Witam. Nie potrafie się zklasyfikować.
Wątpie, że komuś bedzię się chciało czytać te analizy.
Mam opcje załatwić recepte bez zadnych ceregieli na SNRI, itp itd, ale czy jest w ogóle sens, jeśli nie mam depresji? Nie chce się zapisywać na żadne terapie poznawcze itp, bo obcych ludzi w ogólę się nie boję, mogę zagadać do kogoś nawet w autobusie, jak mi coś nie spasuje, to też potrafie prosto z mostu, ale już jeżeli chodzi o znajomych z którymi chodziłem do klasy, lub jakiś innych bliższych to jestem przy nich tak bardzo przesadnie pospinany...
Nie boje się rozmowy z obcymi ludzmi, nie boje się iść załatwić gdzieś jakąś sprawę. Lecz jesli chodzi o luźne dłuższe rozmowy, to takie osob, z ktorymi na luzie pogadam, moge naliczyć tylko na palcach jednej ręki. Jestem sobą tylko wtedy jak jestem sam ze sobą w domu, albo z przyjaciółmi. Lecz z kimś innym wyjscie wiąże się z tym, że od razu mam pustkę w głowie, ucisk, nie potrafie nic powiedzieć, jak ktoś mnie się coś pyta odpowiadam nie na temat, kompletnie nie potrafie myśleć, paraliż, zawsze jak byłem pewny siebie, miałem, swoje zdanie, tak nagle wszystko znika jak tylko się spotkam z kimś innym. Nie boję się odrzucenia, nie boję sie niczego uzasadnionego, nie mam pojęcia dlaczego się boje. Nawet jak to oleje, i jestem w miare swobodny to nie potrafię się śmiać, boli mnie głowa, a z przyjacielem jednym czy drugim, odrazu

. To samo jesli chodzi o jakiekolwiek ruchy, wszystkie są nieudolne, nawet zakupów do taśki nie potrafie zapakować jak jestem z jakąś koleżanka, albo kumplem z którym rzadziej się widzę, bo mi wszystko z ręki wypada. A jak jestem sam w sklepie, pracy gdziekolwiek, wszystko normalnie potrafie zrobic, baaa nawet lepiej od innych. Gdy przychodzi kierownik mnie sprawdzić, który jest wymagający, mam to w tyłku, ani troche się nie stresuje, a jak przychodzi kolega który mnie uczył, wystarczy, że stanie 5 metrów ode mnie i będzie robił swoje, tak nagle ja pustka w głowie, paraliż rąk i zapominam jak się pracuje i wychodzi mi wszystko koślawo, chodź wykonuje dziennie tą samą czynność 8 godzin. To samo tyczy się jazdy samochodem itp itd wszystkiego praktycznie. Jak mówie, to mówie cicho, tak jak bym był jakiś niesmiały, nie potrafie tego zrozumieć dlaczego. Nie chce chodzić na żadne terapie. Byłem u psychiatry, powiedziałem, że stresuje się przed ludzmi, przedstawiłem dokładnie te porównania, psychiatra powiedział, że to nierwica, nic więcej. TAK SIE WKURZYLEM XD. Poniekąd się zgadzam, to prawda, że dużo analizuje, dostałem permazinum najmniejszą dawkę, ale ani troche mi to nie pomaga przy moich atakach paniki. Marze o tym by przy wszystkich być po prostu sobą, taki sam, mieć swobodę, bez wzgledu na to z kim rozmawiam. Męcze się z tym już pół roku i jest tylko coraz gorzej. Znów pójde do jakiegoś pajaca, wydam 100 zł na wizyte i dostane gówno, ostatnio inny psychiatra przepisał mi tabletki na spowolnienie akcji serca, gdzie mi serce w ogole nie wali, nie poce się, jedyne objawy tego typu to sztywność szyi i spowolnione/nieporadne ruchy. Mam dylemat, czuje, że potrzebuje leków, ale nie chce nic robić sam... ale co z tego jak pójde do trzeciego psychiatry i znów sie tylko wku***, że wydałem na marne pieniądze.
Nie miałem problemów w dziecinstwie jesli chodzi o brak akceptacji, zawsze byłem lubiany, wesoły. W gimnazjum był jeden epizod, trwał dwa miesiace, też bez żadnych powodów. No ale nerwica, za dziecka była, lęk przed jedzeniem, bo bałem się, że się udławie, jakieś hiperwentylacje bez powodu, pozniej d/d po dopalaczach dwa razy itp, ale to dawno
