Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Dziennik - pokonywanie nerwicy krok po kroku.

Tu dzielimy się naszymi sukcesami w walce z nerwicą, fobiami. Opisujemy duże i małe kroki do wolności od lęku w każdej postaci.
Umieszczamy historię dojścia do zdrowia i świadectwo, że można!
Dział jest wspólny dla każdego rodzaju zaburzenia lękowego czyli nerwicy/fobii.
reflex
Gość

26 sierpnia 2015, o 11:26

Dzięki! ;) Trzymam za Ciebie kciuki ;)
W poniedziałek moja przedostatnia sesja na terapii, wiem nad czym chcę pracować:
- perfekcjonizm (bycie dla siebie "najlepszym przyjacielem"),
- zmniejszenie wymagań wobec życia (docenienie tego co mam),
- redukowanie złości (nauka wyrozumiałości dla siebie i innych),
- cieszenie się życiem, zamiast ciągłego oceniania siebie (robienie rzeczy dających mi radość, a nie poprawiających mój wizerunek),
- większe nastawienie się na relacje z ludźmi, a nie skupianie się na sobie

-- 20 lipca 2015, o 16:02 --
Zakończyłem 3 miesięczną terapię grupową 5x w tygodniu. Polecam każdemu, kto zmaga się z problemami. Bardzo dużo mi pomogła i pozwoliła szerzej spojrzeć na swoją osobę. Dzisiaj wyjeżdżam na miesięczny eurotrip, więc niezbyt mam czas rozpisywać się, ale główne wnioski, które zabrałem dla siebie:

- rana narcystyczna/perfekcjonizm - nadmierne wymagania wobec siebie, chęć bycia doskonałym w oczach innych,
- rywalizacja - nauka odpuszczania,
- spędzanie czasu wolnego na rzeczach, które chcę i lubię robić, a nie mających dać mi COŚ lub pozwalających OSIĄGNĄĆ CEL,
- przenoszenie miłości z rodziców na dziewczynę,
- szersze spojrzenie na rodziców - nadmiernie ich idealizowałem,
- nie wszystko da się objąć umysłem - zaakceptowanie rzeczy niewytłumaczalnych,
- zauważanie szarości - zbyt często oceniam czarne/białe,
- nauka pokory - w życiu nie wszystko (tak jak od rodziców) dostanę od razu i natychmiast, czasem życie to także smutek i cierpienie,
- cierpliwość, cierpliwość, cierpliwość,
- zwiększenie wyrozumiałości wobec zachowań innych osób - redukcja złości,

To tyle - szerzej napiszę pewnie w kolejnych postach. Tymczasem....wakacje! ;)

-- 19 sierpnia 2015, o 13:52 --
Miesięczne wakacje, objechaliśmy pół Europy - coś pięknego ;) Czułem się na nich dużo lepiej - miewałem dni gdy przez 2h nie miałem w ogóle lęków i świadomości tego, że "mam problem, bo mam nerwicę". Hitem było, gdy pewnego dnia obudziłem się i po 15 minutach dopiero "przypomniało mi się" o moich lękach ;) Ogólnie było super.

Z kolejnych dobrych wiadomości - nie biorę już w ogóle leków. Doszedłem do wniosku, że skoro nie mam żadnych fizycznych problemów, typu bezsenność czy bóle to nie widzę sensu ich zażywania. Oczywiście moje samopoczucie w żaden sposób nie zmieniło się po odstawieniu.

Teraz zgodnie z postanowieniami zamierzam robić to co lubię. Koniec z maratonami, bungee i innymi ekstremami dla poklasku. Będę robił to co lubię. No i dalsza praca nad zmniejszaniem oczekiwań wobec siebie i życia. Nie jest to łatwe tak się zmienić i nadal "męczę się ze sobą", ale moje lęki zostały znacznie ograniczone przez świadomość, że nie dopadło mnie "nie wiadomo co" i jakaś niesamowita NERWICA tylko chodzi tutaj o mnie i moją osobowość, którą mogę zmienić by czuć się ze sobą przyjemniej i spokojniej.

-- 26 sierpnia 2015, o 11:26 --
No więc tak - sporo zmian w moim spojrzeniu - uznałem, że czas to wszystko poukładać.

Przede wszystkim na sam fakt posiadania zaburzeń lękowych ma kilka spraw. Po pierwsze jako dziecko doznawałem zbyt mało frustracji - wszystko co chciałem miałem od razu. Stąd ciężko znoszę sprzeciw czy niedogodności. Właśnie to przeświadczenie, że słabo znoszę niedogodności wywołało ten lęk przed tym, że tego nie wytrzymam i skończę ze sobą (oczywiście sam pomysł takiego rozwiązania zawdzięczam kuzynowi). Ponadto ważnym elementem jest mój perfekcjonizm (obraz samego siebie w oczach innych, częste robienie rzeczy dla poklasku zamiast własnej satysfakcji) - stąd gdy na początku doznałem ataku paniki to lęk tak fantastycznie szybko się rozwinął (no bo jak to ja mógłbym mieć jakieś ataki w towarzystwie, jakbym to wytłumaczył). Kolejny ważny elementy - od dzieciństwa byłem uczony przez ojca, że intelekt to najważniejsza w życiu sprawa. Często używał określenia "czubki", więc jeżeli sam miałem stać się "czubkiem z irracjonalnym lękiem" to był to dla mnie przeogromny cios. Mój perfekcjonizm (surowość dla siebie samego i innych) w połączeniu z "byciem czubkiem" bardzo szybko rozwinęły obsesję mającą na celu "pokonanie choroby". Tak to rozumiałem na początku, że dotknęła mnie jakaś niespotykana choroba, którą muszę zwalczyć. Podobno spory wpływ mogło mieć też to, że moja mama nie jest osobą emocjonalną i czułą (oczywiście wiedziałem, że mnie kocha itd), ale nigdy nie byłem przytulany. To by nawet pasowało do mojego "nauczenia się" robienia dobrych rzeczy w celu imponowania. Ponadto wszystko muszę ROZUMIEĆ. Wszystko co wymyka się poza moje rozumienie (wszechświat, religia, śmierć) budzi mój lęk. Samobójstwo kuzyna było dla mnie niezrozumiałe, niejasny był też powód. W ogóle jak można się zabić myślałem, NIE ROZUMIAŁEM TEGO. Tak właściwie to ja nadal mimo 2-letniego spokoju czułem minimalny lęk, że choroba wróci (pomyślałem może o tym raz dziennie przez krótką chwilę), więc nie było to w żaden sposób uciążliwe. Gdy wszedłem w związek nie byłem go do końca pewien. To tylko podejrzenie, ale myślę że moja "odporność na lęki" zmniejszyła się przez to. Tydzień później zapaliłem marihuanę. W głowie wciąż tlił się malusieńki lęczek, że "gdy zapalę to mogę mieć nawrót". No to zapaliłem, poczułem derealizację (derealizacja dla mnie zawsze była sygnałem ostrzegawczym) i poszło. Krok po kroku zacząłem się nakręcać. Na początku lęk dotyczył głownie swojego wizerunku w oczach rodziców i znajomych. Pamiętam, że kilkanaście dni później przyjechałem do rodziców i popłakałem się, że ich zawiodłem. Do tego czasu w bardzo znaczącej ilości spraw wyręczał mnie ojciec (generalnie miałem zakodowane w głowie, że jak już sobie nie poradzę z czymś to mam jego). Przyjemna perspektywa, ale poszło to za daleko. Dlatego też na początku oczekiwałem, że to psycholog z którym bardzo długo współpracowałem "rozwiąże mój problem i zabierze te myśli" ;) Później gdy uznałem, że psycholog tego nie zrobi przerzuciłem załatwianie mojego problemu na ojca.

Teraz po upływie prawie 10 miesięcy sytuacja wygląda zupełnie inaczej. Przede wszystkim zrozumiałem, że nie jestem na nic CHORY (nomenklatura jak u każdego filozofa jest bardzo ważna), ewentualnie mogę być CHORY na własną osobowość ;) To zwyczajny lęk, nic więcej. Po prostu lęk. Ktoś się boi latać samolotem, ktoś się boi pająków, kto się boi że zdradzi partnera/kę, a ja mam swój lęk przed lękiem. Mój lęk jest po prostu lękiem nakręconym do tych rozmiarów, że utrudnia mi życie. "Boję się o sensowność mojego życia", ponadto boję się cierpienia (lęk przed lękiem) i BAŁEM SIĘ że tego cierpienia nie wytrzymam i ze sobą skończę. Teraz już się tego nie boję. Wiem, że czułem się jak gówno i nigdy w życiu nie miałem ochoty tego zrobić. Choćbym nie wiem jak się czuł to i tak do końca życia próbowałbym się przestać tego bać ;) To że próbuję teraz poprawić komfort swojego życia, a nie "walczę o nie" znacząco obniżyło mój lęk. Teraz głównie jest analiza. Przez te 10 miesięcy ciągłego rozmyślania mój umysł przystosował się i w każdej wolnej chwili powraca do swojego ulubionego tematu ;) Wcześniej jednak o wiele bardziej się na siebie złościłem (na siebie, sytuację itd), "że nie mogę przestać O TYM myśleć". Teraz nadal czasem się złoszczę i irytuję, ale staram się tłumaczyć sobie że te myśli po takim czasie są automatyczne i jest to nawyk. Czasem mam lepszy nastrój, czasem gorszy. Fajne jest to, że gdy mocno się na czymś skupie (tenis, karty, praca) to mam przerwy. Oczywiście chciałbym mieć spokój, ale cóż szczęście jest zależne tylko od nas. Jeszcze chcę nad sobą trochę popracować ;)
kapsel86
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 41
Rejestracja: 3 lipca 2014, o 08:09

26 sierpnia 2015, o 18:53

Super to opisałeś. Ja również miawam przebłyski jak się mocno w coś wciągnę. Zesżły tydzień tylko 2 dni były troszkę gorsze reszta suuper. Natomiast w tym tygodniu jest troszkę słabiej, ale również tłumaczę sobie, ze to nawyk, reakcja lękowa na zmiany i ze tak ma ybyć, bo bez odczuwania tych negatywnych emocji nie możemy iść na przód.
reflex
Gość

7 września 2015, o 11:51

Miałem 2 tygodnie praktycznie bez lęków. Moje myśli coraz częściej krążyły wokół innych tematów. Tak 60 do 40. Z tym że te 40% to w sporej mierze było "cieszenie się", że jest lepiej. Teraz od soboty mam zwiększony poziom lęków. Wpłynął na to mój charakter (jak lęki przechodziły to się tym strasznie cieszyłem), a potem już zacząłem sobie szukać innych problemów - zacząłem się znów do siebie przypieprzać (o to, że jestem złym, ciągle niezadowolonym, złośliwym człowiekiem) i że za dużo od życia wymagam i z takim charakterem nigdy nie będę szczęśliwy. Generalnie spadł mi nastrój. W każdym bądź razie nie zamierzam rozpaczać z tego powodu - minie. Mało sympatyczne to jest, no ale cóż, minie :D Nabudowałem sobie napięcie no to teraz kilka dni żeby się rozładowało.

I tutaj dochodzimy do ważnej kwestii. To o czym pisałem we wcześniejszym poście (PRZYCZYNY) - to jest bardzo istotna sprawa i nad tym trzeba u siebie pracować, ale jest też druga strona medalu czyli po prostu sam lęk (spowodowany przez przyczyny). Zalecam obchodzić się z nim w następujący sposób. Robić to czego boicie się najbardziej. Boisz się wyjść? Wyjdź, bój się, cierp, oczekuj najgorszego i obserwuj czy umarłeś. Najgorzej czujesz się jak zostajesz sam? No to proszę bardzo - zostań sam w domu i sprawdź co się stanie (nie jak się będziesz czuł, bo na pewno będziesz czuł się bardzo źle - tylko co się stanie). Śmiej się - no i co czułem się źle, ale co? Jakoś nic mi się nie stało. Akceptuj to cierpienie, ten lęk. Działasz w wyższym celu. NIGDY, PRZENIGDY nie oczekuj że zrobisz coś raz czy dwa i będzie od razu lepiej. NIE BĘDZIE. Na moim przykładzie - na początku bałem się, że złapie mnie atak paniki, więc zacząłem wyłazić jak najwięcej (minęło 10 miesięcy i w ogóle na to nie zwracam uwagi), bałem się że jak się napije to potem będę czuł się fatalnie, w ogóle nie piłem - teraz w weekend napije się piwka i nie zwracam na to uwagi (pamiętam jak na weselu pierwszy raz się miałem napić ile było dylematów, wątpliwości, strachu i rozmów z dziewczyną czy aby na pewno), a ostatnio (czego osobiście nie polecam) tak się nawaliłem że skończyłem z głową w kiblu :D Pamiętam jak myślałem, że będę brał leki do końca życia, bo bałem się że jak odstawie to będzie dramat. Nie biorę leków od 2 miesięcy i już nigdy nie zamierzam ich przyjmować. Lęk przed lękiem zamyka - jest pełno rzeczy "po których czujemy się gorzej", ale to jest właśnie pułapka. Dopóki nie zaczniecie tych rzeczy robić na przekór dopóty będzie Wam ciężko z tego wyjść. Chodzi o to żeby nie bać się odczuwać tego nieprzyjemnego lęku (dlatego psycholog na początku mówiła mi "no ale poradziłeś sobie?" - a ja myślałem "kobieta luźna w udach, prącie z tego że sobie poradziłem jak tak się żyć nie da!") :D
Mimo, że nadal odczuwam lęki i mam jeszcze trochę swoich wątpliwości (co zresztą naturalne) wiem że pozbędę się lęku przed lękiem. Dlatego pozwolę sobie na sugestię co według mnie jest istotne:
1) praca z psychologiem - i bycie wobec niego szczerym w milionie procent (to właśnie z psychologiem możecie popracować nad korektami swojej osobowości) i to on pomoże Wam odkryć PRZYCZYNY i otworzy oczy na wiele spraw, o których nie zdawaliście sobie sprawy (jeżeli myślicie że Was WYLECZY no to nie... NIE WYLECZY)
2) wsparcie bliskich osób - zaufana osoba, która Was rozumie i która Was zmotywuje, a czasem po prostu przytuli gdy płaczecie. Dla mnie niezwykle terapeutyczna jest relacja z moją dziewczyną
3) własna motywacja do przezwyciężenia lęków - bez tego możecie chodzić do psychologa i łykać tabletki do końca życia
4) hobby - tak, ciężko cieszyć się hobby gdy napięcie jest wysokie. U mnie takim hobby stał się tenis i z czasem to on zaczyna przejmować moją uwagę.
5) CIERPLIWOŚĆ - nastawcie się że będzie długo i boleśnie, ale za kilka lat będziecie innymi ludźmi. Tak w trakcie będzie wiele chwil zwątpienia, załamania. Będziecie tracić cierpliwość i płakać. Trzeba się wtedy pozbierać.
6) Mnie bardzo pomogło zrozumienie, że nie jestem na nic chory (zresztą kilka miesięcy na tym forum wykłócałem się, że to choroba :D ) tylko to zwykły lęk.
7) Nie użalać się nad sobą. Być dla siebie przyjacielem i wspierać samego siebie (tak, ćwiczę :D), ale nie użalać.
8) Jeżeli ktoś wierzy w tabletki no to życzę szerokiej drogi. Według mnie leki tak, ale tylko wtedy gdy nie możecie spać lub macie bóle.
9) O akceptacji chyba nie muszę pisać - to się właściwie łączy z cierpliwością. Jeżeli ciągłe będziecie lamentować "dlaczego ja" to będzie dużo trudniej. Ano dlatego TY kolego/koleżanko droga, że taki masz charakter i postępowałeś/aś jak postępowałęś albo tak Ci się życie ułożyło. Jak Ci tak źle to idź na oddział onkologii. "Choroba", "nerwica" czy "zaburzenie" które Cię dotknęło nosi nazwę w fachowych książkach nr 324384832/ISD "TY SAM".
10) Odwaga to działanie pomimo strachu. Dla Was tą odwagą może być wyjście na klatkę. Gratulujcie sobie takich sukcesów.

Do następnego!
Divin
Administrator
Posty: 1889
Rejestracja: 11 maja 2013, o 02:54

7 września 2015, o 12:11

Fajny dziennik, dziękuję w imieniu calej administracji za tworzenie wartości dla potomności. :D
'Dopóki walczysz, jesteś zwycięzcą'
'Lepiej jest umrzeć stojąc, niż żyć na kolanach.'
'Puk puk, strach puka do drzwi, otwiera mu odwaga a tam nikogo nie ma.'
Jest dobrze, dobrze. Jest źle, też dobrze
'Odwaga to nie brak strachu, to działanie pomimo strachu'
Ty nie jesteś zaburzeniem, a zaburzenie nie jest Tobą
Odburzony
Konsultacja Skype
betii
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 995
Rejestracja: 1 sierpnia 2014, o 13:45

7 września 2015, o 16:28

Gratulacje Reflex :D :) :D
Cieszę sie razem z Tobą. Budujący post oby takich więcej :P
Zmień nawyki myślowe, a odmienisz swój los!
Kiedy już nauczysz się kierować uczucia i myśli na właściwe tory, spokój ducha i fizyczne zdrowie na pewno przyjdą same.
"Pamiętaj, że mamy do czynienia jedynie z myślami, a myśli mogą zostać zmienione. Gdy zmieniamy nasze myślenie, zmieniamy naszą rzeczywistość". Louise L. Hay
reflex
Gość

9 października 2015, o 14:43

Divin cała przyjemnośc po mojej stronie - to Wy robicie tutaj świetną robotę.

Wygląda na to, że kryzys za mną. Wczoraj osiągnął apogeum, no cóż było nieprzyjemnie. Wnioski? Dopóki nie będę dla siebie bardziej wyrozumiały, nie zacznę sobie odpuszczać i akceptować swoich wad no to będę sobie fundował takie "dni pełne emocji" ;) Jak już się człowiek nakręci to trudno zredukować to napięcie. Wtedy najlepiej się wypłakać i pogadać z kimś bliskim o naszych rozterkach (dziewczyna <3). Ja w ostrości wobec samego siebie osiągnąłem mistrzostwo świata i mam wrażenie, że pobiłem przy tym wszelkie rekordy świata. Przykłady? Proszę bardzo. Nudzi mi się - no to oznacza ze jestem taki zjebany, że ciągle jestem niezadowolony, ciągle mi się nudzi. Nie mam prawa się nudzić. Rozmawiam z dziewczyną, o tym jak jej kiedyś pomogłem no to - jestem do dupy, bo pytam ją o tamtą sprawę, po to by sobie poprawić nastrój. A co w tym złego?! Chcę sobie iść samemu zajarać na taras no to - jestem taki i owaki, bo moja dziewczyna chciałaby ze mną zapalić, ale ja jestem egoistą. Jakbym nie mógł mieć 5 minut dla siebie. Na szczęście mam tak wspaniała kobietę, że rozmawia ze mną o tym i tłumaczy mi, że takie myślenie jest wobec mnie niesprawiedliwe ;) Wczoraj np czułem lęk i czułem się winny, że przyjdzie dziewczyna i ja MUSZĘ jechać gdzieś z nią (żeby jej się nie nudziło), a nie chce mi się, bo mam gorszy dzień. A co w tym złego? Przecież czuję się gorzej, mam gorszy dzień to mam prawo sobie poleżeć. I MAM ZASRANE PRAWO NIE MIEĆ OCHOTY NA NIC.

Apropo praw - przypomniały mi się zalecenia dawnego psychologa, który polecił mi przygotowanie listy swoich praw. Chyba w najbliższym czasie to zrobię ;)

Tak czy siak - kryzys był. Czułem się źle, minął tak jak pisałem. Teraz tak na prawdę pozostał mi do pokonania tylko lęk przed lękiem.

-- 28 września 2015, o 13:33 --
Kilka słów jak wygląda akceptacja według mnie.

Przede wszystkim ja na początku źle rozumiałem akceptację. Bałem się, że jak to zaakceptuje to nigdy z tego nie wyjdę (fajna mi akceptacja) ;) Potem myślałem, że jak wszystko robię normalnie to akceptuję. Po prostu to znosiłem i wcale nie odczuwałem ulgi. Przy okazji przełamałem kilka swoich początkowych lęków (o napadach paniki, o tym że będę leżał w łóżku, stracę firmę itd.). Wiecie na czym polega akceptacja? Na początku gdy wyjeżdżałem w góry ze znajomymi to wręcz ściskało mnie od lęku na myśl o takim ataku "przy kumplach". Teraz? Teraz mogłbym dostać takiego ataku a) przy znajomych b) we sklepie c) gdziekolwiek. Jest mi to obojętne. Wtedy wymyślałem jakieś niestworzone historie, że w razie czego powiem, że "mam padaczkę" itd. Teraz otrzepałbym się i powiedział "sorry miałem atak paniki". Na tym polega akceptacja. Bałem się o swój wizerunek, bo uznawałem atak paniki za coś wstydliwego i uwłaczającego mi. Efekt? W ogóle nie mam już lęku o atak paniki. Akceptacja nie oznacza jednak, że ja bym ten atak paniki lubił i cieszył się z niego. Oczywiście, że nie bo to nieprzyjemne. Akceptacja oznacza przyjęcie siebie takim jakim się jest (w moim przypadku - człowiek lękający się o przyszłość, o swój los, któremu zależy na swoim wizerunku, zamartwiający się na przyszłość, perfekcjonista).
Gorzej jest z lękami "ostatecznymi" ;) No bo jak zaakceptować, że mogło by się zabić siebie lub swojego najbliższego? Tutaj potrzeba czasu na odzyskanie zaufania do samego siebie. Jednak myśli agresywne zawsze z czegoś wynikają (u mnie właśnie z braku akceptacji obecnego stanu i złości że nie mogę tego przezwyciężyć, a to całkowicie niszczy moje życie). Zadajcie sobie jednak pytanie - czy kiedykolwiek wzięliście ten nóż i zaatakowaliście kogoś bliskiego? Nie pytam o myśli, pytam czy to zrobiliście. Ja w końcu uwierzyłem w to, że jak źle bym się nie czuł, choćbym leżał i płakał cały dzień z powodu tych lęków no to po prostu tego nic sobie nie zrobię. Poza tym akceptując sytuację lęk z czasem zaczyna wygasać.
Oczywiście akceptacja nie przyjdzie od razu. Nie da się sobie powiedzieć "akceptuję" i już. Z czasem zaczyna się akceptować coraz gorsze stany. Wtedy tych gorszych stanów jest coraz mniej. Nie możecie jednak sobie mówić "ok zacznę to akceptować to to minie". Nie. Chodzi o fakt, by UWIERZYĆ, że życie nawet z lękiem może być fajne. Oczywiście byłoby fajniejsze bez, no ale co ma powiedzieć facet który stracił rękę? Ma dwa wyjścia: a) położyć się w łóżku i użalać się nad sobą, płacząc jakiego to chujowego życia nie ma b) pomyśleć - no cóż straciłem rękę, życie jednak toczy się dalej, może uda mi się wystartować w paraolimpiadzie? Przerysowuje bo to z pewnością długi proces, ale generalnie chodzi o sam sposób myślenia.
Ja np. w zeszłym tygodniu zacząłem się niecierpliwić i irytować, że to jeszcze, więc zacząłem czuć się gorzej - lęki narosły. W końcu powiedziałem sobie "dobra, będę miał te myśli cały czas - może nawet przez całe życie". Efekt? W ciągu dnia napięcie opadło, a częstotliwość myśli spadła. Im bardziej się zapieracie tym lęk jest silniejszy.

Taki krótki wpis - ja dzisiaj czuję się świetnie i idę grać w tenisa ;)

-- 5 października 2015, o 11:45 --
http://magazyntuiteraz.pl/piekna-pulapk ... kcjonizmu/

tylko tyle i aż tyle

-- 9 października 2015, o 14:23 --
Miałem kilka dni ostrego kryzysu. Od soboty do wczoraj. Pomogło mi to jednak coś sobie uświadomić. Mój lęk opiera się na "CZY BĘDĘ SZCZĘŚLIWY". To samo czułem przed wejściem w związek z dziewczyną, "czy będę szczęśliwy" i "czy jej nie zawiodę". Nie zawiodę tj. nie zostawię, bo "jak nie będę szczęśliwy to nie wytrzymam i ją zostawię". No tydzień później zaczęła się cała zabawa po trawie i pojawił się lęk przed lękiem plus cała inna masa lęków.
Na wakacjach BYŁEM SZCZĘŚLIWY, więc lęk zaczął znacząco opadać i praktycznie zanikać.
Wynika to chyba z potrzeby zadowolenia ojca. "Trzeba się cały czas rozwijąć" - jego słowa. No ale jak tu się rozwijać i być szczęśliwym mając lęk? No przecież trzeba go pokonać, bo inaczej to totalna klapa, nie?
Wczoraj z lęku nie wytrzymałem i stwierdziłem, że nie idę do pracy. Położyłem się i powiedziałem sobie "nic kobieta luźna w udach nie muszę, jak będę chciał to będę sobie leżał i gapił się w sufit całe życie". Efekt? Lęk opadł. Dzisiaj faktycznie, trochę specjalnie nie poszedłem do pracy. Cały czas gra mi w głowie poczucie winy, ale kontroluje to. Kto stoi za tym poczuciem winy? Ano lekcje od taty - praca, rozwój nie można leżeć i nic nie robić. Więc ja też sobie przyswoiłem, że jak nie będę się rozwijał to będę nieszczęśliwy, tak żeby ciągle się coś działo. Zauważyłem, że relacje z tatą przenoszę na inne relacje (np z dziewczyną) - "żeby jej nie zawieść", z tego wynika sytuacja z papierosem, o której pisałem wcześniej (że chcę sobie iść sam zapalić i czuję poczucie winy że dziewczyna też chciała, a ja egoistycznie powiedziałem, że potrzebuje chwili dla siebie). Ten egoista, którego tata mi zafundował.
Stąd bierze się ten lęk związany z moim wizerunkiem. Chyba faktycznie mam zakodowanego tatę w głowie. Jak pomyślę, że tracę firmę to pierwsze co mi staje w głowie to jego reakcja, rozczarowanie. Nie to, że nie będę miał pieniędzy bo wiem że bym sobie poradził, ale właśnie sprawienie zawodu, bo ja przecież jestem "NAJlepszy, NAJmądrzejszy itd", no to trzeba to udowadniać. Gówno. Mam ochotę sobie poleżeć i będę leżał, a jak mi się nie będzie chciało iść w poniedziałek to też nie pójdę, a jak zapragnę zostać dostawcą pizzy w Erewaniu to tak też zrobię.

A kryzys wyniknął z tego, że w sobotę NIC NIE ROBIŁEM, nudziło mi się, więc zacząłem się irytować i nudzić. Jak się zacząłem irytować to się na siebie zezłościłem, że dlaczego tak mam że jestem ciągle niezadowolony, potem lęk że się na siebie zezłościłem, więc pojawi się lęk, będę nieszczęśliwy no i dzień dobry.

-- 9 października 2015, o 14:43 --
Tak samo lęk, że jak dziewczyna wróci do domu, a ja będę leżał w łóżku. What the fuck? No, będzie ze mnie niezadowolona.
Reasumując moje poczucie własnej wartości zbudowanie jest na zadowalaniu bliskich mi osób, zwłaszcza osiągnięciami. Stąd taka alergiczna reakcja na lęk i niezwykłe pragnienie wyeliminowania go (no bo przecież wszystkich zawiodę).
nord
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 121
Rejestracja: 11 stycznia 2015, o 20:02

12 października 2015, o 13:20

reflex pisze: -- 28 września 2015, o 13:33 --
Kilka słów jak wygląda akceptacja według mnie.
Przy okazji przełamałem kilka swoich początkowych lęków (o napadach paniki, o tym że będę leżał w łóżku, stracę firmę itd.). Wiecie na czym polega akceptacja? Na początku gdy wyjeżdżałem w góry ze znajomymi to wręcz ściskało mnie od lęku na myśl o takim ataku "przy kumplach". Teraz? Teraz mogłbym dostać takiego ataku a) przy znajomych b) we sklepie c) gdziekolwiek. Jest mi to obojętne. Wtedy wymyślałem jakieś niestworzone historie, że w razie czego powiem, że "mam padaczkę" itd. Teraz otrzepałbym się i powiedział "sorry miałem atak paniki". Na tym polega akceptacja. Bałem się o swój wizerunek, bo uznawałem atak paniki za coś wstydliwego i uwłaczającego mi. Efekt? W ogóle nie mam już lęku o atak paniki. Akceptacja nie oznacza jednak, że ja bym ten atak paniki lubił i cieszył się z niego. Oczywiście, że nie bo to nieprzyjemne. Akceptacja oznacza przyjęcie siebie takim jakim się jest (w moim przypadku - człowiek lękający się o przyszłość, o swój los, któremu zależy na swoim wizerunku, zamartwiający się na przyszłość, perfekcjonista).
Cześć reflex,
Przede wszystkim gratuluję postępów i powiem że jestem bardzo podobnym przypadkiem do Cb jeśli chodzi o ten perfekcjonizm i powiem że jest można sobie krok po kroku odpuszczać pewne cele, wyzwania ale trzeba sobie uświadomić że ważniejsze jest po prostu zdrowie psychiczne niż to ile mamy w portfelu. Ja tak samo miałem, czy nadal mam presję w postaci wewnętrznego krytyka który mówi że trzeba co najmniej dorównać osiągnięciom ojca czy brata ale wiem do czego mnie to doprowadziło i więcej tego błędu nie popełnię. Perfekcjonizm to tak naprawdę brnięcie ku nieskończoności, taki człowiek nigdy się nie zapospokoi.

A teraz do meritum czyli do twojego cytatu odnośnie akceptacji ataków paniki w krępujących sytuacjach, możesz opowiedzieć jak sobie poradziłeś z przełamaniem wstydu jak zostaniesz postrzeżony w oczach innych bo nie wyobrażam sobie będąc w pomieszczeniu gdzie jest kilka osób, gdzie panuje cisza, że nagle zaczne mieć dziwne odruchy, zacznę wydawać przeraźliwe odgosy. Nie wiem ja w takich sytuacjach wolę to skontrolować . Akceptacja akceptacją ale wizerunek to też ważna kwestia. Jak sobie z tym poradziłeś ?
reflex
Gość

21 października 2015, o 14:33

Nord sam sobie odpowiedziałeś kilka linijek wyżej. Zdrowie psychiczne (czyt. własne szczęście) jest ważniejsze od tego ile mamy w portfelu. To co jest ważniejsze zdrowie psychiczne czy wizerunek? ;)

Ja natomiast chciałem się doradzić. Słuchajcie ta cała moja nerwica polega na tym, "że nie mogę przestać O TYM myśleć". Czyli ciągle przeżuwam ten temat. To nawet nie są powtarzające się myśli, tylko ciągłe myślenie o tym co powiedział psycholog, o sobie, szukanie przyczyn i rozwiązania. Po prostu przekonanie, "że jak nie przestanę o tym myśleć to będę nieszczęśliwy". Nie jestem w stanie przekierować myśli na inne tory. Oczywiście mogę "na siłę", ale za kilka sekund wraca i powoduje tylko dodatkową irytację (na zasadzie spróbuj nie myśleć o czerwonym młotku). Jak sobie mówię "dobra niech te myśli płyną, mam to w dupie" to za chwile i tak przychodzi myśl "wcale nie masz w dupie, po co sobie kłamiesz". Dzisiaj np. nie mam żadnych lęków. Wczoraj jeszcze mi psycholog powiedział, że sam sobie to robię, bo przynajmniej mam zajęcie, bo trudniej znieść mi nudę. Mówię sobie "OK będą te myśli cały czas, trudno", no ale zaraz i tak zaczynam rozmyślać w tym temacie i za chwilę irytacja. Gdybym miał doświadczenia, że puszcza mnie to na 15 minut i skupiam się np na rozmowie to poszłoby szybko. Może ktoś coś doradzi, bo ja chyba stworzyłem sobie wewnętrzną rywalizację, w której nie mam szans na zwycięstwo.

-- 14 października 2015, o 13:15 --
EDIT: naszla mnie teraz taka myśl, że może ja po prostu "boję się że nie przestanę o tym myśleć i będę nieszczęśliwy", więc stawiam opór i myśli są.

-- 21 października 2015, o 14:33 --
Słuchajcie na jakiś czas znikam z dziennika. Wprowadziłem sobie zakaz czytania w internecie w celu uspokojenia się.
Ostatnie 2 tyg to wielki kryzys. Byłem od 20 lipca bez psychologa poszedłem na 2 spotkania na terapię indywidualną do psychologa, który jako jedna z osób prowadził terapię grupową. Nagadał mi strasznych bzdur - "że za dużo skupiam się na sobie" (świetna rada dla osoby w nerwicy, która o tym marzy by przestać), "żebym nie myślał o dziecku, bo dam mu to samo co mi dał ojciec, czyli szczyty i perfekcjonizm" (cudowna rada dla osoby będącej w kryzysie), "że mam dużo złości, bo tak na prawdę to jest złość skierowana na mojego ojca" (??? kocham swojego ojca i nie widzę powodu, żeby się na niego złościć zwłaszcza że zawsze chciał dla mnie jak najlepiej i zrobiłby dla mnie wszystko). "Że nie znoszę nudy, więc sam sobie te lęki specjalnie wywołuje, żeby mieć co robić" (wolałbym się chyba jednak ponudzić....) i inne mądrości.
Terapia psychodynamiczna według mnie kiepsko leczy zaburzenia lękowe, przynajmniej w moim przypadku. Nabawiłem się tylko dodatkowych kompleksów i negatywnych przekonań na swój temat (np. że mam nerwicę bo jestem taki czy owaki). Najlepiej się czułem nie korzystając z żadnego psychologa. Tutaj Pani strzelała sobie na oślep, wyrządzając tylko dodatkowe krzywdy w moim samopoczuciu i powodując, że poczułem się jeszcze bardziej zagubiony.
Wczoraj trafiłem do terapeutki BEHAWIORALNO-POZNAWCZEJ, która powiedziała że zajmiemy się tylko i wyłącznie moim kółkiem lęku, czyli tym czym chciałem się zajmować. Od początku chciałem iśc na ten rodzaj terapii, ale ulegałem sugestiom. Powiedziała, że atak paniki i zaburzenia lękowe mogą przytrafić się każdemu i to jest zupełnie normalne. Od razu poczułem się lepiej, bo przez terapię psychodynamiczną obwiniałem się i dołowałem jeszcze bardziej co raz dowiadując się co jest ze mną nie w porządku.

Na jakiś czas odpuszczam, ale na pewno tutaj wrócę za czas jakiś i dam Wam znać, a na pewno wypełnię swoje postanowienie z tytułu dziennika ;)
Przem
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 83
Rejestracja: 24 listopada 2015, o 14:06

10 grudnia 2015, o 10:57

I jak?
ODPOWIEDZ