
-miałam trudne dzieciństwo i wyniosłam z niego masę negatywnych schematów
-jestem nadwrażliwa na bodźce, w momencie przebodźcowania wyłącza mi się mózg a ciało zamraża, a jestem otoczona ciągłym hałasem (remonty, wiercenie, stare okna które przepuszczają dźwięk z ulicy i jak przejeżdża tramwaj, to czuję aż fizyczny ból, a w upały to już w ogóle zdycham i do niczego się nie nadaję)
-cierpię na bezsenność
-nie jestem w stanie dać rady w żadnej pracy na pełen etat (8h) i która jest na rano, a 99,9% prac taka właśnie jest
-jestem introwertyczką, męczę się w pracy z ludźmi, byłam na stażu 4 miesiące i ledwie dałam radę, męczyłam się potwornie
(ogólnie ten staż był informacją zwrotną, która mi pokazała jak bardzo nie nadaję się do pracy i że nie dam rady na etacie na dłuższą metę- czuję w związku z tym potworny niepokój co będzie dalej- na razie, całe szczęście pomaga mi rodzina, ale nie mogę wiecznie od nich brać)
-jestem dosłownie opętana ambicjami i wizją założenia własnej firmy, czuję silny przymus działania, rzeczy do ogarnięcia jest dużo i wymaga to czasu i cierpliwości, nie da się tego zrobić na już, jednak ciągle słyszę od ojca komentarze typu "tylko żeby te twoje plany założenia firmy nie skończyły się na łożu śmierci", sugestie że za wolno mi to idzie i inne podobne wbijane szpile od innych osób, bardzo mnie to boli jako osobę perfekcjonistyczną i ambitną, która robi tyle ile może żeby prace nad tym szły do przodu, aż mam ochotę coś sobie zrobić po takim komentarzu
-okazało się, że mam dostać od babci pieniądze na kupno mieszkania, co było wielkim szcześciem, jednak też wymaga sporo uwagi, trzeba wszystko sprawdzać żeby nie zostać oszukanym itp, żeby wybrać dobre mieszkanie, to mój pierwszy tego rodzaju życiowy wybór, jestem świadoma że czeka mnie dużo formalności, sprawdzanie haczyków w umowiach itp, też mi smutno, że będę musiała zostawić współlokatorkę, z którą mieszkałam 8 lat i bardzo się zżyłam, oprócz niej nie mam żadnych innych przyjaciółek (przeprowadzam się do innego miasta, bo tam są bardziej opłacalne ceny mieszkań, a ona nie będzie chciała się przeprowadzać) i jeszcze d tego też muszę kupować to mieszkanie jak najszybciej, bo potem będzie tylko drożej
-od października czeka mnie podyplomówka z rachunkowości i podatków (krok w stronę założenia firmy, obecnie nie mam żadnej wiedzy na temat finansów, dlatego też chcę się nauczyć więc się tam zapisałam)- jest to nowy temat, który wywołuje stres, bo jest dla mnie trudny ale muszę tam iść by mieć jakiekolwiek pojęcie na temat finansów
-samo założenie firmy też wywołuje stres, ale mimo wszystko i tak będę próbowała
Obecnie mam straszny mętlik w głowie co robić, mam strasznie zmrożenie bo tego wszystkiego jest tak dużo, że nie wiem za co się zabrać i mam straszny paraliż decyzyjny. Ciągle słyszę od rodziny komentarze sugerujące, że jestem nieogarnięta życiowo itp, że nadmiernie dramatyzuję, że nie powinnam zwracać uwagi na bodźce które mnie wkurzają, od każdego słyszę inne rady, sprzeczne ze sobą, które jeszcze dodatkowo mieszają mi w głowie i jeszcze bardziej pogłębiają wątpliwości i stres, które i tak już mam. Czy to jest normalne że mam takie zamrożenie i paraliż? Potrafię cały dzień siedzieć i mam wrażenie, że w moim mózgu jest ikonka z takim kółeczkiem które pojawia się gdy strona się ładuje. Kiedy próbuję się zabrać za cokolwiek, wszystko obraca się w kupę, bo jakość moich działań jest na niskim poziomie- zaniki pamięci, niedokładność itp, przez co potem okazuje się, że niepotrzebnie sie za to zabierałam, bo albo coś popsułam albo zrobiłąm to w nieprzemyślany sposób. Czy jestem osobą słabą i niedojrzałą, że odczuwam stres w takich sytuacjach? Czy to normalne, że nie mam siły iść pobiegać? Czy to normalne, że narzekam? Czy to normalne, że nie mogę się zmotywować do tego, żeby poczytać książkę przed spaniem? Jakoś inni mają gorsze problemy w życiu, mają dzieci na utrzymaniu, pracują na pełen etat i jeszcze robią podyplomówkę w weekendy, a ja nie mam siły nawet iść na rozmowę kwalifikacyjną. Czy coś jest ze mną nie tak, że mam taki stan zamrożenia? Bardzo proszę o odpowiedź, bo już sama nie wiem co mam myśleć, powinnam dać sobie prawo do odpoczynku czy wziąć się w garść i ogarnąć te wszystkie rzeczy na raz, tak jak radzą mi to inni? Nie chcę żeby uważali mnie za słabą. I czy to normalne, że inni by dali radę w takiej sytuacji a dla mnie tego wszystkiego jest za dużo? Przepraszam za tak długi post, czuję się tak źle, że mogłabym napisać o tym książkę. Jestem po prostu załamana że nie mam tyle energii co inni żeby dawać radę ogarnąć wszystkie sprawy. I jeszcze na dodatek przytrafia mi się zjazd w momencie, kiedy potrzebuję najwięcej energii. Nawet nie mam z kim porozmawiać, bo wszyscy mi tylko dowalają, a terapia by była dopiero za 2 lata
