Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

Dlaczego się nie odburzam

Pozostałe ciekawe treści dla, których obecnie nie został stworzony osobny dział.
Regulamin forum
Uwaga! Attention! Achtung! 注意广告!
Ten dział poświęcony jest materiałom forumowym, służą one "do odczytu" czyli nabywania informacji i ewentualnie komentarza. Nie opisuj tu swojej historii, objawów i nie zadawaj pytań o zaburzenia.
Jeśli masz taką potrzebę przejdź na stronę główną forum - Kliknij - do sekcji FORUM DYSKUSYJNE, tam masz dostępnych wiele działów do rozmów, pytań itp.
Klaudiaaa
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 61
Rejestracja: 20 września 2019, o 10:31

22 kwietnia 2021, o 00:58

malutki pisze:
19 kwietnia 2021, o 11:14
Truskawka43 pisze:
19 kwietnia 2021, o 10:24
malutki pisze:
19 kwietnia 2021, o 09:10


Możesz mieć rację, ale ogólnie chodzi o to, że każdy kto się odburza tak naprawdę, to musi próbować wszystkimi sposobami, jakie są opisane tu na forum. No chyba, że znalazł całkiem inny sposób, którego tutaj nie ma.
Mianowicie do czego zmierzam, odburzanie to długotrwały proces, który jest jedną wielką sinusoidą.
Jeśli nie działa ten sposób, to próbuję innym i w końcu zauważam, co na mnie działa pozytywnie a co nie.
Sposoby opisane na forum, to narzędzia, którymi możemy naprawić usterkę. Każdy z Nas ma inną usterkę, że tak powiem, a w zestawie narzędziowym, jest sporo narzędzi i trzeba w końcu znaleźć te narzędzie, które ją naprawi. :D
Dlatego na Ciebie podziałała racjonalizacja, a na kogoś innego podziała przykładowo ignorowanie.
To wszystko składa się w całość, warto próbować, uczyć się na błędach i w końcu znajdziemy sposób, który pomoże nam wyjść z zaburzenia! :)
Hej, czy odburzanie może trwać dłużej niż zaburzenie? Męczyłam się z ZOK prawie 2 miesiące i po 3 wizytach u psychologa oraz akceptacji, że to tylko myśli, chciałabym, żeby minęło już po tygodniu, a są dni kiedy to wszystko chce wrócić..
Oczywiście, że odburzanie może trwać dłużej niż samo zaburzenie, bo jednak nie oszukujmy się, nie jest to takie proste, jakby się Nam mogło wydawać.
Jest niepisana zasada, że im dłużej w zaburzeniu, tym dłużej się odburzamy, bo pewne zachowania się utrwalają i ciężej z tego wyjść, to tak samo jak z paleniem papierosów - im dłużej palisz, tym niby ciężej rzucić palenie, ale też tym bym się nie sugerował, bo każdy człowiek jest inny i u każdego wygląda to inaczej.
Ogólnie nie sugerowałbym się ile może trwać odburzanie, bo jest to naprawdę czynnik, na który mamy wpływ w większości my sami - im bardziej będziemy się przykładać do odburzenia, tym szybciej może (ale nie musi) minąć.
Rzucanie sobie terminów, czy tempa w jakim się odburzę, nie jest według mnie dobre, ponieważ narzucamy sobie wtedy presję, która często przekłada się na to, że wpadamy kolejne analizy, czyli co robię nie tak, że mi to nie mija, dlaczego nie mija, co robię źle itp. A jak wiadomo, to nakręca koło nerwicowe.
Truskawko nie skupiaj się na tym ile masz zaburzenie i ile potrzebujesz czasu na odburzenie, skup się na odburzaniu. Właśnie, Ty chcesz, żeby minęło po tygodniu, a to nie jest takie proste. Po prostu odrzuć takie myślenie, skup się na tym, co mówi Ci psycholog i co jest na forum, a z czasem, małymi kroczkami, zobaczysz, że zaburzenie zacznie mijać. Czy to będzie miesiąc, dwa, pół roku - tego nie wie nikt, ale presja czasowa nie jest wskazana, pozdrawiam!
Jak najbardziej masz rację i mnie nie chodziło o same techniki, bo ja to stosuje je sobie zamiennie jak mi się podoba, to też ważny moment według mnie, że nie ważne co stosujesz to tym ignorujesz. Mnie chodziło o to, że przepuszczać myśli można długo i stale ale kiedyś Wiktor mi powiedział, że w zaburzeniach nerwicowych tym co powoduje myśli jest obawa, dlatego też warto ją mocno mocno poddawać co jakiś czas. To miałam na myśli pisząc wcześniejszego posta, bo poddanie obawy to dla mnie wejście na chwilę w lęk, który się zwiększy a potem zostawiam go jak jest i żyje sprawami wokół. Dlatego myślę, że warto zastanowić się czy mimo różnych technik nie boimy się obawy i wtedy podejrzewam trzeba ją poddać co nie jest przyjemne dlatego trochę chyba rozumiem co dayan ma na myśli pisząc, że jak się to poddaje i zostawia to się można czuć gorzej i unikanie tego, to raczej nie jest dobry pomysł.
malutki
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 145
Rejestracja: 21 września 2020, o 07:37

23 kwietnia 2021, o 09:21

Klaudiaaa pisze:
22 kwietnia 2021, o 00:58
malutki pisze:
19 kwietnia 2021, o 11:14
Truskawka43 pisze:
19 kwietnia 2021, o 10:24

Hej, czy odburzanie może trwać dłużej niż zaburzenie? Męczyłam się z ZOK prawie 2 miesiące i po 3 wizytach u psychologa oraz akceptacji, że to tylko myśli, chciałabym, żeby minęło już po tygodniu, a są dni kiedy to wszystko chce wrócić..
Oczywiście, że odburzanie może trwać dłużej niż samo zaburzenie, bo jednak nie oszukujmy się, nie jest to takie proste, jakby się Nam mogło wydawać.
Jest niepisana zasada, że im dłużej w zaburzeniu, tym dłużej się odburzamy, bo pewne zachowania się utrwalają i ciężej z tego wyjść, to tak samo jak z paleniem papierosów - im dłużej palisz, tym niby ciężej rzucić palenie, ale też tym bym się nie sugerował, bo każdy człowiek jest inny i u każdego wygląda to inaczej.
Ogólnie nie sugerowałbym się ile może trwać odburzanie, bo jest to naprawdę czynnik, na który mamy wpływ w większości my sami - im bardziej będziemy się przykładać do odburzenia, tym szybciej może (ale nie musi) minąć.
Rzucanie sobie terminów, czy tempa w jakim się odburzę, nie jest według mnie dobre, ponieważ narzucamy sobie wtedy presję, która często przekłada się na to, że wpadamy kolejne analizy, czyli co robię nie tak, że mi to nie mija, dlaczego nie mija, co robię źle itp. A jak wiadomo, to nakręca koło nerwicowe.
Truskawko nie skupiaj się na tym ile masz zaburzenie i ile potrzebujesz czasu na odburzenie, skup się na odburzaniu. Właśnie, Ty chcesz, żeby minęło po tygodniu, a to nie jest takie proste. Po prostu odrzuć takie myślenie, skup się na tym, co mówi Ci psycholog i co jest na forum, a z czasem, małymi kroczkami, zobaczysz, że zaburzenie zacznie mijać. Czy to będzie miesiąc, dwa, pół roku - tego nie wie nikt, ale presja czasowa nie jest wskazana, pozdrawiam!
Jak najbardziej masz rację i mnie nie chodziło o same techniki, bo ja to stosuje je sobie zamiennie jak mi się podoba, to też ważny moment według mnie, że nie ważne co stosujesz to tym ignorujesz. Mnie chodziło o to, że przepuszczać myśli można długo i stale ale kiedyś Wiktor mi powiedział, że w zaburzeniach nerwicowych tym co powoduje myśli jest obawa, dlatego też warto ją mocno mocno poddawać co jakiś czas. To miałam na myśli pisząc wcześniejszego posta, bo poddanie obawy to dla mnie wejście na chwilę w lęk, który się zwiększy a potem zostawiam go jak jest i żyje sprawami wokół. Dlatego myślę, że warto zastanowić się czy mimo różnych technik nie boimy się obawy i wtedy podejrzewam trzeba ją poddać co nie jest przyjemne dlatego trochę chyba rozumiem co dayan ma na myśli pisząc, że jak się to poddaje i zostawia to się można czuć gorzej i unikanie tego, to raczej nie jest dobry pomysł.
Nie neguję tego, co napisałaś i tego, co napisał dayan, bo oboje macie rację. Dlatego też wiele osób poleca m.in. medytację, aby wejść w te myśli, zatopić się w nich, poczuć je i zobaczyć, że jak te myśli są, to poza nimi oprócz lęku nie ma nic, jest tylko iluzja nerwicowa, która po czasie opada, jeśli tylko damy odpowiedni sygnał, że nie ma się, co bać, bo nie ma realnego zagrożenia. Dlatego jak najbardziej się z Tobą zgadzam, żeby poczuć tę obawę, wtedy pewnie nerwica "dowali" Nam objawami i myślami x1000, ale trzeba to wytrzymać, przeczekać i po czasie lęk i reszta emocji opadnie, również ta iluzja opadnie i wtedy wysyłamy jasny sygnał naszemu zagrożonemu i wystraszonemu "dziecku", jakim jest stan emocjonalny, że nie ma się, czego bać.
Sam zaczynam powoli praktykować ten sposób, mimo że pogodziłem się z tym, że mam myśli, nie robią już na mnie wrażenia, ale i tak gdzieś ten zagrożony stan emocjonalny, podsyła je dalej, co mnie jedynie już bardziej irytuje niż lęka, że dalej się pojawiają. ;) Oczywiście przychodzi do tego akceptacja, ignorowanie itp., ale jednak trzeba ten umysł przekonywać, co może być długie i żmudne, jak napisał to dayan.
Więc faktycznie, czasem już się nie boimy tego, co nam nerwica przyniesie, ale jednak dalej jest ta obawa, z którą się nie skonfrontowaliśmy.
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

23 kwietnia 2021, o 13:01

5. Brak odpowiedzialności za własne życie

Przyszedł mi do głowy jeszcze jednen ważny moim zdaniem powód, taki który pewnie nie spodoba się dużej grupie osób. Powód, który już wcześniej był przeze mnie zauważany, ale w ostatnich dniach wręcz uderza mnie po oczach i to nie tylko na tej grupie, bo bywam też na innych niekoniecznie związanych z tematyką zaburzeniową. Tym powodem jest brak odpowiedzialności za swoje życie, brak zrozumienia, że tylko my możemy podjąć pewne decyzje i działanie. I żadni psychologowie, terapeuci, cudowne leki, ludzie na forum czy cokolwiek innego za nas tego nie zrobią. Czytam czasem wpisy osób w dziale gorszy dzień i te sprawy i tam jest tak dużo osób, które tkwią w przekonaniu, że to ktoś lub coś powinno za nich rozwiązać tą sprawę, które tkwią w przekonaniu, że skoro kiedyś ktoś im się przysłużył do zaburzenia ( mama, tata, ...) to teraz mogą walnąć focha na rzeczywistośc, tkwić w żalach i frustracjach i nic, że lata lecą, w razie jak ktoś zapyta czemu tkwią w martwym punkcie to powiedzą, że to nie ich wina. To ludzie, którzy nie zauważyli, że skończyli już 18 lat a często mają już grubo ponad. Tkwią w rozgoryczeniu na swoje dzieciństwo, błędy z przeszłości, na fakt, że w ogóle ich to spotkało i to jest zrozumiałe, ale na poczatku tej przygody, a nie latami. Jeśli ktoś w tej postawie spędza 5, czy 10 lat swojego życia i nic z tym nie zrobił, w żaden sposób tego nie rozwiązał to sorry, ale to jest jego decyzja. Te osoby nie rozumieją, że tkwiąc w swojej postawie zaburzeniowych męczenników, którzy mają tak za przeproszeniem przejebane* jak nie mieli ludzie na wojnie, tak naprawdę robią sobie wielką krzywdę i wielkie G robią żeby wyjść za zaburzenia, bo pójście na jakąś terapię i robienie czegoś tam od czasu do czasu to nie jest wychodzenie z zaburzenia. I pojawiają się póżniej takie posty pełne wręcz czasem pretensji, że ktoś tu nie napiszę czegoś takiego po czym mu/jej minie, że do dupy te miejsce, do dupy terapie, wszystko bez sensu, a prawda jest taka, że Ci ludzie czekają na coś co nie nastąpi tj. że ktoś przejdzie z zewnętrz i rozwiąże ich problemy, Ci ludzie nie rozumieją, że to oni są rozwiązaniem swoich problemów, to na siebie czekają. Że leki, psycholodzy, forum to są tylko narzędzia, a to oni mają swoje życie w swoich rękach tylko to usilnie to odrzucają.
To oni podejmują codziennie decyzje by tkwić w tych samych postawach, to oni codziennie podejmują decyzję by nie zapoznawać się różnymi metodami wychodzenia z zaburzeń, by nie czytać działu materiały, bo po co jak można odwalić kolejnego żalposta, że nic nie działa tak naprawdę często nawet nie mając wiedzy która jest dostępna chociażby na tym forum, bo po co coś czytać ileś razy, po co próbować sobie pomóc, skoro można coś tam raz przeczytac, a potem płakać, że nie no, nie da się, w pizdu z tym, to oni podejmują decyzje, że jak nie pyknie za 2 czy 3 razem to odpuszczam i głoszę, że się nie da. To oni podejmują decyzje, że po raz 5, 10, 50 czy 100 dają się ponieść frustracją i żalą i piszą to samo zamiast powiedzieć wreszcie dość. A rola męczennika wciąga, wchodzi w nawyk, bo jest doskonałym ujściem dla frustracji i usprawiedliwieniem dla naszej bierności, niemocy, niechęci do działania.
W wyjściu z jakiegokolwiek problemu i nie ważne czy to jest to alkoholizm czy zaburzenie lękowe czy depresja czy cokolwiek innego jest jedna prawidłowość, to TY MUSISZ PODJĄĆ DECYZJE, a jak już ją podejmiesz to się jej trzymać, niezależnie od tego jak trudne i dyskomfortowe to dla Ciebie będzie. Nikt nie wychodzi z zaburzenia dla kogoś, przez kogoś czy dzięki komuś, owszem jak ktoś ma szczęście spotkać na swoje drodze dobrych mentorów, ludzi mądrych, życzliwych, pomocnych, z wiedzą to super, ale wchodzi się w zaburzenie przez swoje postawy i wychodzi się również przez swoje postawy.
Często rozmawiam w różnych miejscach w necie z różnymi ludźmi, jakiś czas temu rozmawiałam z pewną dziewczyną, poleciłam jej książkę, w odpowiedzi dostałam, że czytała ją i książka jej nie pomogała. No szok, niebywałe, przeczytanie ksiązki nie rozwiązało jej problemów :no Prowadziłyśmy chwilę jeszcze rozmowę, dziewczyna tkwiła w postawie nic się nie da, daruje szczegóły, ale były porażające. Co ciekawe osoba ta przeczytała chyba więcej książek niż ja i zapytała mnie skąd ja mam taką wiedzę, skąd ja te rzeczy wiem? :shock: no z tych samych książek, które czytałaś Ty. Rozumiecie dokąd zmierzam, zmierzam do tego, że ludzie czytają coś i uważają, że sam fakt przeczytanie czegoś powinien rozwiązać problem.

Nawiązując do tego co pisał Dayan, tak odburzanie bywa bardzo trudną, wyboistą drogą, wiążącą się często z cierpieniem i dużym dyskomfortem dla naszej psychiki. Naprawdę czasem trzeba bardzo długo upierać się pewnych postawach żeby zobaczyć jakikolwiek efekt, kryzysy bywają niemal ciągle, ja miewałam momenty w których byłam w jedym wielkim kryzysie tygodniami . No nie ma co się czarować bywa ciężko, ale gra jest warta świeczki, bo to gra o jakoś Waszego życia.
Wiem, że nie ten wpis nie spotka się z Waszym entuzjazmem, ktoś pomyśli sobie, że nie rozumiem jak to jest, zapewniam, że rozumiem.
Ja dziś po ponad 2 latach zaburzenia wreszcie jestem w momencie gdy rozumiem, że moje życie jest w moich rękach. I że cokolwiek by nie było to mam....SIEBIE i swoje wsparcie, że to relacja z samym sobą jest najważniejszą realcją w naszym życiu i lojalność wobec siebie jest sprawą fundamentalną.

Trzymajcie się ciepło :friend:
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
Żakuj1497
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 423
Rejestracja: 28 lutego 2021, o 16:18

23 kwietnia 2021, o 13:18

Przyznam się z bólem, że tylko pod wpływem negatywnych emocji mam niebywałą motywację żeby wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Od siebie dodam że czas niczego nie zmienia, tylko my pod wpływem czasu dochodzimy do odpowiednich wniosków, można ten proces przyspieszyć myśląc logicznie. Można tak się bawić latami. Jest bardzo ciężko wziąć odpowiedzialność za własne życie, to jest chyba jedna z najistotniejszych spraw życiu, by nie pod wpływem fali tylko świadomie krok po kroku zmierzać w odpowiednim celu. Nie jestem hipokrytą, sam mam z tym problem ale nie zrobię wszystkiego na raz, chyba że będzie boleć ! :D
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

23 kwietnia 2021, o 13:30

Żakuj1497 pisze:
23 kwietnia 2021, o 13:18
Przyznam się z bólem, że tylko pod wpływem negatywnych emocji mam niebywałą motywację żeby wziąć odpowiedzialność za swoje życie. Od siebie dodam że czas niczego nie zmienia, tylko my pod wpływem czasu dochodzimy do odpowiednich wniosków, można ten proces przyspieszyć myśląc logicznie. Można tak się bawić latami. Jest bardzo ciężko wziąć odpowiedzialność za własne życie, to jest chyba jedna z najistotniejszych spraw życiu, by nie pod wpływem fali tylko świadomie krok po kroku zmierzać w odpowiednim celu. Nie jestem hipokrytą, sam mam z tym problem ale nie zrobię wszystkiego na raz, chyba że będzie boleć ! :D
Dlatego właśnie mówi się czasem, że kryzysy są potrzebne, bo dopiero jak nam przywali tak koncerowo to zaczynamy coś próbować zmieniać.
Niestety często bywa tak, że jak choć trochę się uspokoi to odpuszczamy wszystko i wracamy do starych, znanych nawyków.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
Żakuj1497
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 423
Rejestracja: 28 lutego 2021, o 16:18

23 kwietnia 2021, o 13:43

Z własnego doświadczenia potwierdzam to w 400%. Bolało, wychodziłem, odpuszczałem bolało, wychodziłem, odpuszczałem. Tak mogę cały czas wymieniać, ale po mału mam już swoje plany w swoim życiu. Stworzyłem plony, może kiedyś ktoś mnie na youtube usłyszy. : D
Żakuj1497
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 423
Rejestracja: 28 lutego 2021, o 16:18

23 kwietnia 2021, o 14:12

Jeszcze raz powtarzam ludzie, dla mniej jest to bardzo ważne bo powstawało w bólu. BODZIEC - LEPIEJ Każda decyzja, każda próba nie może się spiepszyć jeśli robi się to z serca, a nawet jeśli to to nie boli. Zakonserwowany jestem, ale nie nigdy nie ustane bo z każdym dniem u mnie się to nasila.
Arya
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 176
Rejestracja: 24 września 2013, o 22:28

23 kwietnia 2021, o 19:06

Katja pisze:
23 kwietnia 2021, o 13:01

Często rozmawiam w różnych miejscach w necie z różnymi ludźmi, jakiś czas temu rozmawiałam z pewną dziewczyną, poleciłam jej książkę, w odpowiedzi dostałam, że czytała ją i książka jej nie pomogała. No szok, niebywałe, przeczytanie ksiązki nie rozwiązało jej problemów :no Prowadziłyśmy chwilę jeszcze rozmowę, dziewczyna tkwiła w postawie nic się nie da, daruje szczegóły, ale były porażające. Co ciekawe osoba ta przeczytała chyba więcej książek niż ja i zapytała mnie skąd ja mam taką wiedzę, skąd ja te rzeczy wiem? :shock: no z tych samych książek, które czytałaś Ty. Rozumiecie dokąd zmierzam, zmierzam do tego, że ludzie czytają coś i uważają, że sam fakt przeczytanie czegoś powinien rozwiązać problem.
Ja też czytałam dużo książek o depresji i w trakcie czytania czułam się może trochę lepiej. A po przeczytaniu cała ta wiedza mi ulatywała z głowy i jakbym miała sobie cokolwiek przypomnieć, to pustka w głowie kompletna. Nie wiem z czego to wynika. Przyznam że czasem mam problem ze zrozumieniem książek psychologicznych. Pamiętam że jak byłam na oddziale nerwic to tam co tydzień czytaliśmy książkę pt. "Toksyczny wstyd" a potem była dyskusja. Mimo że starałam się wsłuchać, żeby mieć potem coś do powiedzenia, to nic mi w głowie nie zostawało, z niczym się nie łączyło. Kilka lat później próbowałam sama wziąć się za tą książkę i nie dałam w ogóle rady przebrnąć przez pierwszy rozdział. Czasem mam wrażenie, że nie jestem zdolna do głębokich przymyśleń, jak nad czymś długo rozkminiam to rozpływa mi się w głowie i nie pamiętam, o czym myślałam...może ubytki w mózgu jakieś mam

Myślę, że i tak chwała jej za samo przeczytanie książki. Ja od lat nie przeczytałam ani jednej. I pomyśleć, że kiedyś byłam molem książkowym.

A tak w ogóle, co za książka to była ? 'smil
F40.1
Katja
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 1179
Rejestracja: 23 września 2019, o 00:43

25 kwietnia 2021, o 13:46

Arya pisze:
23 kwietnia 2021, o 19:06
Katja pisze:
23 kwietnia 2021, o 13:01

Często rozmawiam w różnych miejscach w necie z różnymi ludźmi, jakiś czas temu rozmawiałam z pewną dziewczyną, poleciłam jej książkę, w odpowiedzi dostałam, że czytała ją i książka jej nie pomogała. No szok, niebywałe, przeczytanie ksiązki nie rozwiązało jej problemów :no Prowadziłyśmy chwilę jeszcze rozmowę, dziewczyna tkwiła w postawie nic się nie da, daruje szczegóły, ale były porażające. Co ciekawe osoba ta przeczytała chyba więcej książek niż ja i zapytała mnie skąd ja mam taką wiedzę, skąd ja te rzeczy wiem? :shock: no z tych samych książek, które czytałaś Ty. Rozumiecie dokąd zmierzam, zmierzam do tego, że ludzie czytają coś i uważają, że sam fakt przeczytanie czegoś powinien rozwiązać problem.
Ja też czytałam dużo książek o depresji i w trakcie czytania czułam się może trochę lepiej. A po przeczytaniu cała ta wiedza mi ulatywała z głowy i jakbym miała sobie cokolwiek przypomnieć, to pustka w głowie kompletna. Nie wiem z czego to wynika. Przyznam że czasem mam problem ze zrozumieniem książek psychologicznych. Pamiętam że jak byłam na oddziale nerwic to tam co tydzień czytaliśmy książkę pt. "Toksyczny wstyd" a potem była dyskusja. Mimo że starałam się wsłuchać, żeby mieć potem coś do powiedzenia, to nic mi w głowie nie zostawało, z niczym się nie łączyło. Kilka lat później próbowałam sama wziąć się za tą książkę i nie dałam w ogóle rady przebrnąć przez pierwszy rozdział. Czasem mam wrażenie, że nie jestem zdolna do głębokich przymyśleń, jak nad czymś długo rozkminiam to rozpływa mi się w głowie i nie pamiętam, o czym myślałam...może ubytki w mózgu jakieś mam

Myślę, że i tak chwała jej za samo przeczytanie książki. Ja od lat nie przeczytałam ani jednej. I pomyśleć, że kiedyś byłam molem książkowym.

A tak w ogóle, co za książka to była ? 'smil
Ja gdy zaczynałam czytać to byłam w takim stanie, że czytałam jedno zdanie z pół godziny, bo nie trybiłam o co chodzi a chwile po przeczytaniu go nie pamiętałam sensu, oprócz tego byłam w takim lęku, że bałam się dosłownie liter, bałam się, że przeczytam coś co jeszcze bardziej mnie wystarszy, że źle coś zrozumiem, że niczego nie zapamiętam, kompulsywnie wracałam do jakiś treści i czytałam je po milion razy, no była to droga przez mękę, ale z czasem dzięki temu, że jednak czytałam i robiłam sobie z tego notatki i co wazniejsze, że w miarę jak czytałam, dowiadywałam się, to zyskiwałam zrozumienie pewnych spraw, to zaczeło mi się to wszystko układać w logiczną całość.
Pewnie gdybym na samym początku pierdykneła tym w pizdu, bo nie trybie to z czasem już nic nie mogłabym przeczytać, bo nasz mózg do pewnych rzeczy się przyzwyczaja. Poza tym im dłużej człowiek trwa w stanach lęku, deperesji itp tym faktycznie trudniej jest mu się na czymkolwiek się skupić ponieważ silny lęk wpływa na pracę naszego mózgu i rzeczywiście nauka może przychodzić nam trudniej, a dodatkowo jeszcze depresyjne myśli skutecznie do niej zniechęcają.
https://www.czlowiekczujacy.pl

Niestety nie jestem w stanie odpowiadać na wszystkie wiadomości na priv, dlatego zrobiłam bloga.
ODPOWIEDZ