Gdy tylko skończę pracę, zajmuję się jeszcze tym, co lubię w czasie wolnym i wraz z nadejściem wieczoru korci mnie bardzo, by wyjść z domu - co prawda do knajpy, ale alkohol jest tylko częścią układanki większej ilości czynników, składających się na coś, co by można najbliżej przypasować do ucieczki. Takim kolejnym czynnikiem jest olbrzymia trudność, by z domu wyjść za dnia, ale gdy tylko zrobi się ciemno, wybiegam wręcz na dwór, jakby z zamknięcia lub jak więzień, który dostał pół godziny na spacerniak - za dnia po prostu lękam się bycia bardzo widocznym, a więc "celę" mam nie tyle w domu, co w umyśle. I choć o tym wiem, to pod wieczór już dom rodzinny, za jaki jestem oczywiście wdzięczny losowi i rodzicom, wydaje mi się jednak tak ciasny i przytłaczający, jakbym był ogórkiem kiszącym się w słoiku albo rybką pływającą w małej kuli. Nie ma jednak zupełnego dramatu, gdyż ta rybka wyskakuje sobie wieczorem do stawu i baluje w knajpie. Perspektywa udania się późnym wieczorem do pokoju i położenia spać, budzi już przerażenie - i przerażała mnie jeszcze w dzieciństwie, kiedy naturalnie nie piłem, tylko radziłem sobie na inne sposoby (nie chcąc zasypiać, załączając lampkę itp.). Na zadanie udania się spać mam wrażenie, jakby ktoś chciał mnie-przysłowiową rybkę w tej kuli przenieść z miejsca nad stawem i odnieść do zabarykadowanego pokoju, i mnie tam zamknąć na klucz. To już i tak nieco lepiej niż miałem, bo wcześniej zaśnięcie kojarzyłem ze zniknięciem, choć na niedługi czas, ale jednak zniknięcie, jakbym był robotem i miał świadomie podjąć decyzję o odłączeniu kabla zasilającego mój komputer-mózg.
Ucieczka z ciasnego pomieszczenia, ucieczka w alkohol, ale przede wszystkim przez długi czas nie mogłem się pogodzić z tym, że się nie usamodzielniłem i jestem zależny od rodziców, jak 10-cio latek (mam już 32), jacy są w dodatku nadopiekuńczy. Obecnie nie patrzę na sprawę już w ten sposób, co bardziej na to, ile ja, nie moi rodzice, mogę zrobić, by sytuację zmienić. I co teraz - wreszcie poszukałem sobie zawód, pod kątem którego się obecnie rozwijam, mogący otworzyć mi furtkę do samodzielnego, dorosłego życia, być może do zamieszkania na swoim i założenia rodziny. To bardzo mnie motywuje do ćwiczenia się w owym zawodzie. Ale nie umiem zmienić tego wychodzenia wieczorami do knajpy. Staram się stawiać swemu umysłowi temat tak:
Wychodząc co noc łudzę się, jakoby udało mi się uciec; tylko pozornie, bo wyłażę tylko na "spacerniak". Jeżeli jednak nauczę się powstrzymywać, skupię jeszcze na tym szkoleniu się pod wymarzony sobie zawód, to pewnego dnia wyjdę z rodzinnego domu naprawdę, wylecę z gniazda.
Pytanie, skoro pragnę pewnego dnia uciec na serio, to czy mając na celu ucieczkę, nie prowokuję umysłu, by ten sen, to pragnienie, choć częściowo zaspokoić ucieczkami drobnymi?
Zastanawiam się nad odwykiem w kwestii alkoholu. Ale alkohol też daje mi ucieczkę, jak mam sprawić, by tą motywację "uciec" zastąpić jakąś inną, aby mnie nie gubiła, na przykład dążeniem do czegoś, a nie ucieczką od czegoś?
Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?
Dlaczego uciekam i uciekam?
-
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 28
- Rejestracja: 6 sierpnia 2016, o 00:10
Cześć
Też lubię w wieczorem wyjść sobie na piwko z przyjaciółmi, bo wiem, że nikt mnie nie będzie wkurwiał i nikt nie będzie mi mówił jak mam żyć.
Więc ja też w jakimś stopniu uciekam tylko, że przed swoim ojcem który by chciał, żebym żył tak ja on chce XDD
Też lubię w wieczorem wyjść sobie na piwko z przyjaciółmi, bo wiem, że nikt mnie nie będzie wkurwiał i nikt nie będzie mi mówił jak mam żyć.
Więc ja też w jakimś stopniu uciekam tylko, że przed swoim ojcem który by chciał, żebym żył tak ja on chce XDD
- eyeswithoutaface
- Moderator
- Posty: 1515
- Rejestracja: 25 lutego 2017, o 21:44
Zastanawia mnie, dlaczego wyjście z domu rodzinnego, tak przecież naturalne i wręcz nieuniknione w pewnym wieku, nazywasz "ucieczką"? Od czego tak naprawdę chcesz uciec? Od toksycznych relacji w domu?
"Nie pytaj, czego potrzebuje świat. Zapytaj raczej, co sprawia, że ożywasz, i zrób to.
Bo to, czego świat potrzebuje, to ludzie, którzy budzą się do życia."
Bo to, czego świat potrzebuje, to ludzie, którzy budzą się do życia."
- Jerry
- Odważny i aktywny forumowicz
- Posty: 835
- Rejestracja: 14 stycznia 2015, o 17:12
Ja bym zapytał inaczej - co Ty ciągle robisz w domu z rodzicami? Czy wymagają Twojej opieki? Sam się dusiłem w domu mając lat kilkanaście, w końcu uciekłem, bujając się po Polsce pociągami (wtedy dało się w starych składach ukryć pod fotelami - syf był straszny, ale jak człowiek nie ma kasy to i z Łodzi do Szczecina w ten sposób dojedzie;)). Są sytuacje, kiedy trzeba być w domu i pomóc niedołężnym rodzicom/dziadkom, ale jeżeli nie masz takiej sytuacji to dobrze byłoby wyjść z tej strefy bezpieczeństwa i zacząć żyć na swój rachunek. Boję się, że to Twoje przygotowywanie się do odpowiedniego zawodu jest tylko pretekstem do siedzenia w domu ze "starymi". Podchodząc w ten sposób można się szykować i do czterdziestki Nie zrozum mnie źle, nie chcę Cię krytykować, tylko zmobilizować do zmiany. Lepiej się wkurzyć i coś zmienić niż głaskać po główce przez następną dekadę.
Nowa dostawa kozich racic z hodowli ekologicznej na Podkarpaciu. Kilogram świeżych, całych - 19 zł/kg. Kilogram świeżych, drobno mielonych - 23 zł/kg.
Pamiętajcie, że najlepsze na nerwice są z koziołka racice!
Moczymy je 2 dni w wodzie lub mleku, mieszamy z miodem i cytryną, a następnie pałaszujemy (1-2 kilogramy dziennie). Nerwica przechodzi po tygodniu, depresja po dwóch.
Zapraszam do składania zamówień.
Pamiętajcie, że najlepsze na nerwice są z koziołka racice!
Moczymy je 2 dni w wodzie lub mleku, mieszamy z miodem i cytryną, a następnie pałaszujemy (1-2 kilogramy dziennie). Nerwica przechodzi po tygodniu, depresja po dwóch.
Zapraszam do składania zamówień.
- Nikolas
- Zarejestrowany Użytkownik
- Posty: 10
- Rejestracja: 28 czerwca 2015, o 19:48
Dzięki Wam, że mi odpisaliście.
Byłby to pierwszy powód, dlaczego chcę czmychnąć - bo wolę wynajmować nieduże mieszkanko, ale na solidnych, prawnych fundamentach, niż piękny, duży dom, wspierający się na podporze ze słów, których po latach brat może nie pamiętać, a z całą pewnością bratowa nie odpuści sprawy (bo jeszcze tak zaborczego człowieka to nie spotkałem).
Cześć.
Wszystko zależy, czy nam taka ucieczka odpowiada. Jeśli Tobie to pasuje, w porządku. W przypadku moim, czuję, że skok na piwo do knajpy to namiastka faktycznego wyprowadzenia się z domu, jaką tylko oszukuję umysł (tego pragnący) i karmię go nią, namiastką wyprowadzenia, przy okazji odurzając się alkoholem i wiążąc tym samym ze złym nawykiem, aby nie powiedzieć nałogiem.
Może dlatego, że nie mam na myśli jedynie wyprowadzenia się na swoje, ale chciałbym również zacząć układać sobie życie po swojemu. A rodzice moi z kolei nie chcą, żebym szedł mieszkać gdzieś indziej i jednocześnie są nadopiekuńczy. Uzasadniają mieszkanie ze mną razem tym, że w ramach spadku, podziału na mnie i brata, mojemu bratu zdecydowali się powierzyć częściowo mieszkanie w innej miejscowości, częściowo kredyt na nie, a mnie przypadnie dom po nich. Dodam, że brat się ożenił i wyjechał robić karierę w innym mieście (stąd "mieszanie w innej miejscowości"). Ale gdy z bratową przyjadą w odwiedziny, zachowują się jak we własnym "domku letniskowym", w którym moje miejsce jest praktycznie zepchnięte do kąta; przykładowo na piętrze, na którym niegdyś mieszkaliśmy ja i brat, z łazienką i kuchnią, obecnie w kuchni z bratową zamykają się jak w łazience (choć to powinna być kuchnia wspólna), a w łazience biorą niemal całą ciepłą wodę i bywa, że muszę się myć w zimnej. Zaniepokojony tym, czy mam się już cofać do pozycji zwierzęcia, rywalizującego o terytorium, zapytałem raz taty - czy na to, że ten dom przejść ma kiedyś na mnie, będę miał jakieś poświadczenie? Odparł mi, że jesteśmy na tyle kochającą się rodzinką, że nie potrzebujemy żadnych pism, a wystarczy, że bratu o tym, że dom przechodzi na mnie, już mówił. Tylko, że ta choćby kuchnia, na co dzień moja, a na czas odwiedzin brata i bratowej udostępniana przez rodziców im także, w praktyce już przestała być wspólna, nie mówiąc w ogóle żeby była moja... Czarno to widzę.eyeswithoutaface pisze: ↑11 lipca 2017, o 10:34Zastanawia mnie, dlaczego wyjście z domu rodzinnego, tak przecież naturalne i wręcz nieuniknione w pewnym wieku, nazywasz "ucieczką"?
Byłby to pierwszy powód, dlaczego chcę czmychnąć - bo wolę wynajmować nieduże mieszkanko, ale na solidnych, prawnych fundamentach, niż piękny, duży dom, wspierający się na podporze ze słów, których po latach brat może nie pamiętać, a z całą pewnością bratowa nie odpuści sprawy (bo jeszcze tak zaborczego człowieka to nie spotkałem).
A to jest drugi powód chęci ucieczki. Owszem, chcę uciec od toksycznych relacji; o tyle fatalnych, że w swej nadopiekuńczości rodzice są od lat nieugięci, więc raczej też niereformowalni. Oprócz nadopiekuńczości panuje u nas w domu atmosfera pozornego uśmiechu, pod którym jest między nami sporo złości. Ja bym wolał złość wprost, ale nie ma na złość ani kłótnię miejsca w rodzinie, która postawiła sobie za priorytet być "rodziną idealną". Może stąd mam to uczucie, że się w środku aż duszę i czuję przytłoczony murami tego domu(?).eyeswithoutaface pisze: ↑11 lipca 2017, o 10:34Od czego tak naprawdę chcesz uciec? Od toksycznych relacji w domu?
Mieszkam i pracuję. Jestem u nich zatrudniony w rodzinnej firmie. Zastanawiałem się nad zmianą pracy, mam jednak słabe klasyfikacje. Stwierdziłem, że albo je podniosę (choćby o naukę obcego języka), a jeżeli byłoby to za mało i podnoszenie kwalifikacji miałoby trwać zbyt długo, ostatecznie nawet bym mógł zatrudnić się jako kurczę sprzątacz ...albo, robić to, w czym zawsze byłem chwalony, w rysowaniu. Wbrew powszechnej opinii, jak to malarze zawsze byli biedni, w dobie internetu i tabletów ta rzeczywistość się zmienia. Mam kolegę, którego jest to zawodem, gość wymiata i już się buduje. I zabrałem się do tego w ramach ćwiczeń i daje mi to frajdę, mam więc niemałe nadzieje, że wyjdzie.
Acha, a chyba nie... Ale nie przeczytałem też obawy wyrażonej przez Ciebie bezrefleksyjnie, przez chwilę zaniepokoiwszy się nawet taką możliwością. Ale chyba mnie nie udziela się w tym kierunku podejście moich rodziców. I nie oceniam ich źle, że tacy są, bo wiem, że przynajmniej tacie, dorastającemu w rodzinie dysfunkcyjnej pewnie brakuje dobrych wzorców.