coraz silniejsze leki, ale nie pomagały. Potem zaczęłam mieć lęk przed napadami lęku i tak wpadałam w błędne koło. Poszłam nawet na terapię.
Jednak dopiero tutaj na forum wyczytałam, że emocje trzeba poczuć, nazwać, zaakceptować, a potem wyrazić albo odpuścić. Skoro i tak nic mi nie pomagało, to spróbowałam. Zamiast się bronić przed napadem lęku i odsuwać go od siebie i tłamsić, spróbowałam poczuć go całą sobą. Czułam jak się nasila, aż do bólu. A potem odpuścił. Byłam w szoku, że to było takie proste.
Napady lęku nadal mi się zdarzają, ale prędzej czy później ten lęk odpuszcza i przychodzi uczucie ulgi i nieopisany spokój

Teraz nawet jak się na nim skupię to przychodzi mi do głowy myśl co go wywołało.