Ogłoszenia:
1. Nowi użytkownicy, którzy nie przekroczą progu 30 napisanych postów, mają zablokowaną możliwość wstawiania linków do wszelakich komentarzy.
2. Usuwanie konta na forum - zobacz tutaj: jak usunąć konto?

DLACZEGO MASZ NERWICE? - DZIEŃ 32

Materiały użytkowników, którzy stworzyli ciekawy materiał ale nie w takiej ilości aby stworzyć im osobny dział.
Regulamin forum
Uwaga! Attention! Achtung! 注意广告!
Ten dział poświęcony jest materiałom forumowym, służą one "do odczytu" czyli nabywania informacji i ewentualnie komentarza. Nie opisuj tu swojej historii, objawów i nie zadawaj pytań o zaburzenia.
Jeśli masz taką potrzebę przejdź na stronę główną forum - Kliknij - do sekcji FORUM DYSKUSYJNE, tam masz dostępnych wiele działów do rozmów, pytań itp.
Cyprian94
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 98
Rejestracja: 19 maja 2023, o 18:13

4 listopada 2023, o 22:28

Po przerwie wracamy na pokład. Mam nadzieje, że się cieszycie zważając na jesienną chandrę. A dla nerwicowca to nie lada wyzwanie. :DD

Było dużo o "Co?".

Było dużo o "Jak?".

Ale najmniej było o "Dlaczego?".

Dlaczego? Dlaczego musiało to zdarzyć się mnie? Dlaczego moi znajomi cieszą się życiem, a ja nie mogę? Czy to jakaś kara? itd.

W poprzednich wpisach nie raz wspomniałem, że do mózgu docierają sygnały niebezpieczeństwa (trauma, wypadek, chroniczny stres) i bach, mamy nerwicę i objawy. Dzisiaj chciałbym rozwinąć wątek, co rozumiem pod hasłem "przyczyny rozregulowanego układu nerwowego". Przez ostatnie lata gdy studiowałem psychologię czy podczas okresu mojej nerwicy, bardzo długo rozmyślałem nad przyczynami nerwic. Psychologia także jasno nie daje odpowiedzi, jest wiele teorii na ten temat. To z czym się spotkacie to najczęściej to:

- predyspozycje waszej genetyki (40% waszej osobowości to wrodzony temperament)
- cechy osobowości (zależne także od temperamentu ale także od środowiska - wychowanie)
- traumy obecne lub z dzieciństwa
- ciężki okres w życiu - chroniczny stres
- konflikty wewnętrzne

i tak dalej i tak dalej... Mógłbym wymieniać jeszcze długo.

Ale wiecie co? Nie zadowala mnie ta odpowiedź.

Żeby było jasne, te rzeczy jak najbardziej mogą i zapewne często powodują nerwice i inne niechciane stany. Chodzi mi o znalezienie wspólnego mianownika. Tak samo jak mówimy, że na poziomie biologicznym i chemicznym główną przyczyną Twoich objawów jest ROZREGULOWANY UKŁAD NERWOWY. To teraz czas znaleźć główną przyczynę, dlaczego ten układ w pewnym momencie się rozwala i szaleje.

Te czynniki, które wymieniłem wyżej są składowymi. Matematycznie możemy nazwać je "licznikami". W takim razie co jest ich mianownikiem? Zaraz do tego dojdziemy.

Najpierw chce odpowiedzieć na pytanie, dlaczego tak bardzo zależy mi na uporządkowaniu tego zagadnienia? Po pierwsze gdy ustalisz mianownik, to łatwiej Ci będzie znaleźć "liczniki". W matematyce tak to może nie działa - szczerze nie pamiętam za wiele z matematyki :DD Ale pamiętajmy - to jest ta wyższa matematyka zaburzenia lękowego.

Po drugie, jeśli nie znasz mianownika, to możesz Ty lub Twój psycholog przypisywać nadmiernie znaczenia rzeczom, które nie mają aż takiego znaczenia. Mamy tendencje do etykietowania. Sam jako psycholog często się na tym łapie.

Ostatnio miałem ciekawą rozmowę z pewnym Doktorem psychologii. Nie będę zdradzał danych tej osoby. W każdym razie, ta osoba jest także psychoterapeutą od ponad 20 lat. Zwrócił mi uwagę na ważną kwestię posługując się przykładem. Opisał mi, że poznał pewnego mężczyznę już dawno temu, który przeżył wojnę. Na jego oczach żołnierze zgwałcili jego żonę a potem zabili ją i jego dzieci. Co ciekawe, ta osoba przez całe życie nie miała żadnych objawów i problemów zdrowotnych. Wyparcie? Może. Nie wiem. Ale ten mężczyzna powiedział takie słowa: "Ale nie przypisuj tej sytuacji zbyt dużego znaczenia, bo nie możemy założyć za pewnik, że taka trauma powoduje jakiekolwiek objawy".

Jakie wnioski z tej historii?

Po pierwsze każdy ma inny układ nerwowy i akurat na tego faceta nawet ta sytuacja, nie wymusiła nerwicy czy innych problemów. To fakt - każdy potrzebuje innej dozy "stresu".

Po drugie - ważniejsze - nie możemy zakładać, że dana trauma X, powoduje objawy Y. Nie możemy z pewnością 100%, przypisać znaczenia Twoim doświadczeniom, jako przyczyny Twojej obecnej sytuacji. Mówiąc szczerze byłoby to nieuczciwe. Zgadza się?

Oczywiście, warto sobie przerobić te tematy np. z terapeutą i mogą mieć one ogromne znaczenie dla Twojej sytuacji ale... ale nie muszą. Nie bierz sobie aż tak do serca swoich "liczników". Ważniejsze jest to, co jest pod kreską - mianownik.

W takim razie co mam na myśli? Co jest tym mianownikiem?

Rozmawiając już z setkami osób na temat ich objawów i zaburzeń...
Czy słuchając wiele, wiele historii wyzdrowienia z różnych schorzeń / chorób / objawów czy lęków...
Czy rozmawiając lub słuchając osób, które są psychologami, psychoterapeutami czy terapeutami różnej maści...
Samemu będąc zaburzonym i mając ponad 20 różnych objawów...

Mam jeden wniosek. Bardzo banalny.

Nie masz szczęścia w życiu. Po prostu nie jesteś SZCZEŚLIWY. Nie podążasz swoją ścieżką. Nie rozwijasz swoich unikalnych zdolności. Nie jesteś SPEŁNIONY, przez co, nie jesteś SPOKOJNY. Ten "niespokój" być może skrzętnie ukrywałeś. Jeżeli nie dostarczasz swojemu mózgowi dopaminy naturalnie przez poczucie celu, przez poczucie sensu swojego życia, to zaczniesz ją dostarczać destrukcyjnie - używki, alkohol, narkotyki itd. W pewnym momencie coś pęknie. Być może właśnie dojdą także te "liczniki". Bach, Domino się wywraca.

Balans i harmonia w Twoim organizmie nadchodzi gdy masz: SZCZĘŚCIE, SPEŁNIENIE I SPOKÓJ. Wtedy układ nerwowy szybko się regeneruje, lepiej radzi sobie z trudnościami. Przez większość czasu nie jest w reakcji walcz / uciekaj. No bo skąd się biorą te np. konflikty wewnętrzne lub ciągły stres? No jakkolwiek to nie głupio zabrzmi ale: z nieszczęścia, ze złych relacji, złej pracy, nie lubisz tam być, nie spełniasz się itd. To tylko przykład, to może być wszystko. Jednym słowem trzeba poukładać swoje życie. Ktoś powie, że konflikty wewnętrzne czy złe relacje to kwestia schematów i wychowania. Jasne! Jak najbardziej! Może trzeba to przepracować. Ale jeśli to przepracujesz, to na co to wpłynie? Na Twoje szczęście. Przyczyni się to, do zwiększenia szczęścia w Twoim życiu.

Pierwszym etapem jest się uspokoić i zrozumieć mechanizmy - to co często opisuje. Drugim etapem jest poukładanie swojego życia - odnalezienie siebie.

Wiele osób, które poznałem na swojej drodze, mówiły także, że myślały, że były szczęśliwe. I dopiero gdy dotknęła ich nerwica / lęk / objawy, to uzmysłowili sobie, że tak naprawdę nie byli szczęśliwi. Musieli się zmienić. Coś w tym jest. Sam to widzę po sobie.

To wszystko możemy ładnie przymknąć klamrą neuropatyczności mózgu. Twój mózg (tym bardziej ten pierwotny) nie ma poczucia czasu. Dla niego istnieje tu i teraz. Teraz jest niebezpieczeństwo albo go nie ma. Teraz czuje emocje X albo emocje Y itd. Teraz jestem szczęśliwy, spokojny i spełniony albo nie. TERAZ tworzysz swoje ścieżki neuronowe w mózgu. One kreują się non stop. To nieskończony proces. Albo kreujesz teraz spokój, spełnienie i dobre życie - przede wszystkim zgodne z Tobą samym albo kreujesz frustrację, nieszczęście i destrukcję. Dlatego ważniejsze jest to, co robisz TERAZ niż ciągłe poszukiwanie jakiś przyczyn w przeszłości. Ciągłe grzebanie w przeszłości, to grzebanie w starych ścieżkach neuronowych. A przecież one doprowadziły Cię do tego momentu! Musimy stworzyć nowe.

Dlatego uważam, że wszystkie sposoby, techniki, nie dadzą większych efektów... Skoro Twój mózg kreuje Twoje ścieżki całą dobę, to ważne jest to, jaki masz ogólnie stan w swoim życiu. Jeżeli jesteś szczęśliwy i spokojny to automatycznie bez Twojej ingerencji Twój mózg kreuje spokój i szczęście. Nie musisz ciągle wymyślać co raz to nowszych sposobów, medytacji itd. Ale jak być szczęśliwym? To duuuuużeeeeee pytanie ale warto się nad nim pochylić.

Celowo mówię, że duże a nie trudne.

Być może jest to pytanie terapeutyczne. Być może sam nie zdołasz tego ogarnąć. Nie wiem. Nie chce być nieuczciwy i mówić Ci, że tak! Dasz radę sam wszystko zmienić! Nie żądnego potrzebujesz wsparcia!

W tym wpisie na pewno nie odpowiem Ci na to pytanie.

Ale mogę dać Ci prostego tipa.

Posłużę się przykładem - ale nie jest to prawdziwy przypadek. Przychodzi do mnie osoba na konsultacje. Profil: mężczyzna, 50 lat, pracuje jako stolarz. Posiada rodzinę i dzieci. Jako młody chłopak uwielbiał łowić ryby. Obecnie poza pracą i rodziną nie ma żadnych innych aktywności.

Co będzie lepsze z mojej perspektywy terapeutycznej?

Opcja A: Zalecać mu np. medytacje, ćwiczenia oddechowe lub zapisanie się na jogę - nie wspominając, że ta osoba nigdy nie robiła takich rzeczy.

Opcja B: Zalecić mu powrót do łowienia ryb.

Co będzie bardziej naturalne? Co da tej osobie więcej szczęścia? Nie wspominając, że istnieje szansa, że w opcji "A" zostanie wyklęty przez rodzinę :DD Nie mówię, że joga czy medytacja są złe. Absolutnie. Ale chodzi mi o ten konkretny przypadek.

Odpowiedź pozostawię Wam.

Nie mówię, że to go wyleczy z nerwicy ale jeśli do tej cegiełki będziemy dokładać kolejne, poprawimy inne aspekty jego życia + osoba dobrze pozna zasady układu nerwowego i mechanizmy, to istnieje spora szansa, że objawy / zaburzenie i inne w końcu miną.

PS: Napiszcie mi w komentarzach, jakie tematy jeszcze chcielibyście poruszyć.

:))
Luk
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 118
Rejestracja: 8 sierpnia 2020, o 18:56

5 listopada 2023, o 09:14

Fajnie to rozkminiłeś, ma to sens, pewnie trafi do wielu.

Jeśli zezwoliłeś na koncert życzeń to dało by rade coś o osobowości unikającej?
Cyprian94
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 98
Rejestracja: 19 maja 2023, o 18:13

6 listopada 2023, o 14:39

Luk pisze:
5 listopada 2023, o 09:14
Fajnie to rozkminiłeś, ma to sens, pewnie trafi do wielu.

Jeśli zezwoliłeś na koncert życzeń to dało by rade coś o osobowości unikającej?
Na razie nie chce dotykać kwestii zaburzeń osobowości, być może w przyszłości.
Żakuj1497
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 423
Rejestracja: 28 lutego 2021, o 16:18

6 listopada 2023, o 14:40

Ja unikam tematów o przeszłości bo gorzej się czuję, jak już to na terapii
Zumba
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 377
Rejestracja: 30 czerwca 2022, o 18:09

6 listopada 2023, o 15:59

Cyprian94 pisze:
6 listopada 2023, o 14:39
Luk pisze:
5 listopada 2023, o 09:14
Fajnie to rozkminiłeś, ma to sens, pewnie trafi do wielu.

Jeśli zezwoliłeś na koncert życzeń to dało by rade coś o osobowości unikającej?
Na razie nie chce dotykać kwestii zaburzeń osobowości, być może w przyszłości.
Ja się zastanawiam czy chciałbyś się może podzielić swoim zdaniem dotyczącym roli antydepresantow w procesie wychodzenia z nerwy?
Awatar użytkownika
Juliaaa78569
Dyżurny na forum Odważny VIP
Posty: 569
Rejestracja: 27 kwietnia 2018, o 16:25

6 listopada 2023, o 18:27

Ciekawe spostrzeżenie, choć nie wiem czy do końca rozumiem. Chociażby Wiktor, który najpierw rozprawił się z nerwicą, a jego życie nadal było dosyć roztrzaskane i nie jestem pewna, czy był do końca szczęśliwy. Noo, pomijajać to, że wyjście z nerwicy dostarcza dosyć dużą dawkę szczęścia.
Zrozumiałam to w ten sposób, że żeby wyjść trwale z nerwicy trzeba być szcześliwym w życiu.

Ja z kolei uważam, że jestem w miarę szczęśliwa w życiu. Zdrowy związek, wymarzone studia, dobre perspektywy na przyszłość, trudna sytuacja rodzinna w większości rozwiązana, przyjaciele są, dobre położenie finansowe, samoocena dobra i pewnie coś by się znalazło. Oczywiście może być lepiej, zawsze może, ale nie dąże do perfekcji. Generalnie zadowolenie z życia jest, dużo na nie pracowałam, a nerwica dalej się bawi :)

Nie rozkminiłam jeszcze dlaczego, ale pewnie trochę praktyki przede mną i może w końcu coś kliknie i bycie w ciągłym lęku zniknie w końcu....

Także, nie wiem, czy dobrze myślę, czy dobrze zrozumiałam, także prosiłabym o opinię i poprawę :)
zxz25
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 168
Rejestracja: 16 października 2021, o 14:28

6 listopada 2023, o 19:56

Też nie do końca zrozumiałam. Chyba, że chodzi o to by w przyszłości ponownie nie rozregulować układu nerwowego? :D

Nie uważam także, że idealizm emocji istnieje, że trzeba być koniecznie szczęśliwym, żeby mieć cel w życiu i spełnienie. Bardziej stoję za równowagą wszystkich emocji, nie wypieraniem ich.
Podstawy na początek dla każdego nerwicowca:
Kanał na YT (Divovick 3 sezony):
https://youtube.com/channel/UCiWlDE21eDlcMr0wscWEGFA
Pomocne posty z forum:
spis-tre-autorami-t4728.html
Blog Katji:
www.czlowiekczujacy.pl
Książki:
"Pokonałem nerwicę" Grzegorz Szaffer
Blog po angielsku (z książka "Bez lęku i bez paniki"): www.anxietynomore.co.uk
Strona www Victora (są tam pomocne nagrania i wpisy): www.emocjobranie.pl
Arya
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 176
Rejestracja: 24 września 2013, o 22:28

6 listopada 2023, o 20:48

Cyprian94 pisze:
6 listopada 2023, o 14:39
Luk pisze:
5 listopada 2023, o 09:14
Fajnie to rozkminiłeś, ma to sens, pewnie trafi do wielu.

Jeśli zezwoliłeś na koncert życzeń to dało by rade coś o osobowości unikającej?
Na razie nie chce dotykać kwestii zaburzeń osobowości, być może w przyszłości.
Mnie też by interesował ten temat jakby co.

A oprócz tego coś o niskim poczuciu wartości i czuciu się nieciekawym człowiekiem. Ostatnio mam takie rozkminy, że jestem nudną osobą. Kiedyś chciałam napisać książkę o swoich przeżyciach (depresja od nastolatki, psychiatryki itp), ale zrezygnowałam bo pomyślałam że to nikogo nie będzie interesować i tylko się zbłaźnię, bo ludzie mają większe problemy niż ja. I nikt nie lubi smutasów. Mam wrażenie że nawet mojego psychiatrę nudzę i wstydzę się mu mówić o sobie. Jak chodziłam na terapię było to samo.

Moje poczucie bycia nudnym wynika też z tego, ze nie mam przyjaciół ani znajomych (=nikt nie chce na mnie marnować czasu bo jestem nieinteresująca). Mam bliskich, w sensie rodzinę, i czuję, że nigdy się to nie zmieni i zostanę kiedyś sama. Jako wysokowrażliwa osoba boję się zranienia i odrzucenia, mam wiele przeżyć typu że koleżanka znalazła sobie fajniejszą koleżankę albo chlopak mnie porzucił (raz nawet bez słowa wyjaśnienia czemu). Czuję dystans do ludzi, nie chce mi się poznawać nikogo. Gdy jestem zmuszona być w towarzystwie to męczę się i czuję agresję nawet.

Mam jeszcze tak, że życie innych ludzi wydaje mi się ciekawsze niż moje i wtedy z automatu czuję się gorzej więc nie chce się do nich zbliżać, żeby nie zobaczyli, że jestem żałosna czy dziwna.

No kurczę, nie wiem czy to dobrze ubrałam w słowa i po co to piszę, dobra nieważne XD
F40.1
Cyprian94
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 98
Rejestracja: 19 maja 2023, o 18:13

7 listopada 2023, o 07:53

Żakuj1497 pisze:
6 listopada 2023, o 14:40
Ja unikam tematów o przeszłości bo gorzej się czuję, jak już to na terapii
Dlatego uważam, że tematy przeszłości warto przepracowywać już po zaburzeniu (gdy objawy miną) lub gdy objawy drastycznie się zmniejszą i wracamy do życia. Na początku terapia powinna skupiać się na mechanizmach - osoba powinna robić coś tu i teraz aby wychodzić z objawów.
Cyprian94
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 98
Rejestracja: 19 maja 2023, o 18:13

7 listopada 2023, o 07:54

Zumba pisze:
6 listopada 2023, o 15:59
Cyprian94 pisze:
6 listopada 2023, o 14:39
Luk pisze:
5 listopada 2023, o 09:14
Fajnie to rozkminiłeś, ma to sens, pewnie trafi do wielu.

Jeśli zezwoliłeś na koncert życzeń to dało by rade coś o osobowości unikającej?
Na razie nie chce dotykać kwestii zaburzeń osobowości, być może w przyszłości.
Ja się zastanawiam czy chciałbyś się może podzielić swoim zdaniem dotyczącym roli antydepresantow w procesie wychodzenia z nerwy?

Nie wiem czy jest to aż temat na oddzielny post - dużo już zostało powiedziane na ten temat. Może masz jakieś konkretne pytania w związku z tym? To tutaj to sobie poruszymy.
Zumba
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 377
Rejestracja: 30 czerwca 2022, o 18:09

7 listopada 2023, o 08:17

Cyprian94 pisze:
7 listopada 2023, o 07:54
Zumba pisze:
6 listopada 2023, o 15:59
Cyprian94 pisze:
6 listopada 2023, o 14:39


Na razie nie chce dotykać kwestii zaburzeń osobowości, być może w przyszłości.
Ja się zastanawiam czy chciałbyś się może podzielić swoim zdaniem dotyczącym roli antydepresantow w procesie wychodzenia z nerwy?

Nie wiem czy jest to aż temat na oddzielny post - dużo już zostało powiedziane na ten temat. Może masz jakieś konkretne pytania w związku z tym? To tutaj to sobie poruszymy.
Brałam antydepresanty długo (7,5 roku) nic ze sobą nie robiłam oprócz tego. Po odstawieniu oczywiście objawy wróciły. 1,5 roku starałam się z wiedzą z forum odburzyc. Ostatnie pół roku stopniowo się zatracalam w tym wszystkim. Przez cały ten okres byłam w stałym kontakcie z psychiatra. W ostatnim czasie kiedy już bardzo zaczęłam tracić na wadze, dopadło mnie totalne poczucie bezsensu psychiatra stanowczo zalecił powrót do leków. Oczywiście nie chce popełniać błędów z przeszłości i tym razem pomimo leków nadal pracować nad sobą. Obawiam się czy nie wpadam w błędne koło i po odstawieniu znowu cały cykl od początku. Masz w swojej pracy jakieś doświadczenia z takimi osobami? Pozdrawiam!
Cyprian94
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 98
Rejestracja: 19 maja 2023, o 18:13

7 listopada 2023, o 08:22

zxz25 pisze:
6 listopada 2023, o 19:56
Też nie do końca zrozumiałam. Chyba, że chodzi o to by w przyszłości ponownie nie rozregulować układu nerwowego? :D

Nie uważam także, że idealizm emocji istnieje, że trzeba być koniecznie szczęśliwym, żeby mieć cel w życiu i spełnienie. Bardziej stoję za równowagą wszystkich emocji, nie wypieraniem ich.
Juliaaa78569 pisze:
6 listopada 2023, o 18:27
Ciekawe spostrzeżenie, choć nie wiem czy do końca rozumiem. Chociażby Wiktor, który najpierw rozprawił się z nerwicą, a jego życie nadal było dosyć roztrzaskane i nie jestem pewna, czy był do końca szczęśliwy. Noo, pomijajać to, że wyjście z nerwicy dostarcza dosyć dużą dawkę szczęścia.
Zrozumiałam to w ten sposób, że żeby wyjść trwale z nerwicy trzeba być szcześliwym w życiu.

Ja z kolei uważam, że jestem w miarę szczęśliwa w życiu. Zdrowy związek, wymarzone studia, dobre perspektywy na przyszłość, trudna sytuacja rodzinna w większości rozwiązana, przyjaciele są, dobre położenie finansowe, samoocena dobra i pewnie coś by się znalazło. Oczywiście może być lepiej, zawsze może, ale nie dąże do perfekcji. Generalnie zadowolenie z życia jest, dużo na nie pracowałam, a nerwica dalej się bawi :)

Nie rozkminiłam jeszcze dlaczego, ale pewnie trochę praktyki przede mną i może w końcu coś kliknie i bycie w ciągłym lęku zniknie w końcu....

Także, nie wiem, czy dobrze myślę, czy dobrze zrozumiałam, także prosiłabym o opinię i poprawę :)
Nie chodzi mi tutaj o idealizm emocji. Byłoby tu "sztuczne". Wszystkie emocje są potrzebne ale być może nie wszystkie są chciane i pożądane. Mówiąc "szczęśliwy" nie mam na myśli tego, że osoba nie odczuwa niechcianych emocji. Chodzi mi bardziej o to, że gdy nasze życie jest w miarę poukładane, to nie żyjemy cały czas w napięciu i niechcianych emocjach, z którymi często nie umiemy sobie poradzić. Musimy umieć przeżywać niechciane emocje, puszczać je, przede wszystkim rozwiązywać trudne sytuacje i wracać do balansu emocjonalnego.

Jeżeli nie umiemy kooperować ze stresem i trudnymi emocjami a dodatkowo nasze życie jest rozwalone (nie jesteśmy w nim spełnieni) to jedyne co kreujemy to ciągłe napięcie. Nasz układ nerwowy nie lubi być ciągle w reakcji walcz / uciekaj a jeśli nasze życie nie jest udane dla nas samych, to właśnie cały czas w jakiś sposób tkwimy w tej reakcji.

Przeczytajcie jeszcze raz mój fragment z wpisu z dnia piątego:

"Można powiedzieć, że wszystko rozbija się o hiperstymulację układu nerwowego. W idealnym życiu Twój współczulny układ nerwowy (reakcja walcz-uciekaj) powinna być raczej uruchamiana co jakiś czas. Idąc za przykładem, możemy to porównać do świata zwierząt. Na przykład jak jakieś zwierzę zostanie zaatakowane to albo zginie, albo wygra walkę, albo ucieknie. Jednak cała procedura będzie trwała dłuższą chwilę (z reguły) - nie będzie to chroniczna czy permanentna sytuacja. Po tej sytuacji, zwierzyna ma czas na regenerację - uruchamia się przywspółczulny układ nerwowy (traw-odpoczywaj). Dzięki temu organizm wraca do balansu i jest przygotowany do kolejnej walki.

...

Jeżeli chodzi o sytuację z naszego życia to na przykład miałeś w ciągu dnia stresującą sytuację (kłótnie z partnerem) ale wszystko sobie wyjaśniliście i jest między Wami w porządku. Po załagodzeniu konfliktu, Wasz układ nerwowy wpada w regenerację (przywspółczulny) do końca dnia i w nocy dodatkowo wzmocni regenerację przez sen. Rano wstajecie i prawdopodobnie Wasz układ nerwowy jest w harmonii. Ewentualnie po kłótni pojawi się jakiś objaw psychosomatyczny jak np. ból głowy ale w niedługim czasie powinien minąć. Patrząc na obrazek (pierwsza część) każdy kolor pomarańczowy rekompensuje się kolorem fioletowym i pod kątem psychicznym jesteście zdrowi.

Ale nie żyjemy w idealnym świecie i zdarzają się dużo bardziej niewygodne sytuację jak traumy, ciągły, chroniczny stres, znajdowanie się w sytuacji bez wyjścia nawet latami (np. procesy sądowe albo życie z psychopatą). Nie chce wymieniać tutaj wszystkich potencjalnych przyczyn ponieważ to temat na oddzielny wpis.

W każdym razie Wasz stres w jakiś sposób się nie kończy (ciągle przetwarzacie jakąś sytuacje w głowie, kumulujecie emocje, których nie wyrażacie w związku z jakąś sytuacją, jesteście w bardzo toksycznej relacji itd.). Co się wtedy dzieje? Wasz układ nerwowy co raz rzadziej, a po czasie już w ogóle nie wchodzi w regenerację. Cały czas jest utrzymany w reakcji współczulnego układu nerwowego (walcz-uciekaj) - na obrazku to kolor pomarańczowy (spójrz na "stress phase" na obrazku)."

Więc tak zxz25 także stoję za równowagą wszystkich emocji.

Co do tego co napisałaś Juliaaa78569,

na początku chce zaznaczyć, że to co napisałem w tym poście nie jest jedynym powodem utrzymywania się zaburzenia. Często gęsto, naprawdę jest to kwestia błędnego koła lękowego. Dlatego zawsze powtarzam, że pierwszym krokiem jest porządne zrozumienie zaburzenia, czym się kieruje, jakie są jej prawa i działanie na samo zaburzenie - przerywanie tego koła.

Po drugie to właśnie bardzo wiąże się z tym co napisałem w tym poście. Szukanie równowagi i spełnienia w życiu odbywa się tu i teraz. Teraz kreujesz spokój i skupiasz się na czymś innym niż na zaburzeniu. To wszystko bierze się ze zrozumienia jak działa nasz mózg. On teraz kreuje dane ścieżki neuronowe. Więc to także przerywa nasze koło lękowego.

Pamiętajmy, że nasz mózg odpowiedzialny za te reakcje, nie do końca ma takie poczucie czasu jak my je rozumiemy. On teraz kreuje niebezpieczeństwo albo nie. Budowanie udanego życia, to zapewnianie naszego mózgu w czasie teraźniejszym, że jest w porządku - utrzymujesz organizm w przywspółczulnym układzie nerwowym (odpoczywaj / traw).

To co się stało w przeszłości, owszem może mieć bardzo duży wpływ na teraźniejszość, to jakie podejmiesz decyzję. Jednak ciągle szukanie przyczyn w przeszłości czy w swoich cechach osobowości, nie do końca kreuje obecnie Twoje bezpieczeństwo. Te sytuacje już minęły, TERAZ musisz zapewnić mózg, że jest w porządku więc TERAZ kreuj swój spokój, szczęście i spełnienie.

Przeszłości nie zmienisz, swojego temperamentu też za bardzo nie.
Z jakiś powodów mamy masę neurotyków, którzy nie mają zaburzeń.
Z jakiś powodów mamy masę osób, które były ztraumatyzowane i nie mają zaburzeń, rozumiesz?

Często te osoby ruszyły dalej ze swoim życiem.

Nie zrozum mnie źle, terapia, dzieciństwo, schematy mogą mieć właśnie kolosalny wpływ na Twoje poczucie szczęścia obecnie - być może nabrałaś jakiś patologicznych schematów z dzieciństwa lub kompletnie nie rozumiesz swoich emocji - i być może konieczne jest to przepracować abyś mogła teraz budować szczęśliwe życie. W tym poście mi chodziło raczej o to, co jest wspólnym mianownikiem, do czego tak naprawdę dążymy i na co już dziś warto zwracać uwagę aby poczuć się lepiej.

Tak na koniec pamiętajmy, że poukładanie naszego życia może w jakiś sposób zapobiegać nawrotom na przyszłość. Nawet jeśli nie będzie w pełni zapobiegać, to na pewno pomoże.
Cyprian94
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 98
Rejestracja: 19 maja 2023, o 18:13

7 listopada 2023, o 08:54

Zumba pisze:
7 listopada 2023, o 08:17
Cyprian94 pisze:
7 listopada 2023, o 07:54
Zumba pisze:
6 listopada 2023, o 15:59


Ja się zastanawiam czy chciałbyś się może podzielić swoim zdaniem dotyczącym roli antydepresantow w procesie wychodzenia z nerwy?

Nie wiem czy jest to aż temat na oddzielny post - dużo już zostało powiedziane na ten temat. Może masz jakieś konkretne pytania w związku z tym? To tutaj to sobie poruszymy.
Brałam antydepresanty długo (7,5 roku) nic ze sobą nie robiłam oprócz tego. Po odstawieniu oczywiście objawy wróciły. 1,5 roku starałam się z wiedzą z forum odburzyc. Ostatnie pół roku stopniowo się zatracalam w tym wszystkim. Przez cały ten okres byłam w stałym kontakcie z psychiatra. W ostatnim czasie kiedy już bardzo zaczęłam tracić na wadze, dopadło mnie totalne poczucie bezsensu psychiatra stanowczo zalecił powrót do leków. Oczywiście nie chce popełniać błędów z przeszłości i tym razem pomimo leków nadal pracować nad sobą. Obawiam się czy nie wpadam w błędne koło i po odstawieniu znowu cały cykl od początku. Masz w swojej pracy jakieś doświadczenia z takimi osobami? Pozdrawiam!
Hmmm...

Często bywa tak, że jak się odstawia leki, to mimo wiedzy o zaburzeniu wszystko wraca. Jest to bardzo logiczne ponieważ wiedza nie zapewnia wyjścia z zaburzenia. Tą wiedzę, trzeba jeszcze wdrożyć.

Branie leków i odburzanie, to tak jak jeżdżenie samochodem jako pasażer i uczenia się w teorii jak się jeździ.

Wychodzenie z zaburzenia, to na poziomie chemicznym, tworzenie nowych ścieżek neuronowych. Czy wiedza i branie leków powodują, że tworzysz te nowe ścieżki?

Weźmy przykład. Masz objawy XYZ. Normalnie gdybyś nie miała tych objawów, to codziennie grałabyś na gitarze - bo lubisz, bo to Twoja pasja. Załóżmy, że objawy szaleją a ty nie masz ochoty na granie na gitarze i wgl nie możesz się skupić.

Załóżmy że weźmiesz leki i objawy znikają lub się zmniejszają. Zaczynasz grać na gitarze i czujesz się świetnie. Czy to, że czujesz świetnie, grając na niej, wynika z tego, że mimo objawów przekonałaś mózg, że się nie boisz i objawy chociaż trochę się zmniejszyły po kilku miesiącach czy to, że czujesz się świetnie wynika z tego, że leki w tym momencie podnoszą Twój poziom serotoniny i dopaminy?

Czy chwilowe podniesienie np. serotoniny i dopaminy nauczyło Twój mózg, że warto np. grać na tej gitarze mimo objawów i lęków?

ABSOLUTNIE NIE.

Nie krytykuje leków, często ratują życie np. w depresjach czy próbach samobójczych lub często pomagają na początku zaburzenia jakoś przetrwać.

Ale przychodzi czas kiedy musisz wyruszyć w swoją podróż samodzielnie. Inaczej człowiek stoi w miejscu. Zaburzenie nic Ci nie może zrobić. Jeżeli masz stwierdzoną tylko nerwice a nie jakąś anoreksje na przykład, to śmiało możesz próbować odstawić leki.

Teraz żeby było jasne. Leki mogą "wyleczyć" zaburzenie jeśli mowa o przeciążeniu emocjonalnym bez mechanizmu lękowego. Moja mama była takim przypadkiem (umarła jej mama, moja babcia i zaczęły się objawy), dostała leki na pół roku i w sumie po 2 miesiącach je przerwała bo nic jej już nie dolegało. Nikt nic jej nie tłumaczył, ona nie bała się tego stanu bo wiedziała, że to jej "żałoba" i nawet nie potrzebowała brać tych leków przez 6 msc. Od tamtej pory minęło 10 lat i jest normalnie.
Zumba
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 377
Rejestracja: 30 czerwca 2022, o 18:09

7 listopada 2023, o 10:31

Cyprian94 pisze:
7 listopada 2023, o 08:54
Zumba pisze:
7 listopada 2023, o 08:17
Cyprian94 pisze:
7 listopada 2023, o 07:54



Nie wiem czy jest to aż temat na oddzielny post - dużo już zostało powiedziane na ten temat. Może masz jakieś konkretne pytania w związku z tym? To tutaj to sobie poruszymy.
Brałam antydepresanty długo (7,5 roku) nic ze sobą nie robiłam oprócz tego. Po odstawieniu oczywiście objawy wróciły. 1,5 roku starałam się z wiedzą z forum odburzyc. Ostatnie pół roku stopniowo się zatracalam w tym wszystkim. Przez cały ten okres byłam w stałym kontakcie z psychiatra. W ostatnim czasie kiedy już bardzo zaczęłam tracić na wadze, dopadło mnie totalne poczucie bezsensu psychiatra stanowczo zalecił powrót do leków. Oczywiście nie chce popełniać błędów z przeszłości i tym razem pomimo leków nadal pracować nad sobą. Obawiam się czy nie wpadam w błędne koło i po odstawieniu znowu cały cykl od początku. Masz w swojej pracy jakieś doświadczenia z takimi osobami? Pozdrawiam!
Hmmm...

Często bywa tak, że jak się odstawia leki, to mimo wiedzy o zaburzeniu wszystko wraca. Jest to bardzo logiczne ponieważ wiedza nie zapewnia wyjścia z zaburzenia. Tą wiedzę, trzeba jeszcze wdrożyć.

Branie leków i odburzanie, to tak jak jeżdżenie samochodem jako pasażer i uczenia się w teorii jak się jeździ.

Wychodzenie z zaburzenia, to na poziomie chemicznym, tworzenie nowych ścieżek neuronowych. Czy wiedza i branie leków powodują, że tworzysz te nowe ścieżki?

Weźmy przykład. Masz objawy XYZ. Normalnie gdybyś nie miała tych objawów, to codziennie grałabyś na gitarze - bo lubisz, bo to Twoja pasja. Załóżmy, że objawy szaleją a ty nie masz ochoty na granie na gitarze i wgl nie możesz się skupić.

Załóżmy że weźmiesz leki i objawy znikają lub się zmniejszają. Zaczynasz grać na gitarze i czujesz się świetnie. Czy to, że czujesz świetnie, grając na niej, wynika z tego, że mimo objawów przekonałaś mózg, że się nie boisz i objawy chociaż trochę się zmniejszyły po kilku miesiącach czy to, że czujesz się świetnie wynika z tego, że leki w tym momencie podnoszą Twój poziom serotoniny i dopaminy?

Czy chwilowe podniesienie np. serotoniny i dopaminy nauczyło Twój mózg, że warto np. grać na tej gitarze mimo objawów i lęków?

ABSOLUTNIE NIE.

Nie krytykuje leków, często ratują życie np. w depresjach czy próbach samobójczych lub często pomagają na początku zaburzenia jakoś przetrwać.

Ale przychodzi czas kiedy musisz wyruszyć w swoją podróż samodzielnie. Inaczej człowiek stoi w miejscu. Zaburzenie nic Ci nie może zrobić. Jeżeli masz stwierdzoną tylko nerwice a nie jakąś anoreksje na przykład, to śmiało możesz próbować odstawić leki.

Teraz żeby było jasne. Leki mogą "wyleczyć" zaburzenie jeśli mowa o przeciążeniu emocjonalnym bez mechanizmu lękowego. Moja mama była takim przypadkiem (umarła jej mama, moja babcia i zaczęły się objawy), dostała leki na pół roku i w sumie po 2 miesiącach je przerwała bo nic jej już nie dolegało. Nikt nic jej nie tłumaczył, ona nie bała się tego stanu bo wiedziała, że to jej "żałoba" i nawet nie potrzebowała brać tych leków przez 6 msc. Od tamtej pory minęło 10 lat i jest normalnie.
Bardzo Ci dziękuję za taki wyczerpujący wpis. Podobnie właśnie tlumaczy mi sprawę psychiatra tylko oczywiście bardziej na rzecz powrotu do leków 😉 właśnie mnie zastanawiała ta serotonina, dopamina i reszta neuroprzekaźnikow...tlumaczy to zupełnie inaczej niż ja do tej pory o tym myślałam. Bo poziom tych neuro wzrasta w mózgu już od pierwszej tabletki, a poprawa po tygodniach. Teraz były badania, które wskazują na to, że to nie o poziom neuroprzekaznikow chodzi tylko o odbudowę hipokampa (który pod wpływem wysokich dawek kortyzolu w zaburzeniu lękowym traci polaczenia), wyższy poziom neuroprzekaznikow powoduje odbudowę tych połączeń trwałą jeśli poza braniem leków zmienia się nawyki, które do zaburzenia doprowadziły, głównie chodzi mu o nawyki myślowe, przekonania itd. Stąd właśnie moje rozterki czy wsparcie lekami, po 1,5 roku walki na "żywca" coś zmieni trwale...ehh ciężko 😔
Cyprian94
Zarejestrowany Użytkownik
Posty: 98
Rejestracja: 19 maja 2023, o 18:13

7 listopada 2023, o 10:46

Zumba pisze:
7 listopada 2023, o 10:31
Cyprian94 pisze:
7 listopada 2023, o 08:54
Zumba pisze:
7 listopada 2023, o 08:17


Brałam antydepresanty długo (7,5 roku) nic ze sobą nie robiłam oprócz tego. Po odstawieniu oczywiście objawy wróciły. 1,5 roku starałam się z wiedzą z forum odburzyc. Ostatnie pół roku stopniowo się zatracalam w tym wszystkim. Przez cały ten okres byłam w stałym kontakcie z psychiatra. W ostatnim czasie kiedy już bardzo zaczęłam tracić na wadze, dopadło mnie totalne poczucie bezsensu psychiatra stanowczo zalecił powrót do leków. Oczywiście nie chce popełniać błędów z przeszłości i tym razem pomimo leków nadal pracować nad sobą. Obawiam się czy nie wpadam w błędne koło i po odstawieniu znowu cały cykl od początku. Masz w swojej pracy jakieś doświadczenia z takimi osobami? Pozdrawiam!
Hmmm...

Często bywa tak, że jak się odstawia leki, to mimo wiedzy o zaburzeniu wszystko wraca. Jest to bardzo logiczne ponieważ wiedza nie zapewnia wyjścia z zaburzenia. Tą wiedzę, trzeba jeszcze wdrożyć.

Branie leków i odburzanie, to tak jak jeżdżenie samochodem jako pasażer i uczenia się w teorii jak się jeździ.

Wychodzenie z zaburzenia, to na poziomie chemicznym, tworzenie nowych ścieżek neuronowych. Czy wiedza i branie leków powodują, że tworzysz te nowe ścieżki?

Weźmy przykład. Masz objawy XYZ. Normalnie gdybyś nie miała tych objawów, to codziennie grałabyś na gitarze - bo lubisz, bo to Twoja pasja. Załóżmy, że objawy szaleją a ty nie masz ochoty na granie na gitarze i wgl nie możesz się skupić.

Załóżmy że weźmiesz leki i objawy znikają lub się zmniejszają. Zaczynasz grać na gitarze i czujesz się świetnie. Czy to, że czujesz świetnie, grając na niej, wynika z tego, że mimo objawów przekonałaś mózg, że się nie boisz i objawy chociaż trochę się zmniejszyły po kilku miesiącach czy to, że czujesz się świetnie wynika z tego, że leki w tym momencie podnoszą Twój poziom serotoniny i dopaminy?

Czy chwilowe podniesienie np. serotoniny i dopaminy nauczyło Twój mózg, że warto np. grać na tej gitarze mimo objawów i lęków?

ABSOLUTNIE NIE.

Nie krytykuje leków, często ratują życie np. w depresjach czy próbach samobójczych lub często pomagają na początku zaburzenia jakoś przetrwać.

Ale przychodzi czas kiedy musisz wyruszyć w swoją podróż samodzielnie. Inaczej człowiek stoi w miejscu. Zaburzenie nic Ci nie może zrobić. Jeżeli masz stwierdzoną tylko nerwice a nie jakąś anoreksje na przykład, to śmiało możesz próbować odstawić leki.

Teraz żeby było jasne. Leki mogą "wyleczyć" zaburzenie jeśli mowa o przeciążeniu emocjonalnym bez mechanizmu lękowego. Moja mama była takim przypadkiem (umarła jej mama, moja babcia i zaczęły się objawy), dostała leki na pół roku i w sumie po 2 miesiącach je przerwała bo nic jej już nie dolegało. Nikt nic jej nie tłumaczył, ona nie bała się tego stanu bo wiedziała, że to jej "żałoba" i nawet nie potrzebowała brać tych leków przez 6 msc. Od tamtej pory minęło 10 lat i jest normalnie.
Bardzo Ci dziękuję za taki wyczerpujący wpis. Podobnie właśnie tlumaczy mi sprawę psychiatra tylko oczywiście bardziej na rzecz powrotu do leków 😉 właśnie mnie zastanawiała ta serotonina, dopamina i reszta neuroprzekaźnikow...tlumaczy to zupełnie inaczej niż ja do tej pory o tym myślałam. Bo poziom tych neuro wzrasta w mózgu już od pierwszej tabletki, a poprawa po tygodniach. Teraz były badania, które wskazują na to, że to nie o poziom neuroprzekaznikow chodzi tylko o odbudowę hipokampa (który pod wpływem wysokich dawek kortyzolu w zaburzeniu lękowym traci polaczenia), wyższy poziom neuroprzekaznikow powoduje odbudowę tych połączeń trwałą jeśli poza braniem leków zmienia się nawyki, które do zaburzenia doprowadziły, głównie chodzi mu o nawyki myślowe, przekonania itd. Stąd właśnie moje rozterki czy wsparcie lekami, po 1,5 roku walki na "żywca" coś zmieni trwale...ehh ciężko 😔
"wyższy poziom neuroprzekaznikow powoduje odbudowę tych połączeń trwałą jeśli poza braniem leków zmienia się nawyki, które do zaburzenia doprowadziły, głównie chodzi mu o nawyki myślowe, przekonania itd"

No właśnie a co oprócz leków powoduje także tą odbudowę? Zwiększenie tych neuroprzekaźników naturalnie poprzez uspokojenie się i próba zmiany swojego życia na lepsze.

Być może branie leków jednocześnie z odburzaniem pomoże ale nie poznałem jeszcze ani jednej osoby, która z tego wyszła biorąc leki. Dopóki nie zmierzmy się z rzeczywistością bez leków to może być ciężko. Jeżeli są tu osoby, które wyszły z zaburzenia biorąc jednocześnie leki, to proszę zgłoście się :)
ODPOWIEDZ