Zaczęło się 2 lata temu, kiedy umierał mój tata. Bardzo to przeżywałem i wtedy pierwszy raz w życiu działy się z moim organizmem dziwne rzeczy. Napady lęku, mroczki przed oczami, poczucie, że za chwilę stanie się ze mną coś bardzo złego. Po śmierci ojca wyjechałem do pracy i wszystko minęło. Miałem spokój, do czasu...
Od kilku tygodni znów żyję w dużym stresie. W tym czasie zbiegły się z tym takie objawy:
- bóle głowy, lekkie. Czasami za uchem, czasami w skroniach, drętwienie i mrowienie, różnie
- te same objawy w kościach policzkowych również
- znów czasami podwójne widzenie literek w telefonie
- strach, że jestem ciężko chory
- wmawianie sobie, że mam w głowie jakiegoś guza czy coś. Wczoraj np. czytając kilka razy zmieniłem końcowkę wyrazu i już zapaliła mi się lampka. Dziś mówiąc pomyliłem słowo i oczywiście od razu myśl, że postępuje choroba, masakra
I tak się zastanawiam czy to coś poważnego, czy w momencie gorszym znów dopadła mnie nerwica. Czytałem tutaj wiele tematów o tym i od razu jakoś mi lżej było, bo wiele osób opisywało i moje dolegliwości.